Wszystko na temat rebalancingu.
Dotychczas na moim blogu o równoważeniu proporcji składników portfela pisałem dosyć zwięźle i tylko w ramach innych wpisów. Jako że jest to temat istotny, postanowiłem zadedykować temu procesowi osobny wpis, w którym podzielę się moimi przemyśleniami na ten temat z czytelnikami. Rebalancing, bo tak po angielsku nazywa się równoważenie proporcji, jest tematem branym moim zdaniem nieco „zbyt serio” przez początkujących, którzy za wszelką cenę chcą zawsze trzymać się ustalonych proporcji portfela, czasem nie bacząc na prowizje transakcyjne i stracony czas, który temu procesowi poświęcają. W dzisiejszym wpisie nie odpowiem tylko na pytanie czy warto równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego, ale także na to „jak?”, „kiedy?” i „dlaczego?”.
Jeżeli wpis ten jest pierwszym, który czytasz na moim blogu i jesteś daleki od ustalenia proporcji składników swojego przyszłego portfela, to zachęcam Cię do przeczytania także „W co zainwestować 10 tysięcy złotych? Pierwszy portfel inwestycyjny„, w którym opisuję kilka prostych pomysłów na portfel inwestycyjny. Żeby równoważyć proporcje, trzeba najpierw je obrać, a więc mieć co równoważyć, bo teoria jest tylko teorią, a prawdziwe trudy prowadzenia portfela inwestycyjnego nadejdą dopiero po jego utworzeniu. Jeśli jesteś mało doświadczonym inwestorem i dopiero szukasz sposobu na najkorzystniejsze dla siebie równoważenie proporcji portfela, to przydadzą Ci się sugestie i uwagi, które wypisałem pod koniec wpisu. Zastrzegam też, że we wpisie założyłem inwestowanie przez nieopodatkowane konto, np. IKE lub IKZE, więc nie badam tu wpływu rebalancingu na należny podatek z giełdy i podatek Belki, które mogłyby tu sporo namieszać. Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest rebalancing i dlaczego większość inwestorów go czasami przeprowadza.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Czym jest rebalancing i kto powinien równoważyć proporcje swojego portfela inwestycyjnego.
- Jak przeprowadzać rebalancing? Dwa sposoby.
- Kiedy warto, a kiedy nie warto przeprowadzać równoważenia proporcji portfela.
- Jakie proste i bardziej złożone sposoby rebalancingu sprawdziłem, znam i mogę polecić.
Powiązane wpisy
- ETF (6/6) – Jak zbudować portfel inwestycyjny z ETF-ów?
- Akcje (10/10) – Własny arkusz do monitorowania inwestycji
- W co zainwestować 10 tysięcy złotych? Pierwszy portfel inwestycyjny
- Psychologia inwestowania, czyli jak inwestować, by nie zwariować
- Vanguard LifeStrategy, czyli portfel inwestycyjny w jednym ETF-ie
- Inwestycyjny wstęp (4/6) – Jak składać zlecenia na giełdzie?
- ETF accumulating czy ETF distributing? Który jest lepszy dla kogo?
Czym jest rebalancing?
Z pozoru prosty proces równoważenia proporcji portfela jest jednak często opacznie rozumiany, jako coś, czym nie jest. Większość inwestorów pasywnych zakłada sobie pewną pożądaną przez siebie proporcję składników portfela, dajmy na to 60% akcji i 40% obligacji, przez kolejne X (lub XX) lat dążąc do utrzymania obranej proporcji. Na papierze brzmi to bardzo prosto i, jako że przez jakieś 80% czasu to akcje będą radzić sobie lepiej od obligacji, cały proces polegać będzie na ich sprzedaży, kosztem obligacji, których będzie w portfelu zbyt mało. Definicją równoważenia proporcji mogłoby zatem być „okresowe doprowadzanie proporcji składników swojego portfela do tych uprzednio obranych w swojej strategii”, co w formie graficznej dla portfela 60/40 wyglądałoby następująco:
W rebalancingu chodzi zatem o to, by przy wzrostach na giełdzie redukować zmienność portfela, „przerzucając” część kapitału w obligacje, by potem – przy dużych spadkach na giełdach – mieć za co „dokupować tanie akcje”. Oczywiście zakładając, że utrzymamy obrane proporcje, bo bardzo często piszę i rozmawiam z inwestorami, dla których pokusa zwiększonego zysku ważniejsza jest od spokojnego snu w nocy i co rusz łamią oni ustalone wcześniej zasady, zakładając, że krach na razie nie nadejdzie, więc nie ma różnicy czy mają 60%, czy 85% akcji w portfelu. Dla wielu osób rebalancing istniejącego portfela może być kłopotliwy, gdyż prowizje maklerskie od zakupu i sprzedaży aktywów oraz czas, który ten proces pochłania, mogą okazać się przeważającym argumentem przeciw jego dokonywaniu. Całe szczęście, rebalancing można przeprowadzać też wyłącznie napływającym kapitałem, co opiszę w kolejnym akapicie tego tekstu.
