Śmiać się czy bać się?
Odkąd pamiętam, w świecie inwestowania rządzą silne emocje. Ciągłe próby znalezienia odpowiedzi na pytanie, w co inwestować, wiążą się z całym kalejdoskopem uczuć i huśtawką nastrojów, która na dobre rozbujała się szczególnie w ostatnich 4 latach, czyli mniej więcej odkąd prowadzę tego bloga. Zaczęło się od najgłębszych od lat spadków spowodowanych wybuchem pandemii, które jednak skorygowane zostały w samym 2020 roku. Kolejno mieliśmy wielkie wzrosty roku 2021, jakie skontrował zamglony inflacją, ponury rok 2022, kiedy to rynki wróciły do poziomów z końca 2020. Kończący się rok 2023 przyniósł kolejną hossę na rynkach akcji, w której trudno było nie zarobić pieniędzy (dosłownie), ale niewielu widzi, że wróciliśmy do szczytów z końca 2021 roku, więc w zasadzie od 2 lat kręcimy się w kółko. W tym wpisie spróbuję rozstrzygnąć dylemat, w co inwestować w 2024 roku, bawiąc się w analityka i prognostę, ale i podsumowując kilka powszechnych postaw w polskim świecie inwestycyjnym.
Zanim jednak rozpocznę omawianie tego, w co warto inwestować w 2024 roku, przypomnę o możliwości zakupu mojej książki, która otrzymała już pierwsze recenzje w internecie. Przeczytaj je przed zakupem, jeśli nie jesteś przekonany co do użyteczności książki (rozumiem to, bo sam zawsze czytam recenzje przed kupnem). Napisana przeze mnie książka o inwestowaniu to odpowiednia pozycja dla każdego, kto nie jest w pełni zadowolony z tego, jak ono wygląda w jego przypadku. Ten praktyczny poradnik na pewno pomoże Ci ułożyć inwestowanie tak, by zaczęło Ci służyć i było dla Ciebie mniej stresujące, niż jest obecnie.
Przejdźmy do ironicznego spojrzenia na kilka aspektów inwestowania pasywnego i aktywnego w Polsce.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Jak drogie są obecnie poszczególne rynki akcji na świecie.
- W co inwestować a czego unikać w 2024 roku.
- Co znajduje się obecnie w moim portfelu i jakie wyniki przyniósł w 2023 roku.
- Dlaczego niecierpliwość na giełdzie nie popłaca.
- Na co liczą fani kryptowalut w 2024 roku.
- Dlaczego słuchanie guru surowców i kryptowalut może być szkodliwe dla Twojego portfela.
Powiązane wpisy
- Czy giełda to obecnie bańka spekulacyjna?
- W co inwestować w drugiej połowie 2023 roku?
- W co inwestować w 2023 roku? Czas wielkiej niepewności
- W co inwestować w czasie inflacji? Mój portfel na drugą połowę 2022 roku
- W co inwestować w 2022? Mój portfel na 2022 rok
- W co inwestuję w drugim półroczu 2021 roku? Mój portfel inwestycyjny
4 memy podsumowujące rok 2023
Aby móc w pełni skupić się na tym, w co inwestować w 2024 roku, warto wcześniej spojrzeć, nieco z przymrużeniem oka, na rok miniony. Postanowiłem zrobić to w formie podsumowania z wykorzystaniem najbardziej uniwersalnego narzędzia internetu, czyli memów.
Na pierwszym miejscu tegorocznego podsumowania przy pomocy memów zdecydowałem się poruszyć temat niecierpliwości w inwestowaniu. Skoro odwiedzasz mój blog od dawna, to z pewnością wiesz, że nigdy nie obiecuję szybkiego zysku, a jeśli ktoś wybierze portfel akcyjny, to nie obiecuję mu żadnego zysku w żadnym konkretnym terminie. Rynek akcji ma to do siebie, że czasem zyskuje, czasem traci, więc polecanym horyzontem inwestycyjnym dla akcji jest w literaturze 10-15 lat, a nie rok, dwa ani trzy lata.
Mam wrażenie, że wiele osób tego nie zrozumiało i niestety spodziewa się dużego zysku co roku. Ten tok myślenia sprawia, że oczekują one zysku „tu i teraz” każdego roku ich inwestowania, tak jakby akcje były formą bezpiecznej lokaty kapitału. Napisałem nawet dla nich wpis „Czy w inwestowaniu trzeba mieć szczęście? Losowość stóp zwrotu”, ale myślę, że na niewiele się zdał, bo dalej obserwuję mnóstwo ludzi narzekających na to, że giełda stoi od 2 lat w miejscu. Dlatego przygotowałem specjalny mem tłumaczący, czego powinno, a czego nie powinno się spodziewać po inwestowaniu na giełdzie:
Przeciętna roczna stopa zwrotu wynosząca osiem procent w perspektywie 50 lat nie oznacza tego samego, co gwarancja uzyskania +8% w dwóch następujących po sobie latach i przy okazji akurat „tych dwóch latach”. Osoby narzekające na to, że osiągnęły kiepski wynik z inwestycji w fundusze ETF Vanguard LifeStrategy lub w jeden z funduszy ETF na akcje spółek z całego świata, czyli indeksy MSCI ACWI czy FTSE All-World są teraz złe na to, że od 2 lat inwestują pasywnie. Tak, jakby nie rozumieli tego, w co zdecydowali się inwestować, oraz że mają szansę na zysk, ale będzie on nierównomiernie rozłożony w czasie.
Ich kiepski wynik inwestycyjny z ostatnich 2 lat nie wynika jedynie z tego, że akcje nie pozwalały w tym okresie na satysfakcjonujące zarabianie, ponieważ na domiar złego wystąpiły też ogromne wahania kursów walut, a zwłaszcza pary USD/PLN. Polski inwestor ma ten problem, że inwestując w akcje amerykańskie, ponosi nie tylko ryzyko inwestycyjne dotyczące spółek z indeksu, ale też ryzyko zmian kursu walutowego. Sprawia to, że zamiast inwestować pasywnie, wielu inwestorów świadomie lub nieświadomie para się spekulacją na rynku walutowym, wyczekując odpowiednich momentów na zakup i sprzedaż walut niczym aktor na poniższym memie:
Wielka tajemnica redukcji ryzyka walutowego polega na tym, by zrozumieć, że największym możliwym ryzykiem walutowym, które ponieść może inwestor, jest posiadanie tylko jednej waluty w swoim portfelu inwestycyjnym. Jeśli całe swoje oszczędności przechowujesz w jednej walucie (i nie jest to dolar amerykański, żartobliwie), to mimo że czujesz się bezpiecznie, Twój portfel wcale taki bezpieczny nie jest. Posiadanie w portfelu przynajmniej kilku walut jest kluczowe w redukcji ryzyka walutowego, co nie jest intuicyjne, bo przecież na każdej parze walutowej owo ryzyko ponosimy (ich kursy ciągle się zmieniają).
