You are currently viewing Jak dostałem 15 podwyżek w 10 lat? Skuteczne negocjowanie wynagrodzeń

Jak dostałem 15 podwyżek w 10 lat? Skuteczne negocjowanie wynagrodzeń

Osobisty wpis o polskim finansowym tabu.

Mając świadomość, jak wrażliwym tematem są w Polsce wynagrodzenia i cała związana z nimi otoczka tajemnicy, sekretu, nierówności oraz zazdrości, jestem świadomy tego, że ten wpis wywoła u niektórych skrajnie negatywne emocje. Dlatego na samym początku prosiłbym Cię o zrozumienie mojej motywacji do jego napisania, którą nie jest wywyższanie się ani chwalenie się osiągnięciami. Do napisania tego wpisu motywuje mnie chęć podzielenia się praktycznymi wskazówkami planowania „wzrostowych” zarobków, dzięki którym będziesz miał szansę na niezależność finansową na wiele lat przed emeryturą. Opiszę dziś, jak dostałem 15 podwyżek w 10 lat i czemu skuteczne negocjowanie wynagrodzeń to absolutna podstawa dla każdej osoby na rynku pracy.

Biorąc pod uwagę negatywne komentarze, które niektórzy pozostawiali pod wpisami o wczesnej niezależności finansowej, ostrzegam też, że należę do osób, które wierzą w to, że każdy ma szansę na zwiększenie swoich zarobków, natomiast nie dla każdego będzie to łatwe do osiągnięcia. Powtórzę:

  • każdy z nas może zwiększyć swoje zarobki,
  • nie dla wszystkich zwiększanie zarobków będzie tak samo łatwe ze względu na:
    • edukację,
    • znajomość języków obcych,
    • wychowanie, np. „nie wypada rozmawiać o pieniądzach”, „tylko chciwy chce więcej zarabiać”,
    • cechy wrodzone, np. temperament i przebojowość.

Jeśli jesteś przyzwyczajony do trudnych, technicznych i pełnych liczb wpisów, to tym razem możesz się zrelaksować, bo ten materiał będzie bardzo osobisty i właściwie pozbawiony tabel i wykresów. Skupię się w nim na moich doświadczeniach z ponad dekady pracy w korporacjach, w których zwiększałem zarobki przynajmniej raz w roku, mimo że wcale nie startowałem z tak niskiego poziomu. Zacznę od tego, dlaczego umiejętność negocjacji zarobków (i czegokolwiek innego) jest w życiu taka ważna.

Podcast

YouTube

W skrócie

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Dlaczego poczucie uczciwego i godziwego wynagrodzenia jest ważne w pracy.
  • Od czego zależy wysokość wynagrodzenia.
  • Jak znaleźć swoją wartość i niszę na rynku pracy.
  • Jak udało mi się dostać 15 podwyżek w 10 lat.
  • Dlaczego warto walczyć o wyższe wynagrodzenie.

Dlaczego umiejętność negocjowania zarobków jest kluczowa w życiu?

W walce o wysokie wynagrodzenie nie chodzi tylko o pieniądze. Umiejętność negocjowania zarobków jest kluczowa zwłaszcza dla naszego dobrego samopoczucia, bo nikt z nas w głębi serca nie chce być traktowany przez szefa lub pracodawcę niesprawiedliwie. To właśnie dążenie do bycia uczciwie i sprawiedliwie traktowanym sprawiło, że nie przyjąłem pierwszej pracy, która była mi oferowana zaraz po praktykach odbytych w Holandii jeszcze podczas studiów. Oto pierwszy raz, kiedy zetknąłem się z niesprawiedliwością dotyczącą wynagrodzeń i oto, w jaki sposób na nią zareagowałem:

  • pracowałem tam kilka miesięcy, dając z siebie tak wiele, jak byłem w stanie,
  • sądziłem, że firma będzie zainteresowana przyjęciem mnie do pracy (bo zebrałem dobre opinie od współpracowników),
  • dlatego w pracy popytałem kilku współpracowników, ile mniej więcej zarabia się na podobnych pozycjach zaraz po studiach (bez żadnego doświadczenia poza praktykami). Powiedzmy, że było to średnio około 2500 euro na rękę,
  • pracodawca zaproponował mi umowę na 1300 euro na rękę + zapewnienie mieszkania, a właściwie pokoju,
  • sprawdziłem ceny najmu pokoi w mieście, dowiadując się, że to koszt rzędu 300-400 euro miesięcznie,
  • dlatego spytałem wprost pracodawcę, czemu oferuje mi 1600 – 1700 euro zamiast 2500 euro miesięcznie, nie uzyskując konkretnej odpowiedzi (ale wywołując zdziwienie),
  • inni polscy pracownicy tej firmy powiedzieli mi, że to norma – Polakom po prostu płacą mniej, bo wiedzą, że mogą, bo w Polsce i tak zarabialiby jeszcze mniej (powiedzmy – 800 – 900 euro miesięcznie),
  • próbowałem negocjować, proponując 2000 euro + mieszkanie, lub po prostu 2500 euro bez mieszkania, spotykając się z odmową pracodawcy,
  • w związku z tym, oferty pracy odmówiłem, mówiąc szefowi wprost, że znajdę coś, gdzie będę zarabiał godziwie.

Mniej więcej od tego momentu wiedziałem już, że wynagrodzenie tylko częściowo zależy od tego, czym się zajmujesz i jak ciężko pracujesz i że w grę wchodzi wiele innych czynników.

Dlaczego zarabiasz mniej od innych, którzy robią w pracy to samo?

