Inwestycyjne rozdwojenie jaźni.
Dobiegający powoli końca rok 2025 był pięknym przykładem dysonansu poznawczego, który przeżywa wielu początkujących inwestorów, którzy z jednej strony słyszą, że mają regularnie kupować akcje, a z drugiej są zewsząd bombardowani nagłówkami o nadchodzącym kryzysie. W dzisiejszym wpisie opiszę, w co inwestować w 2026 roku w kontekście wycen akcji, sytuacji na rynku obligacji oraz bardzo szalonego roku na kruszcach i kryptowalutach. Będzie co komentować, bo sytuacja na większości rynków jest niezwykle ciekawa (jeśli nie napięta), a dziś pokuszę się o krótsze niż zwykle, ale precyzyjne i zachęcające do refleksji komentarze, którymi mam nadzieję wywołać jeszcze ciekawsze dyskusje pod wpisem.
Jak już przy komentarzach jesteśmy, to przypominam, że od kilku miesięcy prowadzimy z Mariką też profil Inwestomat na Instagramie (kliknij by obserwować!), na którym pojawia się wiele ciekawych komentarzy, na które oczywiście odpowiadamy :).
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Jakie stopy zwrotu dały poszczególne indeksy akcji w 2025 roku i jak wysokie są ich wyceny u progu 2026 roku.
- Jaka panuje sytuacja na rynku obligacji w kontekście inflacji, stóp procentowych i rentowności obligacji skarbowych.
- Co sądzę o rynku kryptowalut, kruszców oraz surowców w kontekście nadchodzącego 2026 roku.
- Ile zarobiłem na giełdzie w 2025 roku i co znajduje się w moim portfelu.
Rynki akcji przed 2026
W świecie akcji istnieje bardzo żartobliwe, ale trafne powiedzenie dotyczące osób stale spodziewających się kryzysów lub krachów na giełdzie:
Ten człowiek przewidział 30 z ostatnich 2 kryzysów.
Stwierdzenie to może dotyczyć wielu sławnych, ale budzących kontrowersje inwestorów giełdowych takich jak Michael Burry czy Ray Dalio, którzy zasłynęli tym, że przewidzieli kiedyś poprawnie jeden lub dwa kryzysy, ale ze względu na swój pesymizm, przepowiadają je niemal co roku, myląc się w 90-95% przypadków! Mimo wszystko ogromne grupy inwestorów darzą tych ludzi szacunkiem, są zapraszani do mediów, a nawet uchodzą za giełdowych guru, mimo że zazwyczaj nie mają racji, wręcz „pisząc scenariusze kryzysu pod tezę”, tak, jakby uzależnili się od tego, że stając w kontrze do większości inwestorów, mieli ten raz lub dwa rację i zrobiło się o nich głośno.
Tacy popularni inwestorzy zachowują się moim zdaniem niedojrzale i wprost przeciwnie do mojego „inwestycyjnego idola” w postaci Warrena Buffetta, który chociaż śmiało dzieli się swoimi opiniami o giełdzie i rynku akcji, to nigdy nie stawia się w pozycji nieomylnego guru i z pokorą przyjmuje to, co przynosi mu rynek. Nawet gdy się myli. W tytule tego wpisu napisałem o dzieciach hossy oraz wiecznych zwiastunach kryzysu. To właśnie tych drugich słychać ostatnio głośno, bo mimo że od lat wprost krzyczą, że akcje największych spółek w głównych światowych indeksach są drogie, to teraz mają nowego przeciwnika, jakim jest „bańka AI”.
Głównymi oponentami zwiastujących duży kryzys związany z przesadnie wysoko wycenianymi spółkami związanymi ze sztuczną inteligencją są tzw. „dzieci hossy” jak pejoratywnie określa się inwestorów będących na rynku od mniej niż 16 lat (którzy zaczęli inwestować po 2009) i którzy nie przeżyli jeszcze ani jednego dużego kryzysu. Bardzo wielu z nich to inwestorzy pasywni, którzy kupują regularnie niezależnie od cen (i wycen) akcji, więc to ich oskarża się o wspieranie rosnącej „bańki spekulacyjnej” i dolewanie do niej paliwa w postaci comiesięcznie oszczędzanych i inwestowanych w fundusze indeksowe (w tym ETF-y) środków.
Jaki jest stan gry? Na razie zdecydowane zwycięstwo odnoszą „dzieci hossy”, właściwie od lat wygrywając ze zwiastującymi kryzys, którzy grają na spadki indeksów akcji lub po prostu unikają inwestowania w akcje. Gdzie leży prawda? Myślę, że jak zwykle gdzieś pośrodku, ale żeby ją znaleźć należy przyjrzeć się liczbom (cenom, wycenom, sektorom gospodarki) nieco chłodniej i bardziej merytorycznie, co spróbuję teraz zrobić.
Stopy zwrotu z akcji w 2025
Rok 2025 zostanie zapamiętany jako kolejny dobry rok na rynkach akcji, ale warto zauważyć, że nie był tak łaskawy dla liderów ostatnich lat (np. USA i Indii), jak dla gorzej radzących sobie w ostatnich latach rynków drugiej i trzeciej prędkości, np. Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Kanady, Chin, czy… Polski. Jest mi niezwykle miło ogłosić, że w przeliczeniu na USD polski WIG (indeks szerokiego rynku GPW) dał w 2025 roku (do chwili, gdy zbierałem dane do tego wpisu, czyli do 17 grudnia 2025) aż +62,8% rocznie. Jest mi miło również dlatego, że w tym roku miałem średnio 20-25% wartości portfela w polskich akcjach, więc jestem jednym z beneficjentów tego gigantycznego wzrostu cen akcji notowanych w Warszawie. Zaraz zobaczysz, że pod względem wycen polskie spółki są dalej w światowym „ogonie”, ale miło, że w 2025 zobaczyliśmy wreszcie pewien napływ kapitału nad Wisłę.