Wyczekiwanie odpowiedniej okazji na zakup waluty może dać marne rezultaty, a kupowanie jednostek funduszu ETF co miesiąc sprawia, że nie uśredniamy tylko kosztu ETF-u, ale i kurs walutowy, po którym kupujemy instrumenty. Jeśli inwestor uśredniał w latach 2014 – 2023 (10 lat), to jego średni kurs zakupu USD wynosi 3,85. Jeśli dolar drastycznie straci, to jeżeli inwestor kontynuuje dokupowanie, to w końcu obniży średnią cenę zakupu dolara. Kwestia ryzyka walutowego przy inwestowaniu za granicą jest kiepsko rozumiana i często wyolbrzymiana przez inwestycyjnych siewców zagłady, a przecież jest o tym przydatny wpis na moim blogu – „Ryzyko walutowe w inwestowaniu w ETF. Zabezpieczać czy nie?”.
Trzeci mem dedykuję zjawisku nadmiernego zastanawiania się nad kształtem portfela inwestycyjnego w poszukiwaniu odpowiedniej relacji zysku do ryzyka. Inwestycyjny overthinking (wybacz zapożyczenie z angielskiego) sprawia, że inwestor pyta innych o zdanie, szuka wzorców i zaczyna polegać na innych, a nie na sobie. „Czy sądzisz, że lepiej mieć w portfelu 30% czy 40% akcji spółek z rynków wschodzących?”, „A może wcale ich nie potrzebuję? Jak myślisz?” to pytania, które przewijają się tu oraz na naszej grupie dyskusyjnej na Facebooku (zapraszam!) niemal codziennie. Nie ma jednej odpowiedzi na te pytania, bo każdy jest inny, wierzy w inne rzeczy, inwestuje w różnym horyzoncie i ma inną tolerancję ryzyka. Po co więc rezygnować ze snu i stresować się tylko po to, aby podnieść średnią stopę zwrotu o 1 p.p. rocznie?
Wybiegając na moment nieco do przodu, w kontekście tego, w co inwestować w 2024 roku, chciałbym zauważyć, że temat przeważania rynków wschodzących poruszyłem w niedawno wydanym wpisie „Czy warto inwestować w rynki wschodzące? Cykle EM/DM i przeważanie EM”, do którego lektury zachęcam wszystkich pogubionych w selekcji ETF-ów akcyjnych. Święty spokój jest w inwestowaniu wart wiele więcej niż lekko zwiększony potencjał do zysku, więc sugeruję Ci dążyć do prostoty i inwestować tylko w papiery, które rozumiesz i w sposób, który rozumiesz i wiesz, że będziesz umiał konsekwentnie realizować na przestrzeni nie kilku miesięcy, a wielu, wielu lat.
Ostatni mem we wstępie (w dalszej części wpisu będzie ich jeszcze kilka) dotyczy sposobu oceny potencjału inwestycyjnego obligacji notowanych na giełdzie. Mam świadomość, że inwestowanie w obligacje rynkowe do najprostszych nie należy, dlatego jednym z kolejnych wpisów będzie kompleksowe omówienie tego, w które obligacje inwestować w zależności od inflacji i stóp procentowych. Jednak ten kompletny brak zrozumienia sposobu działania obligacji notowanych na rynku i wielka ignorancja inwestorów w tym roku przytłoczyła mnie tak, że aż zdecydowałem się przedstawić to na memie.
Aby nauczyć się, dlaczego cena notowanych na rynku obligacji stałoprocentowych spada, gdy rosną stopy procentowe, wystarczy zrozumieć, że dzieje się tak, bo inwestorzy oczekują nowych, lepszych emisji tych samych krajów firm na giełdzie. Lepsze jest wrogiem dobrego, więc „stare” i gorzej oprocentowane obligacje tracą, gdy stopy procentowe rosną i nowe emisje są oprocentowane znacznie wyżej niż istniejące. Mimo to ogromna liczba inwestorów nie rozumie sposobu działania zmian cen obligacji i zamiast przeczytać wpisy „Kiedy kupić ETF na indeks polskich obligacji TBSP?” czy „Dlaczego ceny funduszy ETF na obligacje zmieniają się dynamicznie?”, woli kierować się w inwestowaniu nagłówkami typu „WIELKA BESSA NA RYNKU OBLIGACJI” lub „TO KONIEC RYNKU OBLIGACJI”. Paradoks polega na tym, że kupowali je przy niskich stopach procentowych, a teraz, gdy stopy procentowe wzrosły do 4-6% w większości krajów, jakby przestali być nimi zainteresowani.
Mniej świadomi inwestorzy zastanawiający się, w co inwestować, zwykle decydują się lokować swoje środki w to, co rośnie (zupełnym przypadkiem są na tym oparte też strategie momentum, ale jeśli ktoś je realizuje świadomie, to nie wlicza się według mnie do tej grupy). Jeśli cena obligacji rośnie (a więc spada ich rentowność, a więc potencjalna korzyść z inwestycji w nie), to inwestorzy zapominają o nagłówkach w gazetach wieszczących wielki koniec rynku długu i zamiast tego po wzrostach 20-30% od dołka „ładują się” na rynek długu, tak jakby stał się przez ten wzrost cen bezpieczniejszy, a nie bardziej ryzykowny.
Każdy z powyższych wątków poruszę jeszcze w tym wpisie, zaczynając od ostatniego, czyli tematu inflacji i stóp procentowych w Polsce i na świecie, a także tego, jak wpłynęły one na rynek obligacji.
Polub moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Rynek obligacji - inflacja czy po inflacji?
Często mam wrażenie, że inwestorzy rozważający to, w co inwestować, bagatelizują sens umieszczania w swoich portfelach obligacji, zwłaszcza skarbowych. Z jednej strony trudno się im dziwić, bo papiery dłużne emitowane przez państwa raczej nie zwiększą długoterminowej średniej stopy zwrotu z portfela inwestycyjnego, ale z drugiej – czy naprawdę są oni gotowi na potencjalne spadki portfela o głębokości nawet 60-70% od szczytu? Myślę, że niewielu z nich jest, ale niestety dowiedzą się o tym w praktyce dopiero wtedy, gdy krach na giełdzie nastąpi, a oni po prostu nie „wyrobią” ze stratami i pozbędą się akcji w najgorszym momencie, żałując, że nie mają z czego (np. z obligacji) dokupić przecenionych akcji, znacznie obniżając ich średnią cenę zakupu.
Jeśli jednak posiadasz w portfelu obligacje (i nie są to wyłącznie indeksowane inflacją EDO), to ta część wpisu bardzo Cię zainteresuje. Choć może ona zainteresować również posiadaczy indeksowanych inflacją, bo dotyczy także inflacji, która warunkuje wysokość ich oprocentowania, począwszy od drugiego roku ich trwania. Zacznijmy od inflacji, która w mniejszy lub większy sposób wpłynęła w ostatnich 3 latach na każdego z nas.
Inflacja i rentowność obligacji przed 2024
Na wstępie muszę zaznaczyć, że inflacja była i jest bardzo istotna nie tylko dla osób, które planowały swoje inwestycje w poprzednich latach czy obecnie głowią się nad tym, w co zainwestować w 2024 roku, ale także dla tych nieinwestujących. Niska jest akceptowalna dla wszystkich, a wysoka dodaje niepewności w gospodarce, zmniejszając stabilność cen, zatrudnienia i prowadzenia biznesów. Co jednak ważniejsze, ma ona konsekwencje w postaci najpopularniejszego środka do walki z inflacją, czyli stóp procentowych. Gdy bank centralny podnosi stopy procentowe danej waluty, hamuje tym samym akcję kredytową (kredyty są droższe) i zachęca ludzi do tego, aby decydowali się na oszczędzanie (lokaty i obligacje są wtedy lepiej oprocentowane). Ma to efekt w postaci zwiększenia opłacalności inwestowania w obligacje, zwłaszcza w ujęciu relatywnym do akcji spółek giełdowych. Inflacja w ostatnich miesiącach prawie wszędzie na świecie odpuszcza, ale ciężko powiedzieć, czy to już koniec problemów z wzrastającymi cenami, czy tylko cisza przed burzą w postaci kolejnej, być może jeszcze większej fali inflacji.
