You are currently viewing Kulisy wydawania książki „Inwestowanie dla każdego”

Kulisy wydawania książki „Inwestowanie dla każdego”

Mój najambitniejszy dotychczasowy projekt.

Pomysł napisania książki o prostym inwestowaniu dla każdego miałem gdzieś od momentu, w którym na moim blogu było około 100 wpisów o inwestowaniu (w chwili, w której piszę te słowa, jest ich już ponad 250), a więc robiło się trochę „tłoczno”. Zacząłem od dodania do bloga strony „Zacznij tutaj” z sugerowaną przeze mnie kolejnością czytania wpisów w celu nauczenia się inwestowania od zera, ale wkrótce zauważyłem, że brakuje „tego wszystkiego w jednym miejscu”, do czego najlepszym medium jest właśnie książka. Przedstawię Ci dziś kulisy wydawania książki „Inwestowanie dla każdego”, opisując proces zbierania materiałów, pisania, przygotowywania grafik, a później redakcji, edycji, promocji i sprzedaży książki z perspektywy początkującego autora, który dużo bardziej lubi pisać książki niż je później sprzedawać.

Z napisaniem tego wpisu celowo zwlekałem i robię to dopiero przeszło 1,5 roku po premierze książki, czyli w momencie, gdy jej łączna sprzedaż osiągnęła 20 000 sztuk, stając się „podwójnym bestsellerem”. Niezmiernie cieszę się z tego (głównie ambicjonalnego) sukcesu, bo mimo że inwestowanie jest stale w Polsce „niszą nisz”, to moja książka może być „malutką cegiełką” w budowaniu świadomości inwestycyjnej wśród naszych rodaków. Wpis będzie bardzo osobisty i będzie to raczej relacja, a nie poradnik dot. wydawania książek w self-publishingu, bo – zupełnie szczerze – prawie się na tym nie znam i wcale nie chcę się w tym specjalizować. Interesuje mnie pisanie o inwestowaniu, a nie wydawanie książek, co mam nadzieję, dalej czujesz po ponad 1,5 roku obecności mojej książki na rynku.

Podcast

YouTube

W skrócie

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jak wyglądało pisanie obszernej książki o inwestowaniu od zera.
  • Jakie główne trudności napotkałem przy pisaniu książki o inwestowaniu.
  • Jak wyglądał proces wydania książki „Inwestowanie dla każdego” w self-publishingu.
  • Ile egzemplarzy książki udało się sprzedać w ciągu 1,5 roku.
  • Co proponowały mi wydawnictwa i czemu autorzy książek tak często godzą się na złe warunki proponowane przez wydawców.

Pisanie książki "Inwestowanie dla każdego"

Do pisania książki o podstawach inwestowania pasywnego robiłem 2 podejścia. Pierwsze było na początku 2022 roku, gdy wpadłem na „genialny” pomysł, by zebrać kilkadziesiąt wpisów na blogu w odpowiedniej kolejności i wydać je w formie książki. Piszę „genialny” ironicznie, bo był to naprawdę kiepski pomysł z wielu powodów:

  • Po pierwsze: większość wpisów na blogu choć trochę straciła aktualność.
  • Po drugie: moja wiedza też się znacznie powiększyła z czasem, więc po latach mogłem to opisać lepiej niż w starych wpisach na blogu.
  • Po trzecie: nie jestem odtwórcą, więc kopiowanie nawet samego siebie nie idzie mi zbyt dobrze. To, co dla wielu wydaje się mniej absorbujące (przepisywanie swoich starych wpisów), dla mnie byłoby prawdziwą katorgą i było mi o wiele łatwiej zacząć od nowa.

Dlatego w styczniu 2023 roku postanowiłem, że w 6 miesięcy napiszę książkę o podstawach inwestowania zupełnie od zera. Oczywiście inspirowałem się niektórymi materiałami, które wydałem na blogu, ale praktycznie całość jej treści jest zupełnie nowa lub tylko zainspirowana wpisami, ale napisana od „zera”. W pisaniu technicznej książki-poradnika najtrudniejsze jest chyba złożenie dobrego spisu treści / listy zawartości jeszcze przed napisaniem książki, dlatego zacznę od opisu tworzenia spisu treści.

Obserwuj moją stronę na Facebooku!

Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu

Najtrudniejsze? Ustalenie spisu treści i planu na książkę

Gdy zaczynałem pisać, doszło do mnie, że niektóre książki da się napisać bez planu, ale innych nie powinno się pisać „spontanicznie” i że moja pierwsza książka (bo wtedy jeszcze nie miała tytułu) powinna należeć do tej drugiej kategorii. Wymyślając spis treści posłużyłem się przede wszystkim:

  • Tym, co według mnie jest kluczowe w teorii inwestowania (przykłady: dokładny opis działania akcji, obligacji, indeksów oraz funduszy indeksowych). Bez tego po prostu „ani rusz” w świecie prostego inwestowania.
  • Tym, o co przez lata pytali mnie mailowo czytelnicy (przykłady: czekanie na dołki, wytrzymywanie spadków na giełdzie, opis popularnych problemów w pierwszych latach inwestowania oraz ich sugerowanych rozwiązań).
  • Tym, czego zabrakło w popularnych „konkurencyjnych” książkach (tak, zrobiłem research, czytając uprzednio wszystkie popularne książki tego rodzaju) (przykłady: wybór kont maklerskich, obsługa kont maklerskich, liczenie prowizji, działanie arkusza zleceń).

