Jak pracować dużo efektywniej?
Myślę, że wiem o produktywności na tyle dużo, że czas napisać o tym osobny wpis. Od prawie 6 lat prowadzę bloga, podcast i kanał YouTube inwestomat.eu, na których średnio 3-4 razy w miesiącu publikuję kompleksowe materiały o oszczędzaniu i inwestowaniu. Jednocześnie mam rodzinę (2+1), pracuję w IT i staram się poza tym mieć inne pasje, znajomych i czas dla rodziny, więc życie zmusiło mnie do tego, by stać się ekspertem w dobrej organizacji czasu. W tym wpisie opiszę, jak organizuję swój czas, aby maksymalnie zwiększyć produktywność i wydajność w pracy, tworzeniu treści i ogólnie w życiu, co może Cię zainspirować do wprowadzenia kilku zmian również w Twojej organizacji pracy. Zastrzegam, że nie jestem psychologiem ani coachem i nie mam żadnych kursów z produktywności i wydajności, więc ten materiał tworzę z dużą dozą pokory i podkreślam, że wszystkie przedstawione tu informacje i rady wynikają wyłącznie z wieloletniej praktyki.
A o tym, że jestem głównie praktykiem, świadczy sam fakt prowadzenia tego bloga o oszczędzaniu i inwestowaniu. Napisałem i wydałem tu już ponad 250 wpisów o finansach i inwestowaniu bez stopnia naukowego z finansów i ekonomii oraz bez doświadczenia zawodowego w finansach. Cieszy mnie to, że mimo braku stopnia naukowego w finansach moi odbiorcy doceniają treści, które publikuję, o czym świadczy trzykrotna wygrana nagrody „blogera giełdowego roku” przyznawanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Mówi się, że pasja przebija samo doświadczenie i nie inaczej jest w tym przypadku, bo mimo że o zwiększaniu produktywności „dużo się naczytałem” w wieku około 20-25 lat, to moja wysoka wydajność w pracy jest raczej efektem wieloletnich obserwacji i praktyki niż czytania podręczników zwiększania produktywności. Usiądź więc wygodnie, zaparz sobie kubek kawy lub herbaty i przeczytaj o tym, jak udało mi się „zmieścić 2 doby pracy w ciągu 1 doby” przez kilka lat z rzędu, nie wypalając się ani nie tracąc (kompletnie) zdrowia.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Czym według mnie jest produktywność i jak objawia się w życiu i w pracy.
- Jak „kupić” sobie więcej czasu spokoju i skupienia każdego dnia.
- Jak stawiać cele i formułować plany, by ich realizacja była możliwa.
- Jak mierzyć postęp w realizacji celów, by zwiększać, a nie zmniejszać motywację.
- Jak zwiększyć wydajność w pracy i w życiu bez poczucia, że coś nas omija.
Dobry początek, czyli higiena otoczenia
Od razu proszę o wybaczenie mi używania w tym wpisie słownictwa „własnego”, a więc nieprofesjonalnego lub używanego najczęściej w innym znaczeniu i kontekście niż tutaj. Pierwszym przykładem będzie sformułowanie „higiena otoczenia”, które w moim słowniku oznacza stworzenie sobie odpowiedniego otoczenia / środowiska do pracy w skupieniu. Zaskakująco wielu coachów zaczyna „z grubej rury”, czyli od wstawania o 5 rano, stosowania aplikacji rzekomo zwiększających produktywność i mówieniu do siebie w lustrze, że osiągniemy sukces, ale omija najważniejsze, czyli nie nas samych, a tego, co nas otacza. Moim zdaniem nie da się być całkowicie produktywnym i wydajnym w niesprzyjającym otoczeniu, czyli w warunkach, których coś lub ktoś nas ciągle rozprasza. Higienę otoczenia podzielę na 2 kategorie, co ułatwi mi wyjaśnienie tego pojęcia w 2 aspektach.
Odpowiednia higiena otoczenia jest dla mnie konieczna, aby w ogóle umożliwić sobie efektywną i wydajną pracę, ale nie jest to oczywiście warunek wystarczający do tego, byśmy byli w pełni produktywni. Plusem higieny otoczenia jest to, że mamy na nią dość duży wpływ (zwłaszcza jeśli pracujemy z domu) i sama świadomość tego, co wpływa na nasze skupienie, może zupełnie odmienić nasze postrzeganie tematu produktywności. Zacznę od opisu higieny rzeczywistego otoczenia, czyli tego, co nas naprawdę otacza w świecie rzeczywistym.
Obserwuj moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Higiena rzeczywistego otoczenia - biuro
Higiena otoczenia brzmi tak, jakbym miał zaraz pisać o sposobach na utrzymanie czystości biura lub pokoju, ale nie o taki rodzaj higieny mi tutaj chodzi. Podczas moich ponad 11 lat w korporacjach, które opisałem we wpisie „Dlaczego chcę rzucić pracę przed czterdziestką? Przemyślenia po 11 latach w korporacji” pracowałem w różnych rodzajach biur, w tym w „biurze domowym”, czyli po prostu z domu. Miałem przyjemność pracować zarówno w mniejszym pokoju z zaledwie kilkoma osobami, jak i na „open space”, a więc dużej przestrzeni z dziesiątkami lub setkami innych pracowników i mam pewne wnioski dotyczące samej przestrzeni pracy:
- sama wielkość przestrzeni nie jest problemem. Problemem może być „gęstość zaludnienia” tej przestrzeni, czyli biuro typu „pracownik na pracowniku”,
- im więcej osób w promieniu kilku metrów, tym trudniej zachować skupienie (o czym wie każdy, kto siedział blisko kilku menedżerów, którzy cały dzień byli na zdalnych spotkaniach, a więc głośno rozmawiali przy użyciu zestawów słuchawkowych).
Z powyższych powodów zawsze preferowałem raczej mniejsze przestrzenie biurowe z ograniczoną liczbą pracowników w promieniu kilku metrów. Oczywiście można zawsze założyć słuchawki z redukcją hałasu (ang. noise cancelling), ale nawet to nie pomaga, gdy co chwilę zaczepia nas inny pracownik z jakimiś pytaniami lub z propozycją pójścia na kawę.
Prawdziwym przełomem było dla mnie rozpoczęcie pracy zdalnej, a robiłem to „zanim to stało się modne”, bo już w 2015-2016 roku (zwykle 1-2 dni w tygodniu), które umożliwiło mi realne, głębokie skupienie na pracy. Zauważyłem, że gdy nie jestem otoczony 10 pracownikami, to potrafię zrobić w 2-3 godziny tak wiele, jak robiłem przez 8 godzin w biurze, gdzie ciągle coś mnie rozpraszało. Myślę, że podzielasz moje zdanie, jeśli miałeś okazję pracować z biura oraz zdalnie przez wiele lat i masz już porównanie efektywności, gdy jest się w wygodnym i odizolowanym (fizycznie) od innych ludzi otoczeniu, ale domyślam się, że nie każdy tak ma, więc piszę wyłącznie o swoich doświadczeniach i preferencjach.