Choć inflacja w ujęciu rocznym spadła w niemal wszystkich opisywanych krajach, to rynki rozwinięte wydają sobie radzić z nią lepiej od rynków wschodzących. W powyższej tabeli nie ma m.in Czech, czyli naszych południowych sąsiadów, których inflacja spada jeszcze wolniej niż w Polsce. Co ciekawe, w Chinach występuje nawet deflacja, a przynajmniej tak raportuje narodowe biuro statystyki w Państwie Środka. Tak naprawdę to nikt nie wie, czy to koniec walki z inflacją, ale defensywnie można założyć, że podwyższona inflacja będzie z nami jeszcze przez przynajmniej kilkanaście miesięcy, jeśli nie kilka lat.
Wraz ze wzrostem stóp procentowych i spadkiem cen obligacji, rośnie ich rentowność. Tempo jej wzrostu było dla niektórych szokujące, ale na pewno nie zaskoczyło tych, którzy „znają się” na obligacjach i rozumieją, że prawie każdy rząd będzie próbował walczyć z inflacją podnoszeniem stóp procentowych. Jedynym problemem jest zwykle określenie tego, kiedy rentowność jest maksymalna, a więc ceny obligacji najniższe, aby dokonać spekulacyjnego zakupu kształtem tych opisanych w artykule „Obligacje (6/6) – Spekulacja na obligacjach czyli ciemna strona obligacji”, który jakiś czas temu trafił na mój blog o oszczędzaniu i inwestowaniu.
To, czego dotyczył ostatni mem z poprzedniego rozdziału to kompletnie irracjonalny strach przed obligacjami uznanych krajów rozwiniętych w chwili, gdy ich rentowność do wykupu (YTM) wynosi np. 6%, a tłumne rzucanie się na nie, gdy YTM wynosi 4 lub 4,5%. Nie wiem jak Ty, ale ja lubię, gdy moje obligacje płacą mi jak najwyższe odsetki, a nie gdy w telewizji Bloomberg są one chwalone przez ekspertów. Rentowności obligacji większości państw osiągnęły maksymalne poziomy w październiku 2023 roku, a wyjątkiem jest tu Polska, w której nastąpiło to rok wcześniej, bo w październiku 2022 roku (nie widać tego w tabeli, ale było to nawet 9% dla obligacji 10-letnich Rzeczypospolitej Polskiej):
Wiele osób stających przed decyzją, w co inwestować w 2024 roku, pyta mnie zatem, czy to dobry moment na zakup obligacji, a ja odpowiadam: „tak, sytuacja, w której rentowność długu USA wynosi 4-5%, a nie 1% jak jeszcze niedawno sprawia, że inwestycja w ten dług jest z perspektywy inwestora bardziej opłacalna”. Nic odkrywczego, prawda? Tylko ludzie chcą wiedzieć, czy cena obligacji wzrośnie, czy spadnie, ja niestety niezmiennie nie wszedłem w posiadanie szklanej kuli, która mogłaby przepowiedzieć przyszłość. Nie wiem, czy to najlepszy moment na zakup notowanych na rynku obligacji stałoprocentowych, ale jest to na pewno lepszy moment niż rok 2020, w którym obligacje skarbowe praktycznie „nie płaciły”, a ryzyko inwestycji w nie było ogromne (niskie stopy procentowe mogą być tylko podniesione).
Przyjrzyjmy się teraz polskim obligacjom skarbowym notowanym na rynku, które od ponad roku uznaję za najlepszą opcję „obligacyjną” dla świadomego inwestora, który nie boi się odrobiny ryzyka.
Perspektywa polskich obligacji na 2024 rok
W lipcu 2022 roku wydałem na blogu wpis „Kiedy kupić ETF na indeks polskich obligacji TBSP?„, który wzbudził niemałe zainteresowanie wśród odwiedzających moją stronę. Przedstawiłem w nim 3 warunki zakupu polskich obligacji stałoprocentowych notowanych na rynku, z których po spełnieniu 2 byłem gotowy zainwestować w indeks TBSP lub pojedyncze emisje polskich obligacji tego rodzaju. Oto wspomniane warunki (w wersji oryginalnej):
- RPP przestanie zapowiadać kolejne podwyżki stóp procentowych (lub zapowie ich obniżkę).
- RPP nie podniesie stóp procentowych na przynajmniej jednym posiedzeniu rady.
- Odczyt inflacji CPI r/r nie wzrośnie przez 3 miesiące z rzędu (bez żadnego wspomagania od rządu, typu redukcji podatków).
Pierwszy warunek został spełniony w listopadzie 2022 roku, bo w tym miesiącu RPP nie zapowiadała już podwyżek stóp procentowych. Drugi prędzej, bo już w październiku (ostatnia podwyżka stóp nastąpiła we wrześniu ubiegłego roku). Trzeci spełniony został w lutym 2023 roku, bo wtedy poznano styczniowy odczyt inflacji, który nie wzrósł przez 3 miesiące z rzędu. Nie było to jednak istotne, bo pierwsze dwa spełnione były w listopadzie 2022 roku, a więc na wtedy przypadał moment decyzji o zainwestowaniu w obligacje stałoprocentowe. Nie był to moment idealny, czyli dołek, ale ktoś, kto podjąłby taką decyzję, zarobiłby do dziś przynajmniej 15% (i to w pierwszym roku trwania inwestycji), co jest świetnym wynikiem inwestycyjnym jak na obligacje skarbowe:
Często mówię, że żaden ze mnie guru. To prawda, bo po pierwsze nie chcę być guru, a po drugie nie trafiłbym moimi warunkami zakupu samego dołka, ale cena byłaby i tak na tyle dobra, żeby na niektórych emisjach zarobić do dziś nawet ponad 30%. Najbardziej (standardowo) dały zarobić obligacje o najdłuższej zapadalności, które są najbardziej wrażliwe na zmiany stóp procentowych. Czytelnicy bloga zdziwili się ostatnio tym, że 2 obniżki stóp procentowych (6,75 -> 6% we wrześniu 2023 i 6 -> 5,75% w październiku 2023) nie spowodowały dużego wzrostu cen obligacji stałoprocentowych, ale wyjaśnienie jest dość trywialne.
