inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy na inwestowanie

Inflacja stylu życia, czyli dlaczego nie masz pieniędzy na inwestowanie

Dobrze zarabiasz, ale nie masz czym inwestować?

Czas na krótki powrót do tematów związanych z oszczędzaniem i przyjrzenie się bliżej problemowi wydatków, których wzrost dokonuje się w przynajmniej takim tempie, w jakim rosną nasze zarobki, sprawiając, że nie udaje nam się niczego oszczędzić. Problem ten nazywa się w głównym nurcie myśli finansowej inflacją stylu życia i jest on w naszym społeczeństwie na tyle powszechny, że prawie na pewno albo sam tak żyjesz, albo przynajmniej raz się z nim zetknąłeś, obserwując swoją rodzinę lub znajomych.

Choć obecnie wszyscy zmagamy się z „tą prawdziwą” inflacją, to zwiększanie stopy życiowej po każdej podwyżce wydaje mi się polską normą zarządzania pieniędzmi. To moja własna obserwacja na podstawie analizy budżetów domowych moich znajomych, którzy zarabiają ponad 20 000 złotych miesięcznie i ku mojemu zdziwieniu nigdy nie oszczędzili ani nie zainwestowali nawet pięciu tysięcy złotych. Zacznijmy od przyjrzenia się problemowi, bo może on dotyczyć większej liczby osób, niż im się wydaje, kolejno przechodząc do moich pomysłów na jego rozwiązanie.

Podcast

YouTube

W skrócie

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Czym jest inflacja stylu życia i jak rozpoznać ją u siebie.
  • Kiedy wydatki powinny, a kiedy nie powinny rosnąć.
  • O 4 praktycznych przykładach mądrego i nierozsądnego zarządzania finansami.
  • 4 prostych metod na skuteczną walkę z inflacją stylu życia.

Czym jest inflacja stylu życia?

Najprostszą definicją inflacji stylu życia jest comiesięczne wydawanie więcej pieniędzy tylko dlatego, że otrzymało się podwyżkę. By zdiagnozować, czy zjawisko to Cię dotyczy, prześledź historię zmian wysokości Twojego wynagrodzenia (lub wszystkich dochodów swojej rodziny) i zestaw je z Waszymi wydatkami, sprawdzając, jak te zmieniały się w czasie. By na prostym przykładzie wyjaśnić zjawisko inflacji stylu życia, zaprezentuję zatem dwa przykłady rocznych dochodów i wydatków rodziny, zakładając „klasyczny” kilkuprocentowy wzrost wynagrodzeń w każdym roku i zerową inflację:

inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy - dwie rodziny porównanie

Rodzina, której dochody i wydatki zestawiłem w lewej części tabeli to pewnego rodzaju norma w nowoczesnym społeczeństwie zachodnim. „W końcu, jeśli nasze zarobki rosną, to możemy wreszcie kupić nowy samochód lub częściej stołować się w drogiej restauracji” – powiedziałbym, że tak, ale tylko dopóki nie wpływa to negatywnie na całokształt naszego finansowego życia. Życie od pierwszego do pierwszego wydaje się cechować tylko rodziny raczej mało zamożne, ale im dłużej żyję w Polsce, tym bardziej dostrzegam to, że cierpią na to nawet rodziny o ponadprzeciętnie wysokich dochodach.

Nie popadajmy jednak w paranoję, bo przecież nasze zwiększające się zarobki powinny pozwalać nam na delikatne zwiększanie naszej stopy życiowej, jakie założyłem dla rodziny w prawej części tabeli. Tak długo, jak dzięki kolejnym podwyżkom płac, udaje Ci się oszczędzać coraz więcej, to inflacja stylu życia nie jest Twoim problemem. Jeśli masz wątpliwości na temat tego, czy oszczędzanie da Ci więcej frajdy od wydawania całych zarobionych środków, to zastanów się dobrze nad tym, co czujesz 2-3 dni po zakupie nowego elementu garderoby czy drogiego telefonu. Podpowiem: większość z nas radość lub euforię „pozakupową” odczuwa maksymalnie od kilku do kilkunastu godzin po zakupie, a czar zakupów dość szybko pryska, pozostawiając nas z kolejnym przedmiotem w naszym arsenale rzeczy… i lżejszym portfelem.

Kiedy wydatki mogą (a nawet powinny) rosnąć?

To jednak normalne, że w niektórych sytuacjach i okresach życiowych wydatki Twojego gospodarstwa domowego będą rosnąć. Najbardziej oczywistym przykładem „organicznego” wzrostu wydatków jest pojawienie się w rodzinie dziecka lub dzieci, które nieuchronnie spowoduje zwiększenie wydatków na dom, dojazdy, jedzenie, lekarzy… i wszystko inne. Nie jest zatem błędem lub niczym nienormalnym zwiększenie wydatków, gdy w rodzinie pojawi się dziecko. Po prostu warto pamiętać, że także te koszty można znacznie ograniczyć, dokonując bardziej świadomych zakupów.