Nigdy nie byłem nieśmiały i nigdy nie miałem problemu, by powiedzieć komuś to, co myślę, stąd próba negocjacji, a później szczera odmowa tamtemu pracodawcy nie były dla mnie żadnym problemem. Miałem wtedy ponad rok do zakończenia studiów, więc byłem daleki od desperackiego poszukiwania pracy i nie szedłem na łatwiznę, wiedząc, że z oferowanego 1300 euro miesięcznie po kosztach skromnego życia i cyklicznych podróży do Polski, zostałoby mi może 600 euro, czyli znacznie mniej niż chciałem oszczędzać i inwestować w skali miesiąca.

Gdy wypytywałem moich holenderskich współpracowników o „widełki” (zakres) wynagrodzeń na stanowisku młodszego programisty, zauważyłem jedną ciekawą rzecz. Mimo że wszyscy robili coś bardzo podobnego, to podawane przez nich zakresy wynagrodzeń się różniły (czasem bardzo znacząco). Część z nich nie miała żadnego problemu, aby podać mi wprost, ile zarabiali na początku kariery (w tej samej firmie) i jak ich zarobki rosły z czasem, co zweryfikowałem także z danymi dostępnymi w internecie, nie znajdując znaczących różnic.

Oferowane mi 1300 euro + lokum (~ 400 euro) było stawką niższą od minimum podanego przez współpracowników, które wyniosło 2200 euro. Niektórzy z nich powiedzieli wprost, że jako Polak nie powinienem się spodziewać holenderskich wynagrodzeń, bo nie konkuruję z Holendrami, tylko z Polakami, a ci chętnie godzą się na oferowane warunki u danego pracodawcy. Oczywiście nie zgodziłem się z tym, bo jeśli w pracy robię to samo, co lokalni pracownicy i tak samo lub nawet bardziej skutecznie, to powinienem być wynagradzany tak samo, jak oni.

To był mój moment olśnienia: choć wiele dużych firm ma ściśle ustalone poziomy wynagrodzeń dla danych stanowisk, to kwestia poziomu wynagrodzenia jest przecież tylko umową pracownika z pracodawcą, a więc może być w dużej mierze uznaniowa i subiektywna. Pracodawca nie musi traktować wszystkich „równo” (choć w cywilizowanych krajach są na to przepisy) i może różnicować wynagrodzenia:

  • z przyczyn obiektywnych typu znajomość języków,
  • z przyczyn subiektywnych, typu to, czy kogoś lubi i czy ktoś jest dla niego (szefa) miły i chodzi z nim na kawy/lunche.

Niezależnie w jak dużej firmie pracujesz, jaki masz staż i na jakim jesteś stanowisku, prawdopodobnie nawet w Twojej firmie jest ktoś, kto zajmuje się czymś podobnym do Ciebie i mimo to zarabia więcej od Ciebie (i nic w tym dziwnego). Zastanówmy się zatem, od czego zależy wysokość wynagrodzenia pracownika.

Obserwuj mnie na Twitterze (X):

Subskrybuj mój kanał YouTube:

Od czego zależy wysokość Twojego wynagrodzenia?

Myślę, że każdy powinien sobie zadać to z pozoru dość trywialne pytanie, bo większości z nas tylko wydaje się, że zna na nie pełną odpowiedź. Wysokość wynagrodzenia zależy od:

  • kraju i miasta, w którym pracujesz (jeśli to nie praca w 100% zdalna),
  • branży i sektora gospodarki, w którym działa firma,
  • stanowiska i zakresu obowiązków,
  • doświadczenia i umiejętności związanych z wykonywaną pracą,
  • edukacji (choć zauważam, że jest to ważne głównie na początku kariery, a później traci na znaczeniu),
  • formy pracy i stawki opodatkowania/oskładkowania,
  • umiejętności negocjacji, czyli tego, ile „ugrasz” na początku i od podwyżek, o które poprosisz i które otrzymasz w kolejnych latach.

Oczywiście możemy wierzyć w to, że w każdej firmie wszyscy są wynagradzani wedle ustalonego schematu, od którego nie ma żadnych odstępstw, ale widziałem w ciągu 10 lat pracy zbyt wiele przykładów „dziwnych nierówności”, aby po prostu w to uwierzyć. Powyżej celowo pogrubiłem punkt o umiejętnościach negocjacji, bo to, co w teorii może tylko w niewielkim stopniu powiększyć Twoją pensje, w praktyce może ją zwiększyć naprawdę znacząco (co potwierdzę zaraz kilkoma przykładami z mojego życia).

Sądzę, że wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, jak dalece ich wynagrodzenia zależne są nie tylko od rynku i okoliczności zewnętrznych, a od tego, ile byli w stanie wynegocjować.

Oczywiście, jako że sam pracuję od wielu lat najpierw w inżynierii, a później w IT, to ten wpis nie będzie kierowany do osób pracujących w budżetówce, a do tych, którzy pracują na „wolnym rynku”, gdzie wynagrodzenia są negocjowane, a nie ustalane odgórnie lub regulowane ustawowo. Przyznaję, że czasami (np. w budżetówce) faktycznie „nie da się zwiększyć wynagrodzenia”, ale nie widzę powodu, dla którego taka osoba nie miałaby odejść z budżetówki i poszukać pracy w firmie prywatnej. Tak, wiem, że po wielu latach pracy w urzędzie może być trudno zostać ekspertem na wolnym rynku, ale prywatnie znam kilka osób, którym to się udało, więc możliwości na pewno są. Trzeba tylko w nie uwierzyć.

