Największy wróg inwestora? On sam.
Odkąd założyłem tę stronę, odpisałem tutaj na dziesiątki tysięcy komentarzy oraz na tysiące maili od czytelników, zapamiętując ich największe problemy. Ten wpis nie będzie zatem „klonem” dziesiątek podobnych wpisów o tym, jakie są największe błędy inwestorów według psychologów i naukowców, a praktycznym zestawieniem największych problemów osób, z którymi korespondowałem oraz problemów, które sam napotykałem, gdy uczyłem się inwestowania. Wyjaśnię tym być może, dlaczego tracisz na giełdzie i w jaki sposób Twoja własna psychika sprawia, że Twoje zyski są znacznie mniejsze, niż mogłyby być, gdybyś tylko zachował zimną krew i dyscyplinę.
Jeśli tracisz na giełdzie, to ten wpis będzie dla Ciebie bardzo przydatny. Jeśli na giełdzie zyskujesz, ale okupujesz to bardzo dużym stresem i musisz ciągle sprawdzać stan swojego portfela, to ten wpis też będzie dla Ciebie jak znalazł. Zacznę od najważniejszego, czyli problemów z ułożeniem odpowiedniego planu inwestycyjnego, czyli tego, co sprawia, że odkładamy inwestowanie i przykładamy nadmierną uwagę do mało istotnych rzeczy, tak naprawdę ukrywając tak nasz strach przed rozpoczęciem inwestowania. Ten rodzaj strachu ma wielkie oczy, zwłaszcza gdy czytamy, słuchamy i oglądamy tysiące materiałów, w których różni twórcy mają różne opinie, co tylko wzmaga nasze obawy, zwiększa niepewność i budzi wątpliwości, zanim jeszcze rozpoczniemy inwestować nasze pieniądze.
- Ten wpis napiszę w dość specyficzny sposób, numerując wszystkie opisy problemów tak, by prościej było nam o nich rozmawiać w komentarzach. Jeśli dotyczy Cię jakiś problem lub spotkałeś się z nim u innych inwestorów i masz jakieś przemyślenia, to proszę, nawiąż do numeracji, którą tutaj stosuję.
- Wszystkie przedstawione tu problemy są oparte na prawdziwych kłopotach, na które natknęli się korespondujący ze mną inwestorzy. Z szacunku dla nich piszę o tym anonimowo i przepisuję ich maile własnymi słowami tak, by nie dało się rozpoznać ich wiadomości.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Jakie błędy popełniają przyszli inwestorzy, zanim jeszcze zaczną inwestować.
- Jakie błędy popełniają początkujący inwestorzy.
- Dlaczego nawet doświadczeni inwestorzy mają problem z osiągnięciem zysku (lub spokoju) w inwestowaniu.
- Jak skorygować najczęstsze błędy inwestycyjne i wreszcie zacząć zarabiać na giełdzie.
Powiązane wpisy
- Psychologia inwestowania, czyli jak inwestować, by nie zwariować
- Jak nie martwić się o swoje pieniądze? Finansowe zen
- W jakim wieku ryzykować na giełdzie najwięcej?
- Jak ustalić proporcję akcji do obligacji w portfelu inwestycyjnym?
- Strategia kupowania w dołkach, czyli po korektach i obsunięciach indeksu
- Co powiedziałbym młodszemu sobie o finansach? Najważniejsze lekcje
Błędy przed rozpoczęciem inwestowania
Bardzo wielu początkujących inwestorów myśli, że etap przygotowywania planu inwestycyjnego można albo pominąć, albo wydłużać w nieskończoność, by zaplanować wszystko perfekcyjnie. W praktyce okres przygotowania do rozpoczęcia inwestowania jest bardzo ważny i na pewno nie należy go pomijać, ale warto dowiedzieć się, czego i tak zaplanować się nie da i co, tak czy owak, wyjdzie w tak zwanym „praniu” i czego próba ustalenia jest zwykłą stratą czasu. Zauważyłem, że są 3 główne rodzaje początkujących inwestorów:
- inwestujący bez wiedzy w pośpiechu to osoby, które kupiły już akcje 15 (przypadkowych) spółek, a dopiero po kilku miesiącach kiepskich wyników inwestycyjnych zaczynają czytać o inwestowaniu. Są to na ogół ludzie o bardzo wysokiej tolerancji ryzyka lub po prostu optymiści (życiowi i giełdowi),
- racjonalnie ostrożni to ci, którzy nie robią niczego bez przygotowania, ale zwykle zaczynają inwestować jeszcze w toku swojej edukacji inwestycyjnej. Ten rodzaj rozpoczynania inwestowania polecam najbardziej, bo to kompromis między podejściem zbyt lekkomyślnym a tym zbyt perfekcjonistycznym,
- perfekcjoniści inwestycyjni to osoby, które od przynajmniej kilku miesięcy czytają książki, blogi i strony o inwestowaniu, znają już wszystkie podcasty oraz źródła informacji inwestycyjnych, zrobiły setki testów wstecznych, od dawna mają otwarte konta maklerskie, jednak… dalej nie inwestują swoich pieniędzy.
Opiszę teraz 2 skrajne typy początkujących inwestorów, by przestrzec Cię przed najczęstszymi błędami występującymi zanim jeszcze zacznie się inwestować.
Obserwuj moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
Pośpiech w rozpoczynaniu inwestowania
Jedną z najgorszych rzeczy, które można zrobić na samym początku inwestowania, jest rzucanie się na głęboką wodę bez żadnej wiedzy. Wiem coś o tym, bo sam, gdy zaczynałem w 2011 roku, po prostu kupiłem akcje kilku spółek, niespecjalnie zastanawiając się, czemu kupuję akurat te spółki, jaki mają potencjał do wzrostu i czy są dobrze wyceniane, by taki zakup miał sens. Rynek bardzo szybko nauczył mnie pokory i tego, że nie powinno się inwestować w akcje bez przygotowana merytorycznego i mentalnego, bo zazwyczaj kończy się to źle dla inwestora.