Jako że rynki wschodzące w postaci indeksu MSCI Emerging Markets przyniosły w 2025 roku wyższą stopę zwrotu od rynków rozwiniętych w formie indeksu MSCI World (+26,7% wobec +18,5%), to jest to jeden z nielicznych lat, kiedy globalny MSCI ACWI pokonał indeks samych rynków rozwiniętych MSCI World. MSCI ACWI pokonał też S&P 500 (+19,2% wobec +16,2%), co w ostatnich latach działo się niezwykle rzadko. Przyczyn tego zjawiska może być wiele, ale najprostsze do wyjaśnienia jest to, że tańsze rynki finansowe nadrabiają wobec relatywnie drogiego USA, które rosło od wielu lat, więc inwestorzy szukają tańszych, a więc być może bezpieczniejszych (rozsądniej wycenianych) alternatyw. Dlatego przejdę płynnie do opisu wskaźników wyceny różnych indeksów akcji, pokazując, czemu zwiastuni kryzysu od lat go zapowiadają.
Wyceny akcji przed 2026
Wielu czytelników pyta mnie, czy to właściwy moment na inwestycję w akcje. Równie wielu pyta, czy nie wstrzymać się z nią teraz, by za jakiś czas kupić te same akcje taniej, po spadkach. Standardowo, ogłaszam, że nie mam szklanej kuli i nie wiem, jakie będą przyszłe stopy zwrotu z inwestycji w akcje, więc niestety nie odpowiem (poprawnie) na pytanie o to, czy kupować akcje teraz, czy za 3, 6, 9 ani 12 miesięcy. Wiem jednak, że historycznie kupowanie jednostek indeksu akcji (np. w formie ETF) regularnie co miesiąc opłacało się bardziej od wszelkich form wyczekiwania spadków (np. odkładania środków i czekania z inwestycją na 10/15% spadek).
Równie wiele osób chcąc inwestować w akcje trochę boi się teraz zaczynać, więc pyta mnie, czy kupować je od razu za dużą kwotę, czy rozkładać na transze i kupować przez kilka lub kilkanaście miesięcy co miesiąc. Ponownie: nie umiem (skutecznie) wróżyć, więc nie mam pojęcia, która alternatywa wyjdzie im lepiej (taniej), więc niestety nie pomogę w kwestii przepowiadania przyszłych stóp zwrotu. Wiem jednak, że historycznie zakup indeksu akcji za całą zgromadzoną kwotę (od razu) wychodził w około 60-70% przypadków lepiej niż rozkładanie zakupu na 3/6/12 miesięcy.
Czy na rynku akcji obecnie jest drogo? Oceniając wyprzedzający C/Z (ang. forward P/E), czyli wskaźnik w którym zestawiamy obecne ceny akcji (lub indeksów) z przyszłymi 12-miesięcznymi prognozowanymi zyskami spółek (lub indeksów), można obecną sytuację porównać do np. grudnia 2020 roku, kiedy wskaźniki te świeciły się na czerwono. Tyle że pomimo względnej drożyzny po grudniu 2020 roku mieliśmy cały rok dużych wzrostów (2021), a ochłodzenie w postaci wykasowania większości z tych wzrostów przyszło dopiero w 2022 roku, kiedy też wskaźnik wyprzedzającej ceny do zysku wrócił dla Stanów (S&P 500) z poziomu 22-23 do poziomu 16-17, a dla indeksu akcji globalnych MSCI ACWI – z 18-19 na około 15. Zresztą pisałem o tym, że zrobiło się dużo taniej w ówczesnym wpisie portfelowym (wszystkie poprzednie wpisy tego rodzaju [„w co inwestować”] znajdziesz w tej sekcji spisu treści mojego bloga).
Czy to, że MSCI ACWI notowane jest przy wyprzedzającym C/Z na poziomie 19,1, a USA notowane jest przy wyprzedzającym C/Z na poziomie 22,4 musi oznaczać to, że ochłodzenie przyjdzie już w 2026 roku? Historia pokazuje, że niekoniecznie.
Czy wyżej wymienione, wysokie obecnie wskaźniki wyprzedzającej wyceny oznaczają jednak, że powinniśmy się spodziewać średnich przyszłych stóp zwrotu na poziomach takich jak wcześniej, czyli między 9 a 12% rocznie? Raczej nie, bo ochłodzenie może przyjść nagle lub powoli, w tej czy innej postaci, ale jeśli zyski spółek notowanych w głównych indeksach nie wyjaśnią wkrótce wysokich wycen, to inwestorzy mogą się po prostu znudzić (lub przestraszyć) i przenieść swoje środki gdzie indziej (np. na będące obecnie w niełasce, czyli dość przecenione obligacje skarbowe). Przynajmniej częściowo.
Niewątpliwie ciekawym zjawiskiem jest to, że mimo że agregaty w postaci indeksów MSCI ACWI lub MSCI Emerging Markets mają zbliżone wyceny do grudnia 2020 roku, to poszczególne indeksy krajowe/regionalne już niekoniecznie. Np. chiński MSCI China jest notowany z wyprzedzającym C/Z wynoszącym 12,4, a 5 lat temu było to 15,2, a Strefa Euro (MSCI EMU) jest notowana z wyprzedzającym C/Z 14,9, a 5 lat temu było to 17,2. Pamiętajmy zatem, że to, że indeksy zbiorcze są dość drogie, nie oznacza automatycznie, że wszystkie indeksy wchodzące w ich skład również.
Warto jednak wiedzieć, dlaczego drogie rynki są drogie (a tanie są tanie), więc dla nadania wycenom odpowiedniego kontekstu, zostawię tu kilka wykresów pokazujących ewolucję zysku na akcję (jednostkę) poszczególnych indeksów.