Drugą sytuacją, w której wydatki rosną, są wszelkie nieoczekiwane wydarzenia typu zepsuty przedmiot domowego użytku, zepsute auto albo choroba, która wymusza na nas kupowanie lekarstw i wizyt w placówkach medycznych. Powyższe koszty redukujemy poprzez zakup mało awaryjnych przedmiotów RTV/AGD, aut o niskim przebiegu oraz poprzez zwyczajne dbanie o siebie (odpowiednią dietę, bardziej świadome życie). Dzięki profilaktyce unikniemy części kosztów, ale każdy czasem choruje i każde auto czasem odmawia posłuszeństwa, więc nie przesadzałbym ze skupianiem się na redukowaniu kosztów zmiennych, które są, były i będą, więc trzeba po prostu je zaakceptować i być gotowym na ich poniesienie.

Czy akceptowalny jest dla mnie także organiczny wzrost wydatków bez zmiany liczby członków rodziny, zepsutego sprzętu czy przebytej choroby? Oczywiście, ale tak długo, jak otrzymując 1000 złotych podwyżki, nie zwiększamy naszych wydatków o 950 lub 1000 złotych miesięcznie. W kolejnym rozdziale przedstawię przykłady 4 rodzin, z których 2 zarabiają przeciętnie (12 000 zł netto miesięcznie), a 2 zdecydowanie ponadprzeciętnie (28 000 zł netto miesięcznie), demonstrując, że „każdą kwotę da się wydać” (jeśli się wystarczająco chce, rzecz jasna).

Dlaczego nie opieram tego wpisu o dane GUS?

Zanim skomentujesz na temat tego, że nie oparłem tego wpisu na danych GUS, to koniecznie przeczytaj ten fragment. Oficjalne statystyki o zarobkach i wydatkach Polaków były na moim blogu przedstawiane i komentowane wielokrotnie. Znajdziesz je między innymi w następujących wpisach:

Mimo że mógłbym przy okazji tej publikacji zaktualizować także tamte wpisy, to świadomie nie robię tego, nie korzystając z danych GUS wcale. Decyzja pochodzi stąd, że wpis o wydatkach Polaków był wielokrotnie komentowany w kontekście tego, że są one kompletnie nierealistyczne i że dosłownie wszyscy czytelnicy moich wpisów mają o wiele większe wydatki. Zdecydowałem się zatem zaufać moim własnym obserwacjom i intuicji, celowo zwiększając niektóre wydatki tak, by odpowiadały one również osobom wiodącym dość rozrzutny tryb życia w dużych polskich aglomeracjach. Jest to celowy zabieg, który nie wynika z lenistwa, a ze sceptycyzmu dotyczącego danych GUS o wydatkach Polaków. Będzie on miał jednak efekt uboczny w postaci komentarzy na temat tego, że wydatki na jedzenie są zbyt wysokie, bo komuś udaje się żyć znacznie taniej. Nie mam z tym problemu i czytelnicy też nie powinni, bo dzięki niskim kosztom z pewnością udaje się im unikać inflacji stylu życia :).

Jeśli czegoś się nauczyłem podczas tych ekscytujących 3 lat blogowania, to tego, że jako bloger i tak nigdy „nie dogodzę” wszystkim i nie trafię do wszystkich. Zamiast próbowania trafić do wszystkich, wybiorę liczby tak, by było mi prościej przedstawić opisywane tutaj zjawisko. Inflację stylu życia pokażę zatem na przykładach osób dosyć rozrzutnych, u których prościej będzie nam ją zaobserwować. Przejdźmy więc do praktycznego opisu tego zjawiska i jego objawów.

Polub moją stronę na Facebooku!

Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu

Inflacja stylu życia w praktyce

W ramach wpisów, które tu publikuję, zwykle decyduję się pokazywać zjawiska na przykładach, prezentując konkretne dane w formie tabel i wykresów. Nie inaczej będzie z (wydawać by się mogło) trywialnym zjawiskiem inflacji stylu życia, którą najprościej będzie zrozumieć, omawiając kilka praktycznych przykładów „z życia”. Dwa różne budżety, cztery gospodarstwa domowe i paradoksy typu osoby o przeciętnych zarobkach oszczędzające więcej od osób mieszczących się w górnym 1% najlepiej zarabiających w Polsce lub koszty stałe absorbujące prawie 60% dochodów miesięcznych rodziny.