Tę kategorię błędów zaliczam do tych przed rozpoczęciem inwestowania, mimo że ktoś już rozpoczął „inwestowanie” dlatego, że prawie zawsze jest to bezmyślne, chaotyczne i przypadkowe. Dam Ci teraz przykład kilku osób, które na przełomie lat pisały do mnie z podobnym problemem:
1. „Kupiłem ostatnio ETF na uran, półprzewodniki i REIT-y amerykańskie i mój portfel radzi sobie dużo gorzej od zwykłego indeksu S&P 500. Czemu tak jest, skoro influencer XYZ mówił, że to perspektywiczne?”
Ten inwestor demonstruje dwa problemy. Pierwszy to impulsywne kupowanie czegoś bez własnej analizy tylko dlatego, że ktoś mu polecił dane instrumenty. Drugi to ocenianie inwestycji z pozoru długoterminowej w krótkim terminie, np. kilku tygodni, podczas gdy w ciągu kilku tygodni z dowolnym instrumentem notowanym na giełdzie mogą dziać się przeróżne rzeczy.
2. „Zgodnie z Twoim materiałem kupiłem ETF na indeks MSCI ACWI notowany w walucie EUR i żałuję, bo ten notowany w USD na pewno rósłby szybciej. W sumie to nie wiem, jak działają te ETF-y, bo jeszcze nic nie czytałem, ale słabo, że przez cały tydzień jestem na minusie.”
Tutaj pierwszy problem jest podobny do poprzedniego przykładu, bo inwestor kupił produkt, którego nie rozumie, więc nie wie, że indeksy mogą być na minusie o wiele dłużej niż tydzień. Drugi to problem braku zrozumienia całej kategorii produktów, czyli tego, że waluta notowań funduszu ETF nie ma żadnego znaczenia.
3. „Inwestuję od 3 miesięcy, mam w portfelu 25 spółek i nie wiem, kiedy sprzedawać akcje. Jak mam zysk, to się stresuje, że spadnie i chcę sprzedać. Gdy tracę, to się stresuję, że jest strata i trzymam aż się odkuję. Spółki kupiłem, bo na forum bankiera pisali, że dobre, ale większość traci, więc to całe inwestowanie chyba nie jest dla mnie.”
Ponownie pierwszym problemem jest tu brak zrozumienia instrumentów, w które się inwestuje. Drugim jest opieranie się na opiniach anonimowych osób z internetu, a trzecim brak ustalenia zasad prowadzenia portfela (a mimo wszystko „prowadzenie” go).
Może nie każdy wie, ale nie trzeba inwestować, by móc sprawdzić hipotetyczne wyniki danej strategii :). Podobnie — nie trzeba inwestować, jeśli jeszcze nie rozumie się podstaw. Zamiast tego środki można potrzymać przez jakiś czas na detalicznych obligacjach skarbowych, w międzyczasie ucząc się inwestowania.
Perfekcjonizm w przygotowaniu do inwestowania
Perfekcjoniści w przygotowywaniu się do inwestowania robią coś odwrotnego do tych, którzy się śpieszą, czyli zakładają, że wszystko da się wybrać optymalnie, przewidzieć, zaplanować tak, aby nic nas w praktyce już nie zaskoczyło. Nie znam chyba nikogo, kto po kilku tygodniach, miesiącach lub latach inwestowania nie zmienił niczego w swojej strategii i powiedziałbym, że zakładanie, że od początku zrobi się wszystko poprawnie, jest nieco idylliczne. Mówimy tu o początku inwestowania, czyli wyborze odpowiednich kont maklerskich, produktów, proporcji aktywów w portfelu oraz sposobu zarządzania portfelem. Poniżej kilka przykładów wiadomości, które mogą świadczyć o tym, że chorujesz na perfekcjonizm początkującego inwestora.
4. „Czytam o inwestowaniu pasywnym i ETF-ach już od wielu miesięcy, przeczytałem Twoją książkę 3 razy i ciągle nie wiem, jakie ETF-y wybrać. Zastanawiam się nad Vanguardem kosztującym 0,09% rocznie lub iShares kosztującym 0,08% rocznie (na to samo). Który z nich będzie lepszy?”
W tym przypadku napotykamy „paraliż decyzyjny” i próbę optymalizacji czegoś, co tak naprawdę nie ma bardzo dużego znaczenia, ponieważ są to 2 ETF-y na „to samo” o bardzo podobnych kosztach od dwóch bardzo dużych dostawców ETF-ów. W praktyce ta decyzja ma tak niewielkie znaczenie, że można wręcz rzucić monetą lub wybrać przypadkowy z 2 ETF-ów i po prostu zacząć inwestować.
5. „Mam budżet w wysokości 5000 złotych miesięcznie i planuję inwestować w proporcji 60/40 [akcje/obligacje]. Wybrałem już rodzaje kont, w tym IKE i IKZE, ale zastanawiam się na które konto wpłacać najpierw i czy kupować akcje i obligacje w określonej proporcji co miesiąc, czy na przemian. Pomocy, bo odkładam przez to inwestowanie już od miesięcy.”