Dzięki temu miałem niemal pewność, że książka będzie praktyczna i przydatna, ale i nie będzie powielała treści innych książek tego typu i będzie naprawdę unikalna. Jako że większość autorów trochę „idzie na łatwiznę”, celowo unikając trudnych / technicznych tematów, to miałem twardy orzech do zgryzienia, bo czułem, że aby napisać unikalną książkę, zostały mi właśnie głównie te trudne do solidnego opisania tematy. Podstawą była dyscyplina w pisaniu, bez której nigdy nie napisałbym prawie 500 stron praktycznej wiedzy o inwestowaniu.

Podstawa? Dyscyplina w pisaniu

Nigdy nie ukończyłbym pisania tak technicznej i kompleksowej książki w pół roku, gdybym już na początku nie założył, że każdego dnia napiszę przynajmniej 3 strony tekstu. Założyłem też, że nadaję temu priorytet i że wszystkie inne poboczne aktywności będą musiały poczekać, zanim napiszę te 3 strony danego dnia (stąd większość mojej książki powstała w godzinach porannych, między 4 a 7 rano). Przypomnę, że jeszcze wtedy nie mieliśmy dziecka, więc było to wykonalne (dziś, mając małego Synka, bym się nie zdecydował na tak drastyczne podejście do samo dyscyplinowania). O tym, jak skrupulatnie podszedłem do „rozliczania samego siebie” z efektów mojej pracy przekonasz się, zerkając na poniższy skan kalendarza, który wydrukowałem sobie w celu śledzenia postępów prac:

Kulisy wydawania ksiazki inwestowanie dla kazdego kalendarz i plan

Jeśli uznasz to za przesadę, to wiedz, że bez ukręcenia takiego „bicza na samego siebie” jestem pewien, że nie ukończyłbym i nie wydałbym „Inwestowania dla każdego” w 2023 roku, a być może nigdy bym go nie wydał, bo bardzo brakowało mi przez cały okres pisania częstszego wydawania wpisów na blogu i częstszej interakcji z czytelnikami bloga.

Odroczony feedback oraz za rzadkie publikowanie wpisów na blogu

Jak prawdopodobnie każdy przedstawiciel pokolenia „millenialsów”, bardzo brakowało mi „szybkiego feedbacku” na temat tego, co piszę, czując, że wolałbym publikować książkę po rozdziale, natychmiastowo otrzymując komentarze na jej temat. Myślę, że moje pokolenie ma na ogół problem z odroczoną gratyfikacją i odroczonym w czasie opublikowaniem czegoś, a w moim przypadku objawia się to (na szczęście) nie w sferze oszczędzania i inwestowania, w której jestem bardzo cierpliwy, a w sferze pisania i publikowania treści. 

Pisząc obszerną książkę, bardzo mocno odczuwałem brak interakcji z czytelnikami bloga i słuchaczami podcastu i po prostu żałowałem tego, że musiałem wydawać wpisy co 2 tygodnie, a nie co tydzień. Co prawda nie minął rok od jej napisania, a „życie” nauczyło mnie, że pisanie książki nie jest jedynym powodem do „luzowania” częstotliwości publikowania materiałów, bo narodził się nasz ukochany Synek, co i tak sprawiło, że wydaję na ogół maksymalnie 3 wpisy w miesiącu, ale ten powód jest bardziej naturalny i zrozumiały niż sztuczne niewydawanie wpisów, bo w tle pisze się obszerną książkę.

Najbardziej ten problem odczuwała Marika, której żaliłem się co tydzień, że napisane wcześniej wpisy (miałem ich bodajże 11, więc „wystarczyłoby” ich na 22 tygodnie) niedługo się skończą i boję się, że nie zdążę w tym czasie ukończyć prac nad książką, a będę „musiał” ponownie przestawić się na pisanie wpisów na bloga. Oczywiście jest to presja, którą sam na siebie narzucam od początku istnienia bloga i nie mi oceniać, czy jest ona zdrowa, czy chora, ale bierze się stąd, że naprawdę ogromną przyjemność dają mi maile, które mi wysyłacie oraz liczne komentarze pod wpisami i dyskusje, które rozpoczynają, więc trudno mi „odraczać” wydawanie wpisów z tak prozaicznego powodu, jak pisanie książki.

Jednak nie był to największy problem w tej fazie pisania, bo wkrótce po rozpoczęciu pisania pojawiły się pierwsze obawy.