Oczywiście nie każdy ma możliwość przejścia w tryb pracy zdalnej i w takim wypadku mogą mu pomóc tylko słuchawki oraz asertywne informowanie współpracowników o tym, że teraz chcemy się skupić. Po prosto będąc we własnym domu łatwiej jest być asertywnym dla osób, które ciągle chodzą na kawę, bo tego chodzenia na kawę po prostu nie ma (co też ma swoje wady, ale o tym możemy podyskutować w komentarzach).
Higiena rzeczywistego otoczenia - sprzęt
Wiem, że niektórzy uznają to za fanaberię, ale sądzę, że wygodne krzesło biurowe oraz biurko z możliwością dostosowania wysokości to podstawa dla każdego pracownika biurowego, który poważnie traktuje nie tylko swoją pracę, ale i swoje zdrowie. „Home office” czyli praca zdalna umożliwiła mi samodzielny wybór mojego biurka, krzesła oraz pozostałego sprzętu, co znacząco poprawiło moją wygodę pracy, a więc i produktywność. W końcu im dłużej mogę wygodnie „wysiedzieć” przed komputerem, tym więcej (w teorii) przy nim wyprodukuję. To pragmatyczny aspekt wygodnej i komfortowej pracy, o którym wiele osób zapomina, ale oczywiście nie wystarczy to, by stać się produktywnym i na wygodnym krześle też można „prokrastynować” czyli zajmować się wszystkim poza produktywną pracą.
Wiele osób zakłada, że nie da się tanio urządzić ergonomicznego i wygodnego miejsca pracy. Nie zgadzam się z tym, bo nie wszystko, co zwiększa produktywność, musi być drogie, zwłaszcza jeśli jesteś otwarty na zakup sprzętów używanych. Są na rynku naprawdę tanie biurka i krzesła, dzięki którym usiądziesz (lub staniesz) w pracy wygodniej. Nie musisz też kupować najdroższego (ani nowego) komputera ani monitora, by cieszyć się wysoką jakością ekranu oraz wysoką wydajnością (o czym wie każdy fan kupowania sprzętu poleasingowego).
Możemy o tym podyskutować w komentarzach, bo nie chcę tu wchodzić w zbędne szczegóły, więc daj znać, jeśli interesuje Cię ten temat, a ja przejdę do tego, na co ma się na ogół prawie 100% wpływu, czyli do higieny wirtualnego stanowiska pracy.
Higiena środowiska pracy - system i aplikacje
Nie każdy z nas pracuje przed komputerem, ale ci, którzy w ten sposób zarabiają pieniądze, mogą zazwyczaj samodzielnie organizować swój system. Mowa tu o organizacji pulpitu, narzędzi, czyli np. pakietu biurowego i przeglądarki, co bardzo wpływa na produktywność w pracy i często jest zupełnie pomijane przez osoby zajmujące się tematem produktywności. W kwestii higieny wirtualnego środowiska pracy zauważyłem 3 rodzaje ludzi:
- osoby mające „bałagan w komputerze” – 100+ skrótów na pulpicie, 100+ zakładek (w tym zawsze 20+ otwartych) i 100+ nieprzeczytanych maili. Myślę, że każdy zna ten typ ;-),
- osoby mające względnie czyste, ale nieprzemyślane środowisko pracy wirtualnej – kilkanaście ikonek na pulpicie, jakieś zakładki, ale brak przemyślenia struktury folderów i zakładek,
- osoby mające wszystko dokładnie poukładane, często korzystające z dodatkowych narzędzi do dostosowywania systemu operacyjnego (typu Fences lub Start11).
Nie twierdzę, że każdy musi należeć do 3 typu, bo osoby z grupy drugiej również mogą być bardzo produktywne i niezwykle wydajne, ale sądzę, że przynależność do grupy 1 po cichu sabotuje Twoją wydajność w pracy. Moim zdaniem po prostu nie da się być szybkim i skutecznym w erze internetu bez przemyślanej struktury zakładek oraz bez odpowiedniej „higieny pracy” w kwestii pulpitu, skrótów, zakładek oraz paska otwartych kart przeglądarki (raczej do 5-6 niż 40-60). Zaskakująco duża liczba osób myśli, że poradzi sobie z pulpitami wyglądającymi w ten sposób:
lub z otwartymi kartami przeglądarki w stylu tego na dole, gdzie użytkownik ma ich 20 i więcej:
I może i faktycznie sobie z tym „poradzisz”, ale zapomnij o wysokiej wydajności w takim bałaganie. Dlatego, zanim kupisz jakąkolwiek książkę opisującą „15 metod na zwiększenie produktywności” lub zapiszesz się do „klubu osób wstających o 5 rano” po prostu zrób porządek w swoim komputerze. Czysty i dobrze zorganizowany pulpit, odpowiednio zorganizowane zakładki przeglądarki i pakietu Office i nieotwieranie tysięcy kart przeglądarki na raz może przynieść bardzo dobre efekty w przypadku skupienia i produktywnej pracy.
Moim zdaniem nikt nie potrzebuje skrótów do wszystkiego, a im więcej masz otwartych zakładek, tym trudniej będzie Ci znaleźć to, czego szukasz. Wiesz, jak wygląda mój pulpit? Mam tam dosłownie 15-20 skrótów, a wszystko jest pogrupowane tematycznie (np. „firma”, „blog”, „główne”, „zdjęcia” itp.) i ułożone w osobnych kategoriach dzięki programowi Stardock Fences, który swoją drogą serdecznie polecam. W przeglądarce mam zwykle otwarte maksymalnie 5 okien, a w zakładkach mam foldery, dzięki którym zamiast „niekończącej się listy zakładek” mam ich widocznych maksymalnie 20, a w szczegóły mogę wejść, otwierając poszczególne foldery. Polecam takie podejście każdemu, bo trochę więcej organizacji może Ci oszczędzić w skali roku dziesiątki godzin przeszukiwania komputera i internetu.
Higiena środowiska pracy - foldery
W pracy z systemem operacyjnym szczególną rolę odgrywają foldery i to, jak je ustrukturyzujemy. Jednym z największych sekretów mojej produktywności jest sposób, w jaki organizuję foldery w systemie operacyjnym, który dla większości osób może być dość zadziwiający i „nadmiernie poukładany”. Dam Ci teraz przykład organizacji folderów, która od lat z powodzeniem stosuję, dzięki czemu zawsze wiem, jak szybko odnaleźć dowolny plik na moim dysku i w chmurze.
