Duże spadki, a później powrót do wzrostów? Tylko na jak długo?
Od kilku lat inwestowanie w akcje (zwłaszcza amerykańskich spółek) przypomina wspinaczkę po ścianie strachu. Niby na ogół jest drogo i w historii nie było wielu okresów o równie wysokiej wycenie indeksów akcji, jednocześnie mamy do czynienia z sytuacją, w której istnieje tysiące tanich, niedowartościowanych spółek i wiele tanich rynków finansowych. Na samym wstępie przypomnę, że tanie to nie zawsze dobre/perspektywiczne, co opisałem w niedawno wydanym wpisie „Dlaczego inwestowanie w tanie akcje nie zawsze ma sens? Pułapka C/Z„. Z drugiej strony drogie to też nie zawsze dobre i perspektywiczne, a wysokie wyceny są czasami efektem oceny dobrych fundamentów przez inwestorów, ale równie często efektem euforii i pędu tłumu. Tyle że giełda działa tak, że nawet na pędzie da się przecież zarobić. W dzisiejszym wpisie sprawdzę, w co inwestować w drugiej połowie 2025 roku w kontekście rynku akcji, obligacji oraz aktywów alternatywnych. Na dobry początek mem z niezwykle ważnym dla rynków finansowych obecnym prezydentem USA – Donaldem Trumpem, który jest obecnie niezaprzeczalnie najbardziej wpływową „giełdowo” osobą na świecie:
Jako inwestorzy giełdowi mamy do czynienia z obietnicami Donalda Trumpa dotyczącymi tego, że gospodarka amerykańska stanie się jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej konkurencyjna, ale pomysły jego administracji (i sposób ich ogłaszania) wywołują tyle emocji, że w każdej chwili może nastąpić kolejna panika podobna do tej z marca i kwietnia tego roku, kiedy główne indeksy traciły po 20-25% swojej wartości. Zacznijmy od tego, co dla większości inwestorów najważniejsze, czyli od omówienia sytuacji na rynku akcji na przełomie pierwszej i drugiej połowy 2025 roku.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- W co inwestować w drugiej połowie 2025 roku i dlaczego.
- Jakie są obecnie wyceny rynków akcji i czy są według mnie za wysokie.
- Co z inflacją i rynkiem obligacji w drugiej połowie 2025 roku.
- Co jest obecnie w moim portfelu inwestycyjnym i jaki mam wynik z I połowy 2025 roku.
Powiązane wpisy
- W co inwestować w 2025 roku? Dlaczego inwestorzy się boją?
- W co inwestować w drugiej połowie 2024 roku? Wspinaczka po ścianie strachu
- W co inwestować w 2024 roku? Wielki kryzys czy wielka euforia?
- Dlaczego inwestowanie w tanie akcje nie zawsze ma sens? Pułapka C/Z
- Moja strategia inwestycyjna – pętla histerezy
Co myślę o rynku akcji w drugiej połowie 2025?
Ten wpis wydaję w ostatnim dniu pierwszej połowy 2025 roku, mając świadomość, że inwestorzy akcyjni są obecnie naprawdę zagubieni. Duże obniżki cen akcji mieliśmy kolejno w 2020, 2022 i 2025 roku, ale co z tego, skoro od 5 lat indeks S&P 500 z dywidendami wzrósł w tym okresie o ponad 100%, czyli około 15% rocznie? Podobnych okresów 5-letnich było w historii amerykańskiego indeksu dość niewiele, bo w latach 1947 – 2024 tylko 32% okresów 5-letnich pozwoliło uzyskać inwestorowi 100% zysku lub więcej.
- Wniosek numer 1: mimo niestabilności związanej z pandemią COVID-19, inwazją Rosji na Ukrainę i zalążkiem wojny handlowej między USA a resztą świata, mamy za sobą 5 niezwykle udanych lat dla rynku akcji.
Skupimy się na faktach, więc nie da się pominąć emocjonalnego rollercoastera, który u polskich inwestorów rodzi niezwykle zmienny kurs dolara do polskiego złotego (USD/PLN). Ogromna zmienność pary walutowej USD/PLN sprawia, że polscy inwestorzy pomimo tego, że „na papierze” inwestują w zyskujące indeksy amerykańskie/światowe/samych rynków rozwiniętych (np. S&P 500/ MSCI ACWI / MSCI World), to realnie stoją w miejscu, lub nawet tracą.
- Wniosek numer 2: potencjalne zyski z inwestycji w zagraniczne akcje „zjada” nam od 2 lat kurs USD/PLN, które spadło z poziomu 5,06 na 3,65, diametralnie zmieniając percepcję polskich inwestorów co do dolara.
To ciekawe, że gdy dolar zyskiwał i był w okolicy 4,60 – 5 zł za 1 dolara, wiele osób zwiastowało, że zaraz będzie za 6 lub 7 złotych, a gdy dolar spadł poniżej 4 zł za 1 dolara, to prawie nikt nie postrzega tego jako okazji i wielu spodziewa się raczej spadku do 3, 2,50, a nawet 2 zł za 1 dolara. Jeśli o mnie chodzi, to wolę kupować akcje amerykańskie (bezpośrednio i poprzez ETF-y), gdy dolar jest tani, a nie drogi, więc obecna sytuacja bardzo mi pasuje.
Nie boję się tego, że dolar będzie po 2 złote, bo jeśli nawet będzie, to przecież ja dalej będę kupował akcje i obligacje, uśredniając zarówno ich cenę zakupu, jak i kurs waluty przy zakupie. Dobrym kontekstem do wyciągnięcia dalszych wniosków dotyczących rynku akcji będą już klasycznie stopy zwrotu (w USD) z poszczególnych indeksów giełdowych z ostatnich miesięcy i lat zestawione w jednej tabeli.