Niespodziewany problem? Setki grafik i strach przed napisaniem podręcznika

Około miesiąca po rozpoczęciu pisania zauważyłem, że książce trochę „brakuje duszy” i na razie jest raczej podręcznikiem niż przyjemną lekturą. Z jednej strony wiedziałem, że chcę napisać i wydać książkę konkretną i kompletną, więc nie mogę unikać „konkretów” (niektórzy nazywają je „mięsem”), ale z drugiej strony bardzo zależało mi na tym, by trafiła też do początkujących. W końcu nazwa „Inwestowanie dla każdego” sugeruje, że jest to literatura dla początkujących  lub co najwyżej średnio zaawansowanych inwestorów. Musiałem być uczciwy wobec czytelnika i nie chciałem udawać, że jestem blogerem coachingowym, a nie inwestycyjnym, zatem obrałem kurs pod tytułem „konkrety inwestycyjne i lekka dawka motywacji do oszczędzania”, przez co książka od początku była pisana do tych, którzy już wiedzą, że warto oszczędzać pieniądze, ale nie wiedzą, co z nimi potem zrobić.

Jeśli tu jesteś, to znasz mój „techniczny” styl i prawdopodobnie zauważyłeś, że w moich wpisach prezentuję mnóstwo danych w formie wykresów, diagramów i tabel, co może po prostu przytłoczyć początkującego czytelnika. Żaden autor nie chce napisać książki, której nikt nie przeczyta, więc bardzo bałem się tego, że książka przez te „setki wykresów” będzie trudna, lub nawet niemożliwa w odbiorze. Na szczęście podczas pisania, w „ucywilizowaniu/upiększeniu ilustracji” pomagał mi zaprzyjaźniony grafik – Przemek Wyszyński, a kilka zaufanych osób (moja Żona Marika, niektórzy członkowie rodziny, Piotrek i floridian) regularnie śledziło moje postępy (wysyłałem im wersję roboczą książki), dając mi swoje komentarze na temat treści, a zwłaszcza prostoty odbioru książki.

Dlaczego stworzenie 166 kolorowych ilustracji było tak problematyczne? Otóż dlatego, że do każdej trzeba było podejść z należytą starannością i do dziś uważam, że gdyby ta książka nie miała żadnych grafik (sam tekst), to pisałbym ją o 3 miesiące krócej, ale byłaby dużo trudniejsza w odbiorze. Już z pisania wpisów wiem, że grafiki to istotna, ale bardzo czasochłonna część mojej pracy, więc nie dziwcie się, jeśli inni influencerzy wrzucają 10 filmów na YouTube miesięcznie, jeśli nie ma tam żadnych grafik lub wszystkie „pożyczają” z innych źródeł i żadnych nie tworzą samemu, podczas gdy ja w tym samym czasie wrzucam maksymalnie 2 lub 3 filmy. Dlatego właśnie, jeśli kiedykolwiek napiszę i wydam kolejną książkę, to planuję zamieścić tam więcej tekstu i mniej grafik, ale nie dlatego, że rozleniwiłem się, ale dlatego, by książka była bardziej osobista i ludzka i żeby nie nazywano jej „podręcznikiem” (choć nie mam nic przeciwko temu, po prostu nie chcę pisać samych podręczników).

Recenzje w trakcie pisania książki

Dojrzały autor książek rozumie, że znacznie lepsze jest to, by ucierpiało jego ego i wizja książki podczas pisania niż aby później cierpieli jej czytelnicy, dlatego istotne było dla mnie to, że co jakiś czas kilka „osób trzecich” miało styczność z książką w produkcji. Poprosiłem zaufane mi osoby, aby wyrywkowo i fragmentami czytali dotychczasową treść i wyrażali swoje opinie na jej temat, dzieląc się ze mną swoimi uwagami oraz odczuciami, czyli tym, czy książka do nich trafia, czy nie. Celowo wybrałem kilka osób o różnym stanie wiedzy inwestycyjnej i różnych preferencjach (ścisłych/humanistycznych), by uzyskać możliwie pełny pogląd na temat jej treści. Ale gdy otwiera się puszkę, to trzeba pamiętać, że może to być puszka pandory (nawet gdy autorowi wydaje się, że książka jest dobra).

Pierwszy kryzys i jak sobie z nim poradziłem

Wcześni recenzenci powinni być szczerzy i bezlitośni, bo jeśli nie będą, to ucierpi książka, a nie autor. To moje przemyślenie po tym, jak jeden z recenzentów książki dosłownie „wywrócił do góry nogami” moje spojrzenie na jej pierwszą wersję (po napisaniu przeze mnie jakichś 70% jej treści). Na początku byłem zmieszany, bo sugerowane zmiany były kolosalne, ale pogodziłem się z nimi, bo widziałem w nich ogromny sens. Spowodowało to jednak przestój w pisaniu na kilka tygodni, ale sprawiło, że książka jest lżejsza w odbiorze i nie „odstrasza” odbiorcy na samym początku a rozdziały są ułożone w bardziej logicznej kolejności, niż na początku chciałem to zrobić. Z tego kryzysu wychodziłem dokładnie 3 tygodnie, co widać na harmonogramie, który przedstawiłem powyżej (w maju 3 tygodnie z rzędu widnieje liczba „348”, co sugeruje, że nie dopisałem w tym czasie ani jednej nowej strony, a zamiast tego „sprzątałem” to, co zostało napisane wcześniej).