Zyskowność indeksów akcji przed 2026
Kilka wykresów, które wkleję poniżej pochodzi z bardzo użytecznej strony Yardeni Research, którą od lat niezmiennie polecam w celach analitycznych. Pomoże to zrozumieć, czemu to właśnie ceny akcji amerykańskich spółek rosną w ostatnich kilkunastu latach szybciej od akcji notowanych na większości innych rynków finansowych. Na początek porównanie USA kontra reszta krajów rozwiniętych (MSCI Developed World ex-US). To, jak i inne porównania, które tu wkleję wykonane są w dolarze amerykańskim, więc to jasne, że wzrost zysku na jednostkę indeksu dla USA będzie stabilniejszy niż dla innych krajów (bo nie ma tam ryzyka walutowego). W porównaniu do innych rynków rozwiniętych, firmy notowane w USA zwiększają zyski w ostatnich latach w sposób iście imponujący, bo od 2010 roku mamy właściwie ciągły wzrost, a dla reszty gospodarek rozwiniętych jest to rollercoaster, który wzrost przypomina dopiero od 2020 roku:
Jeszcze lepiej ten problem widać, gdy porównamy indeks akcji notowanych w USA do indeksu akcji krajów Strefy Euro (np. Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii). Stany zdecydowanie dominują nad będącym w długoterminowej stagnacji indeksem MSCI EMU (ang. European Monetary Union). Tutaj przewaga USA jest jeszcze bardziej oczywista niż nad MSCI Developed World ex-US, ponieważ MSCI EMU dopiero w ciągu ostatnich miesięcy osiągnął zysk na jednostkę indeksu na poziomie tego z 2011 roku, co jest długoterminowo naprawdę fatalnym wynikiem:
Zwykle porównywałem MSCI USA do MSCI China, ale dziś wybiorę całą grupę rynków wschodzących w postaci indeksu MSCI Emerging Markets. Zyski spółek notowanych na rynkach wschodzących trapi jeszcze większy problem niż spółki notowane w krajach Strefy Euro, bo zysk na jednostkę indeksu MSCI EM od przeszło 14 lat oscyluje wokół tej samej wartości i jest daleki do poziomu poprzedniego maksimum z 2011 roku:
Inwestorzy indeksowi mają więc nie lada zagwozdkę, bo potencjał wzrostu wyników spółek notowanych w USA jest podobnie oczywisty, jak to, że tamtejsze indeksy są od lat drogie, a obecnie biją rekordy swoich wycen wobec ostatnich lat. Tańsze indeksy są tańsze nie bez powodu, bo nie dostarczają odpowiedniego wzrostu wyników, co tłumaczy niższe wyceny MSCI EMU lub MSCI Emerging Markets. Pamiętajmy jednak, że nawet na wysoko wycenianych rynkach zawsze są tańsze i droższe sektory, więc przyjrzyjmy się indeksowi amerykańskich spółek trochę bliżej, by poszukać tych pierwszych.
Wyceny sektorów indeksu S&P 500
Do najtańszych sektorów S&P 500 od ponad 2 lat niezmiennie należą energetyka, finanse, ochrona zdrowia, usługi komunalne i nieruchomości, choć ta pierwsza mocno podrożała w ciągu ostatnich 24 miesięcy (z wyprzedzającego C/Z około 11 na wyprzedzające C/Z około 16). Najdroższe są natomiast sektory dóbr luksusowych oraz technologiczny (IT), przy czym obydwa nieco staniały wobec końca zeszłego (2024) roku. Rok 2025 przyniósł zwiększenie wyceny sektora przemysłowego, telekomunikacyjnego oraz energetycznego:
Spojrzę teraz nieco w dalszej perspektywie 10 lat. Najbliżej swoich 10-letnich przeciętnych wskaźników wyprzedzającej Ceny do Zysku są sektor nieruchomości, usług komunalnych oraz energetyki. Najdalej długoterminowej średniej jest IT, przemysł, telekomunikacja oraz dobra luksusowe (gdzie notowane jest wiele spółek kojarzonych raczej z technologią, np. Amazon i Tesla).
Wyceny są bardzo zróżnicowane, bo najwyżej wyceniane dobra luksusowe oraz IT mają wyprzedzające C/Z na poziomie około 28, podczas gdy najtańsza energetyka oraz finanse – około 16. S&P 500 jest zatem indeksem dwóch (lub trzech prędkości), co można zresztą napisać o większości indeksów świata. Tutaj po prostu zróżnicowanie sektorowe jest większe i sektory, w których jest najwięcej gigantów z Magnificent Seven (IT i dobra luksusowe) ważą najwięcej także w kwestii wysokich wycen. Żadnych oczywistych okazji w przekroju sektorowym nie widzę, może poza ochroną zdrowia, która powoli staje się tradycyjnie tanim sektorem pomimo szybko starzejących się społeczeństw Zachodu.
Boisz się teraz inwestować? Ile musi spaść, byś był na minusie?
Jeśli uważasz, że akcje są drogie, ale inwestujesz nie od dziś, a od przynajmniej kilkunastu miesięcy, to mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Biorąc pod uwagę wieloletni wzrost cen, aby otrzeć się o realną stratę dla większości momentów zakupu nie wystarczy stracić 5 czy 10%. Dla przykładu ktoś, kto zainwestował środki w indeks MSCI ACWI we wrześniu 2022 roku, czyli nieco przeszło 3 lata temu, musiałby teraz stracić 48%, aby relatywnie do ceny zakupu osiągnąć jakąkolwiek stratę!