Obserwuj moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Stopy zwrotu akcji w pierwszej połowie 2025
Czy wiesz, dlaczego lubię indeksy zbiorcze, np. globalny MSCI ACWI (lub FTSE All-World) i MSCI World (lub FTSE Developed World) na rynki rozwinięte? Bo dzięki ważeniu kapitalizacją dostosowują się do naturalnego układu sił rynków finansowych wobec siebie, a ich wyniki są po prostu uśrednieniem wyników (ważonych kapitalizacją) wszystkich krajów w ich składzie. Skoro zakładamy dalszy dodatni wzrost gospodarczy, a więc i wzrost działalności spółek notowanych na giełdzie, to średnia stopa zwrotu z wielu krajowych/lokalnych indeksów giełdowych powinna nam wystarczyć. Spójrz zresztą na stopę zwrotu dla MSCI ACWI i MSCI World z ostatnich 8,5 roku i oceń, czy nie jest dla Ciebie satysfakcjonująca:
Pisałem o tym już we wpisie „Dlaczego nie warto inwestować w akcje z tylko jednego kraju? Niebezpieczny home bias„, ale wybierając wyłącznie akcje z 1 kraju (1 lokalny indeks giełdowy) ryzykujemy, że wybierzemy ten niewłaściwy, znacznie zwięszając ryzyko specyficzne naszego portfela. Oczywiście ktoś, kto wybrał samo USA zamiast indeksu globalnego byłby w latach 2024 – 06.2025 zadowolony, bo zamiast +139% osiągnąłby +176%, ale jeśli zamiast USA wybrałby np. Niemcy, to jego wynik wyniósłby w tym okresie tylko +103,2%. Właśnie dlatego lubię indeksy zbiorcze, czyli tzw. agregaty i chyba zawsze będę promował osobom zabieganym, które inwestowanie traktują jako dodatek, a nie sens życia (tzw. inwestorom pasywnym) właśnie inwestowanie tego rodzaju. Więcej o wyborze indeksu akcji do portfela znajdziesz w bardzo popularnym wpisie „W jaki ETF na akcje zainwestować? S&P 500, MSCI World czy MSCI ACWI?„, a ja wracam do oceny stóp zwrotu z poszczególnych indeksów giełdowych.
Najlepszy z zestawionych tu indeksów (w USD) w pierwszym półroczu 2025 roku był polski WIG (+37,4%), co napawa mnie dumą, jak i daje dużo radości, bo wreszcie nasz indeks pokazał siłę na tle konkurencji (a w portfelu mam dalej sporo polskich spółek i bardzo ciesze się z ich wzrostu wartości). Ze względu na spadek siły dolara (czyli wzrost kursu innych walut wobec dolara) mocne są w tym roku też inne indeksy europejskie, np. niemiecki DAX (+31,4%) czy francuski MSCI France (+15,9%), ale USA pobijają też Wielka Brytania (+10%) i Chiny (+15,5%). Jednak USA pomimo kłopotów i kontrowersji jest od początku roku na niewielkim plusie – S&P 500 +2,7% a NASDAQ 100 +4,2%, co jest prawdziwym wyczynem, biorąc pod uwagę kontrowersje wobec ryzykownej polityki gospodarczej Trumpa.
Pierwsze półrocze 2025 należy więc do ACWI ex-US, bo spółki spoza USA radzą sobie lepiej od spółek z USA. Jeśli oddalimy jednak horyzont badania do 8,5 roku (2017 – 06.2025) zobaczymy, że wynikom innych krajów daleko jeszcze do USA (najbliżej jest Polska!), a rozsądne było głównie nieobstawianie żadnego pojedynczego kraju i zamiast tego inwestycja w indeksy zbiorcze typu MSCI ACWI lub MSCI World. Wiem zresztą z ankiet, które przeprowadziłem, że większosć moich odbiorców wybrało właśnie jeden z tych indeksów akcji i w ogóle im się nie dziwię, biorąc pod uwagę to, że z czasem automatycznie będą one miały większy udział zwycięzców niż przegranych.
Wycena rynków finansowych w pierwszej połowie 2025
Cena to jedno, a wycena to drugie. Sporo o wycenie spółek i indeksów napisałem w wydanym niedawno wpisie „Dlaczego inwestowanie w tanie akcje nie zawsze ma sens? Pułapka C/Z„, którego lekturę polecam wszystkim zwolennikom wskaźników wartości rynkowej i inwestowania na ich podstawie. Indeks amerykański S&P 500 (a wraz z nim indeks globalny MSCI ACWI i indeks rynków rozwiniętych MSCI World) podrożały ostatnio do poziomów niespotykanych od 2020 i 2021 roku, podczas gdy świat bez USA (MSCI ACWI ex-US) i rynki wschodzące (MSCI Emerging Markets) pozostają na niższych poziomach podobnych do 2023 i 2024 roku. Światowy rynek finansowy stale dzieli się na „dwie prędkości”, co chyba już nikogo nie dziwi, bo jest to typowe dla ostatnich kilkunastu lat:
Liderzy wzrostu ostatnich lat spośród rynków rozwiniętych i rynków wschodzących, czyli USA i Indie trochę przystopowali, oddając na początku 2025 roku pola innym krajom z indeksów, ale mimo to ich wycena pozostaje na niebagatelnym poziomie wyprzedzającego C/Z (Forward PE) około 22-23 (Stany Zjednoczone 22, Indie 22,8). Przy tak wysokich wycenach wyprzedzających, tanio wygląda np. Strefa Euro (14,1), Chiny (11,3) lub Polska (stale nisko, bo 9,2), ale pamiętajmy, że wzrost przychodów i zysku spółek giełdowych notowanych w tych regionach i krajach z ostatnich kilku jest bardzo mało imponujący, co odbija się na niskiej wycenie wskaźnikowej.
- Wniosek numer 3: premia za ryzyko inwestycji w akcje jest obecnie bardzo niska dla dominujących wśród rynków rozwiniętych USA i wśród rynków wschodzących Indii. Inwestorzy są gotowi płacić za spółki z tych krajów nawet 22-23-krotność ich przyszłych (przyszłorocznych) zysków, bo widzą imponujący wzrost w czasie i spodziewają się dalszego imponującego wzrostu (w przeciwieństwie do krajów Strefy Euro i Chin).
Spójrz zresztą na wykresy EPS (zysku na akcję) dla indeksów Stanów Zjednoczonych kontra Strefy Euro. Najpierw indeks amerykański ze swoim imponującym i trwałym wzrostem:
A teraz indeks EMU (European Monetary Union – Strefa Euro) ze swoim wzrostem, ale dalece ustępującym temu z USA (tak naprawdę niedawno dopiero niedawno EPS dla MSCI EMU dotarł do poziomów z 2008 roku):
Podobną obserwację mam patrząc na EPS dla indeksu akcji indyjskich wobec indeksu akcji chińskich. Ten pierwszy (MSCI India) przypomina wzrost EPS dla USA:
A ten drugi (MSCI China) jest znacznie gorszy od wzrostu EPS dla Strefy Euro (i dla większości innych indeksów giełdowych):
Inwestorzy nie są bezmózgimi ryzykantami, stawiając od lat raczej na USA i Indie, bo po prostu płacą premię za większy wzrost notowanych tam biznesów. Oczywiście przeszłość nie przewiduje przyszłości, więc wyceniając przyszłość nikt nie wie, czy nie nastąpi na światowych rynkach finansowych jakaś fundamentalna zmiana, która zmiecie USA z pozycji giełdowego lidera. Nie sądzę jednak, że tak się stanie, traktując krzykliwe nagłówki o USA jako zapowiedzi czegoś, co może, ale niekonicznie musi nastąpić. Przed Tobą główni bohaterowie ostatnich miesięcy, czyli Mar-a-lago Accord i sekcja 899 Wielkiej Pięknej Ustawy.