Te nowe stopy procentowe były już „w cenach” obligacji, bo zauważ, że prawie cały zaznaczony na wykresie wzrost cen nastąpił przy stałej referencyjnej stopie procentowej wynoszącej 6,75%. Rynek wycenia przyszłość, a nie teraźniejszość, więc moje warunki zakupu obligacji stałoprocentowych z wyżej wymienionego wpisu były na tyle „miękkie” (polegające na decyzjach członków RPP), by móc złapać ruch, zanim jeszcze on nastąpił. Sporo osób pyta zatem „czy dalej warto kupować polskie lub zagraniczne obligacje stałoprocentowe?”. Odpowiedź brzmi: nie wiem, bo nie znam przyszłej inflacji i stóp procentowych, ale od 5,75% do 0,25-1,5% jest jeszcze długa droga ;). Nawet jeśli w cenach polskich papierów dłużnych są już stopy na poziomie w wysokości 5-5,5%.
Są jednak obligacje, na których dołek mógł nastąpić niedawno lub jeszcze nie nastąpić. Chodzi o obligacje skarbowe USA.
Perspektywa amerykańskich obligacji na 2024 rok
Na amerykańskich obligacjach skarbowych spekulowałem w latach 2019 i 2020 (na samym początku istnienia bloga), bo zanosiło się na obniżkę stóp procentowych. Pozbyłem się ich z portfela, gdy tylko stopy procentowe w USA spadły w kwietniu 2020 roku prawie do zera. Obligacje USA wróciły do mojego portfela dopiero w czerwcu 2023 roku, który jak widać na wykresie, nie był idealnym momentem na ich zakup:
Co jednak z tego, że nie był to idealny moment, skoro dokupując je w kolejnych miesiącach „zamroziłem” sobie ich rentowność na poziomie około 4% rocznie? Zresztą cena większości emisji, a więc ETF-ów na obligacje skarbowe USA zdążyła już wrócić do poziomów sprzed dołka z uwagi na oczekiwania związane z powrotem do normalności (niskiej inflacji i niskich stóp procentowych) także w USA.
Podobnie jak w przypadku Polski – nie wiem, czy nie nastąpi ponowny wzrost inflacji (tzw. 2 fala lub 2 szczyt), a z nim dalsze wzrosty stóp procentowych. Na razie wydaje się spokojnie, ale powiedzenie „cisza przed burzą” nie bez powodu jest tak popularne także w świecie giełdy. Jedno jest pewne: obligacje stałoprocentowe lepiej kupować przy wyższych stopach procentowych, więc długoterminowo myślę, że nie popełniłem błędu, lokując aż 15% mojego portfela w ETF-ie na (bardzo) długoterminowe obligacje emitowane przez USA. Ostatnio było to 10%, ale wzrosty i dokupywanie (również w dołku) zrobiło swoje i ten ETF stanowi obecnie 15% składu mojego portfela, co opiszę już zaraz.
Na razie przestawmy się na to, co interesuje praktycznie wszystkich, czyli na perspektywy dla rynków akcji w 2024 roku.
Rynek akcji - rozsądek czy festiwal spekulacji?
Wiele osób pyta mnie o zasadność i opłacalność inwestowania w akcje w obecnych warunkach. Chcą w ten sposób się upewnić, czy rozważania na temat tego, jakie akcje kupić w 2024 roku, mają aktualnie sens. Pytając, zazwyczaj mają na myśli giełdę w USA, na której notowane spółki stanowią od jakiegoś czasu aż 60% światowej kapitalizacji i około 67% kapitalizacji rynków rozwiniętych. Duże grono osób nie rozumie fenomenu dominacji USA w świecie światowych rynków finansowych, który najprościej można wyjaśnić kombinacją długiej tradycji inwestowania na giełdzie oraz tego, że praktycznie wszystkie najważniejsze i największe firmy w tym kraju są spółkami giełdowymi. Dodaj do tego obiektywną siłę gospodarki USA i jej przewagę technologiczną i zrozumiesz, czemu to USA, a nie Wielka Brytania czy Francja kojarzą się na świecie z maklerami i giełdą.
Rok 2023 był dla akcji bardzo korzystny, o czym świadczy to, że większość rynków akcji kończy go na zielono. Wyjątkiem jest niedawny „ulubieniec publiczności”, czyli powoli powracające do myśli komunistycznej Chiny.
Stopy zwrotu z indeksów akcji w 2023
Pamiętam, gdy pod koniec 2022 roku, a więc po głębokich spadkach na prawie wszystkich rynkach akcji, wielu ekspertów wieszczyło dalsze spadki i kryzys podobny do 2000 lub 2008 roku. Rok 2023 przyniósł jednak uspokojenie dynamiki inflacji i jednoczesny powrót optymizmu na światowe rynki finansowe, który manifestuje się wzrostami na większości rynków finansowych:
Nie wiem, czy rzuciło Ci się to w oczy, ale w ujęciu dolarowym (z perspektywy inwestora dysponującego dolarem amerykańskim) polski indeks giełdowy WIG20USD był w tym roku jednym z najlepszych indeksów świata. Wyprzedził go tylko technologiczny NASDAQ100, który za sprawą wpisu „Jak zwiększyć zysk swojego portfela? Najciekawsze aktywne ETF-y” zyskał na popularności również wśród czytelników Inwestomatu. Za chwilę dojdziemy do fragmentu dotyczącego spółek technologicznych, więc na razie skupię się raczej na szerokich indeksach.
Licząc w dolarach, MSCI ACWI zyskał 20,4%, a MSCI World 22,2%. Gorszy od nich okazał się po raz kolejny MSCI EM, który zyskał w tym roku tylko 6,3%. Spośród rynków rozwiniętych najlepiej radziły sobie Stany Zjednoczone (+24,2% na S&P 500) oraz Niemcy (+20,4% na DAX), ale niewiele gorzej wypadła Francja (+18,8%) oraz Japonia (+18,2%).
Rynki wschodzące ciągnęły w dół Chiny (-13% i trzeci z rzędu spadek wartości chińskiego indeksu w ujęciu dolarowym!), ale wynik poprawiły Indie (16,7%), które mają od 2017 roku dość dobry okres. Polski WIG20USD wypadł w tym roku świetnie, ale między rokiem 2016 – 2023 przyniósł drugi najgorszy wynik z zestawienia. Gorsze były tylko Chiny, a dokładniej indeks akcji MSCI China.
Zobaczmy teraz, jak po tych wzrostach i spadkach mają się wyceny indeksów akcji.
Wycena rynków akcji przed 2024
W tabeli poniżej zawarłem wyceny przeprowadzane co pół roku od grudnia 2018 do grudnia 2023, czyli przez ostatnie 5 lat. Wiem, że C/Z, czyli cena do zysku nie jest wskaźnikiem idealnym, ale w ujęciu historycznym pozwala nam nie tyle, ile przewidzieć przyszłość, a trochę lepiej ocenić relatywną wycenę spółek giełdowych w danym momencie. Szerokie indeksy są obecnie wyceniane dość przeciętnie, dla przykładu MSCI ACWI było droższe niż obecnie w latach 2020 i 2021, ale znacznie tańsze w całym 2022 roku.
Podobny wniosek można wysnuć o amerykańskim S&P 500, które bywało już tańsze, ale bardzo daleko mu do poziomów z 2000 roku, kiedy wskaźnik wyprzedzającego C/Z wynosił nawet ponad 25. Wycena USA i Indii jest dość wysoka, ale Chin, Polski czy Wielkiej Brytanii już niemal tradycyjnie dość okazyjna. Tylko sama atrakcyjna wycena nie świadczy o potencjale gospodarki i giełdy w danym kraju, co udowodniłem już we wpisie „Czy warto inwestować w rynki wschodzące? Cykle EM/DM i przeważanie EM„, pokazując, że co z tego, że indeks MSCI EM jest niedrogi, jeśli od lat spółki w jego składzie generują coraz niższe zyski? Rynki finansowe są zazwyczaj tanie nie dlatego, że to wielka okazja, a inwestorzy są głupi lub ślepi, a dlatego, że inwestorzy nie dostrzegają w nich dużego potencjału.