Jest to kolejny przykład czegoś, co nie zmieni diametralnie naszego inwestowania, ale może paraliżować i sprawiać, że nie inwestujemy w ogóle. Docelowa proporcja portfela 60/40 nie oznacza, że ciągle musimy mieć akcje i obligacje w portfelu dokładnie w takich wagach i że co miesiąc musimy kupować je tak, by portfel był idealnym 60/40. Warto oczywiście zaplanować swoją strategię równoważenia proporcji portfela, ale nic się nie stanie, jeśli w pierwszych miesiącach inwestowania proporcja – zamiast 60/40 – wyniesie tymczasowo 40/60, 50/50 lub 70/30, dlatego, że kupowaliśmy same akcje lub same obligacje w celu zredukowania należnych prowizji transakcyjnych. Jest na to prosta rada: przeważaj na początku obligacje, bo lepiej zacząć zbyt bezpiecznie niż za mało bezpiecznie.
6. „Od wielu miesięcy próbuję zbadać swoją tolerancję ryzyka i nie jestem pewien, czy lepszy jest dla mnie portfel 55/45 czy 50/50. Backtesty [testy wsteczne] pokazują, że obydwa mają podobne obsunięcia, ale chyba wolałbym portfel 55/45 tylko nie jestem pewien, czy mimo wszystko wytrzymam taką zmienność. Co robić?”
W tym przypadku rada jest tylko jedna: zacząć inwestować i nie odkładać tego w nieskończoność. Najlepiej zacząć od znacznie bardziej defensywnej proporcji, np. 40/60 i badać, jak czujemy się ze zmianami wartości naszej części akcyjnej. Pamiętaj, że akcje na ogół zyskują i większość z nas wcale nie doświadczy dużej straty w pierwszych kilku latach inwestowania, więc tak naprawdę możemy i tak przeceniać naszą tolerancję ryzyka pomimo kilku lat inwestowania za sobą. Tolerancję na straty i obsunięcia kapitału poznamy dopiero podczas pierwszego krachu / głębszego spadku portfela, więc zaakceptujmy to, że pierwszy portfel budujemy trochę „w ciemno”, a mimo wszystko i tak musimy jakoś zacząć inwestować.
Jeśli podchodzisz do rozpoczynania prowadzenia portfela inwestycyjnego jak perfekcjonista, to może Cię dotyczyć paraliż decyzyjny z uwagi na mnogość kont, produktów oraz portfeli, przez który będziesz odkładać inwestowanie na później przez wiele tygodni, miesięcy lub lat. I tak nie unikniesz błędów i nie zrobisz wszystkiego od początku idealnie, więc po prostu zacznij z założeniem, że skorygujesz kurs po kilku miesiącach i latach inwestowania i nic się nie stanie, jeśli nie zrobisz wszystkiego idealnie od razu.
Błędy w początkowej fazie inwestowania
Ten rozdział dotyczy osób, które inwestują przynajmniej od kilku miesięcy i mimo początkowych sukcesów w realizacji ustalonego planu zaczynają napotykać pierwsze problemy. To niezwykle szeroka grupa moich korespondentów, co zresztą ma sens, bo misją i celem mojego bloga jest edukacja podstaw inwestycyjnych, więc to naturalne, że większość osób, które do mnie piszą, zaczęła inwestować w ciągu kilku/kilkunastu miesięcy. Ten rozdział rozbiłem na 4 rodzaje problemów i komplikacji, z których każda jest z mojej perspektywy niezwykle często występująca i bardzo szkodliwa dla przyszłych zysków początkujących inwestorów. Nie ukrywam też, że to właśnie w tej kategorii jestem najbardziej ciekawy reakcji i komentarzy czytelników, bo są to problemy, które budzą największe emocje.
Przecenianie swoich umiejętności
Prawdopodobnie spotkałeś się kiedyś ze sformułowaniem „Efekt Dunninga-Krugera”, który polega na tym, że osoby niewykwalifikowane często przeceniają swoje umiejętności, podczas gdy osoby bardzo wykwalifikowane – nie doceniają ich. W inwestowaniu jest to szczególnie silne wśród początkujących, którzy odnoszą dobre wyniki inwestycyjne. Jest nawet takie żartobliwe stwierdzenie, że zyski są dziełem „geniuszu” początkującego, a straty to „wina rynku” lub innych inwestorów (ale nigdy początkującego). Oto kilka przykładów przeceniania swoich umiejętności, które mogą bardzo słono kosztować każdego z początkujących.
7. „Od 2 lat samodzielnie wybieram polskie spółki do portfela i na razie pobijam wszystkie popularne indeksy giełdowe. Chyba mam do tego rękę, więc pozostaję przy samych polskich akcjach i celuję w +20% rocznie przez kolejne 20 lat.”
W samych ambitnych założeniach tej osoby nie ma żadnego problemu, jednak takie (moim zdaniem) nierealne oczekiwania dotyczące przyszłych stóp zwrotu mogą powodować presję i paradoksalnie obniżać przyszłe stopy zwrotu z portfela inwestora. Może to też skłaniać go do ryzykowania zbyt dużo, np. inwestowania w akcje 2-3, a nie przynajmniej 10 spółek, co znacząco zwiększy zmienność jego portfela. Oczywiście wiem, że są osoby, które po 2 latach inwestowania są ekspertami w selekcji spółek, to pamiętaj, by dobrze zastanowić się, ile w Twoim wyniku przypadku i szczęścia, a ile analizy i własnych umiejętności.
8. „Wydaje mi się, że sektor medyczny i biotechnologii są bardziej perspektywiczne od reszty, więc w kolejnych latach zainwestuję tylko w ETF-y na te indeksy.”