Mar-a-lago accord, czyli celowe osłabienie dolara?
Na ten temat powstało w internecie mnóstwo materiałów, przy czym prawie każdy spekulował na temat tego, jak dokładnie USA miałoby osłabić dolara (USD) wobec innych światowych walut. Źródło tej informacji – Stephen Miran – ekonomicznego doradcy Trumpa i Scott Bessent – sekretarz skarbu USA są potwierdzone i nie należy wykluczać tego, że USA będzie różnymi drogami dążyło do osłabienia siły własnej waluty, aby zmniejszyć deficyt handlowy USA, wspomóc amerykański przemysł i korzystniej dla USA zmienić relacje ekonomiczne z resztą świata.
Większość materiałów przywołuje Plaza Accord, czyli porozumienie z 1985 roku, w którym USA udało się osłabić dolara o około 25% wobec marki niemieckiej (próbowano też osłabić go wobec japońskiego jena, co nie wyszło już tak samo dobrze), sugerując, że USA spróbuje czegoś podobnego. Wiesz, jaki mam problem ze spekulacyjnymi materiałami „speców od geopolityki”? Przede wszystkim to, że idą w ekstrema, sugerując spadek wartości USD rzędu 50% lub więcej (wobec np. EUR) lub to, że USA „narzuci” posiadaczom swoich obligacji ich konwersję na obligacje 100-letnie, by nie musiało spłacać nominału wcześniej, zwykle w ciągu 5-10 lat. O tym ostatnim wypowiadałem się wielokrotnie w komentarzach i uważam to za absurdalne, bo jakikolwiek kraj „narzucający” swoim obligatariuszom (krajom, od których pożyczył pieniądze) ich konwersję na obligacje 100-letnie efektywnie w okamgnieniu straciłby jakąkolwiek wiarygodność kredytową.
Zauważ, że osłabienie dolara już postępuje, ale dzieje się to miarowo i powoli, a wartość dolara osłabia głównie niepewność związana z cłami i ich przyszłością.
- Wniosek numer 4: osłabianie dolara postępuje, ale nic nie wskazuje na to, że zobaczymy niebawem poziom 2 PLN za dolara oraz że USA narzuci krajom konwersję posiadanych przez nie obligacji USA na papiery 100-letnie.
Nauczmy się rozróżniać materiały merytoryczne od krzykliwych clickbaitów, które rządzą w internecie, odstraszając inwestorów od inwestowania, podczas gdy Ci realnie tracą na tym ciągłym obstawianiu kryzysu pieniądze.
Sekcja 899 "Big Beautiful Act" czyli szalony podatek od dywidend ze spółek amerykańskich
Równie straszny wobec Mar-a-lago Accord jest „Big Beautiful Act” zaprezentowany niedawno przez Donalda Trumpa, a dokładniej jego sekcja 899 związana z podatkiem odwetowym, który USA miałoby nałożyć na inne kraje. Jednym z podatków odwetowych miałby być wzrastający z roku na rok podatek u źródła (WHT – Withholding Tax) od dywidend z amerykańskich instrumentów finansowych (akcji i ETF-ów), który miałby być podnoszony o 5 p.p. co roku aż do 20 p.p. po 4 latach. Oto, co znaczyłoby to dla zagranicznych inwestorów, którzy obecnie płacą 15% lub 30% WHT w USA:
- Inwestor bez złożenia W8-BEN płaci obecnie 30% podatku od dywidendy w USA, a po wprowadzeniu tej zmiany, płaciłby 35%, 40%, 45% i w końcu aż 50% podatku od dywidendy.
- Inwestor, który złożył formularz W8-BEN płaci obecnie 15% podatku od dywidendy w USA, a po wprowadzeniu zmiany płaciłby najpierw 20%, potem 25% i 30%, aż w końcu 35% podatku od dywidendy w USA. W kieszeni zostawałoby mu zatem tylko 65% każdej amerykańskiej dywidendy.
- Niestety dotyczłoby to tez irlandzkich ETF-ów o replikacji fizycznej, które płacą obecnie 15% WHT od dywidend z amerykańskich spółek, a po wprowadzeniu tej zmiany rosłoby to o 5 p.p. rocznie aż do 35% WHT, co bardzo negatywnie wpłynęłoby na stopy zwrotu z inwestycji w europejskie fundusze ETF na spółki amerykańskie (lub te, które je posiadają).
Oczywiście można by to ominąć funduszami syntetycznymi, które za pomocą kontraktów swap replikują amerykańskie indeksy, które dalej „otrzymywałyby” 100% amerykańskich dywidend, ale szkoda, że byłaby to jedyna droga do korzystnego inwestowania w akcje amerykańskie.
Jeśli USA wprowadzi to dla wielu krajów, być może także dla Polski, to mocno obniży to opłacalność inwestowania w amerykańskie instrumenty finansowe wypłacające dywidendy. Jest to kolejny temat spekulacyjny ostatnich miesięcy, który nieco odstrasza europejskich inwestorów od inwestowania w USA, ale jednak większość rozsądnych osób zakłada, że albo nie zostanie to wprowadzone w tej formie, albo senat skutecznie odroczy to przynajmniej do 2027 roku, aby dać rynkom finansowym trochę oddechu.
Jak zwykle uważałbym z nagłaśnianiem tematu, który nie jest jeszcze oficjalnie przedstawiony i przegłosowany. Uważam, że USA wbrew powszechnej opinii nie rządzą szaleńcy, więc rozumieją, że wprowadzenie takiego podatku bardzo mocno odbiłoby się na kursach amerykańskich akcji, bo odpływ kapitału inwestorów międzynarodowych byłby wtedy ogromny (lub spółki po prostu przestałyby płacić dywidendy, by kapitał nie odpłynął z ich akcji). Dlatego pamiętaj, że gdy czytasz kolejny materiał z krzykliwym nagłówkiem o tym, że inwestowanie w akcje z USA jest bezsensowne, bo niedługo podatek od dywidend znacząco wzrośnie, to po prostu poczekaj na jakieś konkrety, bo spekulować to można na każdy temat i zawsze znajdzie się powód, by postraszyć swoich obserwujących, aby zyskać trochę nowych subskrypcji.
Czy są jeszcze w USA tanie i perspektywiczne sektory gospodarki?