I wcale nie musimy się cofać do 2022 roku, by wyciągnąć prawie równie optymistyczne wnioski. Jeśli inwestowałeś w akcje z indeksu MSCI ACWI 2 lata temu, bo w grudniu 2023 roku, to musiałbyś stracić około 30%, by osiągnąć stratę wobec ceny zakupu. To dość unikalna sytuacja, która pokazuje, jak duże były wzrosty cen akcji w ostatnich latach, dzięki czemu dla osób uśredniających zakupy indeksu od wielu lat, spadek od szczytu musiałby być naprawdę głęboki, by ci osiągnęli jakąkolwiek stratę wobec swojej średniej ceny zakupu. Oczywiście ta informacja może nie pomagać tym, którzy dopiero zaczynają inwestowanie, ale mam nadzieję, że nieco pocieszy tych, którzy inwestują od paru lat, ale po prostu boją się dokładać teraz.
Pamiętaj, że jeśli inwestujesz pasywnie/indeksowo, to uśredniasz cenę (i kurs waluty) w momencie zakupu, dzięki czemu po latach będzie Ci coraz trudniej (na szczęście) osiągnąć obiektywną stratę. Dla wielu będzie to prawdopodobnie marne pocieszenie, ale jeśli masz intencję, by inwestować długoterminowo, to powinno Ci to wystarczyć, by zacząć, nawet jeśli najgorsze (kryzys) miałoby się wydarzyć zaraz po rozpoczęciu Twojego inwestowania. Jeśli startujesz od zera i dopiero stopniowo budujesz swoje oszczędności, to „tu i teraz”, czyli na samym początku jest właśnie najlepszy moment na kryzys, bo mimo wysokiego obsunięcia kapitału, Ty straciłbyś raczej niewiele.
Muszę przyznać, że miałem ten przywilej i szczęście, by zacząć kupować akcje w 2011 roku (czyli już za chwilę 15 lat temu), co na razie było czasem prawie nieprzerwanej hossy (z kilkoma raczej krótkotrwałymi cofnięciami). To samo w sobie sprawia, że niektórzy nazwą mnie „dzieckiem hossy”, bo nie przeżyłem jeszcze żadnego głębszego krachu na giełdzie, ale daje mi to pewną statystyczną przewagę i siłę. Otóż większość mojego zainwestowanego kapitału to już wypracowany zysk, więc aby być na stracie, musiałbym stracić bardzo, bardzo wiele, co jest statystycznie mało prawdopodobne i dodaje mi otuchy, by dalej inwestować w akcje. Zwłaszcza, że w portfelu mam obecnie około 50% obligacji, o których rynku chciałbym teraz trochę napisać.
Obserwuj moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Rynki obligacji przed 2026
Mimo że inwestuję dopiero od 15 lat, to jest to na tyle długo, by zauważyć, jak bagatelizuje się rolę obligacji w portfelu, gdy na rynkach od lat jest „zielono”. Przyzwyczajeni do dwucyfrowych zysków z akcji w skali roku inwestorzy po prostu gardzą niskimi jednocyfrowymi zyskami, które oferują obligacje skarbowe. Nie mówiąc o potencjalnych stratach, jakie wygenerowały w ostatnich latach obligacje notowane na rynku przez nagły i drastyczny wzrost inflacji i stóp procentowych oraz idący za nim spadek zaufania wobec polityki monetarnej wielu państw świata.
Z obligacjami skarbowymi jest jednak tak, że czasem wystarczy jeden silny ruch w dół na rynku akcji, by inwestorzy giełdowi przypomnieli sobie, dlaczego warto mieć ich w portfelu przynajmniej 10-20%. Zwłaszcza jeśli pomimo spadku inflacji i postępującego obniżania stóp procentowych przez poszczególne kraje, rentowności ich obligacji dalej pozostają na korzystnych z perspektywy inwestorów, wysokich poziomach.
Inflacja przed 2026
Wygląda na to, że inflacja może nie tyle spadła na dobre, ile niedługo ma spaść do poziomów 1-2% rocznie „na dobre”. Oczywiście wielu rozsądnych ekonomistów zastrzega, że nie nastawiałoby się na tak prosty powrót z rejonów 8-20% rocznie do 1-2% rocznie, ale jak pokazują ostatnie 3 lata, wygląda na to, że inflacja lat 2021 i 2022 była raczej przejściową anomalią niż nową normalnością.
W tym kontekście inwestorzy wybierający stałoprocentowe obligacje detaliczne (TOS) mają niezwykle krótką pamięć, bo niektórzy z nich w latach 2021-2023 narzekali na to, że nie zdążyli kupić polskich obligacji indeksowanych inflacją, przez co zamiast 10-20% rocznie zarabiali na obligacjach stałoprocentowych o wiele mniej. Dziś, gdy inflacja jest niższa i od kilku wielu miesięcy waha się pomiędzy 2 a 3%, inwestorzy bardzo chętnie kupują obligacje stałoprocentowe, zapominając o tym, że nie mają żadnego mechanizmu gwarancji pokonania inflacji i nawet jeśli inflacja spadnie, to ich obligacje stałoprocentowe dadzą stopę zwrotu najwyżej o 1-1,5 p.p. wyższą w skali roku od obligacji indeksowanych inflacją.
Przeglądając najnowsze odczyty rocznej inflacji CPI z różnych krajów, widzimy tę samą tendencję spadkową. Niemniej jednak gospodarki rozwinięte typu USA i Niemcy mają niewielki problem ze zbiciem inflacji poniżej 2% i tamtejsze odczyty dalej wynoszą 3% (USA) i 2,3% (Niemcy), co jest odczytem podniesionym wobec lat 2015 – 2020.
Jednak jak pisałem w poprzednim wpisie z tego cyklu: inflacja przestała być w oczach inwestorów problemem. Jednak problemem pozostało zaufanie w siłę obligacji skarbowych, z których bardzo wiele emisji nie pobiło ani nie dorównało pędzącej inflacji ostatnich lat.