Oczywiście może się tej osobie „wydawać” słusznie i może ona pobić tak wyniki szerokiego indeksu giełdowego, ale i może drastycznie z nim przegrać, obstawiając tylko 2 spokrewnione ze sobą segmenty rynku. Kluczem są słowa „wydaje mi się”, które moim zdaniem nie powinny być podstawą do inwestowania.
Pogoń za "łatwym zyskiem"
Co jakiś czas w świecie inwestowania pojawia się jakiś „pewniak”, który kusi początkujących inwestorów potencjałem do wysokiego zysku bez żadnego ryzyka albo z niewielkim ryzykiem. Nie muszę chyba dodawać, że takie „pewniaki” są najczęściej tematami gorącymi i spekulacjami, które mogą nie mieć żadnej perspektywy inwestycyjnej i po czasie okazuje się jednak, że ani nie był to łatwy zysk, ani nie był on bez ryzyka. Kilka przykładów tego, gdy początkujący gonią za tym, co gorące.
9. „Podobno spółka <ABCD> ma niedługo wydać grę, która będzie megahitem. Może zamiast w światowy indeks akcji, zainwestuję w nią tymczasowo wszystkie pieniądze i zamiast 10% rocznie osiągnę w tym roku 100% zysku lub więcej?”
Powyżej błędem jest połączenie powierzchownej analizy, opierania się wyłącznie na plotkach i nieracjonalnych oczekiwaniach po przyszłych wynikach spółki. Problemem jest tu też wiara w to, że sukces gry tego studio jest oczywisty i że pozostali inwestorzy nie widzą „oczywistej okazji do zysku”, więc nasz początkujący jest wizjonerem, który jedyny ją widzi i na pewno będzie miał rację. Niestety prawdopodobnie nie.
10. „Jako że jesteśmy pomiędzy 2 a 3 fazą cyklu koniunkturalnego, to najlepiej teraz sprzedawać obligacje i kupować akcje, które na pewno przyniosą w tym roku najwyższą stopę zwrotu spośród wszystkich klas aktywów. Tak mówią eksperci.”
Eksperci nie zawsze mają rację, a ustalenie obecnej fazy cyklu koniunkturalnego jest zwykle proste dopiero po wielu miesiącach jej występowania. Nie mówiąc o inwestowaniu na ich podstawie, które obarczone jest dużą niepewnością i nie zawsze przynosi powtarzalne rezultaty. Dlatego radzę Ci, abyś uważał nie tylko na rady ekspertów (bo czasem mają rację, a czasem nie), ale dobrze się zastanowił, czy jeśli inwestowanie na podstawie cyklów koniunkturalnych jest takie proste, to czemu prawie nikt tego nie robi i nie chwali się tym, jak pobił w ten sposób indeks akcji.
Skakanie z kwiatka na kwiatek
Niektórych początkujących inwestorów wprost „parzą ręce” i nie są w stanie utrzymać otwartej pozycji (kupionego instrumentu finansowego) zbyt długo. Ten problem jest związany ze zbyt częstym sprawdzaniem stanu portfela i ciągłym porównywaniem swoich inwestycji z innymi ludźmi, alternatywnymi produktami i czymkolwiek, co osiągnęło lepszą stopę zwrotu od naszych akcji, obligacji lub funduszy. Niestety także w inwestowaniu trawa wydaje się zawsze być bardziej zielona po tej drugiej stronie płotu (poza naszym portfelem).
11. „Od kilku miesięcy mam w portfelu ETF na indeks MSCI World, ale żałuję, że go wybrałem, bo S&P 500 radził sobie w tym czasie lepiej. Czy sądzisz, że warto wymienić indeks rynków rozwiniętych na samo USA, skoro to i tak w 70% to samo?”
Przede wszystkim nie rozumiem, czym kierował się ten inwestor, tworząc portfel inwestycyjny i co się zmieniło, że nagle chce inwestować w same spółki notowane w USA. Oczywistym błędem jest tu nierozumienie, że indeksy ważone kapitalizacją dostosowują swoje proporcje do… kapitalizacji krajów, więc USA nie zawsze stanowiło i będzie stanowić około 70% indeksu rynków rozwiniętych, więc zakup indeksu zbiorczego jest niejako „ubezpieczeniem przed ignorancją” dla kogoś, kto nie ma czasu na śledzenie bieżącej wartości rynków i ręczne sterowanie ich udziałem w portfelu.
12. „Zacząłem od szerokiego indeksu, ale ma kiepskie wyniki, więc od niedawna skierowałem uwagę na sektor IT. Wyniki są lepsze, ale ETF na półprzewodniki dałby mi jeszcze wyższy zwrot, więc może to w niego powinienem zainwestować. Jak myślisz?”
Ponownie – myślę, że przeszłe stopy zwrotu nie powinny być jedynym powodem do dokonywania dowolnej inwestycji. Myślę też, że warto mieć plan i się go trzymać, więc jeśli planem tej osoby jest posiadanie spółek z wyłącznie 1 sektora (półprzewodniki), to czemu kupiła kilka miesięcy szeroki indeks akcji? Co sprawia, że tacy ludzie ciągle szukają „czegoś lepszego” i skaczą z kwiatka na kwiatek? Przecież nie skończy się na półprzewodnikach, bo wkrótce ta osoba odkryje nowy, lepszy indeks/ETF (np. na kryptowaluty). Pamiętaj, że praktycznie zawsze jest ktoś, kto osiąga lepsze wyniki od Ciebie i Twojego portfela inwestycyjnego i zaakceptuj to, a Twoje inwestowanie stanie się znacznie spokojniejsze niż dotychczas. Pamiętaj, że zawsze znajdzie się jakaś spółka lub ETF, która dała lepszą stopę zwrotu od spółek/ETF-ów, które masz w portfelu i takie gonienie króliczka zwykle sprawi, że podejmiesz się nieprzemyślanej i zbyt ryzykownej inwestycji, czego wkrótce będziesz żałował.