Zwolennikom teorii związanej z tym, że rzekomo cały amerykański rynek akcji jest obecnie bardzo drogi chciałbym przypomnieć o jedynym sektorze, który jest tani relatywnie do szerokiego rynku oraz tani relatywnie do historycznych wartości swoich wycen. Chodzi o ochronę zdrowia (healthcare) i nie oznacza to, że wszystkie spółki z tego sektora są automatycznie okazjami inwestycyjnymi, ale narzekającym na drożyznę na rynku amerykańskim polecałbym mimo wszystko się im przyjrzeć, bo inwestorzy się od nich odwrócili wraz z końcem pandemii, jakby zapominając, że społeczeństwo w wielu krajach rozwiniętych się starzeje, więc jest to mimo wszystko bardzo perspektywiczna branża. Oto jak przedstawia się obecna i historyczna wycena mierzona wyprzedzającym C/Z dla różnych sektorów indeksu S&P 500 (największych spółek notowanych w USA):
Najdroższe są dobra luksusowe i IT (technologia), które jednak potaniały od końca 2024 roku, ale ich wyprzedzające wyceny dalej wynoszą około 28, czyli naprawdę dużo. Od 1,5 roku podrożały spółki przemysłowe (wyprzedzające C/Z z 19 do około 24), co może być związane z zapowiedziami administracji obecnego prezydenta związanymi z chęcią „wskrzeszenia” amerykańskiej produkcji przemysłowej. Podrożeli też producenci dóbr podstawowych (z 19 do około 22), do których wrócili ze swoim kapitałem inwestorzy widzący ich bardzo dobre wyniki. Najtańsze (już prawie klasycznie) są sektory finansowy i energetyczny, które trapi duża niepewność związana z polityką monetarną (finanse) oraz z niestabilnością cen surowców (energetyka), przez co inwestorzy widzą je jako branże podwyższonego ryzyka, mimo że to na nich opiera się amerykańska gospodarka.
- Wniosek numer 5: giełdowe reprezentacje nie wszystkich sektorów amerykańskiej gospodarki są drogie, ale nawet te najtańsze (finanse i energetyka) są droższe od swojej 10-letniej średniej wyceny.
- Wniosek numer 6: istnieje ogromny rozstrzał między wyceną liderów (dóbr luksusowych i IT) a „ogona” (finansów i energetyki) indeksu S&P 500. Wyprzedzające C/Z w wysokości około 29 wobec około 15-16 to gigantyczna różnica, która pięknie obrazuje nadzieję wobec niektórych sektorów i sceptycyzm wobec innych.
Wniosek ogólny na temat rynku akcji? Mieliśmy duże spadki, które są już prawie w 100% „zasypane” następującymi po nich wzrostami. Administracja Donalda Trumpa dalej rodzi niepokój i niepewność wśród inwestorskiej braci, choć coraz mniej osób spodziewa się po niej kolejnych, nagłych i destruktywnych ruchów dla wycen amerykańskich akcji. Inwestorzy akcyjni są wobec tego w zawieszeniu, bo popularny Fear and Greed index pokazuje odczyt 57% wskazujący na lekką chciwość, daleką od euforycznych odczytów sprzed kilku kwartałów. Na pewno nie warto rezygnować z akcji, tym bardziej z akcji amerykańskich, ale z tyłu głowy należy mieć informację, że aby uzasadnić obecne wyceny, spółki amerykańskie będą musiały dalej notować podobnie dobre wyniki (i ich wzrost), co w ostatnich latach.
Co sądzę o rynku obligacji w drugiej połowie 2025?
Rynek obligacji ma za sobą naprawdę fatalne kilka lat. Najpierw spadki cen obligacji (zwłaszcza długoterminowych o wysokiej duracji, czyli tych najbardziej wrażliwych na zmiany stóp procentowych), a później długie kwartały niepewności związanej z wysokością inflacji oraz przyszłych stóp procentowych, którymi rządy poszczególnych krajów walczyły z wysoką inflacją, próbując powstrzymać swoich obywateli od konsumpcji i zachęcić ich do oszczędzania i inwestowania. Dlatego właśnie od poziomów wskaźnika inflacji CPI chciałbym zacząć ten rozdział dzisiejszego wpisu.
Inflacja nie tak uporczywa, jak sądzono?
Historycznie wysoka inflacja, gdy już została zanotowana, to była dość uporczywa i trudna w zwalczeniu. Artykuł „History Lessons: How “Transitory” Is Inflation?„, który już niejednokrotnie cytowałem na blogu, wskazuje na to, że powrót z wysokiej inflacji do niskiej historycznie trwał nawet od 6 do 20 lat, czego spodziewało się wielu inwestorów, dziś zaskoczonych tym, że powrót ten trwał dla większości krajów niespełna 3 lata, choć poziomy inflacji nie dla wszystkich państw spadły równomiernie, a spadek jest jeszcze nietrwały i ciężko wysnuć z niego jednoznaczne wnioski:
Myślę, że inwestorzy nie będą pewni, że mamy spokój z inflacją aż do momentu, gdy spadnie ona trwale do około 2% we wszystkich wiodących krajach rozwiniętych świata. 2,4% w USA, 3,4% w Wielkiej Brytanii i 3,5% w Japonii wcale nie sugeruje, że mamy spokój z uporczywą inflacją, a polskie 4% (inflacja w Polsce jest dalej jedną z najwyższych na świecie) nie poprawia nastroju polskich inwestorów (chyba że tych, którzy posiadają obligacje indeksowane inflacją).
- Wniosek numer 7: jest jeszcze zbyt wcześnie, by jednoznacznie ogłosić, że mamy problem z uporczywie podwyższoną inflacją. „Zobaczymy za rok” jak to mawiają.
To dobry moment, by przypomnieć moją wypowiedź z kwietnia 2024 roku o opłacalności inwestowania w 3-letnie obligacje TOS wobec 10-letnich EDO, o którą pytało mnie swego czasu mnóstwo osób. Jak na razie miałem rację, bo praktycznie wszystkie zeszłoroczne emisje EDO pobijają w drugim roku 3-letnie TOS-y, karcąc spekulujących na spadku inflacji inwestorów szukających pewności w TOS za obstawianie szybkiego spadku inflacji w Polsce. Ale to tylko dygresja dotycząca tego, że obligacje stałoprocentowe TOS (i wszystkie inne) nie chronią przed inflacją tak jak obligacje COI, EDO, ROS i ROD oraz notowane na rynku obligacje IZ. Jeśli chcesz ochrony przed inflacją, to inwestuj w obligacje indeksowane inflacją – koniec, kropka.
Rentowności obligacji - brak wiary inwestorów w obligacje skarbowe?