Myślę, że sztuką i wielkim wyzwaniem dla każdego początkującego autora jest zaakceptowanie tego, że to odbiorcy są najważniejsi, a nie on sam i że każdy autor może się po prostu mylić i jedną kiepską decyzją przekreślić szansę książki na jakikolwiek sukces. Pozdrawiam wszystkich recenzentów, którzy (często po kilka razy) czytali książkę przed jej wydaniem, bo gdyby nie to, byłaby o wiele gorszym „podręcznikiem do inwestowania” niż jest. 

Przy okazji pomogło to mi w dojrzeniu nie tylko jako autorowi książki, ale i jako człowiekowi, bo pomimo kilku lat ciągłego publikowania na blogu i niemalże pełnej otwartości na sugestie czytelników, naprawdę miałem problem, gdy ktoś nie zostawiał suchej nitki na moim pierwszym „dziecku” literackim, podczas gdy mnie wydawało się, że wszystko z nim jest w porządku. Autorzy książek już niestety tak mają, że w miarę pisania ich książki zaczynają się im „za bardzo podobać”, przez co sugeruję każdemu początkującemu i zaawansowanemu autorowi „przepuszczać” swoje nieukończone „dzieła” także przez filtry innych osób. 

Ogromne wsparcie osób, którym zależało na tym, bym wydał tę książkę

To doskonałe miejsce na podziękowanie wczesnym recenzentom mojej książki za to, że nie bali się powiedzieć lub napisać mi całej prawdy o tym, co o niej myśleli. To dzięki Wam książka (podobno) jest lekka w odbiorze i notuje tak wysokie oceny na portalach „książkowych” (obecnie 9,6/10 na Lubimyczytać i 4,6/5 na Goodreads).

Podziękowania należą się przede wszystkim mojej ukochanej Marice, która „nawiedzała” mój pokój, gdy miałem pisać książkę i upewniała się, że to robię (że napisałem już moje 3 strony dziennie) zamiast odpisywać na komentarza na blogu i na youtubie. To również Marika jest główną recenzentką książki i nigdy nie zapomnę jej dziesiątek godzin, które spędziła na kilkukrotnym jej czytaniu zanim jeszcze książka trafiła do profesjonalnej redakcji i edycji. Gdyby nie jej cierpliwość i skrupulatność, to książki nawet nie wysłałbym do redakcji (bo bym się wstydził) i myślę, że to głównie dzięki niej książka nie była „naszpikowana błędami”, gdy przechodziliśmy do kolejnego, trzeciego etapu w procesie wydawniczym, jakim jest profesjonalna redakcja, edycja i skład.

Proces wydawniczy książki "Inwestowanie dla każdego"

Od początku wpisu celowo nie pisałem niczego o self-publishingu, bo chciałem zostawić to na ten podrozdział. Gdy tylko zacząłem pisać, to wiedziałem, że nigdy nie jest za wcześnie na skontaktowanie się z dobrze znaną w branży firmą IMKER, która słynie ze sprawnej logistyki dla osób, które same wydają swoje książki. Jako że nie znałem w branży nikogo, to spytałem pracowników IMKER-a o polecenia w kwestii profesjonalistów zajmujących się redakcją i składem i polecili mi Piotra Wierzbowskiego i jego „Manufakturę Książek”. Poza IMKER-em i Manufakturą Książek nie korzystałem z żadnych innych usług zewnętrznych, więc self-publishing nie był w 2023 roku tak trudny, jak się niektórym wydaje (choć miałem trochę koordynacji do zrobienia). Dlaczego self-publishing? Zaraz zrozumiesz.

Dlaczego self-publishing, czyli co oferowały mi wydawnictwa

Pierwszą myślą, którą ma początkujący autor jest skontaktowanie się z wydawnictwami w celu sprawdzenia, na jakich warunkach są one skłonne wydać jego książkę. Jeszcze przed rozpoczęciem pisania z czystej ciekawości skontaktowałem się z kilkoma wydawnictwami, pytając o warunki współpracy, a zwłaszcza wynagrodzenie dla autora od 1 sprzedanego egzemplarza. Jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że to, co zostaje autorowi to zwykle około 8-15% przychodu z książki, co sprawia, że wydanie takiej książki z wydawnictwem (jeśli ma się jakąkolwiek społeczność) według mnie po prostu mija się z celem.

Wydawnictwa kuszą autorów tym, że ich książki znajdą się „w Empikach” i że zrobią im płatną promocję, ale prawda jest taka, że są niezwykle pazerne, jeśli z kosztującej 100 zł książki zostawiają autorowi około „dyszki”. Tak, proces przygotowania okładki, grafik oraz odpowiedniej redakcji, edycji i składu jest bardzo kosztowny. Nie mówiąc o druku książki, na który trzeba „wyłożyć” sporo pieniędzy. Tylko mając świadomość, ile to wszystko kosztuje, gdy robi się to samodzielnie w self-publishingu, wiem, że wydawnictwa są bardzo pazerne i traktują autorów po prostu nieuczciwie. 