Polub moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Jak przeprowadzać rebalancing? Dwa sposoby
Choć dla bardziej zaawansowanych będzie to oczywistością, ale i tak warto wspomnieć, że zakładając regularne wpłaty, możliwe jest równoważenie proporcji składników portfela bez potrzeby sprzedawania jakiejkolwiek pozycji. Nazywa się to „rebalancingiem samymi wpłatami” i polega na comiesięcznym/cokwartalnym/corocznym dokupowaniu „tego, czego brakuje”. Dla przykładu:
- Ustalasz pożądane proporcje portfela jako 60% akcji/40% obligacji.
- Kupujesz akcje za 12 000 złotych i obligacji za 8000 złotych.
- Po pół roku akcje są warte 15 000 złotych, a obligacje dalej 8000 złotych. Proporcja zmieniła się zatem do 65%/35%.
- Wystarczy, że kolejne 2000 zł wpłat „wrzucisz” w obligacje, by proporcje się zrównoważyły do pożądanych. 15 000 zł na akcjach i 10 000 zł na obligacjach dalej 60%/40%.
W praktyce proces ten wygląda jak po prawej stronie poniższego obrazka, czyli niczego nie sprzedając, po prostu dokupujemy „brakującego aktywa”:
Co zrobić jeśli prowadzimy portfel z rzadkimi, np. corocznymi dopłatami lub wielkość portfela jest tak duża, że regularne wpłaty nie dadzą już rady same w sobie równoważyć jego proporcje? W takim wypadku musimy wykonać klasyczne bilansowanie portfela, polegające na sprzedaży części aktywa, którego jest „za dużo” i za uzyskane środki zakupienie aktywa, którego jest „zbyt mało”. Warto jednak pamiętać, że jest to czasami nieefektywne kosztowo (przepłacanie prowizji maklerskich) oraz podatkowo (osiągnięcie zysku, a więc konieczność zapłacenia podatku w przyszłym roku), a więc kiedy tylko możemy powinniśmy decydować się na rebalancing nowymi wpłatami.
Sam proces rebalancingu możesz sobie znacznie ułatwić, budując plik do śledzenia inwestycji, który pozwala na zbadanie odchylenia proporcji portfela. Taki plik zbudowaliśmy w ramach wpisu „Akcje (10/10) – Własny arkusz do monitorowania inwestycji„, którego lekturę i wdrożenie polecam każdemu, kto chce bardziej świadomie budować i prowadzić swój pasywny portfel inwestycyjny. Doszliśmy właśnie do ważnego momentu wpisu, w którym nakreślę Ci obraz tego, kiedy według mnie w ogóle warto przeprowadzać rebalancing i dlaczego.
Kiedy warto robić rebalancing?
Według mnie zbyt częste przeprowadzanie procedury równoważenia proporcji portfela dla większości portfeli będzie mijać się z celem. Póki co pominąłem we wpisie jeden ważny fakt, czyli to, że „kiedy” można uzależnić od czasu, ale i od odchylenia proporcji. Dla przykładu:
- Pierwszy wariant to ustalenie częstotliwości, z którą będziemy dokonywać rebalancingu (np. raz na rok, raz na kwartał, czy raz na miesiąc). W tym wypadku dąży się zwykle do ideału, rebalansując portfel niezależnie, czy odchylił się od wzorca o 1%, 2%, 5%, 10%, czy więcej.
- Drugi wariant to ustalenie sobie procentowego odchylenia od normy, przy którym dokonamy rebalancingu. Jest on zatem oparty nie na czasie, zaś na zmianie proporcji portfela, a więc wykonuje się go tylko, kiedy jest on potrzebny, a nie np. co pół roku i niezależnie od odchylenia.
Osobiście najbardziej przemawia do mnie hybryda obydwu rozwiązań, a więc sprawdzanie odchylenia co kwartał, ale dokonywanie równoważenia składników tylko jeśli proporcje mojego portfela „uciekły” o 10% od zamierzonych. W kolejnym rozdziale pokażę Ci jak rebalancing proporcji zrównoważonego portfela 50/50 wpłynąłby na długoterminową stopę zwrotu z inwestycji.