Nikt nie uwierzy w Twoją wartość jeśli sam w nią nie wierzysz

Niezależnie, czy przygotowujesz się do rozmowy o pracę i chciałbyś poprosić o jak najwyższą stawkę, czy pracujesz gdzieś i chciałbyś dostać podwyżkę, musisz najpierw zrozumieć, jaka jest Twoja wartość na rynku pracy. Napisałem o tym kiedyś wpis zatytułowany „Czy nie zarabiam za mało? Twoje zarobki na tle rynku„, w którym tłumaczyłem, jak można sprawdzić, ile powinno się zarabiać. Nie chcę dublować jego treści, więc dziś podejdę do tematu bardziej psychologicznie.

Poza znajomością „rynkowych stawek na podobnych stanowiskach”, warto też znać swoją wartość, ale nie w sensie ego i tego, że wierzymy w siebie (choć to też się bardzo przydaje w negocjacjach), tylko w sensie świadomości swoich atutów w kontekście danego stanowiska, branży i firmy. Dla przykładu:

  • osoba ze znajomością niemieckiego będzie wyżej wyceniana w niemieckiej firmie, ale tylko, jeśli będzie w niewielkim gronie oraz jeśli język niemiecki będzie przydatny na danym stanowisku,
  • osoba, która w innej firmie robiła coś podobnego i może to zademonstrować, będzie wyżej wyceniana w firmie, która wdraża dane rozwiązanie,
  • menedżer z doświadczeniem technicznym będzie premiowany w projektach bardzo skomplikowanych technicznie i wymagających jakiejś technicznej wiedzy.

Pewne aspekty „wartości” na rynku pracy polegają na specjalizacji, a inne na generalizacji. 

  • Specjalizacja objawia się tym, że ktoś dobrze/dogłębnie zna jakieś narzędzia/produkty kluczowe na danym stanowisku w danej firmie. 
  • Generalizacja objawia się tym, że ktoś dobrze rozumie „kontekst” pracy i zna się na „wszystkim po trochu”.

Największą wartość na rynku pracy mają zazwyczaj osoby z aspektami zarówno specjalisty, jak i generalisty, czyli osoby biegłe w obsłudze narzędzi, ale i posiadające możliwie szeroką wiedzę dziedzinową i inteligencję wymaganą do tego, by dostrzegać możliwości tam, gdzie inni ich nie widzą. Generalista jest na ogół lepszy w organizacji pracy, a specjalista w jej wykonywaniu (choć zdarzają się od tego wyjątki). Chyba najmniejszą wartość ma ktoś, kto nie jest ani specjalistą, ani generalistą, więc dobrze zastanów się, gdzie leżą Twoje atuty i postaraj się wykorzystać je nie tylko w pracy, ale i w negocjacjach wynagrodzenia.

W kwestii świadomości własnej wartości na rynku pracy warto zacząć od zadania sobie kluczowego pytania, czyli „czy w pracy daje z siebie wszystko (a jeśli nie wszystko, to przynajmniej „wiele”)?” oraz „czy moja praca przekłada się na wymierne korzyści dla pracodawcy (osiągnięcia, wartość dodaną)?”. O wiele łatwiej negocjuje się wyższe wynagrodzenie, wiedząc, że pracuje się ciężko i ta praca ma bardzo dużą wartość dla pracodawcy, więc na dobry początek zastanów się, czy w pracy w ogóle się starasz lub – jeśli jeszcze nie pracujesz – czy jesteś gotów na podjęcie dużego wysiłku (jeśli tak, to nie bój się mówić o tym na rozmowie o pracę). Koniec końców praca to nic innego niż sprzedawanie komuś naszego czasu i energii, więc jeśli już decydujemy się na pracę (większość z nas nie ma wyboru), to przynajmniej oferujmy jakość i pełne zaangażowanie, a o wiele łatwiej będzie nam się chodziło po kolejne podwyżki.

Pora na osobistą część wpisu, w której opiszę Ci, jak udało mi się otrzymać podwyżkę 15-krotnie w ciągu około 10 lat, zwiększając swoje początkowe zarobki kilkukrotnie.

Jak dostałem 15 podwyżek w ciągu 10 lat pracy

To nie clickbait, tylko fakt, bo pracując w 4 dużych firmach w ciągu 10 lat, udało mi się dostać 15 podwyżek. Niektórzy napiszą, że to żadne osiągnięcie, bo w korporacjach „roczne” (inflacyjne) podwyżki przyznawane są na ogół co roku, dlatego zapewnię Cię, że każda z 15 podwyżek była czymś więcej niż tą inflacyjną (6 z 15 faktycznie nastąpiłoby „i tak”, bo było to te automatyczne, roczne podwyżki). Niektórzy pomyślą, że jeśli w ciągu 10 lat zmieniałem pracę trzykrotnie, to w tych 15 podwyżkach będą 3 związane ze zmianą pracy, ale zapewniam, że nie wliczam w to 15 podwyżek związanych ze zmianą pracy, tylko te otrzymane już wewnątrz firmy (gdy już tam od jakiegoś czasu pracowałem).

Zacznę tutaj od historii, czyli od przedstawienia, jak moje zarobki rosły w czasie, bo chcę podzielić się swoim „portfolio” w kwestii umiejętności negocjacji wynagrodzeń.

Pierwsze 4 podwyżki i duża obniżka

Jak przyznałem we wpisie „Dlaczego chcę rzucić pracę przed czterdziestką? Przemyślenia po 11 latach w korporacji” już w 2013 roku startowałem z bardzo wysokiego jak na tamte czasy poziomu około 12 000 złotych netto miesięcznie. Sekretem było w tym przypadku to, że pracę zawodową zacząłem w Szwecji, a nie w Polsce, gdzie na podobnym stanowisku dostałbym w tamtych czasach jakieś 3 razy mniej. W pierwszych 4 latach mojej pracy dostałem 4 podwyżki:

  • pierwsza była „automatyczna” za dobre wyniki, czyli lekko ponad inflację (4% przy „zerowej” inflacji),
  • druga była wynegocjowana przy zmianie zakresu pracy. Było to około 8%,
  • trzecia była także negocjowana przy dużej zmianie zakresu obowiązków, tym razem około 8%,
  • czwarta była „automatyczna” ponownie z bonusem za dobre wyniki. Około 5% przy inflacji wynoszącej 1%.