- Dysk #1 (System i aplikacje) – wszystko dotyczące systemu i zainstalowanych aplikacji. Foldery z plikami „wyjściowymi” aplikacji (np. nagraniami, wideo lub obrazami) trzymam na dysku #2.
- Dysk #2 (Dane) – moje prywatne, firmowe i blogowe dane.
- Dane prywatne (folder nadrzędny #1).
- CV/Kariera – aktualne CV, list motywacyjny i wszelkie listy polecające/certyfikaty.
- Podatki – moje prywatne rozliczenia PIT (np. PIT-37 lub PIT-38).
- Zdrowie – wyniki badań, historia medyczna (wszystko w folderach z datami).
- Dziecko – wszelkie foldery związane z naszym synkiem i jego „dokumentacją” :D.
- Zdjęcia – nie trzeba tłumaczyć, z podziałem na lata (co 5 lat zmieniam folder) i podfoldery tematyczne zawsze rozpoczęte od daty powstania kolekcji.
- Mieszkania – folder z dokumentacją mieszkaniową.
- Samochody – folder z dokumentacją samochodową, np. historia napraw, ubezpieczenia OC/AC itp..
- Dane firmowe (folder nadrzędny #2).
- Dokumenty rejestracyjne – wpis z CEIDG itp..
- Umowy/kontrakty – wszelkie umowy z kontrahentami.
- Podatki – firmowe rozliczenia PIT.
- Dane związane z blogiem (folder nadrzędny #3).
- Grafiki do wpisów (pogrupowane wg miesiąca publikacji).
- Arkusze z danymi (o nich będzie w kolejnym podrozdziale tego wpisu).
- Nagrania podcastów i klipów na YouTube.
- Lista tematów do pokrycia w przyszłości (skategoryzowana po kategoriach wpisów na blogu).
- Dane prywatne (folder nadrzędny #1).
Taka struktura folderów umożliwia mi proste i bezproblemowe znalezienie czegokolwiek oraz ułatwia kwestię zapisywania nowych plików (bo zawsze wiadomo, gdzie je zapisać i nie mam folderów „śmietników”, gdzie wrzucam wszystko jak leci).
Dodam też, że robię kopię zapasową dysku B przynajmniej raz na kwartał, ale staram się częściej. Do tego część z istotnych danych (np. związanych z podatkami lub blogiem) jest kopiowana i przechowywana w „chmurze”.
Higiena środowiska pracy - dane
Wspomniałem wcześniej o organizacji pulpitu oraz folderów, ale nie pisałem o aspekcie higieny organizacji danych. Prawdopodobnie tworzę tu nowe pojęcia, ale większość z nas pracuje z danymi niezależnie czy jest tego świadoma, czy nie. Dane nas otaczają i treść każdego maila, który wysyłasz, prawdopodobnie zawiera jakieś informacje i dane i tylko od Ciebie zależy to, jak je zorganizujesz. Aby Cię zainspirować dam Ci przykład tego, jak organizuje dane źródłowe oraz dane do wykresów w konkretnych materiałach na blogu:
- Prowadzę osobne 3 „duże” pliki (à la bazy danych) do:
- przechowywania i aktualizacji historii stóp zwrotu dla różnych aktywów (np. indeksów giełdowych, indeksów obligacji lub cen złota/surowców/kryptowalut),
- przechowywania i aktualizacji szczegółów ofert maklerskich (prowizje, zakres oferty),
- przechowywania i aktualizacji oferty polskich obligacji detalicznych (oprocentowanie obligacji, marża w kolejnych latach, historia inflacji),
- zawsze zachowuję też źródło (link, nazwę) każdej informacji, by w razie „zgubienia danych” móc je prosto odtworzyć/odszukać ponownie.
- Każdy materiał na bloga to osobny „mały plik” o tej samej nazwie, co wpis na blogu.
- Dzięki temu prosto i szybko mogę znaleźć dane źródłowe każdego wpisu i np. sprawdzić lub poprawić błędy, które znajdą czytelnicy.
- Pomaga mi to także w przyszłości – „małych” plików nie aktualizuję, a „duże” aktualizuję. Oznacza to, że zawsze, gdy piszę nowy wpis, to zaczynam od aktualizacji „dużego pliku” z danymi źródłowymi, następnie kopiuję wybrane dane do „małego pliku”, który będzie źródłem wyłącznie dla tego konkretnego, nowego wpisu na blogu.
To tylko przykład tego, jak na wysokim poziomie możesz ułożyć swoje dane, aby służyły Ci lepiej i wspomagały Twoją wydajność w życiu i w pracy. Podobnie z danymi działałem w pracy, mając osobne pliki Excel/Arkuszy Google do różnych zagadnień oraz projektów. Kluczem jest to samo, co w przypadku organizacji folderów, czyli to, bym mógł bardzo szybko wyszukać konkretne dane i informacje i abym nie tracił nawet minuty na zastanawianie się, gdzie zapisać nowe informacje lub pliki. Te czynności mają dziać się natychmiastowo, dzięki czemu będę miał znacznie więcej czasu na kreatywną i wydajną pracę.
Higiena środowiska pracy - nawyki
Czy wiesz, że tak zwana „prokrastynacja”, czyli ciągłe odrywanie uwagi od rzeczy ważnych, by robić rzeczy nieistotne (lub wręcz niczego nie robić) to nie problem z uwagą, a problem z niewłaściwą organizacją środowiska pracy? Sądzę, że większość złych nawyków w kwestii produktywności bierze się stąd, że niewłaściwie podchodzisz do organizacji higieny otoczenia (fizycznego i wirtualnego). Dam Ci teraz kilka częstych problemów wraz z prostymi rozwiązaniami:
- Ciągłe odrywanie się od pracy, by sprawdzić media społecznościowe / aplikacje / wiadomości.
- Rozwiązanie #1: po prostu nie mieć telefonu przy sobie lub wyłączenie go.
- Rozwiązanie #2: wyciszenie powiadomień (całkowite – tryb skupienia).
- Rozwiązanie #3: reorganizacja zakładek przeglądarki, by Facebook / Instagram / Twitter (X) / inne media społecznościowe nie były prosto dostępne (za 1 kliknięciem).
- Nadawanie nadmiernego priorytetu rzeczom, które mogą poczekać, np. odpisywaniu na maile lub komentarze.
- Rozwiązanie #1: otwieranie programu pocztowego tylko na określony czas i w określonych, wcześniej ustalonych godzinach, w których decydujemy się wyłącznie na odpisywanie na maile (ja tak robię z blogowymi mailami, bo inaczej bym zwariował z przeciętnie 20 nowymi wiadomościami dziennie, nie mówiąc o komentarzach).