Chyba największym „grzeszkiem” wydawnictw jest to, że nie traktują autorów poważnie i osobiście i wydają „hurtowo”, nie przykładając wagi do szczegółów, które często warunkują sukces lub porażkę danej książki. Wydając książkę w self-publishingu masz realny wpływ na prawie każdy aspekt procesu tworzenia, wydania i sprzedaży książki, co pozwala na zrobienie tego taniej i dużo lepiej od tradycyjnych wydawnictw. Wydawnictwo polecałbym raczej autorom, którzy nie mają społeczności/blogów i nie są znani w mediach społecznościowych, choć sukces takich książek uważam mimo wszystko za mało prawdopodobny (ale być może piszą i wydają swoje książki wyłącznie ambicjonalnie, oby tylko nie musieli do nich dopłacać wydawnictwom).

Redakcja, edycja i skład, czyli niespodziewanie trudna część procesu

Oczywiście self-publishing to „kupa roboty” w kwestii koordynacji prac nad książką (nawet z profesjonalnym redaktorem, edytorem i grafikami książka nie tworzy się „sama”, tylko wszystkim zarządza autor). Fakt, że pracuje się bardzo blisko z redaktorem nie oznacza, że odpowiedzialność za jakość książki jest zdjęta z autora. Miałem ogromne szczęście tworzyć „Inwestowanie dla każdego” z Katarzyną Łopaciuk, którą uważam za prawdziwą profesjonalistkę i pasjonatkę redagowania książek i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, jak „wyszła ze swojej strefy komfortu”, redagując tak techniczną książkę, jak moja.

Dlaczego w nagłówku napisałem zatem, że redakcja, edycja i skład były dla mnie niespodziewane trudne? Prawdopodobnie dlatego, że nie miałem w tym doświadczenia i z jakiegoś powodu założyłem, że cały ten proces zajmie około miesiąca, a ja będę „leżał i przyglądał się” pracy profesjonalistów. Niestety w praktyce wygląda to bardziej jak praca koordynatora projektów, który ciągle musi podejmować jakieś decyzje (w końcu to jego książka). Niby mogłem się tego domyślić, ale wypierałem to, zakładając, że pójdzie to lekko łatwo i przyjemnie. Jednak trochę to trwało, więc bliżej września 2023 zacząłem się realnie przejmować tym, że nie zdążę z premierą książki do Świąt Bożego Narodzenia (a bardzo mi zależało, by czytelnicy mogli zamawiać książki także w prezencie dla swoich bliskich).

Największy stres przedsprzedaży - niespodziewane błędy i obsuwa w druku

Nie jestem człowiekiem, który zostawia cokolwiek przypadkowi, więc cały proces przedsprzedaży książki zaplanowałem tak, by mieć przynajmniej kilka dni więcej na ewentualne spóźnienia w druku i wysyłkach książki. Przedsprzedaż wystartowała 20 października 2023 i trwała dokładnie 14 dni, kończąc się wynikiem sprzedażowym nieznacznie przekraczającym 7000 książek. Druk zleciłem po kilku dniach przedsprzedaży, wiedząc, ile książek będę potrzebował „mniej więcej”, ale popełniłem gigantyczny błąd nowicjusza i „przestrzeliłem” z liczbą drukowanych egzemplarzy w 1 wydaniu książki. Zleciłem wydrukowanie aż 14 000 sztuk książki, co było założeniem bardzo optymistycznym, biorąc pod uwagę to, że przedsprzedaż „wyczerpała” popyt na książkę wśród fanów i fanek bloga, więc nadchodzące Święta Bożego Narodzenia raczej nie mogły znacząco zwiększyć tego wyniku.

Jeszcze wtedy tego nie wiedziałem i choć Piotr radził mi zlecić druk mniejszej liczby sztuk, bo i tak znajdą się błędy, które będę chciał od razu poprawić, to ja trochę lekkomyślnie zleciłem duży nakład, a później żałowałem, że musiałem tak długo (prawie rok) czekać z wydrukowaniem drugiej, poprawionej wersji książki. A skoro już przy błędach jesteśmy, to niestety w pierwszym wydaniu znalazło się kilka takich, których nie było w .pdf-ie, który akceptowałem (coś jakby chochliki drukarskie), co wywołało u mnie ogromny stres, bo jeśli ktoś „przeoczył” 2 duże błędy w spisie treści, to jak źle może być w dalszej części książki? Na szczęście nie było tak źle, o czym świadczy errata (spis błędów) do 1 wydania „Inwestowanie dla każdego”, w której poważnych błędów jest tylko kilka.

Drugim problemem było znaczące opóźnienie w druku. Wyobraź sobie, że Twoja Żona jest w pierwszej ciąży (wtedy jeszcze prawie nikt o tym nie wiedział, bo trzymaliśmy to w tajemnicy), a Ty w wielkim stresie koordynujesz proces przedsprzedaży swojej pierwszej książki. Zamawia ją 7000 osób, które czekają na swoje egzemplarze, a nagle okazuje się, że ze względu na opóźnienia w druku (o których drukarnia oczywiście nie informuje aż do ostatniej chwili), szansa na realizację planu staje się bardzo niska, nie mówiąc o tym, że musieliśmy całkowicie zmienić nasze plany życiowe i zostać na południu Polski dużo dłużej, niż początkowo planowaliśmy. To wszystko przy (na szczęście zdalnej) pracy etatowej dało mi taki stres, że po raz pierwszy od wielu miesięcy się poważnie rozchorowałem i długo nie mogłem dojść do siebie.