Jednak nie ze wszystkim związanym z obligacjami miałem rację, bo na razie dość mocno myliłem się co do spadku rentowności obligacji stałoprocentowych notowanych na giełdzie, będącej podstawą mojej spekulacji na obligacjach. Moja spekulacja na obligacjach skarbowych polegająca na zakupie obligacji skarbowych notowanych na giełdzie o wysokiej duracji jest na razie bardzo nieudanym przedsięwzięciem ze względu na to, że mimo spadającej inflacji, rentowności obligacji 10-letnich różnych krajów wcale nie spadają (lub spadają nieznacznie), co sprawia, że ceny obligacji i ETF-ów na obligacje o wysokiej duracji nie rosną tak, jak się tego spodziewałem 3 lata temu. Podstawy spekulacji opisałem we wpisie „Obligacje antyinflacyjne kontra obligacje stałoprocentowe. EDO versus TBSP” i choć miałem rację co do ogólnego kierunku zmian (stopy procentowe spadają, rentowności powoli też), ale odczuwają to na razie raczej posiadacze obligacji średnio- niż długoterminowych.
Mimo spadku inflacji, rentowności notowanych obligacji 10-letnich są dalej blisko poziomów z 2022 – 2023 roku, gdy inflacja była znacznie wyższa niż obecnie. Oznacza to nie mniej, nie więcej tyle, że inwestorzy giełdowi nie są przekonani co do opłacalności inwestowania w obligacje skarbowe i za bardzo boją się ponownego wzrostu inflacji lub jej uporczywości (podwyższonego poziomu przez wiele lat).
- Wniosek numer 8: inwestorzy nie są chętni na zakup stałoprocentowych obligacji skarbowych o długiej zapadalności (10 lat i więcej), bo nie są pewni, czy oprocentowanie w wysokości 4-6% utrzyma wartość ich pieniędzy (pobije inflację w tym okresie).
W praktyce wygląda to według mnie tak, że kilka lat temu inwestor „zabiłby się” o obligacje 10-letnie płacące 3-4% rocznie, a dziś nie chce obligacji, które zapewnią mu rentowność na poziomie 5-6% rocznie. Taka zmiana perspektywy ma związek z inflacją i nie powinna nikogo dziwić, ale nie zapominajmy o ukrytym potencjale obligacji o wysokiej duracji, gdy inflacja spadnie na dobre.
Spekulacja na obligacjach długoterminowych - czy warto oceniać w krótkim terminie?
Napisałem wcześniej, że popełniłem błąd co do spekulacji na obligacjach o wysokiej duracji i podtrzymuję te słowa, ale według mnie błąd nie polegał na tym, że zjawisko nie wystąpi, a na tym, że spodziewałem się, że wystąpi nieco szybciej. Nie mam oczywiście problemu z tym, że być może będę czekał na spadki stóp procentowych i spadek rentowności obligacji skarbowych latami, bo według mnie potencjał zysku do ryzyka obligacji długoterminowych wielu krajów Europy + USA jest obecnie bardzo korzystny. Giełda ma to do siebie, że coś, za co inwestor dałby się „pokroić” kilka lat temu, czyli obligacje oferujące rentowność 3-6% przez kilkadziesiąt lat, wydaje się obecnie mało atrakcyjne, mimo że alternatywą są akcje po wysokich wzrostach oraz złoto po jeszcze wyższym wzroście wartości w ostatnim roku (do tego zaraz dojdziemy).
- Wniosek numer 9: mimo wysokich wycen rynku akcji i prawie zerowej premii za ryzyko, inwestorzy nie są chętni na kupowanie korzystnie oprocentowanych notowanych na rynku obligacji skarbowych. Odwrót od obligacji jest spowodowany tym, że akcje nawet bez premii za ryzyko wydają się im sensownym pomysłem na ulokowanie kapitału w perspektywie tego, jak mocno straciły obligacje stałoprocentowe i zerokuponowe notowane na giełdzie w roku 2022 w związku z podwyżką stóp procentowych.
Tempo wzrostu polskich obligacji o wysokiej duracji jest dość rozczarowujące, czego przykładem jest kurs notowań obligacji FPC1140, który od 1,5 roku praktycznie stoi w miejscu:
Co prawda zaliczył on wcześniej spory wzrost od dołka (o ok. 45%, a wliczając uzyskane w tym okresie odsetki byłoby to ponad 53%), ale można było spodziewać się trochę szybszego cięcia stóp przez RPP oraz trochę większej reakcji rynku na te cięcia. Jak już pisałem: w perspektywie 2022 – czerwiec 2025 nie jest to spekulacja nieudana, po prostu tempo wzrostu cen tych papierów nie jest tak wysokie, jak początkowo zakładałem. Ale jestem cierpliwy i dam im jeszcze trochę czasu, bo w erze spadających stóp procentowych wolę „zamrożoną” rentowność 6-7% moich obligacji skarbowych niż wyższe ryzyko i spadające oprocentowanie zmienne obligacji korporacyjnych.
Co słychać w świecie obligacji USA? Jako że FED nie obniża stóp procentowych tak szybko, jak spodziewałby się tego rynek, a Trump działa tak, by amerykański dług (a właściwie amerykańską walutę) dewaluować, to chętnych do kupowania amerykańskich obligacji o najdłuższej zapadalności jest coraz mniej. W sumie ciężko się temu dziwić, biorąc pod uwagę to, że obligacje 25-30-letnie to zobowiązanie długoterminowe, a przyszłość USA jest niejasna nawet w krótkim terminie. Oczywiście nie spodziewam się tego, że USA szybko stracą prymat gospodarczy na świecie, ale wraz z niepewnością trudno o spadek rentowności amerykańskich obligacji poprzez ich wzrost cen na giełdzie, który pozwoliłby obligacyjnym spekulantom zarobić.
Jedno jest pewne: ETF-y na zagraniczne obligacje skarbowe o wysokiej duracji (np. EDV i ZROZ dla USA oraz DBXG oraz LMTH dla Strefy Euro) mają w sobie zaszyte bardzo duże ryzyko (w postaci dużej wrażliwości na zmiany stóp procentowych), ale też duży potencjał do wzrostów z nim związany. Tu daję link do powyższego porównania (możesz sobie zapisać w ulubionych i śledzić na bieżąco).
Mnóstwo ludzi mnie pyta, czy to już czas na inwestycję w obligacje stałoprocentowe/zerokuponowe notowane na giełdzie, a ja niezmiennie odpowiadam, że nie wiem, bo polityka monetarna to niezwykle trudna do przewidzenia rzecz z pogranicza polityki i ekonomii. Ja konsekwentnie pozostaję przy takich obligacjach, jednak od kwartału powoli przenoszę się na pojedyncze emisje obligacji skarbowych o wysokiej duracji, bo chcę mieć kontrolę nad ich zapadalnością (najwyżej poczekam do niej), której nie daje mi ETF obligacyjny.