Panika przy pierwszych spadkach
Początkujących inwestorów bardzo często trapi nadmierne reagowanie na niewielkie straty. Zjawisko większego bólu przy odczuwaniu strat niż cieszenia się zyskami, gdy nasze inwestycje rosną, jest w świecie inwestowania powszechnie znane i nie jest niczym nowym, ale nowi inwestorzy potrafią się o tym dość boleśnie przekonać w praktyce. Kilka przykładów bardzo intensywnych reakcji na coś, co dzieje się bardzo często.
13. „Inwestuję od kilku miesięcy i ostatnio ogarnął mnie marazm, gdy zobaczyłem, że wypracowane przez moje inwestycje wcześniej zyski kompletnie wyparowały! Co się dzieje, że indeksy tak tracą? Dlaczego od początku roku jest już 5% na minus?”
Powyższe jest bardzo częste w świecie inwestowania w akcje. Niby znamy teorię i wiemy, że akcje są zmienne. Niby wiemy, że zdarzały się w historii nawet 50-80% obsunięcia indeksów od szczytu. Niby wiemy, że nie powinno się inwestować środków, które potrzebujemy do życia (lub na jakieś wydatki „tu i teraz”). A mimo wszystko źle tolerujemy nawet niewielkie spadki i za normalność uznajemy sytuację, w której są ciągłe zyski, a nienormalność nawet krótkotrwałe bycie na stracie. Jeśli cierpisz na ten problem, to zapoznaj się ze wpisem „Jak długo można być na minusie inwestując pasywnie?„, w którym udowadniam, że na minusie można być nawet po wielu latach regularnego inwestowania.
14. „Indeks amerykański stracił od grudnia 10% i eksperci od geopolityki są zgodni, że idziemy w kierunku globalnej wojny handlowej. Po co mam teraz trzymać kupione wcześniej ETF-y akcyjne, skoro dadzą pewną stratę? Nie lepiej przeczekać burzę i odkupić je taniej gdy sytuacja się ustabilizuje za kilka miesięcy lub kilka lat?”
Z powyższym jest kilka problemów. Po pierwsze: skąd ta pewność co do nieomylności ekspertów od polityki? Po drugie: czemu zakładasz, że indeksy akcji będą dalej tracić (nawet jak negatywna prognoza się ziści, to może już „być w cenach” akcji)? Po trzecie: skąd ta pewność, że będziesz wiedział, kiedy odkupić, by uniknąć dalszych spadków? I czy nie boisz się, że odkupisz drożej, niż teraz sprzedajesz? Myślę, że w tej sytuacji warto nadrobić wpis „Strategia kupowania w dołkach, czyli po korektach i obsunięciach indeksu” o tym, że czekając na dołki, przegrywa się z regularnym inwestowaniem po każdej cenie.
Niepoprawne użycie rodzajów kont
W świecie inwestowania nie istnieje „jeden najlepszy portfel” ani „jedna najlepsza strategia”, która świetnie sprawdzi się u każdego inwestora. Moim zdaniem istnieją jednak pewne uniwersalne reguły dotyczące typów kont oraz aktywów, dzięki którym prosto zwiększymy swoje długoterminowe zyski, przez co nie należy ich ignorować. Jest to związane zwłaszcza z rodzajami kont maklerskich oraz tym, co decydujemy się na nich umieścić i czy nie robimy tego przypadkowo.
15. „Inwestujemy z Żoną, wypełniając corocznie limity naszych kont IKE i IKZE (dodam, że w roku, w którym dostałem tę wiadomość było to łącznie około 60 tysięcy złotych). Poza tym inwestujemy na regularnych kontach maklerskich, bo nasz roczny budżet na inwestowanie to 100 tysięcy złotych. Prowadzimy portfel 80/20, a Żona ma na IKE obligacje, bo ma niską tolerancję ryzyka. Wszędzie indziej mamy akcje. Czy jest to dobre podejście?”
W sytuacji tych inwestorów moim zdaniem nie jest to optymalne rozlokowanie aktywów po rodzajach kont, czego wyraz dałem we wpisie „Dlaczego akcje pasują do IKE bardziej niż obligacje?„. Po pierwsze skoro inwestują oni długoterminowo i znacznie przekraczają limity IKE i IKZE, to na kontach z przywilejem podatkowym najlepiej mieć to, co na ogół rośnie bardziej/szybciej, czyli akcje, nie obligacje. Po drugie: skoro Żona ma niską tolerancję ryzyka, to może powinni przemyśleć proporcję 80/20 (która jest bardzo ryzykowna), bo całościowo ich portfela przed spadkami nie uratuje to, że mają 20% obligacji. Po trzecie wreszcie: obligacje na IKE i tak są „zamrożone” w sensie wypłat (ok, można dokonać częściowego lub całkowitego zwrotu, ale po co, skoro traci się tak przyszłe korzyści podatkowe od wypłacanej kwoty?), więc i tak raczej nie wypłacą ich z tego konta IKE. Co więcej, w razie krachu nie będą mieli możliwości, by za te środki zakupić taniejące akcje (jeśli mają konto IKE Obligacje), więc powinni zastanowić się nad lepszym rozlokowaniem aktywów na kontach.
16. „Inwestuję około 60 tysięcy złotych rocznie i od lat mam IKE, ale jestem sceptyczny co do IKZE, z którego wypłacić bez podatku Belki można dopiero po 65 roku życia. Pracuję na etacie (głęboki 2. próg), więc rozliczam się stawką 32%, ale IKZE odrzuca mnie też dlatego, że na końcu płaci się 10% podatku od całej wypłacanej kwoty. Czy słusznie ignoruje IKZE?”