Choć sam aktywnie nie budżetuję swoich wydatków, to mam inną, bardzo skuteczną metodę na niewydawanie zbyt wielkiej części pensji, jaką jest oszczędzanie xx% mojego wynagrodzenia na samym początku miesiąca. Nie da się wydać tego, czym się nie dysponuje, więc od lat „oszukuję siebie” i swój portfel, że zarabiam przynajmniej 50% mniej od tego, ile otrzymuje od mojego pracodawcy w rzeczywistości, nigdy nie doprowadzając się do sytuacji, w której nie mógłbym niczego oszczędzić. Pierwszym analizowanym przypadkiem będzie klasyczna, przeciętnie zarabiająca polska rodzina 2+2, która wydaje mniej więcej tyle, ile zarabia.

Przeciętne zarobki i rozrzutne życie

Gdy piszą do mnie osoby początkujące w oszczędzaniu i inwestowaniu, bardzo często spotykam się z problemem zarobków „zbyt niskich na to, by mieć czym inwestować”. Problem ten występuję tym częściej, im mniej miesięcznie zarabia nadawca wiadomości lub jego gospodarstwo domowe, ale w rzeczywistości diagnoza wskazuje na zbyt małą dyscyplinę oszczędnościową, a nie na niewystarczające zarobki. Każdy z nas z pewnością zna przynajmniej jedną rodzinę, w której para dorosłych zarabia przeciętnie (obecnie około 6000 zł netto miesięcznie każde), bezproblemowo „znajdując ujście” dla całej zarobionej kwoty.

Osoby o przeciętnych zarobkach, braku dyscypliny oszczędnościowej i złych nawykach dotyczących finansów często popełniają klasyczne błędy w oszczędzaniu, do których należą:

  • Szukanie oszczędności w „pierdołach” (kawa, żywność), a nie w dużych wydatkach (kredyt hipoteczny, leasing samochodu). Co z tego, że oszczędzisz 100 zł miesięcznie, rezygnując z 2-3 wyjść na kawę, jeśli rata kredytu i leasing konsumują prawie 50% dochodów Twojej rodziny? Drogi leasing lub najem długoterminowy samochodu doczekał się nawet osobnego wpisu na blogu zatytułowanego „Leasing i kupno drogich samochodów – potrzeba czy inflacja wydatków?„. Jego lekturę polecam każdemu, kto sądzi, że na auto powinno wydawać się dużo pieniędzy, bo jest ono podstawą statusu i samooceny człowieka.
  • Przesadzanie z abonamentami. Czy każdy z nas naprawdę wymaga najwyższego pakietu kanałów telewizyjnych oraz kilku aktywnych usług VOD? Polecam przyjrzeć się i zredukować liczbę usług abonamentowych, za które płacimy, bo zwolni to nie tylko nasze środki, ale i czas, który będziemy mogli wykorzystać na bardziej produktywne rzeczy.

Pierwsza omawiana rodzina ma problem z obydwiema powyższymi rzeczami i mimo dochodów netto wynoszących 13 000 złotych miesięcznie (uwzględniając świadczenia z programu Rodzina 500+), ledwo udaje im się zakończyć miesiąc na plusie:

inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy - rodzina przeciętnie zarabiających z inflacją stylu życia1

W przypadku pierwszej omawianej rodziny największym problemem są ich wydatki stałe, a zwłaszcza kredyt hipoteczny, który został zaciągnięty przy znacznie niższych od obecnych stopach procentowych, przez co wydawał się rodzinie znacznie tańszy, niż obecnie. Poza wysoką ratą kredytu konsumującą 27% (3500 z 13 000 złotych) dochodów rodziny, przesadą wydaje się też leasing samochodu, kosztujący prawie 2000 złotych i sprawiający, że łączne opłaty stałe rodziny są znacznie za duże.

Pierwsza rodzina żyje często spotykanym problemem zaciągania zbyt dużych zobowiązań wobec możliwości zarobkowych, co sprawiło, że przy wysokich stopach procentowych i ich wzroście z 0,1% do 7%, rodzina miesięcznie wydaje 12 600 zł z zarabianych 13 000 zł, sprawiając, że ciężko będzie jej zaoszczędzić i zainwestować swoje zarabiane środki. W tym przypadku oznak inflacji stylu życia szukałbym przede wszystkim w wysokości kredytu hipotecznego i zobowiązania leasingowego, a dopiero w drugiej kolejności w kosztach pożywienia, wyjść, zakupów oraz wszelkich zachcianek, które też można ograniczać.

