Przedsionek niezależności finansowej.
Choć dość często piszę o wczesnej niezależności finansowej, czyli o FIRE (ang. Financial Independence, Retire Early), to ostatnio zauważyłem, że poprzedni wpis o mojej drodze do FIRE wydałem w maju 2022 roku, czyli dość dawno temu. Stwierdziłem, że muszę trochę nadrobić i przedstawić Ci status mojej drogi do FIRE, a także podzielić się przemyśleniami w postaci moich błędów oraz tego, co na razie idzie zgodnie z planem. Nie ukrywam, że choć będzie to wpis o mnie i o mojej sytuacji finansowej, to liczę na poczytanie w komentarzach także o Twojej ścieżce do FIRE, jeśli podobnie jak ja dążysz do przejścia na nieco przyspieszoną emeryturę. Do czterdziestki zostało mi niespełna pięć lat, więc czasu na osiągnięcie FIRE jest coraz mniej, ale na szczęście ciągle udaje mi się realizować, a nawet trochę wyprzedzać mój plan sprzed lat. Jako że po dekadzie dążenia do FIRE jestem już u progu wolności finansowej, to zacznę od podzielenia się podstawowymi parametrami finansowymi związanymi z dążeniem do FIRE.
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- Jak wyglądają moje finanse (zarobki, wydatki, stopa oszczędności) u progu osiągnięcia FIRE.
- Jak podzielony jest mój portfel inwestycyjny i co się w nim znajduje.
- Jak będę zarządzał portfelem na FIRE.
- Kiedy wreszcie osiągnę (osiągniemy!) FIRE.
- Czego nauczyłem się w 11 lat dążenia do FIRE i jakich błędów możesz dzięki temu uniknąć.
Powiązane wpisy
- Dlaczego odkładam 70% z każdej wypłaty? Ruch FIRE
- Na szlaku do finansowej niezależności – aktualizacja 2022
- Dlaczego inwestuję, czyli moja droga do finansowej niezależności
- Czym jest niezależność finansowa i jak ją osiągnąć?
- Jak zaplanować swoją wolność finansową? Mój plan sprzed lat
- Co powiedziałbym młodszemu sobie o finansach? Najważniejsze lekcje
Po ponad dekadzie drogi do FIRE
Jeśli czytałeś moje wcześniejsze wpisy o wolności finansowej, to wiesz, że ten plan jest ze mną mniej więcej od rozpoczęcia pełnowymiarowej pracy zawodowej w 2013 roku, czyli od przeszło 11 lat. Z początku planowałem osiągnięcie FIRE już w wieku 35 lat, ale żyłem w tamtym okresie w Szwecji i nie zakładałem powrotu do Polski, który na kilka lat zdecydowanie obniżył moje zarobki. Dlatego pragmatycznie zdecydowałem się przesunąć swoje FIRE o 5 lat, czyli do moich 40. urodzin, aby uniknąć frustracji z niepowodzenia, które po zmniejszeniu moich zarobków było nieuniknione. Gdy patrzę na to po kilku latach, to mimo wszystko jestem naprawdę dumny z tego, że nawet po znacznym obniżeniu zarobków udało mi się zachować wysoką stopę oszczędności i właśnie tym rozpocznę ten wpis z aktualizacją mojej ścieżki do FIRE.
Disclaimer: oczywiście nie planuję osiągnięcia FIRE samemu, więc mimo że piszę (jak zwykle) w liczbie pojedynczej, to oczywiście opisuję to naszą (moją i mojej Żony) ścieżkę do FIRE.