Ignorowanie IKZE to częsty przypadek u tych, którzy nie rozumieją, że IKZE nie tylko daje bieżącą korzyść podatkową (zwłaszcza osobie płacącej 32% PIT), ale też pozwala przez lata unikać podatku giełdowego i podatku Belki. Biorąc to pod uwagę, końcowy ryczałt 10% przy wypłacie emerytalnej z IKZE nie jest i nie powinien być dużym problemem. Jeśli sam masz ten dylemat, to zajrzyj do wpisu „Czy konto IKZE się opłaca? IKZE w zależności od stawki PIT„, w którym liczę opłacalność IKZE dla danej stawki PIT. Dodam, że IKZE faktycznie może być nieopłacalne, ale głównie dla osób, które w skali roku nie przekraczają limitów IKE i IKZE, więc istnieje duża szansa, że będą musiały zrobić przedemerytalny zwrot z obydwu kont, co dla IKZE może być bardzo nieopłacalne (może nawet wpędzić Cię w 2. próg podatkowy!).
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Błędy po latach inwestowania
Doświadczenie w danej czynności często utożsamiane jest z nabytą mądrością, ale w inwestowaniu nie zawsze idzie to w parze. Powiedziałbym wręcz, że złe praktyki utrwalane przez wiele lat wyplenić dużo ciężej niż takie, które nie były praktykowane przez lata. Doświadczeni inwestorzy też popełniają błędy, które sprawiają, że tracą na giełdzie lub że zyskują niedostatecznie mało, albo nieświadomie ryzykują więcej, niż im się wydaje. Zacznę od niezwykle częstej postawy nie tyle inwestowania dywidendowego ile fanatyzmu dywidendowego, który może pomóc, ale częściej niestety przyćmić czyjąś logikę w inwestowaniu.
Nadmierne skupienie na dywidendach
Czy spotkałeś się kiedyś z osobą, która inwestuje wyłącznie w spółki dywidendowe? Czy wiesz, że niektórzy nie liczą całkowitej stopy zwrotu z portfela inwestycyjnego, sądząc, że to niepotrzebne tak długo, jak ich łączne dywidendy z portfela rosną? Rozumiem, że inwestowanie dywidendowe może dać komuś spokój, zdarza się, że pobija rynek/indeks i jest behawioralnie OK, ale są osoby, które przez fanatyzm dywidendowy tracą, wobec znacznie prostszego podejścia indeksowego. Pokażę Ci kilka przykładów problemów z nadmiernym skupieniem na dywidendach u doświadczonych inwestorów.
17. „Mam portfel 42 spółek dywidendowych z USA, Wielkiej Brytani i Polski i powoli rozglądam się też za spółkami dywidendowymi z Azji. Dzięki temu nie przejmują mnie ewentualne zjazdy na giełdzie, bo dywidendy to pewny pasywny dochód, który będzie rósł nawet gdy na giełdzie będzie kryzys i inni będą panikować. Nawet nie sprawdzam wartości mojego portfela, bo nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, gdy dostaję dywidendy.”
Z powyższym podejściem jest bardzo dużo „nie tak”, począwszy od zaklinania rzeczywistości do zakładania tego, że dywidendy zawsze będą rosły, gdy wybiera się pojedyncze spółki. Zacznijmy od najgorszego, czyli założenia, że nawet w kryzysie spółki z naszego portfela nie tylko kontynuują wypłacanie dywidend, ale ich dywidendy będą nieprzerwanie rosły. Nawet wybór spółek z grona dywidendowych arystokratów nie daje gwarancji nominalnego wzrostu dywidend, a już na pewno nie gwarantuje pobicia inflacji w czasie. Cykl życia większości spółek giełdowych trwa jakieś 15-30 lat i tylko nieliczne są w stanie zwiększać przychody i zyski dłużej niż te kilkanaście lub niskie kilkadziesiąt lat, więc założenie, że możemy trzymać ciągle te same spółki i liczyć na stały wzrost dywidend jest po prostu błędne.
Drugi duży problem z tym podejściem to rezygnacja z liczenia łącznej stopy zwrotu kosztem sprawdzania wyłącznie wzrostu dywidend w czasie. Wyobraź sobie portfel, który z czasem traci na wartości, mimo że jego dywidendy powoli rosną. Czy jest to gwarancja „pasywnego dochodu” do końca życia? Absolutnie nie, bo dywidendy prawdopodobnie też w końcu zaczną się kurczyć, a odcinane od kursu nie są żadnym pasywnym dochodem (jak już to przychodem, bo dywidendy to przychód – całe są opodatkowane podatkiem Belki 19%).
Trzeci problem? Możliwość sprawnego i efektywnego zarządzania portfelem aż 42 spółki z różnych krajów. Zauważ, że inwestor z tego przykładu chce jeszcze rozszerzać swój portfel geograficznie, czyniąc go prawie niemożliwym do sprawnego zarządzania. Inwestorzy dywidendowi często zakładają „klapki na oczy”, po prostu nie sprawdzając poczynań firm ze swoich portfeli, zakładając, że nic nie może pójść nie tak, skoro wypłacają dywidendy, co często sprawia, że za długo trzymają w portfelach spółki ze schyłkowych branż i bez większych perspektyw wzrostu. Mimo że przepadam za inwestowaniem dywidendowym (stąd moje rankingi polskich spółek dywidendowych co roku w grudniu), to fanatyzm z nimi związany może wcale nie pomagać inwestorowi w osiąganiu dobrych wyników inwestycyjnych.