- Rozwiązanie #2 (dla tych, którzy nie mogą po prostu odpuścić odpisywania na maile): coś odwrotnego, czyli wydzielenie sobie „czasu skupienia”, czyli zwykle 1-2 godzinnych „okien”, w których decydujemy się nie włączać programu pocztowego (a w pozostałych godzinach mamy go ciągle włączonego i stale sprawdzamy i odpisujemy na wiadomości).
Pokolenia millenialsów i Z często narzekają na przebodźcowanie i trudność w odpowiednim skupieniu się, jako przyczynę zjawiska podając obecność zbyt wielu informacji w telewizji/internecie. Jeśli dotyczy Cię „information overload”, to zwróć uwagę, że być może samemu na to wpływasz i to Ty (a nie twórcy treści ani „internet”) sam siebie bombardujesz niepotrzebnymi informacjami. Przecież nikt (prawdopodobnie) nie przystawia Ci pistoletu do głowy i nie każe włączać i przeglądać Instagrama / Facebooka / Pudelka / Onetu czy innych rozpraszaczy, więc sam to sobie być może robisz, a później (prawdopodobnie) narzekasz na to, że nie masz czasu na zrobienie czegokolwiek wartościowego.
Moja Żona, obserwując mnie, często komentuje, że gdyby nie blog, to prawie nigdy nie korzystałbym z mediów społecznościowych i prawie nigdy nie dotykałbym telefonu. Jednym z największych sekretów mojej produktywności jest nieotaczanie się zbyt wieloma bodźcami i niewłączanie setek aplikacji / kart przeglądarki. Porządek w komputerze i telefonie jest dla mnie równoznaczny porządkowi w głowie, więc pora na przejście do drugiej części wpisu, a więc podzielenie się moimi metodami zwiększającymi produktywność nie w kwestii otoczenia, a tych dotyczących własnej głowy i planów.
Najważniejsze, czyli planowanie
Nie wszystko w życiu da się zaplanować. Poszedłbym dalej, pisząc, że w życiu tak naprawdę prawie niczego nie da się dokładnie zaplanować. Dlatego często ironicznie się uśmiecham, gdy widzę osoby, które próbują zaplanować swoje dzienne grafiki tak, jakby każdą minutę dało się czemuś zadedykować i później bez odstępstw realizować ten plan. Dla mnie to nie jest życie, tylko udawanie, że jest się robotem, więc we własnym planowaniu nigdy nie idę tak daleko. Moją dewizą jest planowanie tego, co da się precyzyjnie zaplanować i to tylko na poziomie „ogólnym”, czyli raczej „2 godziny skupienia na pisaniu wpisu XYZ” niż na poziomie szczegółowym, czyli tak, aby planowanie nie zajmowało zbyt wiele czasu.
No właśnie – znam osoby, które na planowane potrafią poświęcić prawie tak dużo czasu, jak na same czynności, co według mnie jest bardzo nieefektywne czasowo. To częsta przypadłość nowych menedżerów w korporacjach, którzy chcą wszystko ułożyć „od linijki” nakazując swoim współpracownikom planowanie i raportowanie wszystkich czynności co do minuty/godziny, dochodząc do takiego absurdu, że na planowanie i raportowanie tamci poświęcają więcej czasu niż na produktywną pracę. Moją rolą przez ponad 7 lat stanowisk kierowniczych w firmach było coś zgoła odwrotnego, czyli sprawienie, że moi pracownicy będą mieli tak dużo czasu na pracę, jak to tylko możliwe, czyli „chronienie” ich przed zbędnymi spotkaniami i polityką korporacyjną, na którą nie powinni przeznaczać czasu.
Jak efektywnie planować pracę?
Po ponad 11 latach współpracowania z ludźmi w korporacjach i ponad 5 latach prowadzenia inwestomatu myślę, że mogę śmiało przedstawić się jako „ekspert planowania pracy”, więc teraz podzielę się z Tobą kilkoma wskazówkami dotyczącymi tego, jak planować, by było to efektywne czasowo, a nie przeszkadzało w pracy i kradło zbędne godziny. Zacznijmy od tego, co jest pożądanym efektem planowania pracy (naszej i współpracowników), czyli:
- jak najlepsze poznanie i zdefiniowanie celu / stanu końcowego, który chcemy osiągnąć,
- (opcjonalnie) spisanie go jako specyfikacji wymagań / wizji,
- rozbicie celu na czynności wymagane do jego osiągnięcia,
- (opcjonalnie) pogrupowanie ich, ale tylko zależnie od stopnia skomplikowania „projektu”,
- (opcjonalne) oszacowanie czasu / energii potrzebnej na dostarczenie każdej czynności,
- ustalenie, kto będzie odpowiedzialny za każdą z czynności,
- (opcjonalne) zejście o poziom niżej i ustalenie kroków postępowania w każdej czynności,
- (opcjonalne) stworzenie planu i ułożenie go w czasie wraz z najważniejszymi kamieniami milowymi, które zwykle są „mini-etapami”, w których można zademonstrować postępy projektu.
Zauważ, że z 8 czynności tylko 3 są tak naprawdę konieczne. W większości projektów, w których pracowałem skupialiśmy się na maksymalnie 3-5 z powyższych kroków, by nie tracić czasu na coś, co i tak bardzo szybko ulegnie zmianie. Powiedziałbym, że naprawdę skuteczny menedżer skupia się ze swoim zespołem wyłącznie na poniższych punktach:
- poznanie i ustalenie celu działania (w korporacji nazywa się to też zbieraniem wymagań do projektu),
- rozbicie go na czynności wymagane do jego osiągnięcia,
- ustalenie, kto jest odpowiedzialny za każdą z czynności,
- wspólne z zespołem ustalenie tych czynności w czasie (mniej więcej, na bardzo niskim poziomie szczegółu, bo w 99% przypadków i tak ulegnie zmianie).
Dzięki powyższemu zespół poświęci najwyżej 2-3 godziny w miesiącu na planowanie, a pozostały czas będzie mógł dedykować produktywnej pracy. W podobny sposób pracuję nad nowymi tematami na blog, więc korzystając z doświadczeń z pracy w korporacji oraz tworzenia materiałów na bloga opiszę teraz każdy wymagany krok procesu planowania bardziej szczegółowo.
Krok 1 - poznanie i ustalenie celu / stanu końcowego
Nie bez powodu w świecie motywacji i produktywności mówi się często „zaczynaj od dlaczego” (co jest nawet tytułem popularnej, choć moim zdaniem dość powierzchownej książki Simona Sinka). To właśnie od „dlaczego?” warto zacząć niezależnie od tego, na czym polega Twój cel i czy jest to cel profesjonalny, jak projekt lub nowe rozwiązanie w pracy, czy prywatny, jak np. założenie bloga lub rozpoczęcie nagrywania podcastu. Uważam, że bez „dlaczego?” stworzenie czegokolwiek trwałego i użytecznego jest bardzo trudne, bo to właśnie odpowiedź na to pytanie pozwala na lepsze zdefiniowanie do tego, do czego się dąży, czyli określenie celu naszej pracy. Dam Ci kilka przykładów korzystnego ustalenia swojego „dlaczego”:
- Chcesz założyć bloga? Twoim „dlaczego?” może być np. chęć do opisania procesu prostego inwestowania najlepiej w polskim internecie lub po prostu zachęcenie możliwie dużej liczby nieinwestujących osób do inwestowania pieniędzy. Dobrym powodem jest też np. chęć prowadzenia dyskusji z osobami o podobnych zainteresowaniach.