Inwestorzy jakby „obrazili się” na obligacje skarbowe, widząc w ostatnich latach nie tylko to, że nie utrzymały wartości ich pieniędzy, ale i realnie straciły przez efekt ryzyka stóp procentowych (gdy stopy procentowe rosną i nowe emisje emitowane są na coraz lepszych warunkach, to trwające, gorzej oprocentowane emisje obligacji tanieją). Efektem jest to, że jako bezpieczne i pewne postrzegane zaczęły być kruszce (złoto, srebro), a nawet kryptowaluty, czyli tradycyjnie bardzo zmienne instrumenty finansowe.
Rentowności obligacji przed 2026
Obligacje skarbowe zachowują swoją wysoką rentowność, bo nie ma na nie dużego popytu wśród inwestorów. Pomimo spadku inflacji oraz sukcesywnego obniżania stóp procentowych, w wielu krajach świata rentowność obligacji 10-letnich jest obecnie na podobnych poziomach, co w 2024 i 2025 roku. Polskie obligacje od przeszło roku oferują około 5,5%, a obecnie jest to nieco mniej, bo 5,3% rocznie. Amerykańskie obligacje 10-letnie oferują 4,1% rocznie, co jest wynikiem praktycznie bardzo podobnym do 2023 i 2024 roku, mimo że od tego czasu stopy procentowe zostały ścięte już kilkukrotnie.
Dlaczego rentowności obligacji skarbowych nie spadają wraz z obniżaniem stóp procentowych? Bo mimo tego, że pogarszają się warunki emisji (obniżane jest oprocentowanie obligacji), to ich ceny na aukcjach oraz na giełdzie są na obniżonym poziomie, przez co rentowność inwestycji w dług, zwłaszcza długoterminowy, pozostaje na podobnym poziomie, co w ostatnich latach. Pokażę Ci to zjawisko na przykładzie Polski i USA, zestawiając na jednym wykresie stopy procentowe z rentownością obligacji 10-letnich obydwu krajów.
Stopy procentowe a polskie obligacje
Idąc za bardzo dobrą sugestią jednego z czytelników, postanowiłem dodać dziś do wpisu wykres stóp procentowych zestawionych z rentownością obligacji 10-letnich dla Polski i USA. Zacznę od naszego kraju, wybierając stopę referencyjną NBP i zestawiając ją z rynkową rentownością obligacji 10-letnich emitowanych przez polski Skarb Państwa. Historia pokazuje, że rentowność obligacji zwykle podąża za wysokością stóp procentowych, choć prawie nigdy nie dzieje się to od razu i zwykle jest tu efekt pewnej bezwładności. Niespotykane było dotychczas jednak to, że stopy procentowe spadły do wartości 1-2%, a rentowność obligacji 10-letnich utrzymywałaby się o więcej niż o 1,5-2 p.p. przez wiele lat.
Jeśli spodziewamy się, że stopy procentowe spadną w rejony 2-3%, to rentowność polskcih obligacji 10-letnich raczej nie na długo pozostanie na poziomie wyższym niż 5%. Oczywiście zależy to od wielu czynników i nigdy nie zmienia się równiótko i „od linijki”, jednak u podstaw mojej spekulacji na obligacjach, którą opisałem w lipcu 2022 roku (we wpisie „Kiedy kupić ETF na indeks polskich obligacji TBSP?„) leżało właśnie to, że rentowność w tamtym okresie (było to około 6-8%) była przesadzona, biorąc pod uwagę wysokość stóp procentowych i perspektywę obniżającej się inflacji.
Spodziewam się więc, że rentowności polskich obligacji skarbowych notowanych na rynku powoli i stabilnie będą dążyć do wysokości obniżanych stóp procentowych, a cierpliwi inwestorzy dalej mogą zarobić na posiadaniu tych obligacji ponadprzeciętnie dużo (zresztą jak w ostatnich latach), o czym wspomnę przy okazji omawiania mojego portfela i jego wyników.
Stopy procentowe a amerykańskie obligacje
Dla USA mamy znacznie dłuższą historię stóp procentowych i rentowności obligacji, ale i tak zdecydowałem się wyciąć „tylko” ostatnie 45 lat, czyli lata 1980 – 2025, co i tak jest okresem wystarczająco długim dla takiej analizy. Jako stopę procentową, przedstawiam tu efektywną stopę FED, która w ostatnich 15 latach wynosiła najwyżej 5,33% (w 2023 i 2024 roku), a obecnie spadła do 3,88%. Mimo tego, że amerykańskie stopy procentowe są obniżane, to rentowność tamtejszych obligacji 10-letnich pozostaje na podwyższonym poziomie (ponad 4%). W przypadku USA historycznie było normą to, że rentowności obligacji długoterminowych spadały znacznie wolniej od stóp procentowych, więc nie powinniśmy się tego spodziewać od razu, a w ciągu 1-3 lat:
Ma to swoje proste uzasadnienie w tym, że inwestorzy chcą najpierw potwierdzenia tego, że sytuacja inflacyjna jest opanowana i wysokie stopy procentowe nie wrócą i dopiero potem „docenią” obligacje napływem swojego kapitału, który zwiększy ich ceny (i obniży rentowności). To nie wydarzyłoby się tylko, gdyby inflacja znów wybiła, a stopy procentowe przestały być obniżane, choć nawet ten trend obniżek stóp procentowych jest dość powolny i wyważony (i słusznie, bo tak powinno się to właśnie robić).
Głównym problemem obligacji może być zatem to, że inwestorzy nazywani „dziećmi hossy” przyzwyczaili się tak bardzo do przewagi stóp zwrotu akcji, złota, srebra i kryptowalut nad obligacjami i nie przeżyli jeszcze żadnego kryzysu, więc część z nich kompletnie nie rozumie roli obligacji w portfelu inwestycyjnym. Powiedzenie „cash is king” (w tym przypadku też „bonds are kings”) ma to do siebie, że inwestorzy przypominają sobie o tym, gdy na rynku akcji są duże spadki, więc ktoś, kto posiada teraz obligacje ma z jednej strony bardzo poprawną stopę zwrotu (z samych odsetek), a z drugiej strony pozycjonuje się pod potencjalnie gorszy czas dla akcji i innych ryzykownych aktywów, przechowując część kapitału (by mieć z czego dokupić w razie kryzysu) w obligacjach skarbowych.