Rebalancing w portfelu 50 na 50 w praktyce
W tym krótkim rozdziale pokażę Ci jak rebalancing działałby w przypadku prostego portfela złożonego w 50% z amerykańskich akcji i w pozostałych 50% z amerykańskich obligacji skarbowych w ciągu ostatnich 40 lat, a więc w latach 1980-2019. Dane, które zaprezentuję uzyskałem korzystając z oprogramowania System Trader i bazują one na 40 latach indeksu S&P 500 w wersji Total Return (czyli taki, w którym dywidendy ze spółek były reinwestowane w „jednostki” indeksu) oraz amerykańskich obligacji skarbowych 30-letnich, a więc tych o najdłuższym terminie zapadalności. Symulacje przeprowadziłem, wybierając następujące parametry:
- Brak rebalancingu, rebalancing co roku oraz rebalancing co miesiąc.
- Rebalancing przy odchyleniu 10%, a więc w przypadku portfela 50%/50%, który dziś omawiamy, rebalancing włączał się w chwili, gdy dany składnik portfela (akcje lub obligacje) przekroczył dopuszczalną wagę o 5% w skali całego portfela (10% z 50%).
- Symulacja przeprowadzona została dla kapitału 10 000 dolarów na początek i bez miesięcznych/rocznych dopłat. Obracamy zatem tylko początkowym kapitałem.
- Prowizje transakcyjne przypominają te znane z mBanku, a więc 0,29% + 0,10% marży za przewalutowanie, ale minimalnie 19 dolarów (wersja amerykańska polskich prowizji. W Polsce wynoszą one 19 złotych).
Efekt symulacji możesz zobaczyć w poniższej tabeli, w której porównałem trzy warianty równoważenia proporcji portfela inwestycyjnego:
Do najciekawszych obserwacji należeć mogą:
- Mimo że średnia roczna stopa zwrotu (CAGR) nie różni się w trzech przypadkach tak bardzo (10,82%, 10,92% i 11,12%), to – biorąc pod uwagę długi, bo aż 40-letni okres inwestycji – całościowo robi ona ogromną różnicę. Inwestor, który równoważył proporcje co roku, zarobiłby o 70 000 dolarów (lub o 13%) więcej niż inwestor, który nie równoważył proporcji wcale.
- Ciekawym jest też fakt, że w ciągu 40 lat proporcje portfela nie „rozjeżdżały się” o więcej niż 10% aż tak często. Świadczą o tym koszty prowizji maklerskich, które dla corocznego rebalancingu wyniosły 570 dolarów, zaś dla comiesięcznego 1292 dolary. Oznacza to, że rebalancing przeprowadzono w ciągu 40 lat między 20, a 50 razy, co wcale nie świadczy o wysokiej częstotliwości jego dokonywania.
- Ciekawą obserwacją może być to, że coroczny rebalancing przyniósł o wiele lepszy wynik inwestycyjny niż rebalancing comiesięczny. Była to kwestia przypadku i „timingu” kryzysów, bo ciężko jest inaczej wyjaśnić dlaczego osoba, która w sposób opieszały dokonywała równoważenia proporcji portfela, osiągnęła lepszy wynik od osoby skrupulatnej.
- Efekt ten da się wyjaśnić na prostym przykładzie. Skoro rebalancing dokonywany jest raz do roku to w bardzo dobrym roku, po którym nastąpił gorszy rok, „leniwie” rebalansujący swój portfel inwestor mógł mocno skorzystać.
Jak widać w bazującym równoważeniu proporcji może być wiele przypadkowości i losowości, które sprawia, że takie inwestowanie bliższe jest podejściu aktywnemu, niż większość inwestorów by sobie tego mogła życzyć. Czy warto zatem równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego? Spójrzmy na przebiegi zmian wartości trzech opisywanych portfeli.
Rebalancing podczas 40 letniej inwestycji
Tabela z najważniejszymi kryteriami to jedno, ale krzywa zmian kapitału to zupełnie coś innego. Dopiero w tym momencie widać wyraźnie jak bardzo równoważenie proporcji portfela (lub jego brak) wpływało na długoterminową stopę zwrotu z inwestycji. Paradoksalnie, choć intuicyjnie czujemy, że rebalancing zmniejsza ryzyko portfela, to w głębokich kryzysach, jak np. w 2008 roku, zwiększa on ekspozycję na akcje, która procentowała przez długie lata. Przyjrzyjmy się poniższemu wykresowi zwłaszcza w kontekście ostatnich 12 lat, by zobaczyć, że portfel bez rebalancingu wcale nie wygrywa z portfelami z mechanizmem równoważącym proporcje ich składników w czasie:
Przyznam, że na wykresie 40-letnim w skali liniowej jeśli chodzi o pierwsze 30 lat inwestycji to widać dosyć niewiele, ale celowo wstawiłem tu długoterminowy wykres, który pokazuje wyższość obydwu modeli rebalancingu nad portfelem, w którym proporcje nie były równoważone. Nie jest to jakaś reguła, bo w dobrych latach na giełdzie, a więc w warunkach hossy, portfel, w którym „niechcący” akcji zrobiło się zbyt wiele, w oczywisty sposób wygra z portfelem, w którym kosztem akcji zwiększało się udział obligacji. Omówimy to zjawisko w kolejnym akapicie, w którym przybliżę wykres na lata 1995 – 2000, a więc pięć lat giełdowej hossy.