Druga rodzina będzie miała identyczne dochody, co pierwsza, ale dużo rozsądniej podejdzie do tematu mieszkania, samochodu czy abonamentów, dzięki czemu pod koniec każdego miesiąca zostanie jej w portfelu nie 400, a ponad 4000 złotych.

Przeciętne zarobki, ale rozsądne wydatki

To właściwy moment, by postawić tezę o tym, że każdy, niezależnie od zarobków, może choć minimalnie zredukować swoje koszty życia. Twierdzenie na pewno jest poprawne w przypadku pierwszej rodziny, która naprawdę „ma z czego schodzić”. Druga omawiana tutaj rodzina z 13 000 zł swoich dochodów nie wydaje więcej niż 9000 zł, co udaje im się głównie dzięki zakupowi tańszego mieszkania oraz używanego, znacznie tańszego auta za gotówkę. Same powyższe „cięcia” sprawiają, że zamiast 5400 złotych, kredyty i inne zobowiązania pochłaniają tu tylko 2800 złotych.

Jednak tu nie kończy się dyscyplina oszczędnościowa tej rodziny, bo zrezygnowała ona z najlepszego pakietu kanałów w TV oraz 2 usług VOD, oszczędzając dodatkowo ponad 100 złotych miesięcznie. Drugie gospodarstwo domowe oszczędza na jedzeniu, wybierając tańsze produkty oraz nie stołując się na mieście, co sam uznaję za drobną przesadę i niewłaściwe źródło oszczędności, które prędzej czy później odbije się tutaj na zdrowiu (również psychicznym). Zwłaszcza że oszczędzanie 4285 zł z zarabianych 13 000 zł to statystycznie naprawdę dobra sytuacja w naszym kraju:

inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy - rodzina przeciętnie zarabiających o rozsądnych wydatkach1

Czy zatem sugerowałbym jakieś konkretne wytyczne co do zarobków i związanego z nimi poziomu wydatków? Z jednej strony, aby budować swoje bezpieczeństwo finansowe, powinno się oszczędzać jak najwięcej, ale z drugiej, należy to robić z głową i tak, by zaspokajać nasze życiowe potrzeby. W przypadku drugiej rodziny „kombinowałbym”, by obniżyć koszty mieszkaniowe oraz zwiększyć zarobki, a trochę poluzowałbym dyscyplinę wydatkową związaną z zakupami żywności oraz jedzeniem na mieście. Oszczędzone dodatkowe kilka tysięcy złotych miesięcznie nie pokryje dzieciom radości z wychodzenia z domu i stołowania się czasem na mieście, nie mówiąc o inspiracji kulinarnej, którą może dać jedzenie w restauracjach.

Wiele osób myśli, że wystarczy więcej zarabiać, by „mieć czym inwestować”, ale praktyka pokazuje, że są oni w błędzie, a ludzie – jeśli bardzo tego chcą – to potrafią wydać każdą sumę pieniędzy. Trzecia i czwarta rodzina będą zarabiać naprawdę dużo, bo jak inaczej nazwać w 2023 roku dochody rodziny 2+2 wynoszące 29 000 złotych netto miesięcznie? Mimo to trzeciej rodzinie nie uda się oszczędzić zbyt wiele, co wyjaśnię na kolejnym przykładzie.

Wysokie zarobki i brak oszczędności

W wielu rodzinach oszczędzanie mylone jest ze skąpstwem, a jego postrzeganie jest jednoznacznie negatywne. „Skoro zarabiasz, to powinieneś sobie pozwolić na lepsze życie” to motto rodziny trzeciej, która zarabiając 29 000 zł miesięcznie, jest w stanie oszczędzić tylko niespełna 700 złotych, które i tak zwykle wydaje po kilku miesiącach. „Oszczędzać będziemy w przyszłości, gdy dzieci dorosną” to jedno z wierzeń rozrzutnych rodziców, którzy kupili nieco zbyt drogie mieszkanie, wzięli w leasing zbyt drogi samochód, a dwójkę dzieci wysłali do prywatnych przedszkoli, by zapewnić im jak najlepszy start.

W podobny sposób żyją od wielu lat, przez co przez ponad dekadę bardzo wysokich na tle społeczeństwa zarobków, nie udało im się oszczędzić nawet 10 000 złotych. Nie interesują się inwestowaniem, „żyją chwilą”, a o uprzywilejowanych podatkowo kontach IKE i IKZE nawet nie słyszeli, odkładając oszczędzanie na później, bo przecież ich dochody są wysokie, więc nie czują w tej chwili żadnego zagrożenia. Życie w ten sposób ma swoje zalety, bo z pewnością takie osoby czują, że „żyją na poziomie” i raczej nie narzekają na jakość życia. Będzie tak do czasu, gdy jedno z nich straci pracę lub wydarzy się jakikolwiek nieprzewidziany wydatek, na który przez ratę kredytu wynoszącą 7500 złotych miesięcznie oraz leasing samochodu za prawie 4000 zł miesięcznie, po prostu nie będzie ich stać.