Przez pierwsze 4 lata pracy nie dostałem zatem żadnej dużej podwyżki („dużej” czyli ponad 15%) i pomimo 2 awansów, podwyżki nigdy nie były z nimi bezpośrednio związane (na co też „narzekałem” w wyżej podlinkowanym wpisie o korporacjach). Mimo wszystko sporo negocjowałem i udało mi się zwiększyć wynagrodzenie z około 12 tysięcy złotych do około 15 tysięcy złotych miesięcznie netto. Wyciągnąłem z tego naukę o tym, że nie akceptuje się awansów bez podwyżek (czego faktycznie nigdy później już nie robiłem) i kontynuowałem karierę… wysokim, bo około 50% spadkiem wynagrodzenia związanym z powrotem do Polski.

Tę obniżkę zaakceptowałem świadomie i była związana częściowo z powrotem do Polski, w której wynagrodzenia w tamtym okresie były znacznie niższe niż w Szwecji (ogółem dalej są, ale branża IT sporo nadgoniła) i częściowo z moją zmianą branży z inżynierii na IT (różnica jest spora, wierz mi), które wydawało mi się w Polsce bardziej perspektywiczne (czas pokazał, że słusznie).

Obserwuj moją stronę na Facebooku!

Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu

Przebicie dawnej szwedzkiej pensji w kolejne 3 lata

Po powrocie do Polski zaczęły się schody, bo nie było mi łatwo „przebić się” przez wynagrodzeniowy sufit mojego tamtejszego stanowiska. Mimo to w ciągu kolejnych 3 lat udało mi się „wywalczyć” (dosłownie) kolejne 4 podwyżki:

  • piąta podwyżka była przy okazji zmiany stanowiska na „seniora” i wyniosła około 20%,
  • szósta podwyżka była przy zmianie stanowiska na menedżera i wyniosła kolejne 25%,
  • siódma była „planowana” za dobre wyniki w pracy. Wyniosła około 10%,
  • ósma była negocjowana, ale obiecana przez szefa przy zmianie zakresu obowiązków. Wyniosła kolejne 20%.

Tym samym udało mi się dobić do mojego szwedzkiego wynagrodzenia, ale mieszkając w Polsce i mając znacznie niższe wydatki na życie. Prawdziwy przełom był jednak przede mną, bo udało mi się znaleźć dobrą pozycję jako konsultant, więc otworzyłem działalność i zacząłem pracę w bardziej niezależnym trybie.

Złota era jako konsultant (7 podwyżek w 4 lata)

Niektórzy stwierdzą teraz, że przez 3 lata tylko wracałem do punktu wyjścia (i nominalnie będzie to prawda), ale mierząc moje zarobki po poprzednich 4 podwyżkach „parytetem siły nabywczej” zarabiałem wtedy znacznie więcej niż po powrocie do kraju. Prawdziwa złota era (jeśli można to tak nazwać) nastąpiła, gdy rzuciłem etat i zacząłem świadczyć bardziej niezależne usługi konsultingowe, ponieważ nie dość, że na początku znacznie (o około 15%) wzrosła moja stawka, to jeszcze kwestie podatkowo/składkowe sprawiły, że na rękę zacząłem zarabiać tak jakby dodatkowe 25% (jednocześnie zauważ, że spadły moje składki emerytalne do ZUS, więc było to kosztem innych, przyszłych korzyści emerytalnych). Dopiero teraz zaczęły się częste (i czasami wysokie) podwyżki (wszystkie negocjowane):

  • dziewiąta była „automatyczna” i związana z inflacją. Przebiła inflację o jakieś 4%,
  • dziesiąta była negocjowana i związana z dobrymi wynikami. Wyniosła 15%,
  • <tu była jeszcze zmiana klienta na zagranicznego, związana ze wzrostem wynagrodzenia o 50%>,
  • jedenasta była związana z „wyrównaniem” do innych pracowników na podobnych pozycjach i wyniosła 8%,
  • dwunasta była negocjowana (za rozszerzone obowiązki) i wyniosła 10%,
  • trzynasta była „automatyczna” i wyniosła 4%, czyli około inflacji (w kraju klienta),
  • czternasta też była automatyczna i wyniosła 4% (również około inflacji w kraju klienta),
  • piętnasta była za zmianę stanowiska (negocjowana) i wyniosła 15%.

Jeśli dokładnie liczyłeś, to wiesz, że końcowa kwota jest około 3,8-krotnie wyższa od moich końcowych zarobków ze Szwecji oraz około 6,6-krotnie wyższa od moich pierwszych  polskich zarobków po powrocie ze Szwecji. 

  • Czy mam problem z tym, że pośrednio wyjawiłem tak swoje zarobki (choć liczby są niedokładne i z pewnością nikt tego, co do grosza nie policzy)? Oczywiście, że nie. To wpis o negocjowaniu wynagrodzeń, więc zasługujesz na uczciwość i transparentność jego autora. 
  • Czy tyle tak dużych podwyżek byłoby możliwe dla każdego, w każdych czasach i w każdej branży i na każdym stanowisku? Jasne, że nie. Dla niektórych są możliwe jeszcze wyższe podwyżki, a inni nie będą mogli liczyć nawet na ułamek tych przedstawionych. Wszystko zależy od tego, na co może pozwolić sobie firma i jak wysoką wartość Twój szef przykłada do Twojej pracy w zespole.