Ale było warto, bo dzięki poświęceniu całej ekipy książki udało się wysłać na czas i już na początku grudnia były u tych, którzy zamówili je w przedsprzedaży. Dziękuję Wam za to, że „musiałem” podpisać około 7200 książek, a pracownicy IMKER-a powiedzieli mi, że jestem rekordzistą, bo zrobiłem to w jakieś 9 godzin, czyli 1 solidny dzień pracy. Oto relacja z podpisywania 7200 książek, którą nagrała i złożyła Marika:

Ci, którzy kupili książkę w przedsprzedaży, więc otrzymali egzemplarze z moim podpisem – wybaczcie mi charakter pisma, ale jak wiecie, na co dzień piszę raczej na klawiaturze niż odręcznie, więc zrobienie tylu podpisów w ciągu 1 dnia, aby tylko książki dotarły na czas, było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Za dzień podpisywania książek dziękuję całej ekipie IMKER, bo bez Was nie byłoby to możliwe w tak zawrotnym, ale koniecznym tempie, by wszyscy dostali swoje książki w obiecanym terminie.

Sprzedaż i marketing książki "Inwestowanie dla każdego"

Przechodzimy do części, która sprawiała, sprawia i będzie sprawiać mi największy ból, czyli do samej sprzedaży i marketingu. Nie jestem typem urodzonego sprzedawcy, a książka od początku była dla mnie projektem raczej ambicjonalnym niż biznesowym, więc moje przygotowanie dotyczące marketingu było dosłownie zerowe, bo 100% czasu wykorzystywałem na pisanie i edytowanie książki. 

Miałem nieprzyjemność zetknięcia się z kilkoma „marketerami internetowymi” i ich nachalność sprawiła, że nie chciałem powierzać im procesu sprzedaży mojej książki. Właściwie to nachalność, ego i pazerność, bo za swoje wątpliwej jakości (bo „naganiackie”) usługi liczyli sobie bardzo duży udział w zysku ze sprzedaży. Ale do marketingu wrócę zaraz, bo najpierw opiszę trudną stronę techniczną sprzedaży książek w internecie.

Strona techniczna self-publishingu

Self-publishing oznacza też dużo stresu związanego z procesem sprzedażowym. Jak na ironię, największym problemem związanym z self-publishingiem było dla mnie (z wykształcenia inżyniera) odpowiednie ogarnięcie techniczne procesu sprzedaży. Ale tak to jest, jak nie ma się w czymś doświadczenia i od razu rzuca na głęboką wodę. Na szczęście platforma SalesCRM IMKER-a jest dość prosta i intuicyjna w konfiguracji, ale ja popełniłem (ponownie) błąd, zakładając, że wyrobię się ze wszystkim w kilka tygodni. Okazało się, że odpowiednie ustawienie przepustowości serwera (by strona nie „padła” na starcie przedsprzedaży) oraz „spięcie” ze sobą wszystkich składników układanki sprzedażowej zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałem, więc dziękuję działowi pomocy technicznej IMKER oraz Krzysztofowi Bartnikowi (szefowi IMKER-a) za cierpliwość do mnie i moich licznych pytań, gdy konfigurowałem swój sklep.

Podziękowania należą się też Marcinowi Szczurowi z Autopay (wcześniej Blue Media) za pomoc z konfiguracją płatności i zaoferowanie mi preferencyjnej stawki za płatności (okazało się, że Marcin znał i cenił sobie mojego bloga, co z pewnością pomogło w negocjacjach stawki). Tak naprawdę, gdyby nie wiele życzliwych i cierpliwych osób, to moja książka prawdodobnie nie zdążyłaby ujrzeć światła dziennego jeszcze w 2023 roku, bo pierwszy self-publishing w moim życiu pokazał, że napisanie książki to dopiero połowa, jeśli nie jedna trzecia sukcesu. 

Jeśli jesteś początkującym autorem i decydujesz się na self-publishing, to pamiętaj, że poza napisaniem książki proces redakcji, edycji, składu i tysiące decyzji związanych z nim, a także założenie sklepu i spięcie go z systemem płatności i fakturowania może zająć Ci nie tygodnie, a długie miesiące (jak mi). To chyba największa lekcja, którą wyciągnąłem z tego projektu rozpoczętego „ukręceniem na siebie bicza” w postaci ambitnej zapowiedzi w lutym 2023 roku, że książka powstanie i zostanie wydrukowana do końca roku. Jakoś się to udało, ale okupiłem to takim stresem, że nad drugą książką obiecałem sobie pracować spokojniej i z większą rozwagą, bo zdrowie psychiczne jest ważniejsze od dowolnego sukcesu ambicjonalnego i sprzedażowego (ale żeby to zrozumieć, trzeba trochę dorosnąć i trochę doświadczyć).