Rebalancing w czasach hossy
To będzie oczywiste, ale brak rebalancingu wychodzi najlepiej w „tłustych” latach na giełdzie, czego przykładem mogą być lata 1995-2000 na giełdzie amerykańskiej. Według symulacji inwestor, który zainwestowałby w 1980 roku 10 000 dolarów i od tego momentu nigdy nie równoważył proporcji portfela, osiągnąłby prawie 15 000 dolarów więcej od inwestora skrupulatniej trzymającego się początkowych założeń, a więc proporcji 50/50. Wspomniane 15 tysięcy dolarów robi ogromną różnicę, biorąc pod uwagę fakt, że końcową kwotą inwestycji jest w roku 2000 dla portfeli „równoważonych” 150 000 dolarów, a dla portfela „pozostawionego samemu sobie” 165 000 dolarów”. Różnica wynosi więc 10%, co rzuca się w oczy na poniższym wykresie:
Mimo trafnej, choć lekko oczywistej obserwacji, że „celowa pomyłka” polegająca na pominięciu rebalancingu opłaci się inwestorowi tylko w hossie, warto wspomnieć, że każdy medal ma dwie strony. Nie znam inwestora, który ze stuprocentową skutecznością potrafiłby przewidywać cykle hossa/bessa, więc pamiętaj, że „chciwy traci więcej” narażając się na nadmierne ryzyko w niepewnych czasach. Przyjrzyjmy się teraz okresowi bessy, w którym inwestor „nierównoważący” pożałowałby, że zapomniał o rebalancingu.
Rebalancing w czasach bessy
Przeanalizujmy teraz lata 2000-2002, w których pękła słynna bańka internetowa w USA. Posiadacz portfela 50/50, w którym aż 50% stanowiło S&P 500 miałby powody do smutku, ale przypomnę, że jedynie trzeci inwestor (wykres różowy) miałby w tym momencie tylko 50% akcji. Choć pierwszy inwestor (wykres granatowy) zacząłby ten okres najlepiej, to przewaga akcji w jego portfelu sprowadziłaby go najniżej ze wszystkich trzech. Dodatkowo, z uwagi na brak równoważenia proporcji portfela, to również on wychodziłby z kryzysu najwolniej, co widać na poniższym wykresie, na którym przybliżyłem wspomniane 2 lata:
Póki co wnioski są dosyć proste: posiadając portfel złożony (początkowo) z równych ilości akcji i obligacji warto „mylić się” nie równoważąc jego proporcji w czasach hossy na rynkach, zaś o rebalancingu warto pamiętać zwłaszcza w czasach bessy. Czy istnieją zatem jakieś ogólne reguły mówiące o tym czy warto równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego, a jeśli tak to kiedy o tym pamiętać, a kiedy można zapomnieć? Sprawdzimy to w kolejnym rozdziale wpisu.
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Czy warto równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego?
Poprzedni rozdział dotyczył symulacji na prawdziwych, historycznych danych rynkowych, zaś ten będzie dotyczył teorii, a więc nieistniejącego indeksu giełdowego, który porusza się w sposób dosyć emocjonalny. Pod pojęciem „emocjonalny” na myśli mam bardzo dynamiczne wzrosty i spadki indeksu, które jednoznacznie pokażą kiedy warto prowadzić rebalancing, a kiedy można o nim (celowo lub mniej) zapomnieć bez uszczerbku na naszym portfelu inwestycyjnym.