Najważniejsze, czyli stopa oszczędności
Osoby dążące do FIRE doskonale wiedzą, że nie liczą się ani same oszczędności, ani same zarobki, ale ich relacja do siebie, a dokładniej ich iloraz, zwany też stopą oszczędności. Jako że każdy ma inny poziom wydatków i bardzo mało prawdopodobne jest znalezienie osoby, która wydaje dokładnie tyle pieniędzy, co Ty, to liczenie możliwości przejścia na wczesną emeryturę nie jest kwestią uniwersalną. Podstawowym parametrem w tym procesie jest właśnie stopa oszczędności, czyli relacja naszych oszczędności do naszych dochodów netto, którą liczy się następująco:
- jeśli zarabiasz 10 000 zł netto miesięcznie, ale wydajesz 9000 zł i oszczędzasz 1000 zł miesięcznie, to Twoja stopa oszczędności wynosi 10%,
- jeśli Twój sąsiad zarabia dwukrotnie mniej, czyli 5000 zł netto miesięcznie, ale wydaje 4000 zł miesięcznie i również oszczędza 1000 zł miesięcznie, to jego stopa oszczędności wynosi już 20% i mimo że zarabia on znacznie mniej od Ciebie, to zbliża się do FIRE szybciej od Ciebie, bo musi uzbierać niższą kwotę, aby móc przeżyć z uzbieranego kapitału przy swoich obecnych wydatkach. Oczywiście zakładając stałe wydatki, co samo w sobie jest znacznym uproszczeniem rzeczywistości.
W tym kontekście moją największą dumą związaną z dążeniem do FIRE jest to, że od ponad 11 lat udaje mi się oszczędzać przynajmniej 40% każdej wypłaty (średnia wynosi ponad 60%, a w niektórych miesiącach było to nawet 80%!) i nawet gdy dochody obniżyły mi się w 2018 roku o 50%, to stale dawałem radę sporo oszczędzić, odmawiając sobie zbędnych wydatków i trzymając wysoką dyscyplinę.
W dążeniu do finansowej niezależności najważniejsze jest właśnie zachowanie wysokiej stopy oszczędności niezależnie od sytuacji. Tak naprawdę jedynym powodem, dla którego mój plan na FIRE się prawdopodobnie już niedługo powiedzie, jest to, że od początku pracy zawodowej oszczędzam około 60-70% każdej wypłaty, a nawet w gorszych finansowo miesiącach jest to raczej 40% lub 50% niż 10% pensji. Przypomnę teraz, że to, kiedy osiągniesz FIRE, definiują nie same zarobki ani wydatki, ale ich relacja, a więc to, ile procent wypłaty jesteś w stanie nie wydać i zainwestować.
Wbrew temu, co mówią i piszą sceptycy FIRE, osiągnięcie niezależności finansowej nie jest warunkowane samą wysokością zarobków. Częstą krytyką FIRE, z jaką spotykam się w polskim internecie, jest to, że „wymaga wysokich zarobków” – nie wymaga, ale tylko tak długo, jak ktoś jest w stanie oszczędnie żyć i pasuje mu taki styl życia. Ważne jest całościowe spojrzenie osoby na jej wydatki i zarobki, oraz to ile procent wypłaty jest w stanie oszczędzić.
- „W Polsce nie da się osiągnąć finansowej niezależności, bo Polacy zarabiają za mało”.
- „Nie da się oszczędzać 50-60% wypłaty przy dwójce lub trójce dzieci w domu”.
Powyższe stwierdzenia mogą być prawdziwe, ale tylko w przypadku konkretnej osoby, która faktycznie zarabia za mało lub wydaje za dużo, aby móc pozwolić sobie na wysoką stopę oszczędności. I jest to zupełnie OK, bo nikt nikogo nie zmusza do osiągania FIRE, ani do zwiększania zarobków lub redukowania wydatków „na siłę”. Szczęśliwe życie i praca na etacie są dużo lepsze od nieszczęśliwego życia na wczesnej emeryturze (jeśli to wydatki faktycznie warunkują czyjeś szczęście). Mam jednak tak, że zachcianki mnie aż tak nie kręcą (poza herbatą matcha), więc od dość dawna nie zwiększam regularnych wydatków „na siebie” za bardzo, co sprzyjało utrzymaniu wysokiej stopy oszczędności.
Przedstawię Ci teraz moje historyczne zarobki i wydatki (relatywnie do siebie) w kontekście dążenia do FIRE.