Droga do 20 000 sprzedanych egzemplarzy

Nie wiedziałem, jakiej sprzedaży mojej książki się spodziewać, bo w fazie pisania i zapowiedzi nigdy nie spytałem społeczności, czy jest książką w ogóle zainteresowana. Nie mówiąc o tym, że skoro najpierw przez ponad 3 lata publikowałem wpisy o prostym inwestowaniu pasywnym, to „wychowałem sobie” społeczność, w której bardzo wiele osób po prostu nie potrzebowało już takiej książki, co uczciwie napisałem we wpisie „Moja książka o inwestowaniu już niedługo! Inwestowanie dla każdego„, cytuję:

Moja książka nie będzie dla osób, które przeczytały i zrozumiały wszystkie wpisy na moim blogu oraz są w 100% zadowolone ze swojego inwestowania. Te osoby mogą (jeśli chcą) kupić „Inwestowanie dla każdego” dla rodziny, znajomych i wszystkich tych, na których dobrobycie im zależy, a sami poczekać na kolejne książki mojego autorstwa.

Wiem, że autor, który sam odradza większości swojej społeczności zakup jego pierwszej książki to pewne kuriozum, ale uważam, że bycie fair jest ważniejsze od sukcesu sprzedażowego. Niektórzy mówią, że trzeba „wyciskać” i „monetyzować” swoją społeczność, ale ja uważam, że to droga donikąd, bo prawdziwą satysfakcję daje tylko autentyczność i traktowanie odbiorców tak, jak sam chciałbym być traktowany jako odbiorca, czyli zawsze z szacunkiem i uczciwością.

Co do skali sprzedaży, to zupełnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, biorąc pod uwagę, że bloga odwiedzało wtedy około 30-35 tysięcy osób miesięcznie, a w moim newsletterze było około 10 tysięcy osób, z czego tylko 5 tysięcy było aktywne. Pozytywnie zaskoczyła mnie skala przedsprzedaży i aż ~7100 zamówień z tego okresu, biorąc pod uwagę, jak niszowy i stosunkowo niewielki był te prawie 2 lata temu mój blog (powiedziałbym, że dalej jest to średniej wielkości społeczność) i to, że nie prowadziłem żadnych agresywnych kampanii marketingowych.

Kulisy wydawania ksiazki inwestowanie dla kazdego liczba sprzedanych egzemplarzy

Po przedsprzedaży sprzedaż nieco spadła, choć grudzień 2023 (przewidywalnie) był dalej bardzo solidnym miesiącem, to w roku 2024 średnia miesięczna sprzedaż wynosiła około 720 książek (a nie licząc grudnia – około 630 książek miesięcznie). Wspomniałem, że nie prowadziłem żadnych działań marketingowych, czyli:

  • Nie poprosiłem żadnego influencera o wsparcie, choć kilku wysłałem swoją książkę w prezencie (ale bez oczekiwania żadnej pomocy, tylko autentycznie w prezencie).
  • Nie zapłaciłem za żadne artykuły lub występy sponsorowane na innych blogach, kanałach youtube itp.
  • Reklamowałem się tylko na swojej stronie i w newsletterze i to w bardzo subtelny sposób. Maili było dosłownie kilka i bez żadnych liczników i tekstów w stylu „BĘDZIESZ ŻAŁOWAŁ, JEŚLI NIE KUPISZ TERAZ […]” i tego całego marketingowego „bullshitu”, którego chyba nikt rozgarnięty nie lubi.

To wszystko zostało jednak osiągnięte wspomagając się wysokimi wydatkami na reklamy w Google oraz na Facebooku, o czym teraz napiszę. 

Marketing na Facebooku i Google

To trudny temat, bo absolutnie się na tym nie znam, a agencje, którym zlecałem taką pracę, po prostu nie wywiązywały się z celów sprzedażowych i tak szybko, jak nie szło, chciały rezygnować z success fee (która wg mnie najbardziej motywuje do ciężkiej pracy dla zleceniodawcy) i nakładać wysokie opłaty stałe niezależnie od wyniku. Na początku tego wpisu wspomniałem, że nie znam się na marketingu i chyba nie chcę się na nim znać, ale jako inżynier IT w stopniu dość biegłym rozumiem kwestie prostych konfiguracji reklam i nie boję się robić tego na własną rękę. Po kilku miesiącach mało owocnej współpracy z agencją, zrezygnowałem z ich usług, zamiast tego podnosząc budżet reklamowy mniej więcej o tyle, ile liczyła sobie miesięcznie agencja… uzyskując dzięki temu lepszy wynik sprzedażowy. 

Niemniej jednak: jeśli jesteś freelancerem z wieloletnim doświadczeniem w ustawianiu reklam na FB/Google i cenisz sobie mojego bloga, to odezwij się do mnie e-mailowo, bo być może będzie to dla Ciebie nie lada wyzwanie i duże zlecenie. Nie chciałem, by ten wpis był tablicą ogłoszeniową, ale chętnie zderzę swoje podejście do reklam z prawdziwym profesjonalistą, który do tego zna moje treści i wie, jaki jest ich charakter i styl, czego nie mogła zaoferować mi żadna duża agencja reklamowa.

Czy mam w kontekście marketingu jakieś rady dla początkujących twórców? Nie przesadzajcie z nakładami na reklamy, ale też na nie nie „skąpcie”, bo gdy wyczerpie się Wasz „organiczny zasięg” (zwykle chwilę po przedsprzedaży), to sprzedaż książki może „umrzeć”, czego boi się chyba każdy początkujący autor. A skoro przy kosztach jesteśmy, to opiszę je teraz w kontekście zysku na sprzedaży książki.