Trzecia rodzina zbyt dużo wydaje przede wszystkim w ramach wydatków stałych, mając milion złotych aktywnego kredytu hipotecznego i auto o wartości 200 tysięcy złotych w leasingu. Mają też 4 różne usługi VOD oraz najwyższy pakiet TV i internetu, które łącznie kosztują niewiele, bo ponad 250 złotych miesięcznie. Pułapką rodziny trzeciej jest patrzenie na każdy składnik wydatków z osobna i tłumaczenie sobie, że „wobec całkowitych dochodów jest to niewiele”, przez co comiesięcznie wydają oni prawie 100% swoich zarobków:

inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy - rodzina dobrze zarabiających ale z inflacją stylu życia1

Dodatkowym wydatkiem, którego nie było w przypadku rodzin 1 i 2 jest prywatne przedszkole dla dwójki dzieci, które konsumuje 5000 złotych miesięcznie, będąc wielokrotnie droższe od publicznego, w którym płaci się zwykle tylko za pożywienie. Nie zrozum mnie źle, bo nie mam nic przeciwko prywatnym przedszkolom czy prywatnemu szkolnictwu, ale tak długo, jak nie nadwyręża ono budżetu za bardzo. Jeśli zarabiająca prawie 30 tysięcy złotych rodzina ma problem z oszczędzeniem choćby 5 tysięcy miesięcznie, to inflacja stylu życia i nadmierne wydatki są tu tak oczywiste, że ciężko taki budżet jakkolwiek obronić.

Cięć szukałbym jednak w zobowiązaniach – a zwłaszcza w kosztach leasingu oraz kredytu hipotecznego – a dopiero później w edukacji dzieci, a nawet wyjściach do restauracji oraz zachciankach, na których ta rodzina też nie oszczędza. Przechodząc do opisu budżetu miesięcznego czwartej rodziny, moim głównym celem jest pokazanie, że nie trzeba rezygnować ze zbyt wielu rzeczy, by zamiast 0%, móc oszczędzić ponad 40% swoich miesięcznych zarobków.

Wysokie zarobki i wydatki pod kontrolą

„Żyj tak, jakbyś zarabiał połowę tego, co zarabiasz” jest jednym z najmądrzejszych sloganów finansowych, jakie kiedykolwiek usłyszałem. Gdybym nie żył w ten sposób od ponad dekady, co opisuję we wpisie „Dlaczego odkładam 70% z każdej wypłaty? Ruch FIRE” to w wieku 34 lat nie miałbym oszczędności wystarczających do przeżycia przynajmniej 10 lat na całkiem dobrym poziomie i wysokiego poczucia bezpieczeństwa finansowego, które niewątpliwie obecnie posiadam. Czwarta rodzina zarabia równie dużo, co trzecia (29 000 zł miesięcznie), ale wydaje znacznie mniej, dzięki czemu udaje jej się oszczędzić i zainwestować prawie 13 000 złotych miesięcznie.

Jak udało jej się tego dokonać? Kupili nieco tańsze mieszkanie, niż mogli, a zamiast nowego auta za 200 000 zł, w leasing wzięli używany samochód za 50 000 złotych. Zrezygnowali z rozszerzonego pakietu kanałów telewizyjnych oraz pozostawili sobie jedną ulubioną usługę VOD, a swoje dzieci wysłali do publicznych przedszkoli, zamiast tego dodatkowo samodzielnie zajmując się ich edukacją po godzinach pracy. Łączą oni w tej sposób przyjemne z pożytecznym, przy okazji budując lepsze więzi ze swoimi dziećmi. W tym wszystkim nie zrezygnowali oni zupełnie z wyjść do restauracji oraz zachcianek, które są dla nich nagrodą za ciężką pracę i wysokie zarobki, którymi co miesiąc zasilają swoje gospodarstwo domowe.

inflacja stylu życia czyli dlaczego nie masz pieniędzy - rodzina dobrze zarabiających o rozsądnych wydatkach1

Po wielu latach pracy małżeństwo posiada też oszczędności finansowe (również w formie IKE i IKZE), na których zgromadzili oni tyle, że niedługo mogliby (gdyby chcieli) spłacić kredyt hipoteczny i zrezygnować z leasingu. Czwarta rodzina ma więc możliwości, których pozbawiła siebie rodzina pierwsza i trzecia, dzięki czemu mogą dynamicznie zmieniać plany i lepiej dostosowywać się do każdej nowej sytuacji. W tym wszystkim nie są oni skąpi i dalej wydają pieniądze na to, co sprawia im przyjemność, jednocześnie nie podminowując bezpieczeństwa finansowego swojego i swoich dzieci.