Drugie najważniejsze - zwiększanie zarobków
Odkąd zacząłem pracę zawodową (początkowo w inżynierii, następnie w IT), bardzo istotne było dla mnie tzw. chodzenie do szefa po podwyżki. Wydam o tym niebawem osobny wpis, bo jest to temat niezwykle ważny w kontekście dążenia do wczesnej emerytury. Choć dla niektórych znajomych i członków rodziny jestem obiektem żartów (bo „ciągle chodzę po podwyżki jak taki roszczeniowy millenials”), to w praktyce dzięki temu po ponad dekadzie pracy zawodowej powiększyłem swoje zarobki około czterokrotnie. Wiem, że niektórzy będą co do tego sceptyczni i napiszą, że jest to dla większości (ludzi, branż) nieosiągalne, ale pragnę zauważyć, że taki wzrost wynagrodzeń nie był typowy także dla ludzi na podobnych stanowiskach w tym samym czasie i w tych samych firmach. Kluczem było branie na siebie coraz większych obowiązków oraz przypominanie pracodawcy o tym, że cenię siebie wyżej, niż mi obecnie płaci. A gdy „uderzałem w zarobkowy sufit” to momentalnie szukałem nowej pracy, rozglądając się na rynku i szukając firm, które płaciły osobom z moim doświadczeniem więcej od obecnej.
Oczywiście wysokość zarobków nie jest i nigdy nie była jedynym kryterium, które brałem pod uwagę przy wyborze pracodawcy, ale nie oszukujmy się – w drodze do FIRE jest ona kluczowa i jeśli mogę kupić sobie 1 lub 2 lata emerytury wcześniej, zmieniając pracodawcę, to brzmi to jak dobra oferta.
To właśnie głównie dzięki wysokim zarobkom oraz skutecznym opieraniu się inflacji stylu życia udało mi się utrzymać przez tyle lat wysoką stopę oszczędności. Od początku kariery zawodowej kluczowe było dla mnie częste „chodzenie po podwyżki”, które zwykle łączyło się z awansami lub zwiększeniem zakresu obowiązków. Jeśli nie było możliwości otrzymania podwyżki w obecnym zespole/na obecnym stanowisku, to zwykle albo zmieniałem dział w firmie, albo po prostu szukałem nowego pracodawcy, gdzie w 90% dało się bezproblemowo otrzymać (często wysoką) podwyżkę. Na wykresie moje zarobki z pracy narysowałem kolorem czerwonym, przedstawiając je relatywnie do wydatków (kolor granatowy):
Chciałbym podkreślić, że nie należę do osób, które sobie wszystkiego odmawiają i wraz z podwyżkami robiłem wszystko w celu zachowania balansu i radości życia, czyli pozwalałem sobie na wydatki, które dawały mi radość i satysfakcję, np. na podróżowanie po świecie. Opisałem to kiedyś we wpisie „Filozofia FIRE, czyli jak dojrzeć finansowo” podkreślając, jak ważne jest w dążeniu do FIRE także nieodmawianie sobie radości życia i nieodkładanie życia na później (bo później może po prostu nie nastąpić lub możemy nie mieć już takiego zdrowia i chęci do życia, jak obecnie). Co z tego, że FIRE mógłbym osiągnąć np. w wieku 35 zamiast 40 lat, jeśli przez najlepsze lata młodości (20-35 lat) harowałbym bez pozwalania sobie na żadne przyjemności?
Mimo umiarkowanego podejścia do FIRE jestem obecnie bliżej tego celu niż kiedykolwiek wcześniej. Piszę „umiarkowanego”, bo w USA wiele osób osiąga FIRE, przechodząc na wczesną emeryturę nawet w wieku 30-35 lat! Rekordziści osiągają to nawet wcześniej, czyli przed trzydziestką, co wydaje się bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Pytanie, czy zdrowym dla młodego człowieka jest odpuszczanie sobie służbowych obowiązków i „nicnierobienie” już w wieku 28 lub 29 lat, ale zakładam, że na typowym FIRE mało kto leży przed telewizorem, ogląda seriale i je czipsy. Osoby, które osiągnęły wolność finansową to prawdopodobnie jednostki ambitne, które znajdą sobie nowe zajęcie, zarobkowe lub nie i na pewno nie będą się nudzić.
Na którym etapie drogi do FIRE obecnie jestem?