MSCI ACWI zaczyna świecić się lekko na czerwono, ale nie jest to jeszcze sygnał całkowitej ewakuacji z rynku, a jedynie ostrzeżenie dotyczące tego, że inwestorzy mogą być trochę zbyt optymistyczni względem wyników, które spółki giełdowe mogą osiągnąć w przyszłym roku. W odpowiedzi na pytanie „w co inwestować w 2024 roku?” pomoże nam przyjrzenie się największemu rynkowi finansowemu na świecie, czyli giełdzie amerykańskiej.
Dlaczego ceny akcji z USA rosną?
Pytanie jest tendencyjne, bo ceny akcji z USA zazwyczaj rosną i chyba już przyzwyczaiły nas do tego, że przez większość miesięcy i lat naszego inwestowania będą się świecić na zielono. Można na nie jednak spróbować odpowiedzieć merytorycznie, wskazując na to, że w ostatnich 6 miesiącach indeks S&P 500 istotnie był „ciągnięty w górę” przez spółki technologiczne, które przynosiły ponadprzeciętne stopy zwrotu.
Manifestacją tego jest indeks NASDAQ 100, którego imponująca stopa zwrotu (przypomnę: +53,7% w ciągu jednego roku) całkowicie przyćmiła szerszy indeks tworzony przez największe 500 spółek notowanych w USA, czyli S&P 500, którego stopa zwrotu była w tym roku niższa o ponad połowę. Jeśli już mówimy o S&P 500, to warto spojrzeć na poszczególne jego segmenty w postaci spółek działających w wybranych segmentach gospodarki. W roku 2023 największe wzrosty przychodów zanotowały sektory dóbr luksusowych, finansów oraz nieruchomości, a najgorsze – sektor usług komunalnych, wydobywczy i energetyczny:
„Klasyczna gospodarka” była więc w tym roku raczej z tyłu stawki, choć wyjątkiem jest sektor IT, którego przychody wzrosły w 2023 roku jedynie o 2%, czyli bardzo niewiele (pod tym względem był to 4 najgorszy sektor gospodarki w tym roku). Prognozy dotyczące jego wzrostu przychodów są jednak bardzo optymistyczne, bo w 2024 prognozuje się największy wzrost właśnie w segmencie IT, a niewiele mniejsze w segmencie dóbr luksusowych i telekomunikacji, co nosi znamiona oczekiwań powrotu do normalności w kwestii przyzwyczajeń konsumenckich w USA.
Sektor technologiczny jest ulubieńcem publiczności nie tylko ze względu na duży potencjał wzrostu, ale też ze względu na to, że ze wszystkich sektorów, to właśnie on jest najmniej zależny od koniunktury gospodarczej w USA, bo prawie 60% przychodów uzyskuje poza granicami kraju. Lubię poniższy wykres, bo pokazuje, jak globalne są nie tylko spółki amerykańskie, ale na ogół spółki działające w poszczególnych segmentach gospodarki:
Powyższe jest tylko ciekawostką przed bardzo interesującym wykresem przedstawiającym wyceny dla spółek z poszczególnych sektorów amerykańskiej gospodarki.
Które spółki z USA są tanie, a które drogie?
Najdroższe obecnie są spółki technologiczne, których wysoka kapitalizacja (mimo że są tylko 1 z 11 sektorów gospodarki, to stanowią obecnie aż 31% indeksu S&P 500) wiąże się też z wysoką wyceną. Spółki z sektora technologii/IT kosztują prawie 27-krotność swoich rocznych zysków, co jest wynikiem wysokim i zdecydowanie wyższym niż kosztowały przeciętnie w ciągu ostatniej dekady (ich C/Z wynosił przeciętnie 19,8). Podobnie drogi jest sektor dóbr luksusowych, co tłumaczy to, że ma za sobą bardzo mocny rok 2023, w którym ludzie znowu zaczęli wydawać pieniądze na rzeczy niepotrzebne, ale umilające żywot.
Tańsze niż przeciętnie w ciągu ostatnich 10 lat są tylko spółki z sektora dóbr podstawowych, usług komunalnych oraz energetyki:
Z powyższego wykresu ciężko wysnuć inny wniosek niż to, że IT jest obecnie rozgrzane o wiele bardziej od pozostałych sektorów indeksu S&P 500. Wystarczy jednak wysoki wzrost wyników tych spółek w 2024 roku, aby ta optymistyczna wycena znalazła uzasadnienie w rzeczywistości.
Na rynkach akcji jest więc dość drogo, ale zdarzają się tańsze rynki oraz tańsze spółki, więc inwestor w wartość mimo wszystko ma spośród czego przebierać. Akcje nie są jednak zbyt atrakcyjne wobec obligacji, które 2 miesiące temu notowały rekordowo wysokie rentowności, ale ożywienie gospodarcze może sprawić, że dynamicznie rosnąć zacznie nie tylko USA, ale i rynki europejskie czy azjatyckie.
Niektórzy nie przepadają za inwestowaniem w obligacje, jednocześnie bojąc się inwestycji w akcje. Czy dla obligacji i akcji są jakieś alternatywy?
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Alternatywy dla akcji i obligacji na 2024 rok
Tradycyjnie już jak w innych wpisach portfelowych na moim blogu chciałbym zawrzeć tu też krótki komentarz dotyczący rynku surowców, towarów i kryptowalut. Jako że inflacja trochę hamuje, to surowce nie mają za sobą udanego roku. Metale szlachetne już drugi rok z rzędu nie pobijają inflacji na PLN, co może rodzić pewne wątpliwości związane z uczciwością przekazu o złocie na blogach i kanałach dotyczących inwestowania w złoto.
Napiszę to na swoim blogu po raz kolejny: złoto nie jest bezpiecznym instrumentem finansowym o niskiej zmienności i wbrew temu, co wielu głosi, złoto nie jest zamiennikiem obligacji w portfelu i nie nadaje się do jego części bezpiecznej. Tak, miewa okresy niskiej, a nawet ujemnej korelacji z akcjami. Miewa też okresy niskiej lub ujemnej korelacji z obligacjami, ale jego zmienność jest w ostatnich kilku dekadach tak duża, że traktować je możemy raczej jako zamiennik dla akcji niż dla obligacji.
Mając to wyjaśnione po raz kolejny, sprawdźmy, co słychać w klasie aktywów, która w latach 2020-2021 poradziła sobie ponadprzeciętnie, czyli w surowcach i towarach oraz we wiodących kryptowalutach.