Rozdział ten napisałem, by trochę lepiej wyjaśnić moje podejście do oszczędzania, sugerując znalezienie odpowiedniego balansu wydatkowego, który pozwoli nam oszczędzać, pozostawiając radość życia, na którą każdy człowiek w końcu zasługuje. W ostatnim rozdziale przedstawię Ci kilka skutecznych metod walki z inflacją stylu życia, dzięki którym nie skończysz w sytuacji podobnej do rodziny pierwszej i trzeciej.

DESKTOP kup ksiazke wpis tresc4 1

Jak walczyć z inflacją stylu życia?

Dobra wiadomość jest taka, że z inflacją stylu życia da się walczyć, a sama jej świadomość sprawi, że prościej Ci będzie ocenić, czy na nią cierpisz, czy po prostu oszczędzasz trochę mniej, niż mógłbyś. Najprostszą metodą walki z inflacją stylu życia jest jej zapobieganie, które najłatwiejsze będzie dla osób zdyscyplinowanych i świadomie planujących swoją stopę oszczędności, jeszcze zanim zaczną oni wydawać zarobione pieniądze. Zademonstruję to na przykładzie siebie sprzed 10 lat, który pomoże osobom nierozumiejącym jeszcze zasady „płacenia najpierw sobie”.

Najpierw inwestowanie, potem wydatki

Remedium na brak środków na inwestowanie jest wycinanie ich z pensji jeszcze zanim zaczniemy wydawać swoje środki w ciągu miesiąca. Sądzę, że przy dowolnej wysokości wynagrodzenia da się oszczędzić przynajmniej 100 złotych miesięcznie i nie ma kwot „zbyt niskich, by inwestować”, jednocześnie przypominając, że każdy traktujący serio swoje inwestowanie, powinien dążyć do zwiększania swoich zarobków. Jak skutecznie znaleźć środki na inwestowanie? Robiąc to na początku miesiąca, co zresztą opisałem w pierwszym opublikowanym na moim blogu wpisie zatytułowanym „Systematyczne oszczędzanie, czyli jak nie wydać całej wypłaty„.

Zarabiasz 10 tysięcy złotych i masz problem z oszczędzeniem nawet tysiąca? Spróbuj od kolejnego miesiąca odciąć ten tysiąc na początku miesiąca i sprawdź, czy pod koniec miesiąca zostaną Ci na rachunku wolne środki. Prawdopodobnie bardzo się zdziwisz, spostrzegając, że mając mniej, wydajesz mniej, a „oszukanie psychiki”, że nie ma się więcej środków, staje się bardzo proste, gdy środki te znikną z rachunku bieżącego naszego konta bankowego. Podstawą jest jednak natychmiastowe zainwestowanie tych środków (np. w akcje, obligacje i ETF-y, których podstawowe definicje znajdziesz we wpisie „W co można inwestować pieniądze? Omówienie klas aktywów inwestycyjnych„), bo gdy zostawisz je na koncie oszczędnościowym, będą one „zbyt blisko pieniędzy, które można wydać”.

Swoją skłonność do wydawania wszelkich zarobionych pieniędzy należy potraktować zatem jak przeciwnika, maksymalnie utrudniając sobie wyciągnięcie zaoszczędzonych środków. Ekstremalnym tego przykładem byłby zakup złotych lub srebrnych monet i ulokowanie ich w sejfie, ponieważ są to aktywa mniej płynne od np. akcji spółek giełdowych, które możemy w dowolnej chwili, zwykle natychmiastowo spieniężyć. Z mojego doświadczenia wystarczy jednak tylko „usunąć środki z rachunku bieżącego”, by nasza psychika zrozumiała, że już nimi nie dysponujemy i zmuszeni jesteśmy do zaplanowania sobie budżetu w sposób bardziej oszczędny i defensywny.

Trzymając taką dyscyplinę, po prostu zwiększajmy oszczędzaną kwotę każdorazowo, gdy otrzymamy w pracy podwyżkę lub w dowolny inny sposób zwiększymy dochody naszego gospodarstwa domowego. Jednym z pomysłów jest robienie tego proporcjonalnie do wysokości podwyżki, o czym pisze między innymi Nick Maggiulli w ramach wpisów na blogu ofdollarsanddata.