W ciągu ostatnich kilku lat wydatki nieco „uciekają” moim przychodom z inwestycji (dywidend i odsetek), które jednak są nieco „skrzywione” tym, że nie osiągam ich z całego portfela inwestycyjnego (nie wszystkie składniki portfela płacą odsetki i dywidendy). Gdy w 2013 roku zacząłem pełnoetatową pracę, to dochód z inwestycji był w stanie pokryć niespełna 6% moich wydatków. Z czasem urosło to tak, że inwestycje mogłyby utrzymać mnie w około 67% (i to wyłącznie z dywidend i odsetek). Niech to będzie motywacją dla tych, którzy są sceptyczni do idei FIRE i uważają to za coś niemożliwego i plan będący w sferze marzeń:
Owszem, nie byłoby to możliwe bez wysokich zarobków, ale nie każdy o zarobkach takich jak ja, lub wyższych, potrafi i chce odkładać tak dużo przez tyle lat, budując swoją „kulę śnieżną” majątku. Nie byłoby to możliwe także bez pewnych wyrzeczeń związanych z niekupowaniem samochodu lub mieszkania ponad stan, ale na tym polega idea FIRE – szukać oszczędności tam, gdzie się da, ale bez rezygnowania z przyjemności życiowych. W kontekście poprzedniego wpisu o mojej drodze do FIRE, czyli „Na szlaku do finansowej niezależności – aktualizacja 2022„, publikuję też podobną tabelę ze zaktualizowanymi poziomami majątku (nie aktualizowałem ich wstecz, przez co niektóre kwoty mogą nie zgadzać się z obecnym, „wywindowanym” inflacją w Polsce, poziomem wydatków):
Poprzez 6 mln złotych w fazie „wolności finansowej” mam na myśli 6 milionów dzisiejszych złotych ponad wartość nieruchomości, w której mieszkam, a więc portfel inwestycyjny o takiej wartości. Skąd akurat 6 milionów złotych? Myślę, że stąd, że ufam bardziej konserwatywnej regule 4%, a dokładniej regule 3%, a więc temu, że maksymalne roczne wydatki mogą stanowić około 1/33 uzbieranego kapitału, czyli w tym przypadku około 180 tys. złotych wydatków rocznie może być pokryte przez kapitał o wartości 6 mln złotych, aby nigdy nie spaść do 0.
Czy faktycznie wydajemy w naszej rodzinie aż 180 tysięcy złotych rocznie (15 tysięcy złotych miesięcznie)? Odpowiedź brzmi: na ogół nie, ale tyle mniej więcej wynoszą planowane roczne wydatki przy założeniu powiększenia rodziny i ewentualnym powiększeniu lokum, w którym będziemy mieszkać (zamiany mieszkania na większe), więc dmuchając na zimne, to właśnie tyle „dzisiejszych złotych” muszę uzbierać, aby móc przejść na FIRE. W tym kontekście opiszę też mniej więcej kształt portfela, który mi do tego FIRE posłuży.
Prawdopodobnie niektórzy zauważą, że „nie tak dawno temu” planowałem uzbieranie około 4 mln złotych w aktywach finansowych (przy założeniu posiadania własnego lokum), więc skąd nagle tutaj 6 mln złotych? Cóż – w mojej rodzinie pojawił się nowy człowiek (nasz kochany Synek), a że może nie jest to ostatni członek rodziny, to muszę planować trochę na wyrost.
Portfel inwestycyjny przyszłego rentiera
Od dawna wspominam o tym, że buduję mój portfel tak, aby płacił możliwie wysokie odsetki i dywidendy. Jest to po części kwestia behawioralna związana z chęcią otrzymywania czegoś à la wypłaty, tylko płynącego ze zgromadzonego w instrumentach finansowych kapitału, a po części czysty pragmatyzm płynący stąd, że na FIRE po prostu nie będzie mi się chciało stale logować na rachunek maklerski i zastanawiać się, które instrumenty sprzedać, by mieć za co żyć. Pokażę Ci teraz widok ogólny mojego portfela inwestycyjnego, z którego wypłat chcę żyć już niedługo (maksymalnie w ciągu kilku lat).