Prywatnie jestem w kwestii rebalancingu dość dogmatyczny, a więc uważam, że warto robić go zawsze, gdy odchylenie składowej portfela przekroczy 10%, a więc z pożądanych 50% akcji zrobi się 45% lub 55%. Takie podejście oszczędza mój czas, bo rebalancing robię w praktyce jakieś 1-2 razy do roku. Dodatkowo bardzo prosto mogę go wykonać samymi miesięcznymi wpłatami, które stale dokładają do mojego portfela na tyle sporo, że jest to odczuwalne w jego proporcji. Co mam na myśli, pisząc powyższe słowa? Moje wpłaty miesięczne – głównie ze względu na znaczną podwyżkę wynagrodzenia w ostatnich 3 latach – stanowią obecnie powyżej 1% całkowitej wartości mojego portfela inwestycyjnego, a więc można nimi „poruszyć” proporcje mojego portfela. Zaraz sprawdzimy, jak na bardzo rozbujanym indeksie giełdowym zyskiwał lub traciłby inwestor, który robiłby rebalancing co roku.
Rebalancing w kiepskich latach dla akcji
Dokonajmy nowej symulacji. Tym razem „na papierze” i z wirtualnym indeksem giełdowym, który raz rośnie o 40% w ciągu roku, a innym razem traci 30% przez 12 miesięcy. Jest to zatem bardzo zmienny indeks giełdowy, w który inwestor w roku 0 jednorazowo zainwestował 50 tysięcy złotych. Pozostałe 50 tysięcy złotych ulokował w indeks światowych obligacji, które w omawianym okresie 10-letnim przynosiły stopy zwrotu między 1%, a 6% w ciągu roku. Co bardziej istotne, przedstawione 10 lat na rynkach akcji było nie tylko zmienne, ale też ogólnie rzecz biorąc mało satysfakcjonujące, gdyż średnioroczna stopa zwrotu z akcji była niższa od obligacji. Obydwie stopy zwrotu CAGR wynosiły odpowiednio:
- Średnia roczna stopa zwrotu dla akcji: 1,7%
- Średnia roczna stopa zwrotu dla obligacji: 3,15%
W tym układzie brak rebalancingu skończyłby się dla inwestora kwotą 127,6 tysięcy złotych po 10-latach, co stanowiłoby bardzo przeciętną 10-letnią stopę zwrotu, która raczej nie pobiłaby inflacji. Jak czytać poniższą tabelę? Kolumny 2 i 3 zawierają procentowe roczne stopy zwrotu dla – odpowiednio – akcji i obligacji, a kolumny 4 i 5 wynikające z nich zmiany wielkości każdej z części portfela, które wynikają z inwestycji w nie. Ostatnia, szósta kolumna zawiera sumę wartości obydwu składowych, a więc łączną wartość całego portfela. Jeśli w ostatniej kolumnie wartość podświetlona jest na zielono, to znaczy, że dla danego wariantu jest ona wyższa niż dla alternatywnego (z lub bez równoważenia proporcji). Pierwsza tabela zawiera liczby dotyczące wariantu bez rebalancingu:
W tabeli warto zwrócić uwagę przede wszystkim na fakt, że portfel niekontrolowany najlepsze wyniki przynosił w latach, gdy zyski były najwyższe, czyli po 2 roku inwestycji, oraz w latach gdy akcje – po dużych spadkach – stanowiły tak małą część portfela, że portfel równoważony stawał się bardziej ryzykowny od tego nierównoważonego. Stanowi to ciekawą obserwację, zwłaszcza w połączeniu z danymi z drugiej tabeli, w której przedstawiam ten sam portfel, ale z założeniem corocznego rebalancingu proporcji z powrotem do 50/50:
Agregując dane z obydwu tabel, można wysnuć kilka ciekawych wniosków, między innymi:
- Portfel bez rebalancingu „ryzykuje więcej” i po kilku latach na plus wystarczy jeden bardzo zły rok (-30%, rok trzeci), by portfel 2 wysunął się na prowadzenie.
- Portfel z rebalancingiem „wygrywa” tak długo, jak spadki nie są głębokie i wieloletnie. Ciekawym efektem jest to, że nie szuka on „dołka”, a proporcje równoważy „po każdej cenie”, tak długo jak dzieje się to 31 grudnia każdego roku. Efekt? W roku piątym – zaskakująco – portfel bez rebalancingu wysuwa się na prowadzenie wobec portfela z rebalancingiem.
- (Najważniejsza obserwacja) Mimo 2 fenomenalnych lat na rynkach akcji w postaci roku 6 i 7, portfel 2 pozostaje na prowadzeniu aż do końca badanego okresu. Bierze się to głównie z efektu wysokiej bazy, bo zauważ, że po fatalnych 3 latach (3, 4 i 5) portfel 1 ma tylko 36 950 zł w akcjach, zaś portfel 2 aż 49 607 zł. Odbicie jest zatem szybsze dla portfela 2, który jednak w latach 7, 8 „odkłada” co roku więcej kapitału w obligacjach, spowalniając swoją dynamikę wzrostu.