Stopy zwrotu surowców i kryptowalut w 2023
Zwolennicy teorii cykli na rynku długu i w gospodarce sądzą, że dzięki rozpoznaniu fazy cyklu można zarobić na giełdzie. Argumenty są od lat takie same i jeśli chodzi o świat surowców, to zawsze jest mowa o tym, że surowce radzą sobie dobrze w okresie wysokiej inflacji. Prawdopodobnie kojarzysz ideę inwestowania zgodnie z cyklem koniunkturalnym, którą często prezentuje się na diagramach tego rodzaju, sprowadzając inwestowanie aktywne do prostej, niemal mechanicznej czynności:
Według „ekspertów” w latach 2021-2023 byliśmy w fazie „przegrzania”, a obecnie jesteśmy w fazie „stagflacji” lub „reflacji”. W tej pierwszej powinniśmy inwestować głównie w surowce – OK, tylko jak inwestor indywidualny ma rozpoznać „przegrzanie”? Dane wskazują na to, że surowce najlepiej radziły sobie w latach 2016 – 2017, czyli gdy inflacja praktycznie nie występowała. Kolejnym dobrym okresem dla surowców były lata 2020 – 2021, w których inflacja (np. w USA) rosnąć zaczęła dopiero w marcu 2021 roku, czyli gdy na inwestowanie w surowce było już praktycznie za późno. Nie mówiąc o fazie stagflacji, która czasem występuje, a czasem nie, ale przy tak wysokiej inflacji gotówka/waluty nie wydają się genialnym pomysłem na inwestowanie. Poprzez „gotówka” rozumie się też np. obligacje krótkoterminowe, które są do pieniędzy podobne pod względem ryzyka inwestycyjnego.
Mam świadomość, że wystawiam się tak na ataki fanów teorii inwestowania zgodnie z cyklami koniunkturalnymi, ale pokaż mi jednego inwestora, który idealnie wyczuwa te cykle i naprawdę zarabia na tym duże pieniądze, a potem udowodnij, że jest to do powtórzenia dla szarego inwestora.
To nie jest tak, że zupełnie nie wierzę w istnienie cykli koniunkturalnych, bo w świecie finansów byłby to odpowiednik bycia płaskoziemcą w świecie astronomii i fizyki. Po prostu uważam za bardzo kiepski pomysł zawierzenie teorii cykli w kwestii budowy portfela inwestycyjnego. Nie dość, że w surowce zainwestowałbyś tak za późno, to jeszcze obecnie trzymałbyś gotówkę (?) zamiast długoterminowych obligacji i akcji, które przecież stale mają potencjał do wzrostu. Poniższa tabela powinna dowieść tego, że towary i surowce nie są instrumentami bezpiecznymi i w niczym nie przypominają oszczędnościowych obligacji skarbowych w kwestii niskiej zmienności:
Odkąd prowadzę tego bloga, trwa moja krucjata przeciwko guru inwestycyjnym, którzy „sprzedają” (dosłownie i w przenośni) nieświadomym odbiorcom ideę bezpieczeństwa w inwestowaniu w surowce i kruszce. Surowce i kruszce pełnią spekulacyjną funkcję w portfelu i pod względem zmienności cen przypominają akcje niż obligacje. Ciekawe, jak guru rynku złota, którzy naobiecywali pobijanie inflacji, tłumaczą to, że złoto w 2022 i 2023 roku znacznie przegrało z inflacją w Polsce. Pomyślisz pewnie „akcje też przegrały” i w zależności od indeksu i waluty możesz mieć rację, tylko w przypadku akcji nikt (zwłaszcza na tym blogu) nie obiecywał, że będą stabilnie rosły i przypominały w tym zakresie obligacje.
Rynek metali szlachetnych nie miał dobrego roku 2023 (jak i dwóch poprzednich), przez co jakoś przycichło o możliwościach inwestowania w złoto i srebro. Jestem jednak pewien, że to jeszcze wróci, bo internet pełen jest sprzedawców złota, którzy będą namawiać nieświadomych do inwestowania w nie, tak jakby było akcjami spółek, które coś wytwarzają i każdego dnia dodają wartość ekonomiczną dla swoich klientów i kontrahentów.
Prawdziwym hitem 2023 roku są jednak kryptowaluty, które zgodnie z harmonogramem tzw. „halvingu”, czyli momentów, w których o połowę (ang. half) zmniejsza się nagroda za wykopanie kolejnego bloku Bitcoina, „zgodnie z planem” odbiły się w tym roku od dna. Do poprzednich szczytów jeszcze daleko, ale widząc, jak wiele osób (zwłaszcza młodych) wierzy w ten rynek i jak wielkie są pokładane w nim nadzieję, sądzę, że w 2024 i 2025 roku możemy doświadczyć kolejnej „wielkiej hossy na rynku krypto”. Już nie mogę się doczekać, bo lubię ripostować posty osób, które nadają Bitcoinowi znaczenia, którego ten zwyczajnie nie ma i nie chcą przyznać, że nie da się go wycenić zgodnie z żadnym modelem i że jego ekonomiczna użyteczność jest dość ograniczona.
Halving Bitcoina czyli kolejny cykl wzrostowy
Inwestowanie w Bitcoina jest łatwe, bo z perspektywy totalnego ignoranta na rynku kryptowalut polega na kupowaniu w dołku i sprzedawaniu na górce. W tym wszystkim bardzo pomaga fakt, że opisany powyżej „halving” występuje co około 4 lata, choć nie definiuje go określona data, a wysokość bloku Bitcoina, która musi wynieść 840 000, obecnie jest to około 822 000. Wiedza o tym kiedy (mniej więcej) nastąpi kolejne zmniejszenie nagrody za wykopanie Bitcoina o połowę, jest istotna, bo zupełnym przypadkiem każda kolejna hossa na rynku BTC następowała właśnie „jakoś po halvingu” – tylko że nie wiadomo kiedy:
I teraz największa tajemnica rynku kryptowalut. Większość tak zwanych ekspertów rynku krypto całą tezę inwestycyjną opiera na tym, że skoro wzrosty były co około 4 lata, to prawdopodobnie znowu wystąpią 4 lata od 2020, więc w 2024 lub 2025 roku. Genialne, prawda? Najgorsze, że to może się sprawdzić, bo jeśli wystarczająco dużo ludzi dysponujących wystarczającym kapitałem wierzy w sens inwestowania w cokolwiek, to cena tego czegokolwiek może praktycznie „odlecieć w kosmos”, ponownie znacznie pobijając poprzednie szczyty.
I teraz co to znaczy dla przeciętnego inwestora o przeciętnej tolerancji ryzyka? No można ulokować w portfelu to między 1 a 10% BTC/ETH/dowolnej innej „dużej” kryptowaluty, pamiętając o tym, że:
- Istnieje szansa, że „przepalimy” to 1-10% portfela bezpowrotnie.
- Po wzrostach należy sprzedać tyle, by przynajmniej po kolejnych spadkach nie tracić (np. odciąć kwotę zakupu, a resztę zostawić, jeśli chcemy inwestować w krypto długoterminowo).
- Najlepszym momentem na zakup było, to gdy było tanio, ale według zwolenników teorii wzrostów co 4-5 lat, dalej nie przebiło poprzednich szczytów, więc… no właśnie – co w związku z tym? 😀
Ten humorystyczny fragment wpisu chciałbym podsumować pewną ciekawą dyskusją, którą odbyłem na jednym w portali social media z entuzjastą inwestowania w kryptowaluty.