- Zlecono Ci realizację nowego projektu w pracy? O „dlaczego?” zapytasz osoby zlecające, ale może to być np. usprawnienie procesu obsługi klienta tak, aby można było zamykać 200 spraw zamiast 100 spraw dziennie lub sprawienie, że produkt, który sprzedaje firma trafi w kolejnym roku do 50% więcej klientów. W przypadku takich projektów kryteria liczbowe i wymierne są moim zdaniem najlepsze.
Wiedząc, o co Ci chodzi lub co chce osiągnąć Twój klient możesz zacząć spisywać cel, lub cele projektu i lepiej opisywać stan końcowy. Im więcej szczegółów, tym lepiej, bo barwny i konkretny opis rozwiązania pozwoli Ci na lepsze rozbicie tego na czynności do wykonania.
Krok 2 - rozbicie celu na czynności / zadania
Użyłem w podtytule słowa „czynności”, ale w świecie korporacji mogłoby to być także słowo „zadania”, a chodzi po prostu o ustalenie możliwie jak najbardziej konkretnych kroków, z których każdy będzie się dało przypisać danej osobie i (ewentualnie) oszacować. Sama czynność „rozbijania celu na zadania” wydaje się prosta, ale to właśnie tutaj polega większość osób o profilu wizjonera / marzyciela, który dobrze definiuje cele, ale marnie porusza się w świecie konkretów i specyficznych opisów zadań. Myślę, że moją największą siłą pod kątem pracy w korporacji (prowadzenia bloga chyba też) jest umiejętność intuicyjnego i szybkiego dzielenia długoterminowych / dalekosiężnych celów na wykonalne i zrozumiałe zadania. Czym bowiem jest tworzenie pierwszego portfela inwestycyjnego, jeśli nie listą zadań do wykonania?
Efektem tego są m.in. strona „zacznij tutaj” mojego bloga oraz książka „Inwestowanie dla każdego”, którą polecam wszystkim chcącym dowiedzieć się więcej o prostym inwestowaniu pasywnym krok po kroku, czyli tak, jak powinno się prezentować konkretne czynności prowadzące do ustalonego celu. Konkretne kroki do podjęcia powinny być spisane zwięźle, ale opisane na tyle szczegółowo, by zadanie było zrozumiałe nie tylko dla eksperta w dziedzinie (jeśli to możliwe). Przyspieszysz w ten sposób proces realizacji oraz upewnisz się, że jeśli wrócisz do tej listy zadań za miesiąc lub kilka miesięcy, to stale będziesz rozumiał, na czym polega praca do wykonania.
Zwłaszcza w tym kroku bardzo pomocne są grafiki w dowolnej formie, np. schematów, diagramów lub wykresów albo tabeli z przydatnymi informacjami. Sprawi to, że osoby, którym zlecisz pracę (lub Ty sam, jeśli to własny, jednoosobowy projekt) będą mogły bezproblemowo podjąć się pracy, unikając powracania do Ciebie z pytaniami (lub „grzebania” we własnej pamięci, jeśli to cel prywatny). A skoro już przy zlecaniu pracy jesteśmy, to kilka złotych reguł produktywnej współpracy lub pracy w grupie albo zespole.
Krok 3 - ustalenie, kto jest odpowiedzialny za każdą z czynności
Jeśli planujemy inicjatywę jednoosobową, to kwestia tego „kto?” jest oczywista, choć nie znaczy to, że nie możemy posiłkować się usługami i pomocą innych osób. Nawet jeśli wszystkie zadania leżą w naszej gestii, to warto zanotować, kto może nam ewentualnie w tym pomóc (nawet jeśli nie znamy tej osoby i wiemy, że jest to np. bloger pasjonata zajmujący się daną tematyką i mogący odpowiedzieć na kilka naszych pytań).
Przypisanie ról i określenie obowiązków w kontekście konkretnych zadań prawie na pewno spowoduje zwiększenie wydajności i produktywności całego zespołu w przypadku pracy zespołowej. Nowoczesna teoria zarządzania kłóci się z tym, sugerując, by pozostać „zwinnym” i pracować w zespole, w którym każdy jest w stanie robić wszystko, ale nie oszukujmy się, że w prawdziwym życiu jest to często występująca sytuacja (bo nie jest).
Jeśli sam pracujesz nad jakimś projektem, ale nie znasz się na czymś (np. na robieniu stron, gdy planujesz założyć bloga) to poza „poczytaniem o tym w internecie” skorzystaj z porad osób bardziej doświadczonych i nie bój się pytać innych osób. O wiele lepiej jest (słusznie) wyjść na laika w dziedzinie, ale dzięki temu szybko nadrobić wiedzę niż wstydzić się zadawania „głupich pytań” i zmarnować wiele wieczorów na dowiedzenie się czegoś, co ktoś inny mógłby nam wyłożyć w kilka minut. Właśnie dlatego staram się zawsze odpisywać na maile odbiorców moich materiałów, nawet jeśli pytają o coś, o czym wielokrotnie pisałem na blogu (mogę przecież wysłać im link i zasugerować o lekturę wpisu).
Podsumowując: im konkretniej jest określony Twój/Wasz cel oraz im lepiej określone są konkretne zadania, tym szybciej będzie można je komuś przypisać i zająć się ich realizacją. W efektywnym planowaniu pracy reszta to zazwyczaj „szum” i po prostu nie warto robić tego zbyt długo lub zbyt dokładnie, bo podczas pracy i tak prawdopodobnie „wyjdą” nowe pytania i niedociągnięcia w sposobie spisania wymagań i opisania stanu docelowego.
Jak produktywnie współpracować z innymi?