Portfel z równoważeniem proporcji wygrywa całe porównanie głównie ze względu na to, że aż 5 z 10 lat kończy się z wynikiem ujemnym. Ponadto, ze względu na „oszczędzanie” w dobrych czasach i „ryzykowanie” w złych (np. „błędny” z perspektywy inwestora aktywnego przydział akcji w latach 4 i 5, po których ten inwestor dużo stracił) wychodzi on na prowadzenie kosztem inwestora, który nie równoważy proporcji. Jak potoczyłyby się losy obydwu inwestorów, gdybyśmy przyjęli bardziej optymistyczne założenia dla rynków akcji? Sprawdźmy to.
Rebalancing w dobrych latach dla akcji
Wykonamy teraz podobną symulację, ale założymy znacznie bardziej optymistyczną dekadę na giełdzie, bo zamiast średniorocznej stopy zwrotu dla akcji wynoszącej 1,7% będzie to 11,5%. Stopy zwrotu dla symulacji będą wynosić odpowiednio:
- Średnia roczna stopa zwrotu dla akcji: 11,5% (poprzednio 1,7%). Wystarczyło odwrócić znaki przy stopach zwrotu w latach 3 i 10 ;-).
- Średnia roczna stopa zwrotu dla obligacji: 3,15%
Stopy zwrotu dla obligacji nie zmienią się, a efekt wzrostu na akcjach otrzymamy, podmieniając znak w latach 3 i 10 (z -30% na +30% oraz z -15% na +15%), co oznaczyłem kolorem żółtym w każdej z dwóch tabel. Zacznijmy od symulacji portfela 50/50 bez równoważenia proporcji w dobrych dla akcji czasach:
Oczywistym wnioskiem jest to, że im lepiej radziły sobie w tym okresie akcje, tym mniej warto było przejmować się zmieniającymi się proporcjami portfela. Warto zaznaczyć, że pod koniec roku 3 proporcje te wyniosły nie 50/50, a 61/39. Przy wzrastających rynkach akcji z naszego portfela o początkowych proporcjach 50/50 dosyć szybko może zrobić się 60/40, a potem 70/30, tylko że rebalancing przydaje się nie wtedy, gdy jest dobrze, a wtedy, gdy robi się źle. Jak wobec tego wyglądały wyniki portfela z rebalancingiem i w których latach przebijał ten bez równoważonych proporcji składników? Odpowiedź znajdziesz w poniższej tabeli:
Nie zaskakuje, że i tym razem portfel z corocznym rebalancingiem wygrywał z portfelem bez takiego mechanizmu głównie w latach kiedy giełdy zniżkowały. Ogromną zaletą portfela równoważonego jest to, że w dobrych dla giełd latach przenosi on dużą część środków na rynek obligacji, które zapewniają portfelowi powolny, ale równomierny wzrost, przydając się głównie wtedy, gdy na rynkach robi się niewesoło.
Tak szybko jak rynki odbijają się od dna portfel z rebalancingiem zaczyna przegrywać, przypominając inwestorom, dlaczego anomalie w rodzaju momentum działają. Warto przypomnieć, że powyższe tabele dotyczą nieistniejącej giełdy, której roczne stopy zwrotu zmyśliłem na potrzeby przykładu. Ważnym wnioskiem jest także to, że w obydwu przykładach stopy zwrotu z dwóch portfeli były do siebie bardzo zbliżone, co w długim terminie z pewnością by się „rozjechało”. Omówmy teraz w jakich sytuacjach warto przeprowadzać równoważenie proporcji portfela.
Kiedy warto, a kiedy nie warto równoważyć proporcji?
W równoważeniu proporcji portfela zastanowić się można nad poniższymi kwestiami:
- Czy warto równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego? Powiedziałbym, że tak, zwłaszcza wraz ze wzrostem jego wartości. Nie wyobrażam sobie portfela o wartości miliona złotych lub więcej, którego składniki nie byłyby równoważone. Rebalancing jest po to, by upewnić się, że portfel wróci do ustalonych wcześniej proporcji, a więc „uszyty będzie na miarę” wobec naszej tolerancji na ryzyko.
- Kiedy warto przeprowadzać równoważenie proporcji portfela? Powiedziałbym, że mamy na to trzy zupełnie różne sposoby i warto wybrać ten, który będzie nam najłatwiej przeprowadzać:
- Co X miesięcy, niezależnie od odchylenia.
- Co X miesięcy, ale tylko, gdy odchylenie przekroczy Y%.
- Tylko gdy odchylenie przekroczy Y%.
- Możliwa jest też opcja hybrydowa:
- Co X miesięcy, ale tylko, gdy udział obligacji przekroczy ustalony udział dla akcji (czyli gdy akcje stanieją). Nazywam to „równoważeniem od dołu” i zaprezentuję zaraz na przykładzie.