Niedostateczna dywersyfikacja
Wraz z doświadczeniem idzie pewność siebie, którą demonstrują zwłaszcza inwestorzy, którym udało się pobić szeroki indeks akcji. Omówię teraz 2 przykłady niedostatecznej dywersyfikacji, która trapi bardzo doświadczonych inwestorów, którzy jednak nie chcą dostrzec wad swoich portfeli.
18. „Mimo że zacząłem od akcji, to od kilku lat najwięcej zarobiłem na kryptowalutach. Obecnie stanowią 80% mojego portfela i myślę, że tylko frajer by dywersyfikował bardziej, bo przecież krypto dają najwyższy zwrot. Obligacje wyrzuciłem z portfela dawno, a 20% akcji w zupełności mi wystarczy. Nie mam wielu lat na czekanie na zyski z indeksów akcji. Mam różne krytpo, a to samo w sobie jest dobrą dywersyfikacją.”
Takiej osobie odpisałem tylko jedno zdanie: przeszłe stopy zwrotu nie gwarantują tych przyszłych, a krypto są z nami tylko od 2008 roku i na razie są moim zdaniem aktywami głównie spekulacyjnymi. Pisałem o tym wielokrotnie, ale uważam, że ktoś, kto już zyskał sporo na kryptowalutach i dalej trzyma tam aż 80% środków (zamiast przenieść więcej do tradycyjnych klas aktywów), może popełniać błąd niewystarczającej dywersyfikacji. A jeśli myślisz, że różne krypto dają dużą dywersyfikację portfela, to spójrz na spadki wartości „altcoinów”, gdy bitcoin tracił nawet 70-80% od swojej szczytowej wartości.
19. Mam niską tolerancję ryzyka i jakieś 20 lat do emerytury, więc w moim portfelu znajduje się 80% polskich obligacji skarbowych i tylko 20% globalnych akcji. Myślę, że większego udziału akcji bym nie wytrzymał, stąd moja preferencja wobec polskich obligacji skarbowych. Mój portfel nie ma prawie ryzyka walutowego i jego zmienność jest bardzo niska, dzięki czemu dobrze się czuję.
Podobny portfel to naprawdę „trudny temat”, bo dla inwestorów o bardzo niskiej tolerancji ryzyka nie ma tak naprawdę zbyt wielu alternatyw. W ramach tego wpisu chciałbym jednak zwrócić uwagę na często niedostrzegane ryzyko koncentracji walutowej / koncentracji kapitału w obligacjach jednego emitenta, które może się urzeczywistnić, jeśli z polską gospodarką (lub z polską polityką) będzie działo się coś złego. Zauważ, że Polska nie musi być na skraju bankructwa, by ktoś, kto posiada aż 80% polskich obligacji w portfelu, żałował, że nie zdywersyfikował go walutowo trochę bardziej. Wystarczy, że kurs złotego mocno straci wobec walut obcych (przez dowolne zdarzenie gospodarczo-polityczne), aby taki inwestor realnie stracił więcej, niż wskazuje na to jego nominalny wynik inwestycyjny (w końcu obligacje detaliczne nominalnie nie tracą).
Co zatem zrobić w tym przypadku? Wcale nie trzeba zwiększać udziału akcji w portfelu. Wystarczy otworzyć się na obligacje zagraniczne („Czy lepiej inwestować w polskie czy w zagraniczne obligacje„), złoto („Czy warto inwestować w złoto? Opłacalność inwestowania w złoto„) lub managed futures („Co to są Managed Futures i czy są alternatywą dla akcji i obligacji?„), by mieć w portfelu kilka nieskorelowanych ze sobą instrumentów. Warto też przeczytać moją kompleksową analizę tego, co stabilizuje portfel, którego wartość liczymy do PLN w postaci wpisu „Co najlepiej stabilizuje polski portfel inwestycyjny? Obligacje? Złoto? Coś innego?„.
Ignorowanie kosztów
Częstym problemem wśród doświadczonych inwestorów jest przeświadczenie, że koszty inwestowania nie mają znaczenia tak długo, jak wynik jest odpowiednio wysoki. Objawia się to brakiem dbałości o niskie koszty inwestowania, gdy kapitał jest już spory, a doświadczony inwestor przestaje zwracać uwagę na płacone przez siebie prowizje i opłaty. Bywa też tak, że ktoś jest doświadczony, bo inwestuje od wielu lat, robiąc to w bardzo zły (drogi) sposób.
20. Od 10 lat mam IKE i IKZE w ramach UFK prowadzonego przez TFI i mimo zapewnień, że będzie tu zysk, moje środki stoją w miejscu. Koszt roczny nie jest wysoki, bo wynosi tylko 2,5%, ale mam wrażenie, że z tym produktem jest coś nie tak. Czy powinienem przenieść środki gdzieś indziej?
O drogich funduszach prowadzonych przez TFI pisałem już we wpisie „Fundusze TFI kontra fundusze ETF, czyli jak przestać inwestować drogo„, porównując je do znacznie tańszych ETF-ów, w które zresztą często same inwestują, nakładając na inwestora 10-krotnie, a nawet 20-krotnie wyższe koszty (!). IKE i IKZE prowadzone w ramach UFK (Ubezpieczeń z Funduszem Kapitałowym) to na ogół najgorsze z perspektywy inwestycyjnej warianty prowadzenia tych kont, a ich fundusze mają zwykle bardzo wysokie koszty roczne (nawet 3%) oraz szereg innych, często dziwacznych i niekorzystnych dla inwestora prowizji (za zakup, wynik, przedwczesne wyjście z inwestycji itp.). Jak widać, lata doświadczenia na giełdzie nie oznaczają, że ktoś był w stanie wybrać odpowiedni produkt i że rozumie, że koszt rzędu 1%, 2% lub 3% rocznie wcale nie jest niski.