Zakładam, że prawie każdy z nas w swojej pracy ma styczność z innymi. Niezależnie, czy zarządzasz zespołem, czy jesteś jego częścią albo nawet niezależnym „dostawcą” usług, to masz w pracy kontakt z innymi ludźmi, np. z dostawcami usług, z których sam korzystasz. Jeśli zatem coś komuś zlecasz, to upewnij się, że zadanie będzie jasno i zwięźle opisane oraz że Twoje oczekiwania co do czasu dostarczenia będą określone w zleceniu. Przeczytaj teraz poniższe 2 wiadomości i określ, jaką „siłę” mają według Ciebie dwie z próśb w nich zawarte:
- „proszę Cię o stworzenie granatowego menu głównego strony z czcionką, kolorami i odległościami jak na załączonym obrazku (załączona dokładna grafika prototypu) i udostępnienie tej strony do testów osobom (załączona lista osób) najpóźniej w piątek, 27 czerwca 2025. Pamiętaj, by przy udostępnianiu umieścić mnie w kopii e-maila”,
- „czy mógłbyś stworzyć to granatowe menu tak, jak chciał tego klient i udostępnić je klientowi i jego ludziom jak najszybciej?”,
Niektórzy z pewnością będą woleć wiadomość numer 2, która faktycznie może być lepsza, gdy zleceniobiorca jest kompetentny i już świadomy wymagań klienta i terminu zlecenia. W innym przypadku o wiele lepsza będzie wiadomość numer 1, w której zleceniodawca jest tak precyzyjny, jak to tylko możliwe i załącza zarówno wzór menu do stworzenia, jak i listę osób, którym należy udostępnić efekty tej pracy, jednocześnie podając pożądany termin realizacji.
Gdy coś zlecimy naszemu współpracownikowi, to bardzo ważne jest to, aby nie kontrolować jego każdego ruchu i nie wypytywać go ciągle o postępy prac. Pytałbym raczej o ewentualne problemy / blokady i o to, w jaki sposób mogę mu pomóc w szybszym dostarczeniu tego, o co prosiłem.
Trochę inaczej jest, gdy zlecimy pracę osobie lub firmie zewnętrznej, bo to już nie mamy regularnego kontaktu, więc akurat w tym przypadku pozwoliłbym sobie na częstszy kontakt i pytanie o status prac, aby pokazać, że zależy mi na terminowej dostawie usługi lub produktu. Ale nawet tutaj zachowałbym umiar, bo nikt nie przepada za kontrahentami, którzy dzwonią kilka razy dziennie i wykazują brak zaufania na każdym kroku współpracy (choć z niektórymi firmami ograniczone zaufanie jest dosyć wskazane).
Obserwuj mnie na Twitterze (X):
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Finał, czyli własna produktywność
Opisałem już 2 kluczowe aspekty produktywnej pracy, jaką są według mnie higiena otoczenia oraz odpowiednie planowanie, czyli ustalenie konkretnego i mierzalnego celu, rozbicie go na zadania oraz przypisanie ich do poszczególnych osób (lub zanotowanie, kto może nam pomóc z każdym z nich). Od teraz założę zatem, że nic już Cię nie rozprasza i że wiesz, co chcesz zrobić lub osiągnąć oraz rozumiesz, jakie są kroki tej pracy i gdzie znaleźć wiedzę do jej wykonania. Wchodzimy zatem na wyższy i ważniejszy poziom, bo zajmiemy się teraz Twoją głową i podejściem do pracy.
Muszę przyznać, że przez kilka lat (2019 – 2024) naprawdę „robiłem za dwóch” i doskonale wiem, jak być produktywnym, jednak moje metody nijak mają się do modnych „magicznych” metod na robienie więcej. Wszystko zaczyna się od odpowiedniej motywacji, bez której po prostu nie wstaniesz o 5 rano. A skoro już jesteśmy przy porannym wstawaniu, to omówmy ten temat i zastanówmy się, czy to faktycznie musi być dla każdego rano.
Znajdź swoje produktywne godziny
O wstawaniu o piątej rano napisano wiele książek i wszystkie ograniczają się do tego, że są to godziny, gdy jest na ogół ciemno, cicho i niewiele się dzieje, więc łatwo być wtedy produktywnym. Nie musi być to jednak 5 rano i w zasadzie nie musi to być w ogóle rano, bo kluczem jest znalezienie swoich najbardziej produktywnych godzin i niemarnowanie ich. Myślę, że to kwestia osobista, ale akurat ja potrafię się bardziej skupić w godzinach porannych a szczyt produktywności mam między 6 a 9 rano, co tłumaczy to, jak dużo mi się udało dotychczas zrobić na blogu. Osoby odwiedzające moją stronę z pewnością zauważyły, że często odpisuję na komentarze właśnie w godzinach porannych i nawet to, że nowe materiały są publikowane w poniedziałek o 7 rano jest niejako wyrazem tego, że jestem „rannym ptaszkiem” i miałem tak właściwie zawsze.
Im późniejsze godziny, tym bardziej zaspany jestem i tym trudniej jest mi się skupić, nie mówiąc o pisaniu długiego i wymagającego wpisu. Podobnie jest z podcastami, które starałem się zawsze nagrywać w godzinach porannych oraz z bardziej wymagającymi spotkaniami w pracy, które zawsze ustawiałem przed godziną 12. Nie oznacza to, że w późniejszych godzinach nic nie robiłem, jednak moja uwaga zwykła wtedy bardziej dryfować i miałem większe skłonności do rozpraszania się „internetem” i nierobienia tego, co postanowiłem zrobić.
Jak zidentyfikować swoje „produktywne godziny”? Bądź pragmatyczny i zastanów się po prostu nad tym, w jakich godzinach robisz najwięcej twórczych i kreatywnych rzeczy (a jeśli w ogóle nie pracujesz kreatywnie, to po prostu zastanów się, o której działasz zazwyczaj najwięcej/najszybciej). Niezależnie czy są to godziny poranne, okołopołudniowe, popołudniowe czy wieczorne, uświadom sobie, że to na ten czas przypada Twój szczyt produktywności i to właśnie w tych godzinach postaraj się robić to, na czym Ci zależy najbardziej (zwłaszcza w kontekście prywatnych projektów „dodatkowych” i własnych inicjatyw, bo nie każdy ma możliwość pracy wieczornej lub w nienormowanych godzinach).
Ta porada jest bardzo prosta, ale zwykle się sprawdza, bo nawet jeśli nie znajdziesz swoich produktywnych godzin, to dzięki niej przynajmniej znajdziesz te, które produktywne nie są i zaczniesz bardziej świadomie planować swoje twórcze aktywności.
Mądrze zarządzaj czasem
Zarządzanie czasem to temat na książkę, więc napiszę o nim tylko w kontekście kilku praktycznych porad, dzięki której zawsze udaje mi się wszystko ukończyć na czas. Uświadom sobie, że Twój czas jest skończony / policzony i że wszystkiego w życiu nie zrobisz. Życie to szuka wyborów i większość osób wcale nie obraża się, gdy im odmawiamy (np. propozycji współpracy czy wspólnego wyjścia / wyjazdu), więc nie na wszystko trzeba się zgadzać. Nauczyłem się tego boleśnie w 2022 roku, w którym miałem chyba 7 współprac/wystąpień w dwa miesiące i zrobiłem to kosztem życia prywatnego i mojej działalności blogowej, więc postanowiłem już nigdy nie zgadzać się na „wszystkie współprace jak leci”, a wprost przeciwnie – wybierać tylko kilka najważniejszych w ciągu roku i nic więcej. Redukuj zatem liczbę rzeczy do zrobienia tylko do tych, na których Ci naprawdę zależy i nie próbuj „zrobić wszystkiego”.