- Lub brak rebalancingu w ogóle:
- Nigdy nie równoważyć, lub tylko na początku, np. dokonując dużych zakupów.
Wracamy do portfela 50/50 w słabych czasach na rynkach, czyli gdy średnia roczna stopa zwrotu z akcji wynosiła 1,7% rocznie. Przypomnę, że 10 lat scenariusza zupełnie bez rebalancingu skończyło się na 127,6 tys. złotych, a dekada z pełnym corocznym równoważeniem proporcji na 134,8 tys. złotych. W tym wypadku gdybyśmy zastosowali „rebalancing od dołu”, czyli tylko wtedy, gdy udział akcji w portfelu miałby spaść poniżej udziału obligacji, otrzymalibyśmy następujący efekt:
W wyniku połowicznego równoważenia proporcji, a więc wtedy, gdy udział akcji spadałby procentowo poniżej udziału obligacji, polepszylibyśmy wynik portfela o kilka procent, ale byłby on gorszy od przypadku pełnego rebalancingu. Warto wspomnieć, że istnieje wiele jeszcze bardziej egzotycznych metod równoważenia portfela, przykładowo:
- Można przyjąć inne wartości odchylenia od góry oraz od dołu. Przykładowo można równoważyć proporcje, dopiero gdy udział akcji przekroczy 60%, ale gdy spadnie poniżej 45%. Z poziomu 50/50 oznacza to odchylenie 20% od dołu, ale 10% od góry.
- Równoważenie proporcji portfela można uzależnić od wskaźników fundamentalnych. Niezależnie czy będzie to C/Z, CAPE, C/WK, czy DY portfelowego indeksu, założyć można, że np. przy wartościach „defensywnych” równoważymy proporcje tylko od dołu (gdy akcji jest mniej od obligacji), zaś przy przesłankach „ofensywnych” zaczynamy równoważyć proporcje również od góry. Powyższe oznacza, że dajemy szansę portfelowi na większe odbicie, gdy rynki wydają się tanie. Ciężko byłoby to zasymulować, ale w teorii mogłoby to dać o wiele lepsze rezultaty niż każdy z pokazanych w tym wpisie sposobów, dodając element analizy fundamentalnej i wyceny do (w teorii) pasywnego portfela inwestycyjnego.
Mam nadzieję, że powyższe sugestie poszerzyły choć trochę Twoje horyzonty w temacie rebalancingu i że przynajmniej część z nich to dla Ciebie kompletna nowość. W tego rodzaju wpisach chodzi mi przede wszystkim o uruchomienie samodzielnego myślenia czytelnika, który być może podzieli się jeszcze ciekawszym sposobem na rebalancing niż te, które tu opisałem. W tym wpisie chodziło nie o to, by zawalić czytelnika treścią, a by otworzyć jego umysł na nowe możliwości równoważenia proporcji portfela, o których być może jeszcze nigdy nie myślał, a pomyśleć powinien.
Obserwuj mnie na Twitterze:
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Jak często przeprowadzać rebalancing?
Częstotliwość przeprowadzania równoważenia proporcji to kwestia bardzo osobista, ale rzadko kiedy istnieje realna potrzeba wykonywania go częściej niż raz na kwartał. Równoważenie raz w miesiącu przeprowadzałbym tylko w bardzo dużych portfelach inwestycyjnych, dajmy na to powyżej 10 milionów złotych i jedynie w warunkach „drożyzny” na rynkach akcji. W przypadku mniejszych portfeli raz na kwartał to częstotliwość optymalna, ale raz do roku również jest akceptowalne. Jeśli wybierzesz równoważenie na podstawie odchylenia, to polecam obrać odchylenie rzędu minimalnie 10-20%, bo wszystko poniżej tych wartości sprawi, że transakcji dokonywał będziesz zbyt często, co wpłynie na przepłacanie prowizji maklerskich.
Odpowiadając na pytanie z tematu wpisu, czyli na „czy warto równoważyć proporcje portfela inwestycyjnego?”: zdecydowanie tak, bo skoro ustalasz plan, to według mnie powinieneś się jego trzymać niezależnie od tego jak silna może być pokusa, by „pozwolić swojemu portfelowi na odpłynięcie”. Na sam koniec napiszę ponownie, że rebalancing przydaje się wtedy, gdy na rynkach pojawia się panika, a nie wtedy, gdy przez lata obserwujemy zielone tickery. Nie jest zatem tak złym pomysłem, by obrać różne poziomy odchylenia dla spadków i wzrostów (cen akcji) lub ustalić je tak wysoko, by nie dokonywały się zbyt często, redukując trud oraz koszty transakcyjne.