Jednak obligacje obligacjom nierówne i zupełnie czym innym jest posiadanie kapitału w obligacjach skarbowych typu detalicznego/oszczędnościowego (np. TOS/COI/EDO/ROD), a zupełnie czym innym jest zakup ETF-u na obligacje stałoprocentowe o długiej zapadalności, który roluje te obligacje, a więc nigdy się nie kończy i zawsze jest narażony na ryzyko stóp procentowych. Chętnie napiszę o tym osobny wpis (coś w stylu „status spekulacji na obligacjach po 3 latach) jeśli wyrazicie na to chęć w komentarzach.
Pora na omówienie aktywów alternatywnych do akcji i obligacji.
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć bezpieczne konto z bogatą ofertą ETF-ów?
Szukasz dobrego zagranicznego konta maklerskiego?
Aktualny ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Surowce, kruszce i kryptowaluty przed 2026
To zdecydowanie był rok złota i srebra. Odkąd pamiętam, nie widziałem tak dużych stóp zwrotu dla obydwu metali szlachetnych, więc zwiastujący prymat złota i srebra nad akcjami, obligacjami i wszystkim innym mogą wreszcie po latach powiedzieć „a nie mówiliśmy?”, wytykając mi mój sceptycyzm wobec inwestowania zbyt dużego odsetka portfela w metale szlachetne.
Złoto i srebro - gwiazdy 2025 roku
Moją opinię na temat złota zamieściłem we wpisie „Czy warto inwestować w złoto? Opłacalność inwestowania w złoto„, zaś w materiale „Co najlepiej stabilizuje polski portfel inwestycyjny? Obligacje? Złoto? Coś innego?” sprawdziłem, czy złoto nadaje się do stabilizacji wahań portfela.
Mimo tego, że tamte wpisy nie obejmowały stóp zwrotu z 2025 roku (bo były wydane wcześniej), to pokaźne stopy zwrotu ostatnich 12 miesięcy tylko potwierdzają tezę o wyjątkowo wysokiej zmienności notowań metali szlachetnych. Zauważ, że nigdy nie pisałem, że złoto i srebro nie mają szans na wysokie stopy zwrotu. Przyznawałem, że po prostu nie znam się na nich i nie umiem przewidywać przyszłych stóp zwrotu metali szlachetnych, ale widzę i ostrzegam przed ich historyczną zmiennością i nie podoba mi się narracja, jakoby złoto i srebro były zabezpieczeniem portfela (podczas gdy są spekulacyjnymi, bardziej zmiennymi od indeksów akcji aktywami). Niestety ze względu na duże wzrosty ta narracja jest podtrzymywana, a dochodzi do niej to, że „złoto jest najlepszą inwestycją”, co sprawia, że inwestorzy mający złoto lub srebro w portfelu przestają równoważyć proporcje portfela, bo „skoro wzrosło, to warto zostawić je w portfelu” i pod względem wartości mają np. 40 lub 50% a nie 10 lub 20% złota i srebra w portfelu. Masz ten problem? Daj znać w komentarzach, czy w ogóle widzisz w tym jakiś problem.
O ile inwestujący w metale szlachetne nie mają powodów do narzekania, to inwestujący w kontrakty na szerokie koszyki surowców z pewnością nie są z ostatnich 3 lat zadowoleni. Surowce mają to do siebie że są „trudną” i raczej sytuacyjną klasą aktywów, od której przeciętny inwestor powinien trzymać się raczej z daleka. Tak, miały one swój czas przed wzrostem inflacji lat 2021-2022, ale teraz od kilku lat praktycznie stoją w miejscu, gdy inne klasy aktywów o podobnej zmienności radzą sobie o wiele lepiej:
A skoro już padło słowo „zmienność”, to wielu ucieszy się, że poświęcę dziś trochę więcej czasu kryptowalutom, czyli najzmienniejszym ze zmiennych i bardzo popularnym (zwłaszcza wśród młodych inwestorów) sposobom na inwestowanie.
BTC i kolejny cykl halvingowy
Choć nie lubię ani analizy technicznej, ani teorii cykliczności w inwestowaniu (przekonaj mnie w komentarzach, jeśli sądzisz, że da się inwestować na podstawie cykli koniunkturalnych z lepszym wynikiem od po prostu regularnego kupowania akcji), to w przypadku bitcoina i jego halvingów lubię co jakiś czas narysować kilka pionowych kresek na wykresie. Zakładając, że cykle 4-letnie dalej działają, wystarczy teraz poczekać około roku i BTC będzie możliwy do zakupu za 30-40 tys. dolarów.
Czy inwestowanie w bitcoina naprawdę jest takie proste, że wystarczy narysować kreski z halvingami i założyć, że maksimum występuje około roku-półtora po halvingu, a kolejny dołek jakiś rok po ostatnim szczycie (czyli na 1,5 roku przed kolejnym halvingiem)? Piszę to (jak zwykle) żartobliwie, ale właśnie ten rodzaj „inwestowania” w bitcoina przyniósłby w ciągu ostatnich kilku cykli bardzo dobre wyniki. Wiem że sporo osób wraz z popularyzacją funduszy ETF/ETC na bitcoina dołożyło do portfeli bitcoina w ostatnich kilku-kilkunastu miesiącach, ale i tak warto poznać historie, cykle, bo a nuż – może przynajmniej dla bitcoina będą działać „jak trzeba”? Tylko że bitcoin nam jakby przygasa…
Czy siła BTC przygasa?