Mateusz boomer czyli jak nie zarobić 1000% na altcoinach
Poza teorią cyklów na rynku Bitcoina związanych z jego halvingiem świat kryptowalut obiega też druga teoria (a może praktyka) związana z tym, że kiedy rośnie Bitcoin, to wraz z nim też mniejsze, często nowe kryptowaluty. Tyle że nie rosną one „defensywnie” czyli o np. 600 czy 1000%, a znacznie bardziej, więc artyści kryptowalut rysują podobne obrazy, mając takie przemyślenia:
Mniejsze kryptowaluty, czyli tzw. altcoiny lub alty, to temat na wpis, ale istotne jest to, że niektóre z nich dają lub dały zarobić, po czym zwykle zostawiały inwestorów z niczym albo z ułamkiem ceny, którą za nie zapłacił. Zjawisko znane jest jako „pump and dump” i powszechnie spotyka się je w świecie kryptowalut, zwłaszcza gdy BTC rośnie. Czas na ciekawą „dyskusję”, w której zostałem wywołany do tablicy jako „osoba, która podważa czyjś plan o pewnym zarobieniu x100 – x1000 na wspomnianych altcoinach”. Miłej lektury:
Powyższe świetnie podsumowuje podejście młodszego pokolenia do inwestycji. Po co akceptować „marne” 7-10% rocznie z rynku akcji, jeśli można zarobić x1000 (czyli osiągnąć zysk wynoszący około 100 000%, bo mniej więcej tyle trzeba, aby pomnożyć posiadaną kwotę razy tysiąc). Przykład: osiągając stopę zwrotu +10% z 1000 złotych „robimy” 1100 złotych, a osiągając stopę zwrotu +100 000%, z 1000 złotych zrobimy 1 mln złotych „natychmiast”.
Moja zagwozdka jest taka: jak ktoś, kto wierzy w zyski rzędu x1000 może jeszcze nie być obrzydliwie bogaty? Odpowiedź jest jedna: albo zaczynał od kwoty 1-10 zł, albo jego metoda działa tylko raz na wiele razy i nie przynosi zbyt imponującego wyniku inwestycyjnego. Czekamy zatem na to, aż wyżej wymieniony użytkownik social media pokaże nam swoje posiadłości, samochody i jachty, w międzyczasie skupiając się nie na marzeniach, a na inwestowaniu.
Zostawmy już te kryptowaluty i wróćmy do świata „nudnych, tradycyjnych inwestycji” w postaci rozdziału, w którym opiszę mój portfel na 2024 rok i wyniki za kończący się właśnie rok 2023.
W co inwestować w 2024 roku? Mój portfel na 2024 rok
Tradycyjnie już chciałbym zaprezentować Ci skład mojego portfela na kolejny rok (a przynajmniej na pierwsze półrocze 2024, bo wpisy tego rodzaju wydaję co pół roku). Nie ma tu wielkich zaskoczeń, bo zacznę od fragmentu dotyczącego mojej strategii pętli histerezy, czyli sposobu, w który ustalam swój bieżący profil ryzyka, czyli proporcję akcji do obligacji w moim portfelu inwestycyjnym. Metodę opisałem już tutaj i tutaj, więc nie będę powielał treści, opisując ją szczegółowo po raz kolejny w tym wpisie.
Strategia pętli histerezy - ogólne proporcje portfela
Idea jest taka, że nie toleruję zbyt wysokiego ryzyka, więc nie chcę posiadać w portfelu 100% akcji przez cały czas. Nie pasuje mi też pomysł w rodzaju 100-wiek, zgodnie z którym powinienem posiadać w portfelu 65% akcji i 35% obligacji (bo mam około 35 lat), bo jest zbyt mało uniwersalny i niewystarczająco reaguje na zmiany na rynku. Dlatego wymyśliłem sposób zgodnie, z którym będę aktywnie „przełączał” proporcje portfela w stronę akcji, gdy rynki akcji są tanie i w stronę obligacji, gdy rynki są drogie. Strategia pętli histerezy nie definiuje tego, co konkretnie znajduje się w każdej z części portfela, a jedynie to, jaki udział w portfelu stanowią.
Od ostatniego wpisu nie zaszły żadne zmiany, bo mimo że wycena indeksu S&P 500 wzrosła (jego C/Z wzrosło z około 22 w czerwcu 2023 do 23 w grudniu 2023), to stale jest ona niższa od punktu, w którym zmieniłbym proporcje portfela na bardziej defensywne (z 60/40 na 55/45).
Strategia pętli histerezy działa tak, że z założenia mam robić tak mało zmian, jak to możliwe, więc odległości dla wzrostów są różne, niż odległości dla spadków. Na prostym przykładzie:
- Mam portfel 60/40 i przy trailing C/Z dla S&P 500 w wysokości 24-25 chcę zmienić na 55/45.
- Jeśli tego dokonam, to nie zmieniam proporcji z powrotem na 60/40, gdy C/Z spadnie poniżej 24,5. Zmiana następuje przy innej wartości (zgodnie z moimi notatkami jest to około
2118-19 [edit 06.2024], ale ciągle dogrywam te wartości). - Strategia działa w ten sposób, bo jest skrajnie zachowawcza i reaktywna. Nie ma niczego przewidywać i zachęcać mnie do aktywnego inwestowania, a jedynie „delikatnie” regulować proporcje akcji i obligacji w portfelu.
- Jeśli kiedyś zdarzy się wielka bańka, to ja skończę z portfelem 10/90. Jeśli będzie bardzo głęboki kryzys i krach na giełdzie, to będę posiadał aż 90% akcji.
Mniej więcej tyle. Pamiętaj, że to strategia testowa, a poziomy C/Z dla S&P 500 są zmienne i tak naprawdę brakuje mi danych historycznych na poziomach wysokich, jak teraz, by dowieść jej skuteczności. Dlatego właśnie zapewnienie dobrych wyników inwestycyjnych realizuję „poziom niżej” czyli na poziomie doboru takich składników każdej z części portfela (akcyjnej i obligacyjnej lub jak wolisz ryzykownej i bezpiecznej), aby uzyskać satysfakcjonujące stopy zwrotu z inwestycji, jednocześnie nie ponosząc wielkiego ryzyka. Wiem, że to trudne, ale mimo wszystko próbuję robić to wszelkimi dostępnymi mi sposobami. Czas na skład portfela na 2024 rok.
Skład portfela na 2024 rok
W kwestii składu portfela między czerwcem 2023 a grudniem 2023 zaszły tylko drobne, wręcz kosmetyczne zmiany. Po wzrostach cen polskich obligacji i spadkach cen dolara zdecydowałem się „aktywnie” przenieść 5% portfela z polskich obligacji skarbowych na ETF na długoterminowe obligacje USA. Dlatego pierwszą zmianą jest redukcja polskich obligacji z 30% do 25% portfela i zwiększenie udziału amerykańskich z 10 na 15% mojego portfela.
Drugą zmianą, tym razem „samoczynną” jest wzrost udziału polskich akcji z 15% do 20% i jednoczesny spadek udziału wartości zagranicznych akcji z 45% do 40% mojego portfela. Stało się to samo przez wzrost wartości złotego wobec dolara, euro i innych walut, w których notowane są posiadane przeze mnie akcje oraz przez „organiczny” wzrost wartości akcji firm notowanych na polskiej giełdzie.