Rebalancing a podatek giełdowy
Nie wspominałem w tym wpisie w ogóle o kosztach podatkowych, które mają na rebalancing ogromny wpływ. Pamiętaj, że przy zyskownym rebalancingu, a więc zazwyczaj, gdy odkrawasz kawałek akcji, by kupić więcej obligacji, notujesz zysk transakcyjny, który obciążony zostanie w kolejnym roku podatkiem giełdowym, wynoszącym 19% od zysku osiągniętego na tej transakcji. Koszt podatkowy zbyt częstego równoważenia proporcji portfela już zainwestowanym kapitałem może być dla inwestycji tak destruktywny, że czasem warto jest zaakceptować inne od pożądanych proporcje portfela i równoważyć portfel samymi nowymi wpłatami.
Istnieją też metody na lepszy rebalancing, z których jedną z popularniejszych jest tzw. „Inner Rails”, czyli ustawienie zewnętrznej i wewnętrznej tolerancji odchyleń. W Inner Rails chodzi o to, by nie równoważyć do idealnej proporcji, a do zakresu tolerancji, który znacząco może obniżyć nasze koszty podatkowe w inwestowaniu. Jeśli zdecydujesz się na równoważenie proporcji portfela, to próbuj robić to tak, by realizować jak najmniejszy zysk, czego idealną demonstracją jest ETF Vanguard LifeStrategy, który równoważy proporcje „sam” w swoim wnętrzu, dzięki czemu inwestor nie musi nigdy dokonywać aktywnego równoważenia proporcji. Rodzinę tych funduszy opisałem tutaj: „Vanguard LifeStrategy, czyli portfel inwestycyjny w jednym ETF-ie„, pomijając wtedy ten niezwykle korzystny aspekt podatkowy, o którym powinien pamiętać inwestor planujący (zbyt) częste aktywne równoważenie proporcji portfela.
ETF distributing a rebalancing
Zauważyłem, że praktycznie nikt o tym nie pisze, ale równoważenie portfela ułatwia też posiadanie funduszy ETF typu wypłacającego. Opisałem to szerzej we wpisie „ETF accumulating czy ETF distributing? Który jest lepszy dla kogo?„, ale na poniższym przykładzie wyjaśnię Ci, o co chodzi:
- Masz 1 mln złotych zainwestowany w ETF typu wypłacającego oraz ETF typu akumulującego i oszczędzasz 2000 zł miesięcznie.
- ETF typu akumulującego (na akcje) rośnie szybko, więc jeśli chcesz dokonać rebalancingu, to musisz aktywnie sprzedać część jego jednostek.
- ETF typu wypłacającego zapłaci Ci około 3-4% zainwestowanego miliona w ciągu roku. Stanowi to około 30-40 tys. złotych brutto, czyli więcej od łącznej kwoty dopłat do portfela, które zamierzasz w tym roku dokonać.
- Dzięki wyborowi ETF-u typu wypłacającego masz na rebalancing nie 12*2 tys. zł, czyli 24 tys. złotych, a aż ~50 tys. złotych, czyli sumę dopłat do portfela i środków z dywidend z ETF-u wypłacającego.
To ważny aspekt rebalancingu, o którym zapomina wielu początkujących inwestorów, więc stwierdziłem, że należy mu się tu wzmianka.
Podsumowanie
Choć mam wrażenie, że zdołałem zaledwie „liznąć” temat równoważenia proporcji portfela, to myślę, że udało mi się podsunąć Ci kilka ciekawych pomysłów na alternatywne/niestandardowe sposoby dokonywania rebalancingu. Sednem wpisu było uzmysłowienie Ci, że – podobnie jak na sam kształt portfela – na sposób rebalancingu także warto mieć określony plan, którego będziesz się trzymać. Jego najprostszym wariantem jest równoważenie nowymi wpłatami, które zwykle przestaje być możliwe przy określonej wielkości portfela (zwykle w okolicy 1 miliona złotych, ale to zależy od Twoich comiesięcznych oszczędności).
Jednocześnie chciałem udowodnić, że rebalancing przynosi często nieoczekiwane, losowe i chaotyczne rezultaty, a więc niezwykle trudne byłoby ustalenie optymalnej metody jego przeprowadzania, która zawsze maksymalizować będzie naszą stopę zwrotu z inwestycji. Podobnie jak w życiu, również w inwestowaniu nie ma dróg na skróty, więc każdy z nas będzie musiał odrobić pracę domową, decydując się na określony sposób równoważenia proporcji portfela lub na jego brak.
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.