Jak wygląda mój portfel na FIRE?
Nie jestem zwolennikiem prowadzenia wielu portfeli inwestycyjnych, więc prowadzę jeden „duży” portfel, który dzielę na część akcyjną i obligacyjną zgodnie z metodą „pętli histerezy”, którą opisałem m.in tutaj i tutaj. Dodam, że ten wpis przygotowałem jakiś czas temu, więc proporcje mogą być obecnie nieco inne od tego, które tu prezentuję.
Składniki każdej z części portfela są dobierane uznaniowo, choć przyznaję, że część akcyjna jest coraz bardziej pasywna i duży udział w niej mają popularne fundusze ETF typu distributing. Konta IKE i IKZE stanowią niewielki ułamek części akcyjnej portfela, bo nie chcę marnować tych długoterminowych preferencyjnych podatkowo kont na obligacje skarbowe. Tłumaczyłem to wielokrotnie i nie mam problemu z osobami, które postępują inaczej, przy czym według mnie jest to nieoptymalne matematycznie (ale nie wszystko w inwestowaniu musi być – patrz: moje „przekrzywienie” w stronę dywidend i odsetek, które przecież są podatkowo nieoptymalne).
W części obligacyjnej papiery dłużne dobieram zgodnie z treścią wpisu „W jakie obligacje zainwestować? Obligacje a inflacja i stopy procentowe„, a jedyna jej stała część to bardzo korzystnie oprocentowane obligacje 12-letnie ROD (800+), które kiedyś opisałem we wpisie „Jak zainwestować pieniądze z 500+? Obligacje rodzinne ROS i ROD„. Reszta części obligacyjnej mojego portfela to w czasach niskich stóp procentowych obligacje korporacyjne z Catalyst o niskim ryzyku (ale oprocentowaniu wyższym od obligacji skarbowych), a w czasach wysokich stóp procentowych — obligacje skarbowe stałoprocentowe notowane na rynku.
Portfel jak portfel – nic specjalnego. Kilka ETF-ów, kilka spółek i trochę obligacji (myślę, że wielu stałych bywalców tego bloga prowadzi portfele bardzo podobne do mojego). Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, w co inwestuję, to sprawdź serię „wpisów portfelowych”, które wydaję 2 razy w roku, opisując tam dokładniej swoje inwestowanie. Znacznie ciekawszy z perspektywy czytelnika może być jednak plan na wykorzystanie tych środków, gdy już osiągnę FIRE, bo wiem, że wiele osób nie potrafi zaplanować, a nawet wyobrazić sobie życia z kapitału.
Jak będę wypłacać środki z portfela na FIRE?
Częstym nieporozumieniem jest to, że w planie na FIRE nie ma miejsca na konta IKE i IKZE. Nawet dla kogoś, kto chce przejść na FIRE naprawdę wcześnie, czyli w wieku 35, 40 lub 45 lat, specjalne konta emerytalne IKE i IKZE mają swoje ważne zastosowanie. Przecież z czegoś trzeba żyć także po sześćdziesiątce, więc znakomicie do tego sprawdzi się konto, które pozwoli Ci ominąć w przyszłości cały zaległy podatek giełdowy i podatek Belki. Obecnie kolejność wpłat na moje konta w ciągu roku wygląda następująco:
- Dochody (z pracy) -> IKE (priorytet) -> IKZE (drugie w kolejności, bo nie rozliczam się z PIT na skali, więc nie jestem w drugim progu podatkowym) -> Regularne konto maklerskie.
Po przejściu na FIRE – pomimo braku dochodu z pracy – zamierzam dalej wpłacać na IKE w ten sposób:
- Dochody (z kapitału) -> życie + wpłaty na IKE tak, aby wypełnić ich roczne limity (jeśli nie wystarczy na nie z dochodu z kapitału, to będę sprzedawał aktywa na regularnym koncie maklerskim, aby zasilić moje IKE).