Jaki zysk przyniosła mi książka?

Ten temat poruszyłem w ostatnim wpisie rocznicowym, czyli „5 lat inwestomat.eu. Statystyki, przemyślenia i plany na przyszłość„, a liczby zdziwiły wiele osób, wywołując niezłe poruszenie w inwestycyjnym internecie. W chwili, gdy sprzedałem 20 000 egzemplarzy książki, marża zysku wynosiła około 51%, więc 2 mln złotych przychodu dało około 1,02 mln złotych zysku netto, co według mnie jest świetnym wynikiem finansowym jak na książkę niszowego autora pisaną w niszowej dziedzinie, jaką jest w Polsce inwestowanie.

Co sprawia, że marża jest tak wysoka? Przede wszystkim koszt marketingu, w którym sprzedaję książki praktycznie bez zysku tylko po to, by dotarły do większej liczby osób (bo tak naprawdę nie znam lepszych/tańszych źródeł popularyzowania swojej książki, jeśli jest się silną konkurencją merytoryczną dla większości podobnych blogów i kanałów youtube).  W tym kontekście chciałbym bardzo podziękować Tomkowi Jaroszkowi z doradca.tv za to, że bezinteresownie opublikował bardzo przychylną recenzję mojej książki na swoim kanale. Wysokie były też koszty przygotowania książki oraz samego druku, nie mówiąc o podatkach, ale zamiast marudzić powinienem się cieszyć, że około 50% przychodu pozostaje w mojej kieszeni, bo z wydawnictwem byłoby to może 10% przychodu i to ono regulowałoby aktywnie cenę książki, wpływając nawet na sam przychód.

Obserwuj mnie na Twitterze (X):

Subskrybuj mój kanał YouTube:

Publikacja drugiego, poprawionego wydania "Inwestowanie dla każdego"

Wspomniałem wcześniej, że 14 tysięcy książek w 1 wydaniu było zbyt dużym nakładem jak na to, że (prawdopodobnie) było tam wiele błędów, a przedsprzedaż pokryła tylko połowę tej podaży (czego nie wiedziałem, zlecając druk po 3 dniach przedsprzedaży, ale to typowy błąd nowicjusza). Na szczęście wszystkie błędy (było ich około 50) z pierwszej wersji poprawiliśmy i od ponad pół roku można cieszyć się ulepszonym, drugim wydaniem książki.

Jeśli masz pierwsze wydanie mojej książki (było w sprzedaży do sierpnia 2024 roku włącznie), to sugeruję Ci wydrukować erratę, którą udostępniam pod tym linkiemPisałem już o tym kilkukrotnie w newsletterze oraz w mediach społecznościowych, ale wiem, że nie wszyscy to wychwycili, stad decyzja o tym, by napisać o erracie także tutaj, w tym wpisie.

Czy planuję trzecie wydanie książki? Na razie nie ma takiej potrzeby, bo w II wydaniu znaleziono dosłownie 1 malutki błąd ortograficzny. Być może kiedyś powstanie jej zaktualizowana wersja, ale raczej nie wcześniej niż w 2028 roku lub gdy oferta maklerska się znacznie rozwinie nie tylko w Polsce, ale również na świecie.

Podsumowanie

Na sam koniec chciałbym podziękować wszystkim, którzy dotychczas kupili moją książkę, a zwłaszcza tym, którzy kupili ją w prezencie dla swoich bliskich lub znajomych w myśl tego, że wiedza o prostym inwestowaniu na giełdzie powinna się szerzyć w naszym kraju. Niezmiennie uważam, że w tej branży jest niezwykle dużo „brudnej gry”, szarlatanerii i „sprzedaży ponad wszystko”, widząc, że niektórzy zrobiliby niemal wszystko, byle tylko „wycisnąć” ze swoich społeczności możliwie dużo pieniędzy. Sam od zawsze podkreślam, że ten blog nie jest i nie był planem na zarabianie pieniędzy (a na „wyżycie się” kreatywno-autorskie Mateusza Samołyka), więc zrobię wszystko, aby tak pozostało przez kolejne wiele lat.

Niezależnie czy kupiłeś książkę, czy za moją namową zrezygnowałeś z zakupu, to dziękuję Ci za obecność tutaj, za komentowanie i pisanie mi maili, bo to właśnie po to dalej tworzę te treści i to właśnie dzięki temu znajduję na to motywację. Kto wie, może za jakiś czas powstanie druga, znacznie bardziej „ludzka” (a mniej podręcznikowa) książka o wolności finansowej w polskich warunkach ;-). 

Wszystkiego dobrego i do zobaczenia w komentarzach pod wpisem (niezależnie, czy chcesz pogratulować, ponarzekać, czy zaoferować swoje usługi w kwestii doradztwa w profesjonalnym ustawianiu reklam na FB/Google).

Zapisz się do mojego newslettera:

.
Zastrzeżenie

Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.

4.6 32 głosy
Oceń artykuł
Obserwuj wątek
Powiadom o
guest

90 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Komentarze dotyczące treści
Zobacz wszystkie komentarze