Zasada inwestowania % podwyżek

Powiedzmy, że zarabiasz 5000 złotych miesięcznie i jesteś w stanie spokojnie przeżyć za 4500 złotych miesięcznie. Pewnego dnia otrzymujesz podwyżkę, zarabiając teraz 6500 złotych miesięcznie, ale zamiast bezmyślnego wydawania całej tej kwoty, postanawiasz „pozwolić sobie” na wydanie maksymalnie 50% otrzymanej podwyżki, a więc 750 złotych. Argument „za” tym jest bardzo prosty: skoro wcześniej bezproblemowo żyłem za 4500 złotych miesięcznie, to 5250 złotych miesięcznie pozwoli mi na jeszcze lepsze życie i oszczędzenie nie 500, a 1250 złotych miesięcznie.

Pozwalanie sobie na wydanie 50% każdej podwyżki można też nazwać „ustalaniem przeznaczenia podwyżek” lub bardziej świadomym traktowaniem wzrostu wynagrodzenia. Przyznam bez bicia, że sam nie stosuję tej zasady, ponieważ zastępuje ją u mnie zasada „oszczędzania przynajmniej 70% każdej wypłaty”, która znajduje zastosowanie także dla podwyżek (jako że są one częścią wypłaty). Oszczędzanie i inwestowanie np. 50% każdej podwyżki sugerowałbym zatem raczej ludziom, którzy w ogóle nie oszczędzają i tym, którzy borykają się z ogromną inflacją stylu życia i są jej świadomi.

Brakuje Ci motywacji do oszczędzania? Prostą metodą do jej zyskania jest policzenie, ile lat życia w tanim, ale dobrym do życia kraju, mógłbyś mieć zamiast dokonywania danego wydatku, np. przeznaczania 100 lub 200 tysięcy złotych na nowy samochód.

Policz, ile lat życia mógłbyś kupić za wydawane środki

Porównywanie kwoty wydatków do tego, jak długo mógłbyś za nie żyć w wybranym miejscu na świecie, jest metodą szczególnie popularną wśród osób dążących do finansowej niezależności, do których wliczają się członkowie ruchu FIRE. Badanie tego, ile lat życia mógłbyś „kupić” za niewydane środki nie oznacza oczywiście kupowania zdrowia czy czasu (bo tego nikt nie jest w stanie zrobić tak łatwo), ale np. sprawdzenie, jak długo moglibyśmy żyć w ciepłych krajach za środki, które wydamy np. na nowy samochód.

Weźmy prosty przykład: samochód kosztuje w salonie 200 000 złotych, a najbliższą jego alternatywą jest kilkuletnie używane auto za 70 000 złotych. Różnica w cenie, która wynosi 130 000 złotych to tyle, ile przeciętnie kosztuje ponad rok życia dla rodziny 2+2 w stolicy Tajlandii – Bangkoku. Metodę tę nazywa się też „porównaniem kosztów alternatywnych” lub po prostu wartościowaniem wydatków, bo nowe auto może mieć dla Ciebie znacznie wyższą wartość niż rok życia dla rodziny 2+2 w Tajlandii. Uświadomienie sobie jednak, że niewydane środki mogą np. przyspieszyć naszą emeryturę o rok, ma (przynajmniej dla mnie) ogromną moc sprawczą, jeśli chodzi o niewydawanie nadmiernych sum pieniędzy.

Podstawą jest pamiętanie, że każdy z nas jest w innej sytuacji życiowej i zamiast porównywania się do innych, po prostu policzenie alternatywnych kosztów w kontekście tego, co jest istotne dla nas, a nie dla innych. Zamiast porównywania wielkości wydatku do liczby lat, które moglibyście za to spędzić (nie pracując) z rodziną w egzotycznym kraju, możesz poszukać innego dużego wydatku (remont domu, zakup nowego), którego nie zrealizujesz, jeśli kupisz nowy samochód w najdroższym wariancie. Szukanie alternatyw pozwala trzeźwiej spojrzeć na swój miesięczny budżet, sprawiając, że inflacja stylu życia będzie utrzymana na wodzy, a my skoncentrujemy się na oszczędzaniu na inne, ważniejsze wydatki (np. emeryturę czy dom).

Zawsze patrz całościowo na dochody i wydatki

Skoro już przy kosztach alternatywnych jesteśmy, to wspomnę teraz o czymś, czego zaskakująco często nie robią moi znajomi. Powiedzmy, że zarabiasz obecnie 10 000 złotych miesięcznie, pracując zdalnie około 8 godzin dziennie. Pewnego razu otrzymujesz alternatywną ofertę od firmy, która chce zapłacić Ci aż 30% więcej, bo 13 000 zł netto za pracę, którą będziesz wykonywać w oddalonym 50 km od domu zakładzie. Porównując te opcje, nie powinno się porównywać tylko różnicy w wynagrodzeniu, ale patrzeć na nie całościowo, zestawiając ze sobą także koszty transportu (paliwo, bilety), jak i koszty czasowe (np. 2h w samochodzie więcej każdego dnia może nie być warte dodatkowych 2 czy 3 tysięcy złotych miesięcznie).