Powyższe jest optymalne z punktu widzenia długoterminowej stopy zwrotu, bo im więcej uzbieram na IKE i IKZE, tym lepiej w przyszłości dla mojej rodziny. Nawet jeśli to nie ja skorzystam ze środków zgromadzonych na tych kontach (lub jeśli będzie ich tak wiele, że nie dam rady ich do końca życia zużyć), to po prostu przekażę ję (wraz z preferencjami podatkowymi) moim spadkobiercom.
Części mojego portfela mają zmienny udział, a im tańsze są indeksy akcji, tym więcej mam ich w portfelu, więc zakładam, że kiedyś mój portfel prawdopodobnie będzie stanowił 90% akcji, ale będą momenty, w których akcji będzie tak mało, jak 20% lub 30%. Jak powyższe plany mają się do terminu, w którym powinno mi się udać osiągnąć FIRE?
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Kiedy osiągnę FIRE?
Oryginalny plan zakładał FIRE w wieku 35 lat, co następnie opóźniłem do 40 roku życia, żeby zredukować presję i zachować radość z życia, nie wymagając od siebie nadmiernych oszczędności i wyrzeczeń. Obecnie FIRE jest już na wyciągnięcie ręki i do jego osiągnięcia wystarczyłoby nam maksymalnie kilkanaście miesięcy pracy i rozsądnego oszczędzania i inwestowania. W przyspieszeniu FIRE oczywiście też pomagają mi dochody z bloga (opisałem je szczegółowo tutaj), ale uprzedzę pytanie i odpowiem, że nie jest tak, że bez nich na FIRE w wieku 40 lat nie miałbym szans. Moje kalkulacje pokazują, że nawet jakbym nigdy nigdy nie stworzył tej strony, to FIRE w wieku 40 lat byłoby realne, w czym pomogłyby mi wysokie zarobki z pracy i racjonalnie ograniczane wydatki.
FIRE mogę osiągnąć już niebawem, ale prawdopodobnie (na 99,9%) dalej będę pisał tutaj wpisy i zajmował się blogiem i podcastem, więc niektórzy nie nazwaliby tego „FIRE” a co najwyżej „Barista FIRE”. Ja jednak jestem daleki porównywania mojej blogowej działalności do pracy, bo nie traktuję tego, jak konieczności i obowiązku, a jak bardzo dobrą zabawę i przyjemność, co – mam nadzieję – jest odczuwalne przy odbiorze tych treści. Na koniec wpisu chciałbym podzielić się kilkoma przemyśleniami dotyczącymi mojej dotychczasowej drogi do FIRE i przyznać, co mogłem zrobić o wiele lepiej.
Teoria a praktyka osiągania FIRE
Teoria osiągania FIRE jest dość prosta:
- Ustalasz (mniej więcej), jak wysokie miesięczne wydatki pozwolą Ci żyć szczęśliwie.
- Liczysz (wg reguły 2%, 3%, 4% czy dowolnej innej reguły), jak duży kapitał musisz uzbierać w tym celu.
- I robisz wszystko, aby jak najszybciej zbudować portfel inwestycyjny takich rozmiarów. W praktyce jest to głównie zarabianie pieniędzy i upewnianie się, że uzbierany kapitał nie topnieje. Najlepiej, jeśli pobija inflację i osiąga jak największą stopę zwrotu z inwestycji, ale dążący do FIRE zwykle są zajęci pracą i inwestują pasywnie (i słusznie).
Na papierze wygląda to dość prosto, ale po ponad 11 latach dążenia do FIRE wiem już, że proces obarczony jest dużą niepewnością oraz oczywistymi i mniej oczywistymi „pułapkami”. Pozwól, że podzielę się z Tobą kilkoma błędami, które sprawiły, że FIRE osiągnę nieco później, niż gdybym dokonał poprawnych założeń już 12 lat temu, czyli na początku mojej kariery zawodowej.