Najważniejsze w negocjowaniu wynagrodzeń jest tak naprawdę podjęcie się go, bo zazwyczaj nie dowiesz się, czy zasługujesz na podwyżkę, jeśli nie zapytasz o to swojego przełożonego.

Co jest najważniejsze w negocjowaniu podwyżek?

Uwierz mi, że gdybym nie „chodził po podwyżki” to ze wspomnianych 15 dostałbym tylko 6 (tak, jestem tego pewien, bo w zespołach, w których pracowałem, szefostwo raczej nie proponowało samo podwyżek, poza tymi „automatycznymi”/”planowanymi”, które nie w każdej firmie następowały co roku).

Dlatego, mimo że nie jestem profesjonalnym psychologiem ani coachem oraz nie powołam się w tym wpisie na żadne źródła naukowe, to w dziedzinie otrzymywania podwyżek jestem ekspertem i wieloletnim praktykiem. W ciągu tej ponad dekady w korporacjach sam dostałem 15 podwyżek, ale i pomogłem wielu osobom w przygotowaniu się oraz negocjacjach i wiem, że najtrudniejszą i najważniejszą rzeczą w negocjowaniu wynagrodzenia jest przełamanie się i jego rozpoczęcie, czyli „pójście po podwyżkę”. Aby otrzymać podwyżkę, musisz po nią pójść i „poprosić”. W zaskakująco wielu przypadkach nie trzeba nawet było być za bardzo przygotowanym, bo szef w pewnym sensie i tak chciał dać moim współpracownikom podwyżkę, tylko „nie spieszył się z tym” skoro o nią nie prosili.

Doradzając naprawdę wielu osobom w kwestii negocjowania wynagrodzenia, zaobserwowałem częste zjawisko „strachu przed pójściem po podwyżkę”. Polega on na tym, że z jakiegoś powodu sądzimy, że przełożony nie dość, że nie zaoferuje nam wyższej stawki, to jeszcze nas skrytykuje, wyśmieje lub nawet zwolni. Wierz mi, że (przynajmniej w dużych firmach) fakt, że pracownik chce dostać podwyżkę, nigdy nie jest powodem zwolnienia i w najgorszym wypadku Twój przełożony po prostu nie zaoferuje Ci jej (rzadziej) lub da Ci mniej, niż o to poprosiłeś (częściej). Zwalnia się nie tych, którzy proszą o podwyżki, tylko tych, którzy nie sprawdzają się w pracy, więc jeśli solidnie wykonujesz swoje obowiązki, to nie powinieneś się bać zwolnienia, tylko dlatego, że sygnalizujesz przełożonemu, że chcesz zarabiać więcej.

Drugi problem psychologiczny z częstym chodzeniem po podwyżki polega na tym, że pracownik wierzy, że szef dostrzerze jego chciwość i potępi ją jako jedyną motywację do pracy. Wierz mi, że „misja firmy” może być bardzo piękna, ale koniec końców większość z nas chodzi do pracy tylko dlatego, że przynosi z niej pieniądze do domu. Zresztą wyobraź sobie, że gdy przychodzisz jutro (lub po weekendzie) do pracy, szefostwo mówi Ci, że jest bardzo zadowolone z Twojej pracy, ale niestety nie może Ci już wypłacać wynagrodzenia i ma nadzieję, że będziesz dla nich dalej pracował (lub raczej: działał charytatywnie). Czy dalej wykonywałbyś swoje profesjonalne obowiązki, czy natychmiast zaczął szukać innej pracy (takiej, w której szefostwo jednak dalej widziałoby sens dawania Ci wynagrodzenia).

Chodzenie po podwyżkę nie oznacza chciwości pracownika i nie oznacza, że ma niewłaściwą motywację do pracy. Wysokie wynagrodzenia są jedną z lepszych (bo bardziej naturalnych) motywacji do pracy, więc nie daj sobie wmówić ani nie wierz w to, że rozmowa o podwyżce czyni Cię chciwym lub złym pracownikiem. A jeśli ktoś (np. bliska osoba lub współpracownik) mówi Ci, że tak jest, to zapytaj go czy poszedłby jutro do pracy, wiedząc, że już nigdy nie otrzyma za nią żadnego wynagrodzenia. Nawet jeśli kochamy swoją pracę (czego życzę wszystkim), to pracujemy, żeby zarabiać i uświadomienie sobie tego może dać Ci niezłego „kopa” w kwestii wiary w to, że to nic złego, by zaprosić szefa na spotkanie i powiedzieć mu, że chcesz zarabiać więcej. 

Tylko nie radziłbym chodzić po podwżki bez przygotowania, bo im silniejsze argumenty, tym większa szansa na otrzymanie podwyżki.

Jak przygotować się do negocjacji wynagrodzenia?

O negocjacjach wynagrodzenia napisałem już wpis zatytułowany „Jak skutecznie negocjować podwyżkę? Instrukcja krok po kroku„, ale skupiłem się tam na technicznych aspektach przygotowania. Podsumuję je tutaj, dodając do nich aspekty psychologiczne, które pozwolą Ci nie tylko „wypaść” w dobry sposób, ale pokazać przełożonemu, że „Ty tak na serio” chcesz zarabiać więcej.