Słowo o kryptowalutach, surowcach i towarach na drugą połowę 2025
Metale szlachetne mają za sobą świetne półtora roku. Zarówno srebro, jak i złoto bardzo zdrożały po rozczarowujących 2021 i 2022, w których zdecydowanie lepiej sumarycznie poradziły sobie indeksy akcji. Niezmiennie jednak metale szlachetne notują wysoką zmienność, przypominając nam na każdym kroku, że nie powinny być traktowane jako stabilizatory portfela inwestycyjnego.
Surowce mają za sobą stracone 3 lata, co było do przewidzenia, biorąc pod uwagę to, że w 2020 i 2021 „rządziły” pod względem stóp zwrotu, a oczekiwania inflacyjne zahamowały, co wpłynęło na spadek popytu na surowce. Żeby nie było: nie jestem ekspertem do spraw inwestowania w surowce, bo nie zajmuję się handlem kontraktami, a ETF-y surowcowe uważam na ogół za drogie ze względu na ich koszt rolowania kontraktów. Długoterminowo eksperci są raczej zgodni, że surowce to dość słaba inwestycja dla zwykłego Kowalskiego, bo próżno szukać tu wzrostu podobnego do rynku akcji, a zmienność tego rynku jest wysoka.
Kryptowaluty w roku 2024 i 2025 wróciły do łask, co w pełny ironii sposób „zapowiedziałem” w ubiegłorocznym wpisie rocznicowym „W co inwestować w 2024 roku? Wielki kryzys czy wielka euforia?” (przeczytaj część „Halving Bitcoina czyli kolejny cykl wzrostowy”). Zaktualizowany wykres z tamtego wpisu po przeszło 2,5 roku wygląda następująco (tamten wydałem pod koniec 2023 roku przy kursie BTC około 43 000 USD):
Aha, jakie proste jest inwestowanie w bitcoina. Wystarczy kupić w okolicy halvingu (zwykle nieco przed) i cierpliwie czekać. Następnie po około 1-1,5 roku (lub po prostu po solidnym, np. 100% wzroście) pozbyć się tej kryptowaluty i zaczekać na kolejne obsunięcie od szczytu rzędu 70%. 4-letnie cykle bitcoina stały się prawie memem, ale co bystrzejsi inwestorzy na rynku krypto zauważają, że cykle te się zmieniają i np. przy tym cyklu ciężko już nazwać je „4-letnimi”. Zmienna jest ich długość i intensywność, podobnie do natury samej przodującej kryptowaluty, która stale używana jest do przechowywania wartości pieniądza spekulacji, a nie do płatności, które miały być podstawową funkcją tej kryptowaluty. Warto zatem przyznać, że BTC i inne kryptowaluty są obecnie głównie narzędziem spekulacji, a powstanie spotowych ETF-ów na bitcoina w USA (czyli takich, które naprawdę posiadają BTC) tylko potwierdza, że ludzie kupują je dla wzrostu cen, a nie dla ich funkcjonalności i uroku technologicznego.
- Wniosek numer 10: jak zwykle popularność bitcoina i innych kryptowalut rośnie wraz z ich wzrostami na giełdzie. Ciekawe, że o kryptowalutach tak mało się mówi po spadkach rzędu 60, 70 i 80%, skoro inwestorzy kupują je ze względu na wiarę w technologię blockchain.
Gdzie ta siła kryptowalut? Czy Bitcoin gaśnie?
Jakiś czas temu opublikowałem dość kontrowersyjny post o tym, że bitcoin z czasem „gaśnie”. Nie chodziło mi o to, że przestaje rosnąć, bo tego przecież nie da mu się zarzucić, a o to, że jego wzrost wartości od poprzedniego szczytu z każdym kolejnym cyklem „gaśnie”, czyli znacząco się zmniejsza. Oczywiście fanatycy bitcoina do wszystkiego są w stanie dorobić jakąś teorię, więc w tym przypadku jest to np. „bo bitcoin dojrzewa” lub „bo to naturalne, że wraz z większą kapitalizacją zmniejsza się dynamika wzrostu”, ale dla bitcoina niestety nie zmniejsza się zmienność i obsunięcia kapitału od szczytu (choć zobaczymy po tej hossie, czy spadnie o 80% czy mniej). Oto, co mam na myśli, pisząc, że BTC „gaśnie”:
- W hossie 2013 roku BTC wzrósł o około 4000% od poprzedniego szczytu.
- W hossie 2017 roku BTC wzrósł o ok. 1400% od poprzedniego szczytu.
- W hossie 2021 roku BTC wzrósł o ok. 250% od poprzedniego szczytu.
- W hossie 2025 roku BTC wzrósł (na razie) o ok. 65% od poprzedniego szczytu. Oczywiście to może nie być koniec tej hossy, ale piszę o tym, co na razie wiadomo.
Na wykresie wygląda to następująco:
Czy to, że wzrosty od poprzednich szczytów są coraz mniejsze to coś złego, skoro dalej mamy do czynienia ze wzrostami i bardzo wysokimi stopami zwrotu? Nie, w sensie, że na BTC dalej można bardzo dużo zarobić, jeśli spekuluje się na tym z głową. Tak, w kontekście tego, że guru świata kryptowalut opisują BTC tak, jakby dalej były możliwe wzrosty podobne do lat 2013, 2017, a wygląda na to, że to przeszłość i jedyne, co jest i może być naprawdę podobne to maksymalne obsunięcia wartości od szczytu, które dla BTC oscylują wokół -80% (ale trzeba przyznać, że z czasem też stają się trochę łagodniejsze):
Jeśli spontanicznie wpadniesz na to, by w swoim portfelu umieścić BTC lub inne główne kryptowaluty (np. ETH lub XRP), to pamiętaj o tym, że wchodząc po dużych wzrostach od dołka, ryzykujesz odpowiednio więcej, niż gdybyś wchodził w kryptowaluty taniej i gdy nikt o nich nie mówi (czyli po spadkach rzędu 70% od poprzedniego szczytu). Pamiętaj też, że typowy długoterminowy inwestor nie powinien lokować więcej niż 5-10% środków w kryptowaluty, chyba że odpowiada mu emocjonalny rollercoaster związany z ich wysoką zmiennością lub po prostu jest aktywnym traderem, który od lat osiąga na kryptowalut doskonałe wyniki.
- Wniosek numer 11: potencjał do wzrostów bitcoina wydaje się gasnąć wraz z każdą kolejną hossą w cyklu „4-letnim”. Oczywiście czas pokaże, czy trend ten będzie kontynuowany.