To nie spodoba się zwolennikom kryptowalut, a przede wszystkim bitcoina, ale z każdym kolejnym cyklem wzrost jego wartości wobec poprzedniego szczytu jest coraz mniejszy.
- 4 grudnia 2013 bitcoin był o 4081% wyżej niż podczas poprzedniego szczytu.
- 16 grudnia 2017 bitcoin był o 1463% wyżej niż podczas poprzedniego szczytu.
- 19 listopada 2021 bitcoin był o 248% wyżej niż podczas poprzedniego szczytu.
- 6 października 2025 bitcoin był już „tylko” o 86% wyżej niż podczas poprzedniego szczytu.
Na wykresie wygląda to następująco:
Oczywiście możemy to tłumaczyć popularyzacją i dojrzewaniem bitcoina i kryptowalut. Możemy próbować robić z tego ich zaletę i przedstawiać to jako coś pozytywnego („dojrzewanie” bitcoina i inwestujących w niego). Jeśli jednak byłby to faktyczny przejaw owego dojrzewania, to wiązałoby się to z równie znacznym obniżaniem maksymalnych spadków (obsunięć) od szczytu. Tylko że w tej kwestii bitcoin dojrzewa jakby o wiele wolniej.
- W listopadzie 2011 obsunięcie od poprzedniego szczytu wyniosło około -93%.
- W styczniu 2015 obsunięcie od poprzedniego szczytu wyniosło około -87%.
- W grudniu 2018 obsunięcie od poprzedniego szczytu wyniosło około -83%.
- W listopadzie 2022 obsunięcie od poprzedniego szczytu wyniosło około -76%.
Widać tu co prawda niewielką poprawę, ale jest ona jedynie kosmetyczna. Faktem pozostaje to, że bitcoin jest instrumentem niezwykle zmiennym o bardzo dużych wahaniach i o ryzyku obsunięcia od szczytu sięgającym nawet 70-90%:
Zwolenników kryptowalut, którzy przygasanie wysokości kolejnych szczytów bitcoina tłumaczą tym, że to postępująca adopcja, regulacje oraz tworzenie się ETF-ów na bitcoina i ich imponujący wzrost aktywów. Oczywiście może być to częściowo prawda, ale jeśli bitcoin dojrzewa w kwestii redukcji wysokości szczytów (a więc zysków), to może pora na to, by zaczął też dojrzewać w kwestii obsunięć? Objawem takiego dojrzewania byłoby to, że kolejny „dołek” byłby nie niżej niż na -60% od poprzedniego szczytu, czyli zakładając, że szczytem było 125 173 dolarów z 6 października 2025, kolejny dołek nie powinien być niżej niż na poziomie około 50 000 dolarów.
Jeśli jednak bitcoin się nie zmienił i dalej demonstruje podobnie powolne dojrzewanie w kwestii maksymalnych obsunięć od szczytu, to w ciągu 1,5 roku możemy zobaczyć poziomy nawet 37 000 dolarów. Oczywiście może się okazać, że cykle 4-letnie się zepsuły, albo że ludzie ogółem przestaną wierzyć w bitcoina, ale napiszę na marginesie, że na ludzkiej wierze można było w przeszłości sporo zarobić i kto wie, czy w przyszłości będzie podobnie. Nic jednak nie jest pewne (zwłaszcza w świecie kryptowalut), więc potraktujmy to po prostu jako żartobliwą prognozę dot. przyszłości (aby było co komentować za rok – dwa).
Mój portfel inwestycyjny na 2026 rok
Przypomnę, że od niedawna zmieniłem formułę wpisów „w co inwestować” i obecnie wydaję je co kwartał, z tym że wyniki i skład mojego portfela publikuję co pół roku (w czerwcu i w grudniu), by nie zanudzać nikogo własnym inwestowaniem. Jako że dziś trafia się edycja grudniowa, to czas na skomentowanie wyników składu i wyników mojego portfela za cały 2025 rok, począwszy od jego proporcji.
Skład mojego portfela na 2026 rok
Prawdopodobnie wiesz, że proporcjami akcji do nie-akcji (głównie obligacji) w moim portfelu steruje tzw. pętla histerezy, którą opisałem we wpisie „Moja strategia inwestycyjna – pętla histerezy„. W dużym uproszczeniu działa to tak, że mam więcej akcji, gdy na rynkach jest tanio i mniej, gdy na rynkach jest drogo z zastrzeżeniem, że zmiany te przebiegają rzadko i „nierówno” w obydwie strony (nie jest to zwykła funkcja liniowa). Od około 12 miesięcy chcę mieć 50% akcji i 50% obligacji w portfelu mimo że w czerwcu 2025 proporcje nieco „wyrwały się spod kontroli” i miałem wtedy 55%/45% na korzyść akcji (bo po prostu akcje mocno wzrosły, a ja nie przeprowadziłem rebalancingu „od linijki”).
Obecne C/Z dla indeksu akcji największych spółek notowanych w USA (S&P 500) wynosi 28,2, co jest jednym z najwyższych odczytów tego wskaźnika od przeszło 3 lat. Wchodząc w większe szczegóły w części akcyjnej mam 35% akcji zagranicznych i 15% akcji notowanych na GPW. W części obligacyjnej mam 20% obligacji zagranicznych i 30% obligacji polskich, więc w moim portfelu mam „niekomfortowo dużo” polskiego złotego (45%), co jest stanem przejściowym, który zamierzam niebawem skorygować.
Długoterminowo nie chciałbym mieć w portfelu więcej niż 30-35% złotego, bo przy sporym majątku nawet tyle uważam za „zbyt wiele”, biorąc pod uwagę to, że nasz kraj nie należy do czołówki gospodarczej świata i nasza waluta jest raczej niszowa w skali całego świata.