  • Zrozum swoją wartość dla firmy i opisz swoje osiągnięcia. Nie bój się opisać szefowi wszystkiego, z czego jesteś dumny oraz czego jakości wykonania jesteś pewien. Podstawą do otrzymania podwyżki jest praktycznie zawsze solidna praca dająca dobre efekty, więc użyj tego w negocjacjach pensji.
    • Miałeś wysłać 500 maili, a wysłałeś 1000 – uwzględnij to w rozmowie.
    • Miałeś pozyskać 10 klientów, a pozyskałeś 15 – uwzględnij to w rozmowie.
  • Zbierz opinie o sobie i swojej pracy od współpracowników. Czasami wydaje się nam, że pracujemy solidnie i możemy mieć rację, ale tylko pozytywna opinia od innych da nam pewność, że nie tylko „wydaje nam się”, ale tak jest (i po prostu ludzie lubią z nami pracować).
    • Zapytaj kilku osób (najlepiej klientów/osób „dla których” pracujesz) o opinię na Twój temat (pisemnie) i uwzględnij to w rozmowie.
  • Dowiedz się, ile zarabia się na podobnych stanowiskach w tej oraz innych firmach. Nie bój się pytać współpracowników i sprawdzać w internecie. Tu bardzo pomaga zapytanie o „widełki” płac, którymi ludzie chętniej się dzielą niż własnymi wynagrodzeniami.
    • „Nierówności” są bardzo dobrym i częstym powodem dawania podwyżek. Jeśli od lat nie chodziłeś po podwyżki i masz przeczucie, że inni, robiąc „to samo”, zarabiają więcej, to pewnie masz rację, ale warto uwzględnić to w rozmowie.
  • (Najważniejsze, tego nie było w żadnym poprzednim wpisie) Przygotuj się psychicznie na negocjacje wynagrodzenia. Uwierz w to, że na podwyżkę zasługujesz, nie bój się odmowy, potępienia ani zwolnienia i pamiętaj, że jeśli Ty sam nie zadbasz o wzrost Twojego wynagrodzenia, to nikt inny tego za Ciebie nie zrobi. Bardzo często spotykałem się z sytuacją, w której osoby robiące „to samo” w danej firmie zarabiały zupełnie inne pieniądze i nie dało się tego wytłumaczyć w żaden sposób poza tym, że zarabiający więcej po prostu częściej chodził do szefa po podwyżki.

A skoro już przy częstotliwości jesteśmy, to czy istnieje jakaś „poprawna” w kwestii rozmów o podwyżkę?

Jak często należy chodzić po podwyżki?

Bardzo wiele bliskich i znajomych mi osób ocenia mnie, że jestem denerwujący, że chodzę po podwyżki za często i podsumowują, że nie chcieliby być moimi przełożonymi, bo są ze mną same problemy. Ja jednak wierzę, że mniejszym problemem dla szefostwa jest ciężko pracujący i mający dobre wyniki pracownik, który co pół roku prosi o podwyżkę niż taki, który nic nie robi, ale i nigdy nie prosi o podwyżki. 

Dlatego uważam, że dobrą częstotliwością minimalną do rozmów o podwyżkę jest raz na rok, ale sugerowałbym robić to częściej, najlepiej raz na pół roku. Pamiętaj, że nawet jeśli nie otrzymasz podwyżki wynagrodzenia od razu, to po takiej rozmowie Twój szef przynajmniej wie, że masz ambicję na więcej i że jesteś zainteresowany podwyżką. Wspomniałem wcześniej o 15 podwyżkach, które dostałem, ale nie wspomniałem o kilku, których nie otrzymałem (tak, odmowa jest tu normalna, więc spodziewaj się odmów). Jednak każda odmowa była fundamentem pod… podwyżkę, którą otrzymałem później, bo jeśli w lutym chciałem 10% podwyżki, a szef mi jej nie dał (z dowolnego powodu), to w czerwcu mogłem wspomnieć o tym, że już od lutego o nią proszę ;-).

Co robić, jeśli szef nie daje podwyżki?

Odmowa przyznania podwyżki jest bardzo częsta, a przełożeni najczęściej powołują się na następujące powody:

  • „nie mam już budżetu na ten rok”,
  • „blokuje mnie góra”,
  • „inni zarabiają mniej od Ciebie”,
  • „na rynku zarabia się mniej”
  • „wyniki tego nie uzasadniają”.

W każdym z powyższych może być prawda, jak i negocjacyjne zagranie, ale o ile prawdziwości pierwszych dwóch raczej nie sprawdzisz, to kolejne 3 są mierzalne (i jeśli przygotowałeś się do rozmowy i wiesz, co robić, to Twój szef nawet o nich nie wspomni, lub możesz prosto przekonać go do swoich racji).

Co do braku budżetu na ten rok/półrocze/kwartał i do „bycia blokowanym przez górę”, to najprostszym sposobem, by się przekonać o tym, czy szef mówi prawdę, jest… zagrożenie odejściem z firmy, czyli tzw. rzucenie papierami. Oczywiście nie sugeruję robienia tego osobom w trudnej sytuacji finansowej, mającym rodzinę na utrzymaniu oraz działającym w budżetówce/w trudnej branży, ale zauważam, że jest to najłatwiejszy sposób sprawdzenia tego, czy szef blefuje, czy nie. 

W moim przypadku „budżet na ten rok” zawsze znajdywał się i „góra” przestawała blokować podwyżkę, gdy mówiłem wprost, że mam lepszą ofertę od innej firmy lub gdy po prostu informowałem, że rozpatruję odejście z firmy. Jest to jednak zagranie „ostateczne” i nie sugerowałbym zaczynania od niego, gdyż zwykle działa przyjacielska rozmowa i powody logiczne/liczbowe, więc wcale nie trzeba się do tego uciekać. Jednak 2 z 15 wspomnianych wcześniej podwyżek wynikły właśnie z mojego „rzucenia papierami”, stąd informacja o tym, że taka taktyka często czyni cuda w kwestii „znoszenia odgórnej blokady podwyżkowej”, o której informuje nas przełożony.