Najważniejsze lekcje w mojej drodze do FIRE
Absolutnie najważniejszą radą, którą chciałbym Ci przekazać, jest to, że w planowaniu zarobków nie można zakładać prawie niczego. Nie muszą one wiecznie rosnąć, a w przypadku ich znacznego spadku należy jak najszybciej poszukać możliwości na ich zwiększenie. Choć moje zarobki z pracy były ponadprzeciętnie wysokie od początku (dlatego, że zacząłem karierę zawodową w Szwecji, a nie w Polsce), to przez zbyt wiele lat nie „optymalizowałem stopy oszczędności”, akceptując wysokie koszty życia w Szwecji oraz wysokie koszty podatkowe. Przełomem w mojej drodze do FIRE była zmiana formy pracy (z etatowej na freelancing, czyli luźniejszą pracę o mniejszej stabilności, ale możliwości osiągnięcia znacznie wyższych stawek), ale ten przełom nastąpił trochę za późno, bo po około 8 latach na typowym etacie.
Przyznaję, że byłem w przeszłości trochę oporny co do zmian pracy (stąd w moim CV zobaczysz raczej przynajmniej 3-letnie staże pracy per pracodawca niż „skakanie z kwiatka na kwiatek” przez kilkanaście lat). Niektórzy uznają to za atut, inni za problem, ale fakt jest taki, że czysto finansowo mogło to sprawić, że moje zarobki nie rosły tak szybko, jak mogłyby, gdybym choć trochę częściej zmieniał pracodawcę i stanowisko pracy.
Przyznaję też, że nadałem mojemu inwestowaniu wyższą wagę niż mojemu zarabianiu, co (mimo dobrych wyników inwestycyjnych) dość mocno opóźniło moją drogę do FIRE i z czego korzyści poczuję (paradoksalnie) już będąc na FIRE za kilka lat. Chodzi o to, że nauczyło mnie to skuteczniejszego pomnażania pieniędzy, ale robiłem to, gdy jeszcze oszczędności były niewielkie, więc tego wpływ na plan dot. FIRE był bardzo mały. Powoli robi się coraz większy i każdy dodatkowy zysk jest już odczuwalny, nie mówiąc o tym, że przyda się to na FIRE, gdy kontrola ryzyka i maksymalizacja wyników będzie kluczowa do tego, by kapitał nigdy mi się nie wyczerpał. Po prostu, gdybym wcześniej jeszcze bardziej skupił się na wzroście zarobków, inwestując w pełni pasywnie, to być może uzbierałbym do dziś większy kapitał niż w scenariuszu, w którym zarobki rosły nieco wolniej (niż mogłyby), ale na inwestowaniu zarabiałem nieco więcej niż indeks (średnia).
Kolejną radą jest to, żeby traktować FIRE jak motywację do zarabiania i oszczędzania, ale nie „spinać” się o jego termin i nie warunkować od osiągnięcia FIRE swojego szczęścia. Osoby, które nie dostrzegają zalet życia codziennego i łudzą się, że na FIRE będzie wspaniale tylko dlatego, że nie będą już musiały pracować, mogą się zdziwić, jeśli nie przemyślały jeszcze swojego planu życia na wczesnej emeryturze. Dlatego ostatnią radą dla dążących do FIRE jest naprawdę dobrze się zastanowić, jak ma wyglądać nasze życie na „emeryturze” i mieć na nie solidny, ustalony wcześniej plan. Na FIRE można zrobić dużo dobrego i wbrew obiegowej opinii o FIRE, nie musi być to marnowanie czasu przed telewizorem i jedzenie czipsów ;-).
Obserwuj mnie na Twitterze (X):
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Podsumowanie
Dzięki za doczytanie tego wpisu do końca. Jestem ciekaw, co myślisz o mojej drodze do FIRE i czy sam dążysz do wczesnej finansowej niezależności. A może jest ona dla Ciebie mrzonką i czymś w Polsce nieosiągalnym i zarezerwowanym dla najwięcej zarabiających? A może kochasz swoją pracę i planujesz pracować tak długo, jak zdrowie pozwoli? Daj znać w komentarzach, bo jak zwykle liczę na ciekawą dyskusję!
Co do mojego FIRE to dalej jestem pewny, że tego właśnie chcę i w planach mam między innymi podróżowanie więcej niż wcześniej (oczywiście z rodziną). Daj znać, jakie są Twoje plany na FIRE i jak widzisz się na przyszłej (lub już trwającej) wczesnej emeryturze!
Do następnego!
/Mateusz
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.