Jeśli bardzo chcesz dodać BTC do portfela, to ustal odpowiednie reguły gry, czyli poziomy wejścia i wyjścia (najlepiej „na sztywno”, np. % od dołka lub górki), aby ułatwić sobie udaną spekulację na tym chwiejnym i dynamicznym rynku.
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Mój portfel - skład i wyniki w pierwszej połowie 2025 roku
Mój portfel radzi sobie w 2025 roku raczej przeciętnie, bo od stycznia do czerwca osiągnąłem stopę zwrotu +4,3% brutto, co sugeruje, że w całym 2025 może nie udać się nawet osiągnięcie mojego „minimum”, czyli +10% brutto. Pamiętaj jednak, że to 10% rocznie dotyczy długoterminowej średniej, a ta dla mojego portfela wynosi od 2015 roku (ważąc kapitałem) około 13,5%, czyli mniej od S&P 500 wyrażonego w PLN, ale biorąc pod uwagę to, że mam w portfelu przeciętnie około 40% obligacji, jest to bardzo satysfakcjonujący mnie wynik.
Jakie klasy aktywów mam obecnie w portfelu?
W portfelu inwestycyjnym ponownie mam małą przewagę akcji, bo pętla histerezy (wreszcie napisałem o niej osobny wpis: „Moja strategia inwestycyjna – pętla histerezy„) wskazuje na proporcje 55/45 na korzyść akcji. Nie ukrywam, że trochę „przebudowuję” funkcję pętli histerezy i prawdopodobnie za jakiś czas zmienię jej docelowe parametry i być może oprę moje inwestowanie o wskaźnik CAPE, a nie C/Z, który historycznie wydaje się lepszym prognostą kryzysów od prostszego wskaźnika ceny do zysku. W tym kontekście możesz spodziewać się drugiego, znacznie bardziej szczegółowego wpisu o pętli histerezy, którą niezmiennie uważam za bardzo ciekawy sposób definiowania docelowej proporcji akcji do obligacji w portfelu.
Co do zmian w moim portfelu w pierwszej połowie 2025 roku, to przybyło tu akcji polskich, co stało się dość „naturalnie”, bo ich wzrost jest tak duży, że po prostu ciężko, aby nie zwiększył się ich udział w portfelu. Ja po prostu pozwalam im rosnąć, akceptując to, że może mam trochę zbyt dużo PLN w portfelu, bo jest to obecnie 45%, a docelowo wolałbym zejść poniżej 30%. Zmalał udział obligacji zagranicznych, które zastępuje polskimi. Akcje zagraniczne ustąpiły pola polskim, choć dalej są moją największą pozycją w portfelu, stanowiąc 35% jego udziału.
Mimo zawieruchy na rynku akcji to właśnie one są powodem tego, że mój portfel jest na razie w tym roku na plusie. Nie ukrywam, że przy spadkach głównych indeksów akcji rzędu -20%, gdybym miał w portfelu same akcje, mógłbym czuć dyskomfort, a obecność aż 45% obligacji w portfelu dodawała mi komfortu i sprawiała, że bardzo prosto było realizować moją strategię, która „nakazała” mi dokupić 5% akcji do mojego portfela (poprzez wymianę obligacji na akcje). Omówię teraz wyniki tego półrocza z podziałem na klasy aktywów, gdzie nieco rozwinę temat tego, co dokładnie znajduje się w moim portfelu, bo sporo osób o to pyta.
Jaką stopę zwrotu uzyskał mój portfel w pierwszej połowie 2025 roku?
W pierwszej połowie 2025 mój portfel osiągnął stopę zwrotu w wysokości około 4,3% brutto, co z jednej strony nie jest „kosmiczną” stopą zwrotu, a z drugiej jest satysfakcjonujące, biorąc pod uwagę, jak negatywnie na wartość mojego portfela liczoną w PLN zadziałał spadający kurs dolara amerykańskiego wobec polskiego złotego. Z drugiej strony polskie akcje w moim portfelu (kilka spółek kupionych bezpośrednio, nie poprzez ETF-y) przyniosły „kosmiczną” wręcz stopę zwrotu w wysokości +40%, co przy tym, że indeks WIG dał wynik około +30% nie jest aż tak imponujące (myślę, że większość inwestorów na GPW ma w tym roku solidny zysk, a jeśli nie, to nie wiem, jakie spółki wybierali do swoich portfeli). Moje zagraniczne akcje – licząc w PLN – mają od początku roku obsuwę rzędu około 4,5%, co wynika głównie ze słabego kursu dolara wobec złotego.
Polskie obligacje skarbowe, które posiadam, mają na razie dość dobre półrocze (wynikowo około +5%), a negatywnymi bohaterami tych dwóch kwartałów są zagraniczne obligacje, które na razie są na około 11% stracie (ponownie – głównie przez kurs walut obcych, ale nie tylko). Dostałem cenną lekcję na temat tego, że zagraniczne obligacje skarbowe faktycznie nie są najlepszymi stabilizatorami portfela (jakbym nie pisał o tym we wpisie „Co najlepiej stabilizuje polski portfel inwestycyjny? Obligacje? Złoto? Coś innego?„), ale piszę to żartobliwie, rozumiejąc, jak spekulacyjna jest część obligacyjna mojego portfela.
Gdyby nie polskie akcje, to mój wynik byłby w okolicach 0 (lub na lekkim minusie), ale dzięki nim osiągnąłem w tym półroczu dość satysfakcjonujące +4,3%. „Szału nie ma”, ale to właśnie cena, jaką się płaci za posiadanie ponad połowy portfela w walutach obcych, w tym dużej mierze w USD, który najlepszego półrocza nie miał (na razie para USD/PLN spadła o 12% od początku roku). Z drugiej strony taki portfel „uratował mi wynik inwestycyjny” w 2022 roku, w którym to posiadacze nadmiaru PLN nie czuli się zbyt dobrze. Każdy kij ma dwa końce, więc inwestuję dalej i nie spisuję tego roku na straty, bo uważam, że są scenariusze rozwoju sytuacji, w których mój portfel poradzi sobie bardzo dobrze.
Co dokładnie mam w portfelu inwestycyjnym?
Krótki akapit o tym, co mam w swoim portfelu inwestycyjnym, bo coraz więcej osób mnie o to pyta. Niezmiennie nie daję konkretów, bo uważam, że kopiowanie kogoś 1:1 jest złe i niczego nie uczy, ale bystry obserwator/czytelnik spokojnie mógł zgadnąć przynajmniej kilka pozycji (zarówno spółek, jak i ETF-ów i obligacji), które mam w portfelu.
- Jakie akcje posiadam / co jest w części akcyjnej mojego portfela?
- 2 ETF-y akcyjne (jeden dobrze znany, globalny ETF UCITS i jeden amerykański ETF o profilu dywidendowo-wzrostowym).