O tym, jak zwiększyć swoją produktywność i stać się wydajniejszym przekonasz się tak szybko, jak zaczniesz na poważnie traktować swoje zobowiązania wobec siebie samego. Jeśli Twoim celem jest napisanie wpisu na bloga (albo książki) to ustaw sobie ambitny termin wykonania i sprecyzuj, w jakich godzinach i jak często będziesz pracował nad tym i tylko nad tym. Oczywiście zdarzy się, że nie dasz rady się za coś zabrać, ale poczuwaj się wtedy do konieczności nadrobienia tego w innych godzinach. Jeśli nie traktujesz siebie i swojego czasu na poważnie, to nie dziw się, że wydaje Ci się, że doba innych ludzi ma więcej godzin niż Twoja.
Ustal realistyczne cele
Idealnym przykładem mojego podejścia do ustalania celów i zarządzania czasem jest to, że w styczniu 2023 roku postanowiłem napisać książkę w maksymalnie 6 miesięcy. Udało się to dzięki 3 zasadom:
- każdego dnia napiszę przynajmniej 3 strony książki (najpierw zbadałem, ile złożonego tekstu w ogóle potrafię napisać w te kilka godzin, więc dobrałem ten cel realistycznie do swoich możliwości. Założę się, że inni mogliby tu ustalić mniej lub więcej stron dziennie),
- gdy piszę książkę, to nie robię niczego innego, zachowując maksymalne skupienie przez przynajmniej 2 godziny każdego dnia (zwykle były to godziny poranne – patrz poprzedni podrozdział wpisu),
- Około tygodnia zajęło mi wstępne zdefiniowanie zakresu książki i stworzenie pierwszego spisu treści. Oszacowałem, że efekt ma mieć około 450 stron i to tak „rozbiłem” plan, pisząc w wydrukowanym kalendarzu, kiedy mam mieć ile stron, co na bieżąco aktualizowałem, by sprawdzić, czy jestem bliski celu (trzytygodniowy zastój w maju spowodowany był dużymi zmianami w książce po pierwszej rundzie recenzji):
Powiesz, że to przesada? Zrobiłem to tylko po to, by traktować ten projekt poważnie i gdyby nie ten plan, to chyba wcale bym nie ukończył pisania książki „Inwestowanie dla każdego”. Pomogło też „spalenie mostów” w postaci zapowiedzenia premiery książki, czego dokonałem w lutym, nie mając napisanych nawet 50 stron (bo cały czas przeznaczyłem na planowanie i w tym czasie mieliśmy też urlop). Mądrość zarządzania czasem polegała w tym przypadku na mierzeniu postępów i ustaleniu, że każdego dnia przez te 2-3 godziny skupienia mam napisać przynajmniej 3 strony książki. Oczywiście strona stronie nierówna i czasem był to bardzo wymagający i techniczny tekst, a innym razem bardzo prosty do napisania opis, więc zdarzały się dni, w których pisałem 3 strony oraz takie, w których pisałem 6 lub 7. Ważna była systematyka, ustalone godziny pracy i skupienie, o którym teraz napiszę.
Skup się (nie rób 10 rzeczy na raz)
W nowoczesnym świecie modny stał się multitasking, czyli wielozadaniowość lub robienie wielu rzeczy w tym samym czasie, co bywa zaletą, gdy robi się rzeczy proste i mało istotne, ale szkodzi, gdy coś wymaga intensywnego skupienia. Zamiast narzekać na to, że w dzisiejszym świecie trudno jest Ci się skupić, po prostu odłóż telefon w pokoju obok lub przynajmniej wyłącz powiadomienia oraz zwiń zakładki przeglądarki, by trudniej było Ci włączyć media społecznościowe. Zamiast ciągle przeglądać sklepy internetowe i portale aukcyjne, zacznij wydzielać także czas na robienie zakupów i ogranicz go, by nie zjadał Ci całego produktywnego czasu.
Jeśli Ci na czymś naprawdę zależy, to ustal cel (co i do kiedy chcesz zrobić), zaplanuj godziny pracy i zastanów się, kiedy jest Ci się najłatwiej skupić. Mnie pomagają na przykład słuchawki, w których leci ulubiona muzyka i zamknięte drzwi do pokoju, które oznaczają, że chce się skupić i proszę domowników o przerywanie mi tylko w razie prawdziwych potrzeb. Pomaga poinformowanie domowników lub współpracowników (jeśli jesteś w pracy), że dany przedział czasowy to Twoje godziny skupienia i prosisz o nieprzeszkadzanie.
Wiem, że w dzisiejszym świecie wydaje się to ekstremalne, ale jak myślisz – jak udało mi się napisać ponad 250 wpisów i nagrać ponad 200 wyczerpujących podcastów w ciągu 5 lat, jednocześnie pracując zawodowo? Poza 8 godzinami pracy musiałem mieć przynajmniej 2-3 godziny dziennie pełnego skupienia (co przy małym dziecku jest bardzo trudne). Moją tajemnicą jest stworzenie sobie warunków do pełnej koncentracji, usunięcie rozpraszaczy i zawarcie „kontraktu z samym sobą”, że w ciągu X dni lub Y godzin chcę osiągnąć zamierzony, konkretny cel.
Jeśli muszę zrobić zakupy w internecie lub po prostu chcę trochę odpocząć, to robię to w innych od ustalonych godzin skupienia godzinach, czując satysfakcję z osiągniętego celu. Bywa bardzo trudno, ale to jedyna droga do efektywności (i nie muszę tu korzystać z żadnych aplikacji typu Pomodoro). Jeśli masz problem ze skupieniem, to może Ci tak naprawdę brakować odpowiedniej motywacji, co też chciałbym teraz omówić.
Odpowiednio się zmotywuj i zdyscyplinuj
Do osiągnięcia skupienia i dyscypliny wymagana jest odpowiednia, wysoka motywacja. Motywacja może być zarówno pozytywna (np. „pomogę tak wielu ludziom”), jak i negatywna (np. „już ja im pokażę”) i na szczęście dla innych ludzi nie musisz nikomu zdradzać swojej motywacji. Ważne, byś Ty sam wiedział dokładnie, dlaczego chcesz coś osiągnąć. Z moich obserwacji dowolny cel jest dobry, ale najmocniejsze to te etyczne i związane z życiową misją, a najsłabsze to zwykle te związane czysto z finansami. Dotychczas bardzo wielu początkujących blogerów zasięgało u mnie języka o porady i moje doświadczenia z początkiem blogowania i gdy pytałem ich o motywację do pracy, to większość odpowiadała, że chce na blogu zarabiać. Ostrzegałem ich, że to raczej niewystarczający powód, by tworzyć treści i czas pokazał, że po prostu wypalili się, gdy wyników / efektów nie było przez pierwsze paręnaście miesięcy.