Dlaczego warto walczyć o wyższe wynagrodzenie?

W społeczności mojego bloga są na ogół osoby bardzo rozsądne i zazwyczaj umysły ścisłe, którym na pewno nie trzeba wyjaśniać, dlaczego warto walczyć o wyższe wynagrodzenia. Pragnę mimo wszystko podzielić się z Tobą powodami, dla których tak często chodziłem w ciągu tych 10 lat po podwyżki (i dostawałem je), bo może zmotywuje Cię to do przełamania własnych obaw i uprzedzeń i zadbanie nie tylko o swoje oszczędności i inwestycje, ale także o swoje zarobki.

Wysokie zarobki to najkrótsza droga do niezależności finansowej

Wbrew lansowanemu w internecie obrazkowi tego, że drodze do finansowej niezależności najważniejsze jest wykręcanie ogromnych stóp zwrotu z inwestycji, to prawda jest o wiele bardziej prozaiczna. Większość z nas osiągnie wczesną niezależność finansową nie dlatego, że wybitnie inwestowali, uzyskując ponadprzeciętne wyniki inwestycyjne przez wiele lat, a dlatego, że mieli wysokie zarobki i w zdyscyplinowany sposób oszczędzali dużą część własnych wynagrodzeń. 

  • Czy trzeba mieć wysokie zarobki, żeby osiągnąć niezależność finansową przed emeryturą? Nie, bo osoba o bardzo małych wydatkach może dużo oszczędzać nawet z niewielkiej pensji.
  • Czy warto mieć wysokie zarobki, jeśli chce się osiągnąć wczesną niezależność finansową?  Oczywiście, że warto. To właśnie tak udaje mi się bardzo dużo oszczędzać przez cały okres pracy zawodowej, jednocześnie nie odmawiając sobie zbyt wielu przyjemności.

Unikanie inflacji stylu życia to podstawa rozsądnego zarządzania finansami niezależnie od wysokości zarobków, ale tylko wysokie zarobki pozwolą Ci trzymać wystarczającą stopę życiową przy jednocześnie wysokiej stopie oszczędności, która zbliży Cię do upragnionej wolności finansowej szybciej niż obietnica ponadprzeciętnych zwrotów z inwestycji.

Zaskakująco wielu internautów walczy o każdy 1 p.p. więcej zwrotu z inwestycji, kupując dziwaczne (i drogie) kursy i szkolenia z tradingu/inwestowania, jednocześnie nie idąc do szefa po 10% podwyżkę „bo nie wypada”. Zwiększanie wynagrodzenia jest znacznie pewniejszą czynnością w drodze do wolności finansowej, więc to tutaj zacznij, a o stopę zwrotu z inwestycji martw się później (lub nie martw w ogóle, inwestując prosto i pasywnie).

Dzięki wyższym zarobkom unikniesz wielu problemów finansowych

Być może dopiero zaczynasz swoją karierę i nawet nie zastanawiasz się nad niezależnością finansową, bo jest dla Ciebie czymś bardzo odległym. A może kochasz swoją pracę tak, że nie wyobrażasz sobie życia bez niej i wcale nie planujesz wcześniejszej emerytury? Niezależnie od powyższych, pamiętaj, że dzięki wysokim zarobkom (i odpowiedniej stopie oszczędności i sposobowi inwestowania), unikniesz w życiu oraz (później) w rodzinie wielu kłótni, trudnych wyborów i problemów finansowych, w które wpada większość nastawionego na konsumpcję społeczeństwa. 

Nawet bez żadnego inwestycyjnego celu i bez dążenia do niezależności finansowej warto dużo zarabiać, bo odłożone i zainwestowane dziś pieniądze, dadzą Ci bezpieczeństwo finansowe jutro, np. jeśli zmieni się koniunktura w branży (jak w 2024 roku w IT) i rynek pracy nie będzie dla Ciebie już tak łaskawy. Pragmatyk będzie chciał zawsze zarabiać jak najwięcej, bo otwiera to możliwości, których nie dają niewielkie zarobki i zabezpiecza finansowo na różne nieprzyjemne ewentualności. Jest jednak coś jeszcze, o czym wspominałem na początku wpisu i bardzo chciałbym to podkreślić także w jego podsumowaniu.

Dzięki wysokim zarobkom, osiągniesz satysfakcję z pracy i poczujesz się doceniany

Każdy z nas chce być sprawiedliwie traktowany i nikt z nas nie znosi dobrze jawnej niesprawiedliwości. Jeśli osoby w Twoim dziale zarabiają dużo więcej od Ciebie, ale ich osiągi nie są lepsze, lub wręcz są gorsze od Twoich, to naturalnie nie podoba Ci się to i prawdopodobnie z czasem stracisz motywację do pracy. Jeśli szef po raz piąty z rzędu odmawia Ci podwyżki wynagrodzenia, to masz solidne podstawy, by sądzić, że nie jesteś mu potrzebny i że nie docenia Twojej pracy. Zakładając, że każdy z nas chce być traktowany uczciwie i sprawiedliwie oraz być doceniany w pracy, nikt z nas nie powinien bać się rozpocząć rozmowę o podwyżkę z szefem. 

I nie warto robić tego „na około”, nazywając spotkanie „1 to 1”, tylko napisać wprost w zaproszeniu, że chodzi nam o podwyżkę (wszystkie takie spotkania nazywałem „Salary raise talks” lub coś w ten deseń). To wcale nie jest tak, że jeśli dasz szefowi czas na przygotowanie się, to znajdzie więcej powodów na niedawanie Ci podwyżki, więc bądź konkretny, pisz i mów wprost, a (prawdopodobnie) szybko zauważysz wzrost swojego wynagrodzenia, nawet jeśli pensje współpracowników pozostaną w miejscu. 