Patrzenie na rzeczy całościowo ma swoje zastosowanie także w przypadku wydatków. Niezwykle często widuję ludzi, którzy kupują telefony w abonamencie, nie licząc tego, że w ciągu 36 miesięcy płatności wydadzą na nie np. 50% więcej, niż kosztują one obecnie w ofercie salonów z elektroniką. Wychodzi tu ogólny problem z kupowaniem na raty, czyli to, że przedmioty wydają się w ten sposób tańsze, niż są w rzeczywistości, bo zamiast 5000 złotych od razu, wydajemy „tylko 200 złotych miesięcznie”, które nie wydają się tak dużym obciążeniem.

Wybierając usługę lub produkt – porównajmy zatem jej koszt całościowy, pamiętając o konieczności dostawy lub dojazdu i utraconym na dojazd i powrót czasie. Podobnie podchodźmy do szukania nowej pracy, pamiętając, że żadne pieniądze nie zwrócą nam możliwości spędzenia 2 godzin więcej ze swoim życiowym partnerem/partnerką lub dziećmi, które codziennie tracimy, dojeżdżając godzinę do pracy. Zmieniając pracę, która wymaga relokacji (przeprowadzki) do innego miasta, pamiętajmy też, by dokładnie policzyć nowe koszty życia, które – jeśli znacznie wyższe od obecnych – mogą „zjeść” nam sporą część podwyżki, którą widzieliśmy wcześniej wyłącznie w formie dodatkowych pieniędzy netto na koniec miesiąca.

Patrząc na dochody i wydatki – patrzmy na nie całościowo, porównując koszt łączny oraz koszt utraconych korzyści związanych ze stratą pieniędzy i czasu.

Obserwuj mnie na Twitterze:

Subskrybuj mój kanał YouTube:

Podsumowanie

Kończąc pisać ten tekst, mam nadzieję, że zmotywował Cię on do przyjrzenia się zmianie dynamiki wydatków u Ciebie lub Twojej rodziny, szukając w nim zjawiska inflacji stylu życia. O inflację stylu życia najprościej będzie osobom, które w tej chwili wydają całość lub zdecydowaną większość (90% i więcej) kwoty, którą co miesiąc zarabiają. Drugą bardzo podatną na inflację stylu życia grupą osób będą ci, którzy dorastali w biedzie i niedostatku i chcą „lepszego życia dla siebie i swojej rodziny”. Dlaczego piszę to w cudzysłowu? Dlatego, że lepsze życie osiąga się nie tylko dzięki finansom, ale też dzięki czasowi, który mamy dla bliskich oraz lepszemu podejściu do swojego partnera/partnerki i dzieci.

Jako że mój blog traktuje w 80% o inwestowaniu, to podejrzewam, że większość z odwiedzających albo dawno uporała się z opisywanym tu dziś zjawiskiem, albo nigdy nie była „ofiarami” inflacji stylu życia. Jest to jednak ukryty wróg także osób, które dotychczas oszczędzały i inwestowały, nagle znajdując się w sytuacji, kiedy nie jest to już takie proste (związanej np. z narodzinami dziecka). Warto zatem nie tyle, ile budżetować każdy zarobiony i wydany grosz, ale okresowo (np. co kwartał) dokładnie analizować swoje zarobki oraz wydatki, badając trendy, nieregularności i poznając nasze „wydatkowe słabości”.

Na sam koniec: jestem ciekaw tego, czy też zetknąłeś się kiedyś z tym zjawiskiem i czy podobnie jak ja, masz wrażenie, że cierpi na nie pogrążona w konsumpcji większość naszego społeczeństwa. Jak według Ciebie (poza pokazywaniem efektu działania procenta składanego) można namówić ludzi do zwiększenia dyscypliny oszczędnościowej i mądrego inwestowania, skoro zakupami interesuje się wielokrotnie więcej osób niż oszczędzaniem na przyszłość? Może sam powinienem popisać trochę więcej o oszczędzaniu i podstawach inwestowania? Jeśli tak, to daj znać w komentarzach, jakie widzisz braki na moim blogu i na jakie tematy związane z oszczędzaniem, mógłbym jeszcze napisać wpisy. Do następnego!

Zapisz się do mojego newslettera:

.
Zastrzeżenie

Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.

4.3 69 głosy
Oceń artykuł
Obserwuj wątek
Powiadom o
guest

483 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Komentarze dotyczące treści
Zobacz wszystkie komentarze