Patrząc na powyższe, prawdopodobnie domyślasz się, że najlepszą kategorią aktywów w moim portfelu były w 2023 roku polskie akcje. Przeczytaj zresztą wpis „Jaki zysk daje inwestowanie dywidendowe na GPW?„, by zobaczyć, że inwestowanie na GPW w 2023 roku do zbyt trudnych nie należało.
Wyniki portfela za 2023 rok
Mam więc dość niestandardowy portfel 60/40. Niestandardowy, bo w części obligacyjnej znajdują się obligacje stałoprocentowe notowane na rynku (a więc ponoszę ryzyko zmian stóp procentowych i ryzyko walutowe, bo są tam też obligacje amerykańskie). Moja część akcyjna też nie jest standardem, bo w 20% posiadam samodzielnie wybrane akcje polskich spółek, a w 40% kilka ETF-ów i akcje dosłownie kilku spółek zagranicznych.
W roku 2023 (licząc do 21 grudnia włącznie, bo wtedy przygotowywałem ten materiał) osiągnąłem stopę zwrotu z inwestycji (wyrażoną w PLN) w wysokości 19,7%. Z wyniku jestem bardzo zadowolony, biorąc pod uwagę, że mam sporą część zagraniczną (a wszyscy wiemy, co stało się z kursem walut obcych wobec złotego w tym roku) i że obligacji jest tu dość dużo, a ich wzrosty (jeszcze) nie nastąpiły. Najbardziej zadowolony jestem jednak z umiarkowanej zmienności mojego portfela, który już klasycznie osiąga obsunięcia o około 40-45% niższe niż szeroki indeks światowych akcji. Oto zmiana udziału aktywów w czasie i stopy zwrotu, które osiągały w kolejnych kwartałach i w całym 2023 roku:
Patrząc wstecz na minione 3 lata, nie mam powodów do narzekania, bo łączny wynik portfela wynosi w nich +45,24%, czyli znacznie powyżej mojego benchmarku, jakim jest stałe +10% rocznie brutto (czyli +33,1% w ciągu 3 lat). Z portfelem czuję się bezpiecznie mimo tego, że mam w nim 60% akcji, które nie są obecnie tak tanie, jak jeszcze rok temu. W przepowiadaniu przyszłości jestem dość słaby, więc, zamiast tego wolę reagować na zmiany rzeczywistości, a największymi dwiema reakcjami były w ostatnich latach:
- Zmiana proporcji portfela z 50/50 do 60/40 (stopniowo, w miarę jak rynki akcji taniały).
- Wymiana części obligacyjnej – ze zmiennoprocentowych korporacyjnych notowanych na rynku na stałoprocentowe skarbowe notowane na rynku. Zmniejsza to ryzyko emitenta i zwiększa potencjał do wzrostu w przypadku cięcia stóp procentowych.
W portfelu znajdują się też inne (alternatywne) klasy aktywów, ale nie przekraczają 5% udziału w całości, więc nie uwzględniam ich w tym podsumowaniu. To zasada, której trzymam się, odkąd zacząłem prowadzić Inwestomat, a jej wyjaśnienie jest dość proste: skoro mam czegoś mniej niż 5% to „szkoda o tym pisać” we wpisach portfelowych (jest to zbyt mało ważne, bym chciał o tym pisać).
Na koniec odpowiedź na pytanie, które zadaje mi coraz więcej osób, czyli dlaczego nie mam 100% akcji przez całe życie?
Dlaczego nie 100% akcji?
Pomimo mojego doświadczenia w inwestowaniu, nie czułbym się komfortowo, mając w portfelu przez cały czas 100% akcji. Wyjaśnię to bardzo prosto: wyobraź sobie, że masz kilka milionów złotych (powiedzmy: 4 mln złotych) ulokowane w indeksie akcji. Następuje kryzys i tracisz w ciągu 3-4 miesięcy 50% swojego kapitału, dajmy na to 2 miliony złotych, a Ty nie masz z czego dokupić ciągle tracących akcji. Jeśli taka wizja nie wywołuje u Ciebie żadnego dyskomfortu, to myślę, że możesz prowadzić portfel pasywny złożony w 100% z akcji przez całe życie. Dodam, że opierając się na historycznych danych, wszyscy wręcz powinniśmy takie portfele prowadzić, ale to kiepski pomysł, bo większość ludzi nie zniesie obsunięć rzędu 20-30%, a już na pewno nie zniesie obsunięć rzędu 50-60%.
Receptą na to jest świadome ustalenie proporcji portfela inwestycyjnego na podstawie wieku, sytuacji życiowej, preferencji, tolerancji ryzyka, a nawet światopoglądu na temat rozwoju ludzkości. Temat dobierania odpowiedniej proporcji akcji do obligacji w portfelu bardzo kompleksowo omówiłem w wydanej niedawno książce „Inwestowanie dla Każdego” (zamówisz ją tutaj, a opinie czytelników na jej temat sprawdzisz tutaj lub tutaj). Cały rozdział 6. (swoją drogą ulubiony rozdział prawie wszystkich, którzy moją książkę już przeczytali i podzielili się ze mną swoimi opiniami) pomaga odpowiedzieć na pytanie „ile proc. akcji i ile proc. obligacji powinienem ulokować w moim portfelu?”, stąd serdecznie zachęcam do lektury książki zamiast inwestowania na ślepo i po omacku.
Obserwuj mnie na Twitterze:
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Podsumowanie
W ciągu ostatnich 3 lat, czyli przez większą część „życia” mojego bloga na rynkach mamy prawdziwy rollercoaster. Spójrz na wykres indeksu WIG za ostatnie 3 lata, aby zrozumieć „problem” – 2021? duże wzrosty – 2022? duże spadki – 2023? znowu duże wzrosty. Zmienność jest wysoka, co na pewno nie zachęca do inwestowania w akcje nowych inwestorów. Co gorsza, zmienność rządzi także na rynku długu notowanego na giełdzie (większość światowego długu skarbowego jest notowana na giełdzie, więc nasze obligacje oszczędnościowe są wyjątkiem i małym odsetkiem całego zadłużenia Polski).
Duża zmienność ma to do siebie, że potrafi złamać morale zielonego, jeszcze niezaprawionego w boju inwestora. Jeśli masz wątpliwości co do skuteczności swojej strategii, to, zamiast pytać po forach i grupach w internecie, zadaj sobie dwa pytania:
- czy odrobiłem pracę domową i rozumiem proporcje składników mojego portfela i sposób działania każdego z nich?
- czy nie zainwestowałem moich pieniędzy pod wpływem emocji/rady kolegi/rady guru finansów i przez to jestem zależny od czynników zewnętrznych w podejmowaniu dalszych decyzji?
Coś w stylu inwestycyjnego rachunku sumienia. Sam zrobiłem sobie takie coś kilka lat temu, co skończyło się planem redukcji udziału PLN w portfelu i znacznego zmniejszenia liczby spółek, w których akcje inwestuję. Zmiany wyszły mi na dobre, bo od lat osiągam satysfakcjonujące (mnie, nie zwolenników kryptowalut) wyniki, czuję, że wiem, co robię i że w inwestowaniu jestem panem swojego losu… i losu swoich pieniędzy :).
Do zobaczenia w komentarzach i szczęśliwego Nowego Roku 2024!
/Mateusz
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.