Nawet jeśli zostajesz w firmie „z lojalności” (lub z przyzwyczajenia, choć niewielu z nas to tak wprost przyzna), to pamiętaj, że firma to bezosobowy i raczej nielojalny twór, który tą lojalnością Ci się w trudnej sytuacji nie odwdzięczy. Pamiętaj, że częste proszenie o podwyżki nie jest (tylko) oznaką chciwości i pazerności, ale i chęci bycia docenionym i nie bój się powiedzieć swojemu szefowi, że właśnie w ten sposób najlepiej odczuwasz to, że firma i przełożony docenia Twoją pracę. 

Mój dawny szef kiedyś powiedział mi, że ponad pewnym „satysfakcjonującym” pułapem wynagrodzenia (było to około 200 000 zł rocznie) dalsze podwyżki nie dają już wzrostu satysfakcji z pracy. Problem w tym, że sam zarabiał około 800 000 zł rocznie, co kiedyś nieopatrznie i w innych okolicznościach mi powiedział, co nie sprawiało, że był hipokrytą, ale w pragmatycznym powiększaniu zarobków nie chodzi tylko o wzrost satysfakcji z pracy (bo przyznaję, że miał wtedy trochę racji), a o wzrost możliwości życiowych, w tym wcześniejszego porzucenia pracy lub po prostu zabezpieczenia przyszłości finansowej swojej rodziny.

Podsumowanie

Niezależnie czy masz obecnie niskie, czy wysokie zarobki oraz, czy czujesz się w pracy doceniany, czy nie, zadaj sobie następujące pytania:

  • Czy dostałem (wyższą od inflacyjnej) podwyżkę w ciągu ostatniego roku?
  • Czy rozmawiałem z szefem o kolejnej podwyżce w ciągu ostatnich 12 miesięcy (lub: 6-12 miesięcy po otrzymaniu ostatniej podwyżki)?
  • Czy wiem, ile zarabiają inni pracownicy na podobnym stanowisku w mojej firmie?
  • Czy wiem, ile zarabiają pracownicy na podobnych stanowiskach w innych firmach?
  • Czy jestem zadowolony z mojej pensji i czy daje mi ona duże możliwości finansowe (zarówno w kwestii wydatków, jak i oszczędności)?

Jeśli odpowiedź na wszystkie pytania brzmi „tak”, to prawdopodobnie nie potrzebowałeś tego wpisu i przeczytałeś go z ciekawości, za co oczywiście dziękuję. Zakładam jednak, że większość czytelników pracujących na etacie odpowie na większość powyższych pytań przecząco, bo to właśnie potwierdzają moje wieloletnie obserwacje osób pracujących w Polsce.

Wynagrodzenia są nie tylko polskim tabu, ale i tematem niewygodnym, wstydliwym i takim, którego wolelibyśmy uniknąć. Ma to prawdopodobnie jakiś związek z naszym narodowym poczuciem niższości i tym, że przez lata życia w reżimie komunistycznym „etos pracy” został nam zakorzeniony tak mocno, że wiele z nas pracuje i nawet nie zastanawia się, czy jest za to odpowiednio wynagradzana. Jestem pewien, że niektórzy po przeczytaniu tego wpisu będą postrzegać mnie źle, ale gwarantuję, że nigdy nie „brałem pieniędzy za nic” i zawsze doskonale wiedziałem, jaką wartość firma czerpie z mojej pracy i mimo że moje zarobki pod koniec opisywanej tu ścieżki (po 10 latach pracy) są już bardzo wysokie, to zawsze byłem świadomy tego, że firma ma ze mnie jeszcze więcej, niż mi płaci (inaczej by mnie dawno zwolniła, prawda?).

Nie bójmy się zatem rozmawiać o finansach (w tym o wynagrodzeniach) oraz prosić przełożonych o podwyżkę, bo tak długo, jak wiemy, że pracujemy ciężko i nasza praca przynosi efekty, nie powinniśmy wmawiać sobie, że nie trzeba być za nią wysoko wynagradzanymi. Nawet jeśli się „zasiedziałeś” i przez lata nigdy nie poszedłeś po podwyżkę, to zapytaj się dziś (szczerze), czy jesteś ze swoich zarobków zadowolony i czy zrobiłeś w ostatnim czasie cokolwiek, by zwiększyć swoje wynagrodzenie. Jeśli nie to po prostu przygotuj się zgodnie z wytycznymi ze wpisu i zaproś swojego szefa na rozmowę, a być może zdziwisz się, że mogłeś od dawna zarabiać o 10, 20 lub 30% więcej niż obecnie i nie zarabiałeś tylko dlatego, że bałeś się porozmawiać o tym z przełożonym.

Koniecznie daj znać w komentarzach, co myślisz o moim podejściu do podwyżek w pracy oraz jak wygląda Twoja ścieżka zawodowa w kontekście podwyżek. „Greed is good” mówił fikcyjny guru giełdy Gordon Gekko w filmie „Wall Street” i o ile nie zgadzam się z nim w kwestii chciwości w inwestowaniu, to jak najbardziej uważam, że warto zanotować to w kwestii negocjacji wynagrodzenia.

Zapisz się do mojego newslettera:

.
Zastrzeżenie

Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.

3.6 25 głosy
Oceń artykuł
Obserwuj wątek
Powiadom o
guest

47 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Komentarze dotyczące treści
Zobacz wszystkie komentarze