21. Czytam Twojego bloga od dawna, ale nie rozumiem tej Twojej obsesji kosztów. Mam konto u brokera, u którego transakcja kosztuje minimum 15 euro i nie mam problemu z płaceniem tyle za handel rzędu 500 euro, bo wiem, że to broker bezpieczny i pewny. Dodam też, że moje OIPE kosztuje 0,8% rocznie i uważam, że dobrze na tym wyjdę w perspektywie 40 lat, bo oszczędzę na podatku. Dlaczego tak się czepiasz tych kosztów?
Jest to wbrew pozorom dość częsty rodzaj wiadomości, które otrzymuję. Na każdym kroku podkreślam, że koszty inwestowania to coś, nad czym mamy prawie całkowitą kontrolę (w przeciwieństwie do np. przyszłych stóp zwrotu z inwestycji), więc czemu mamy świadomie akceptować wysokie koszty tam, gdzie można ich uniknąć? Dlatego prowadzę ranking kont maklerskich, dzięki któremu wybierzesz konto zarówno bezpieczne, jak i tanie (tak, jest to w tych czasach możliwe). A co do wysokich kosztów długoterminowych produktów emerytalnych, to polecam wpis „Jak zyskać więcej? Kontroluj koszty i unikaj drogich instytucji!„, w którym pokazuję, że w określonych warunkach zwolnienie z podatku giełdowego/Belki nie jest warte bardzo wysokich opłat.
Zbyt częste płacenie podatków
Skoro już przy podatkach jesteśmy, to bardzo częstym błędem doświadczonych inwestorów jest zbyt liberalne podejście do płacenia podatku Belki (tego od odsetek i dywidend) i podatku giełdowego (tego od zysku z transakcji na instrumentach finansowych).
22. Inwestuję od lat, ale chyba trochę za dużo handluję, bo w ostatnim roku trzykrotnie wymieniłem całą zawartość mojego portfela. Boję się trzymać zysków zbyt długo w obawie o to, że zamienią się w straty, przez co ciągle realizuję zyski i muszę zapłacić podatek giełdowy. IKE i IKZE nie mam, bo po akcji z OFE nie wierzę w to, że to bezpieczne konta i że rząd nie położy łapy tak, jak kiedyś położył na OFE.
Na zarzut o brak bezpieczeństwa kont IKE i IKZE i to, że „podzielą los OFE” zawsze odpisuję dwojako. Po pierwsze: czy rozumiesz, że umorzenie części obligacyjnej OFE w 2014 roku polegało na umorzeniu obligacji skarbowych i „zapisaniu” tych środków na subkontach w ZUS, które zwiększają wartość przyszłych emerytur z ZUS? Z punktu widzenia ubezpieczonego w ZUS nie ma to większego znaczenia i nikt tak naprawdę nie ukradł jego środków. Dodam, że jeśli rząd miałby kłaść na czymś „łapę”, to czemu miałyby to być akurat konta IKE i IKZE, na których Polacy zgromadzili dość niewielkie środki (w skali budżetu państwa)? Czemu nie zająć regularnych rachunków bankowych lub nie „dodrukować” pieniądza? Przypomnę, że Polska jest emitentem własnej waluty, więc w czym problem?
Problem z nadmierną liczbą transakcji ciągłym „obracaniem” całym portfelem może dotyczyć inwestorów na każdym poziomie zaawansowania. Jeśli uważasz się za inwestora długoterminowego, to pamiętaj, że ciągłe płacenie podatku giełdowego od zysku z transakcji może znacznie uszczuplić stan Twojego portfela wobec sytuacji, w której odroczyłbyś ten podatek, nie sprzedając tak często swoich papierów wartościowych. Dlatego zwróć uwagę na to, jak często i jak wysoki podatek giełdowy płacisz i pamiętaj, że nie musisz ciągle realizować zysku, aby go osiągnąć (dowodzi tego długoterminowe inwestowanie w fundusze indeksowe — w tym ETF-y – typu akumulującego, które pozwala odraczać płacenie podatku o wiele, wiele lat).
Podatki są w inwestowaniu niemalże tak szkodliwe, jak koszty, więc pamiętaj, by nie „szaleć” z równoważeniem proporcji oraz z liczbą transakcji, bo zwiększa ona zarówno koszty inwestowania, jak i podatki, które zapłacisz.
Obserwuj mnie na Twitterze (X):
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Podsumowanie
W tym bardzo praktycznym wpisie opisałem 22 przykłady problemów, z którymi stykam się najczęściej, a o których na ogół niewiele się pisze. Psychologia inwestowania jest bardzo szeroką dziedziną, która zwykle ogranicza się do prostych reguł behawioralnych i która nie zawsze wystarczająco wchodzi w szczegóły problemów, na które napotykają inwestorzy o różnym stopniu wtajemniczenia.
Koniecznie daj znać, czy przedstawione tu problemy dotyczą lub dotyczyły też Ciebie i z którymi z nich było, lub jest Ci najtrudniej sobie poradzić. Mam nadzieję, że moje rady okażą się pomocne w rozwiązywaniu łamigłówek inwestycyjnych i dzięki nim zwiększysz swoje zyski z inwestowania lub będziesz robił to spokojniej i nie wpłynie to na Twoje dobre samopoczucie. Do zobaczenia w komentarzach lub pod kolejnym wpisem na blogu :). Jeśli się podobało, to pamiętaj o możliwości subskrypcji mojego kanału na YouTube oraz obserwowania mojej strony na Facebooku.
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.