- Stale rozpatruję dodanie tu 3 ETF-u, o którym być może w 2025 roku pojawi się osobny wpis. Poszlaki są we wpisie „Najciekawsze fundusze ETF UCITS na 2025 rok„.
- Akcje 13 spółek (kupione bezpośrednio). Niektóre z nich mam już od ponad 10 lat. Inne znalazłem i kupiłem w ciągu ostatnich 3 lat. W tej części portfela stale dokonuję bardzo niewielu ruchów. Są to firmy z różnych sektorów, z naciskiem na technologię i… przemysł (wywodzę się z automatyki i dobrze się czuję w analizie spółek przemysłowych).
- 2 ETF-y akcyjne (jeden dobrze znany, globalny ETF UCITS i jeden amerykański ETF o profilu dywidendowo-wzrostowym).
- Jakie obligacje posiadam / co jest w części obligacyjnej mojego portfela?
- Kilka (<10) emisji amerykańskiego i europejskiego długu skarbowego o różnej duracji (ale wszystkie o ponadprzeciętnej). Zamiast stawiać na 2 ETF-y obligacyjne, zdecydowałem się wymienić tę część na samodzielnie wybrane emisje, co daje mi komfort i możliwość… doczekania do ich dojrzałości, jakbym bardzo się mylił co do sensu mojej spekulacji. Zbudowałem zatem drabinkę obligacji i czekam cierpliwie, gotowy wymienić tę część na coś innego, jeśli uznam to za stosowne.
- 4 emisje polskich obligacji stałoprocentowych z GPW Catalyst o możliwie jak najwyższej duracji i 1 emisja obligacji indeksowanych inflacją (chwalone przeze mnie obligacje IZ0836).
W moim portfelu dzieje się bardzo niewiele i większość zmian od ostatniego wpisu portfelowego („W co inwestować w 2025 roku? Dlaczego inwestorzy się boją?„) jest raczej kosmetyczna. Mogę się z pewnością nazwać inwestorem pasywnym, bo na rachunki maklerskie loguję się zwykle 1-2 razy w miesiącu, a decyzje w inwestowaniu podejmuję algorytmicznie, na chłodno i praktycznie bez emocji (niezależnie, czy na danej pozycji osiągam duży zysk, czy dużą stratę). Wróćmy zatem do scenariuszy i tego, co myślę o drugiej połowie 2025 w kontekście rynków akcji i obligacji.
Co dalej z rynkiem finansowym? Scenariusze na 2025 i 2026 rok
W poprzednim wpisie portfelowym opisałem 3 scenariusze dotyczące inflacji i związane z nią ryzyka dot. rynku akcji i obligacji. Myślę, że realizuje się scenariusz, który określiłem ostatnio jako najbardziej prawdopodobny, czyli (cytując sam siebie z grudnia 2024):
Uważam, że scenariuszem bazowym jest obecnie trend boczny lub powolny spadek inflacji (ew. jeszcze jej lekki wzrost, ale już nie do poziomów z lat 2021-2022).
Znaczyłoby to, że stopy procentowe byłyby obniżane bardzo powoli (może 1-2 razy w roku po 0,25 p.p. lub 0,50 p.p.) i to nie we wszystkich krajach.
Co do inflacji i stóp procentowych to może i się nie myliłem, ale spodziewałem się większego optymizmu co do obligacji o długiej zapadalności, do których inwestorzy prawdopodobnie przekonają się, gdy inflacja na dobre wróci na niskie poziomy. Dlatego właśnie trwam w swojej spekulacji na notowanych na giełdzie obligacjach, nie przejmując się tym, że może potrwać jeszcze latami (lub dopóki pętla histerezy wskazuje na tak duży udział obligacji w portfelu).
Jedno, czego nie przewidziałem, to tego, jak nagłe będą ruchy administracji Donalda Trumpa i w jak rewolucyjny sposób będzie próbował wskrzesić amerykański przemysł. Z jednej strony przy tak wysokich wycenach rynku akcji można się spodziewać (idąc za Vanguardem), że przyszłe średnie stopy zwrotu nie będą astronomiczne, a z drugiej nikt nie spodziewał się chyba aż takiej zmienności na rynku, jak ta z marca i kwietnia tego roku. Sęk w tym, by w takich chwilach nie mieć w portfelu samych akcji, bo aż smutno się robi inwestorowi, który nie ma za co (z czego) dokupić mocno taniejących akcji.
Czego się zatem spodziewam po przyszłości cen akcji i obligacji? Jestem (klasycznie) optymistą i postanowiłem nie przejmować się możliwą wysoką zmiennością, widząc, jak dobrze zniosłem pierwsze miesiące tego roku. Trwam przy akcjach i obligacjach, niezmiennie uważając, że to najlepsze sposoby inwestowania pieniędzy (i takie, które „czuję” najlepiej).
Obserwuj mnie na Twitterze (X):
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Podsumowanie
W inwestowaniu najważniejszy jest święty spokój. Stopa zwrotu pozostaje u mnie na 2. miejscu, więc widząc, jak komfortowo się czuję ze swoją strategią i swoim portfelem, po prostu trwam w jej postanowieniach i nie przejmuję się szaleństwami administracji USA, ryzykiem wojny (a właściwie wojen, bo jest ich ostatnio sporo). Niezmiennie uważam, że skoro bazowym scenariuszem jest wzrost gospodarczy i dalszy postęp ludzkości, to ktoś wiecznie obstawiający spadki przegra z giełdowym optymistą, czyli osobą mojego pokroju. Często powtarzam, że jeśli naprawdę dojdzie do apokalipsy, to nasze finanse nie będą naszym największym zmartwieniem, więc na koniec chciałem zaprezentować taką ilustrację (nie wiem, skąd go pożyczyłem, ale uważam, że ma spory sens):
To tak na koniec z pozdrowieniami wiecznych sceptyków giełdowych i osób, które ciągle wieszczą kryzysy i „szortują” co tylko się da.
Koniecznie daj znać w komentarzach, jak ci idzie inwestowanie i czy minione półrocze sprawiło, że jesteś dalej zadowolony ze swoich inwestycji.
UWAGA! ANKIETA! Jak często mam wydawać tego rodzaju wpisy (wpisy portfelowe)? Proszę, daj znać (w ankiecie poniżej lub pod tym linkiem), czy chciałbyś, by tego typu wpisy ukazywały się częściej niż teraz (raz na kwartał), bo ponownie zastanawiam się nad częstotliwością ich wydawania. Z perspektywy twórcy „za dużo się dzieje”, by czekać do co pół roku, ale może to mylna perspektywa.
Dzięki i do zobaczenia w komentarzach!
/Mateusz
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.