Obecny moment uważam za dobry na „przenosiny” części posiadanych przeze mnie złotych na dolary i euro, biorąc pod uwagę ich najniższe od dawna notowania. Przypomnę, że 1 dolar kosztuje obecnie około 3,60, a jeszcze rok temu było to 4,10 złotego, a 1 euro kosztuje obecnie około 4,20, a jeszcze rok temu było to 4,30 złotego. Oczywiście nie jest powiedziane, że niżej nie będzie, ale lepiej kupować zagraniczne akcje, gdy dolar jest nisko, niż gdy ten jest wysoko (choć wszystko jest relatywne i nikt nie mówi, że nie zobaczymy dolara po 3 złote lub mniej, przecież kiedyś to się już zdarzało).
Wyniki mojego portfela w 2025 roku
Biorąc pod uwagę zawirowania na światowych rynkach finansowych oraz bardzo zły rok dla kursu dolara, rok 2025 mimo wszystko uważam za inwestycyjnie udany. W 2025 roku mój portfel inwestycyjny przyniósł wynik około +11,5%, co jest wynikiem znacznie gorszym, niż uzyskałbym, gdybym inwestował tylko akcje z GPW, ale lepszym, niż uzyskałbym inwestując tylko w akcje zagraniczne. Jednocześnie to był bardzo zły rok dla obligacji zagranicznych, które były balastem dla mojego portfela.
Szczerze? Najważniejsze jest dla mnie to, że od 6 lat nie miałem żadnego stratnego roku:
- w 2020 roku osiągnąłem wynik +20,6%,
- w 2021 roku osiągnąłem wynik +19,9%,
- w 2022 roku osiągnąłem wynik +1,2%,
- w 2023 roku osiągnąłem wynik +19,7%,
- w 2024 roku osiągnąłem wynik +16,9%,
- w 2025 roku osiągnąłem wynik +11,5%.
Niektórzy powiedzą, że szału nie ma, ale przypomnę, że w tym okresie posiadałem średnio tylko 55-60% akcji w portfelu, a jego pozostałą część stanowiły zazwyczaj obligacje lub obligacje połączone z metalami szlachetnymi. Oto dokładniejsze zestawienie wyników poszczególnych składowych mojego portfela w czasie:
Nie da się ukryć, że prawie cały wynik w 2025 roku osiągnąłem dzięki akcjom z GPW, które przyniosły mi +49,8% w ciągu 1 roku! Jest to zdecydowanie najlepszy wynik, jaki osiągnąłem na GPW od dawna, co raz jeszcze przypomina mi o tym, że warto inwestować w sposób cierpliwy i nie przejmować się, jeśli przez kilka lat kapitał napływa na GPW raczej powoli.
Co znajduje się w poszczególnych częściach mojego portfela?
- Akcje polskie: mniej niż 10 spółek z GPW / NewConnect.
- Akcje zagraniczne: mniej niż 6 spółek zagranicznych + 2 ETF-y na akcje.
- Obligacje polskie: kilka emisji obligacji skarbowych długoterminowych (stałoprocentowych) notowanych na GPW Catalyst.
- Obligacje zagraniczne: obligacje skarbowe długoterminowe (20+) i średnioterminowe (5-20 lat) notowane na rynku USA i emitentów europejskich.
Wśród akcji są spółki dywidendowe i niedywidendowe (większość nie płaci dywidend). W części zagranicznych akcji coraz większy odsetek stanowią ETF-y. W przypadku zagranicznych obligacji skarbowych zrezygnowałem z ETF-ów chcąc mieć większą kontrolę nad zapadalnością obligacji (typowe ETF-y obligacyjne się nigdy nie kończą, a w tym przypadku chciałbym, by obligacje się kończyły/zapadały, by emitent zwracał mi 100% nominału w konkretnym momencie).
Daj znać, co sądzisz o moim portfelu, jego wynikach oraz perspektywie na przyszłość. Jest on skonstruowany tak, by przynosić dość dobre wyniki w każdych warunkach, choć nie ma portfela idealnego i ostatnie kwartały pokazują, że posiadanie tylu obligacji skarbowych o długiej zapadalności (i wysokiej duracji) może wymagać więcej cierpliwości niż sądziłem, ale i tak wolę to niż za dużo akcji i więcej stresu.
Obserwuj mnie na Twitterze (X):
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Podsumowanie
To czas na podsumowanie tego, w co inwestować w 2026 roku. Wiemy, że akcje są dość drogie, choć to nigdy samo w sobie nie oznacza rychłego kryzysu (możemy mieć dalsze wzrosty, ale wolniejsze niż wcześniej). Wiemy, że obligacje skarbowe są w niełasce od kilku lat i zanim nie będzie żadnej większej paniki na akcjach, mogą niestety w niełasce pozostać. Złoto i srebro są po gigantycznych wzrostach, choć w przeszłości zdarzały się znacznie wyższe wzrosty (ale po nich mieliśmy nawet kilkanaście lat trendu bocznego lub spadków, tak tylko przypominam). Finalnie wiemy, że bitcoin zaczął swój „okres spadkowy cyklu 4-letniego” jeśli wierzyć w te cykle, bo piszę o nich żartobliwie i z przymrużeniem oka. Na pewno warto monitorować jego cenę i jeśli już ktoś musi go dodać do portfela, to można o tym pomyśleć, gdy już będziemy na -50% od szczytu lub niżej.
Koniecznie daj znać w komentarzach, co sądzisz o poszczególnych klasach aktywów na 2026 rok i co znajduje się w Twoim portfelu (oraz dlaczego). Daj też znać, czy obawiasz się inwestować, gdy wyceny indeksów akcji są równie wysokie, jak teraz i ewentualnie w jaki sposób przechowujesz gotówkę w oczekiwaniu na niższe ceny akcji. Pozdrowienia i do następnego! Szczęśliwego Nowego Roku!
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.




