Naturalną motywacją może być pasja i poczucie misji lub np. zdenerwowanie na obecny stan rzeczy i chęć jego zmiany na lepsze. Niestety myślę, że bez przynajmniej odrobiny naturalnej / organicznej motywacji, bardzo trudno będzie się zdyscyplinować do nauki i robienia rzeczy trudnych lub takich, o których nie ma się jeszcze pojęcia. Dlatego tak bardzo się cieszę, że przypadkiem (dzięki obejrzeniu filmu „Wall Street” z Michaelem Douglasem) odnalazłem swoją życiową pasję i że w końcu po 8 latach inwestowania „zmusiłem się” do stworzenia swojej strony internetowej, gdzie będę pisał o swoich doświadczeniach z inwestowaniem.
Ciekawostka: gdy postanowiłem, że założę bloga, to jako cel postawiłem sobie zrobienie tego w ciągu tygodnia (nie mając nazwy, logo i nie wiedząc do końca, o czym chcę pisać). Z perspektywy czasu był to najlepszy możliwy cel, bo przynajmniej zacząłem, a gdy strona (niezwykle nieidealna) już istniała, to głupio mi było się cofnąć i zaniechać dalszej pracy nad wpisami. Dlatego sądzę przy projektach prywatnych, za które nikt nam na początku ani nie płaci, ani nikt na nie nie czeka, kluczowy jest szybki start w taki sposób, by udowodnić sobie, że w ogóle można i żeby było nam po prostu „głupio”, jeśli odpuścimy prace nad projektem.
Autodyscyplina i „podpisanie kontraktu z samym sobą” to chyba jedyna skuteczna droga do osiągnięcia wymagającego celu. W życiu nie ma raczej dróg na skróty, a jeśli myślisz, że są, to prawdopodobnie nie widzisz lat nauki i tysięcy godzin pracy, które stoją za danym projektem. Bardzo łatwo jest nam na ogół narzekać, że innym się wiedzie lepiej od nas, bo mieli lepsze dzieciństwo / bogatszych rodziców lub mają lepsze geny, ale prawda jest taka, że nie trzeba być w dzisiejszych czasach ponadprzeciętnym, by odnieść ponadprzeciętny sukces. Zarówno inwestowanie, jak i ważne cele życiowe wymagają odpowiedniego sprecyzowania planu i dyscypliny w jego wykonywaniu.
Jeśli przydarzą Ci się jakieś drogi na skróty, to prawdopodobnie po wielu latach ciężkiej pracy i starań i nie wszystkie z nich będą warte podjęcia. Zresztą sam zobaczysz, więc najlepiej załóż, że potrzebna będzie dyscyplina i ciężka praca, a magiczne metody zostaw entuzjastom coachingu, którzy kupują wejściówki na wydarzenia, na których ktoś ich obraża ze sceny, nazywając ich leniwymi i nic niewartymi. Wybacz ironię i cięty język, ale taka jest prawda o produktywności i wydajności w pracy :).
Podsumowanie
Ten wpis zapowiadałem już dwukrotnie i każdorazowo pomysł spotykał się z bardzo entuzjastycznym odbiorem, wskazując na to, że wiele osób chciałoby zwiększyć produktywność. Jestem świadomy tego, że część odbiorców może być zawiedziona tym prostym i mało „branżowym” przekazem, ale piszę to jako praktyk, a nie teoretyk produktywności. Myślę, że wiele osób skorzysta na pierwszej części wpisu, porządkując swoje otoczenie i dbając o lepszą jego higienę, zanim nawet pomyślą o pracy. Druga część, w której opisałem proces planowania, jest niezwykle ważna, ale dotyczy bardziej współpracy (np. w firmie) z innymi ludźmi niż samodzielnie wykonywanych projektów. Trzecia część jest bardzo prosta, gdyż wyjaśnia, że bez pasji i silnej (pozytywnej lub negatywnej) motywacji bardzo trudno nie tyle osiągnąć, ile nawet zacząć dążyć do skomplikowanego i odległego celu.
Często dyskutuję z moją Żoną o innych blogerach finansowych, których poznałem (zwykle mailowo) na przestrzeni lat, z których prawie żaden już nie publikuje regularnie treści. Prawie każdy duży projekt jest maratonem, a nie sprintem, więc kwestia automotywacji i samodyscypliny musi być przez Ciebie podjęta w trybie priorytetowym i zakładając, że motywacji i energii potrzebujesz na lata, a nie na tygodnie. Jeśli motywują Cię zyski, to zazwyczaj Ci się nie uda z powodu wyczerpania energii, gdy pieniądze nie zaczną jeszcze spływać na konto (a pokaż mi startup, który zarabia od początku). Dlatego sugeruję zawsze zaczynać od „Dlaczego?”, spisać to sobie i nigdy o tym nie zapominać, gdy otrzymamy np. wątpliwą propozycję współpracy lub ktoś będzie nas namawiał do złamania etyki pracy.
Charakter to tak naprawdę wszystko co mamy, twarz ma się jedną, a możliwość spojrzenia na samego siebie w lustrze i przyznania, że żyjemy zgodnie z naszymi życiowymi zasadami to coś, co chyba prawie każdemu przynosi szczęście. Dlatego skupiam się na własnej, ciężkiej pracy i rzadko komentuję lub krytykuję poczynania innych ludzi. Jeśli już coś krytykuję, to raczej idee / pomysły / metody innych osób, uznając ataki ad personam za nieeelganckie i zbędne w kulturalnej debacie (mimo że w XXI wieku są częste i wręcz wymagane, by zdobyć odpowiednie „zasięgi”). Myślę, że jeśli zależy Ci wyłącznie na zasięgach / sławie / pieniądzach to niestety od początku jesteś na straconej pozycji, bo nawet jeśli uda Ci się je osiągnąć, to w końcu wypali Ci się energia i skończy motywacja, a bez tego nie da się w życiu osiągnąć niczego godnego satysfakcji.
Mam nadzieję, że się podobało i jak zwykle proszę Cię o podzielenie się spostrzeżeniami na temat tematyki wpisu, czyli produktywności i wydajności w pracy i w życiu. Jestem ciekaw, jakie metody i narzędzia Ci w tym pomagają i czy uznajesz moje proste i zdroworozsądkowe rady za pomocne. Do zobaczenia w komentarzach pod wpisem!
/Mateusz
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.