Czynniki, które niszczą Twój wynik inwestycyjny.
Mimo że obiecywałem Ci nie tak dawno na pewien czas nieco odejść od kategorii inwestowanie, a równolegle zacząć pisać cykl o obligacjach (jest w produkcji, obiecuję!) to mam silną potrzebę napisania wpisu o mentalnej stronie inwestowania. Psychologia inwestowania to temat kluczowy w powodzeniu każdego inwestora, a takie problemy jak FOMO (ang. Fear of Missing Out), czy mentalne księgowanie (ang. mental accounting) należy poznać i szybko zredukować u siebie do minimum, aby stać się lepszym inwestorem. Dlaczego wydaję dziś wpis na ten temat? Myślę, że moje blisko 10-letnie doświadczenia giełdowe są wystarczająco świeże, by pamiętać większość słabości, które w sobie zwalczałem, a z drugiej strony na tyle długie, by wnieść do tematu jakąś wartość i garść przydatnych przemyśleń i rad dla każdego, kto chce zacząć inwestować lub już inwestuje.
Wpis ten tytułem nawiązuje do świetnej, ale obecnie w Polsce niedostępnej książce Johna R. Nofsingera, którą czytałem, posiadam w swoich zbiorach i umieściłem w polecanych. Choć wpis ten będzie czasem nawiązywał do jej treści, jest on raczej zbiorem moich osobistych przemyśleń i metod na to, by stawać się coraz lepszym inwestorem. W każdej z trzech części, na które podzieliłem wpis, czyli: tej związanej z doborem papierów wartościowych, z zawieraniem transakcji na giełdzie oraz z prowadzeniem portfela inwestycyjnego, przedstawię Ci zarys głównych słabości ludzkiej psychiki oraz moje metody na ich zwalczanie. To właśnie od zredukowania ich wpływu na Twoje inwestowanie lub przynajmniej umiejętności ich tymczasowego wyłączenia będzie zależał Twój inwestycyjny sukces w długim terminie. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie i życzę miłej lektury!
Podcast
YouTube
W skrócie
Z tego artykułu dowiesz się:
- W jakich trzech kategoriach objawiają się zwykle problemy z psychiką inwestora.
- Jakie „psikusy” płatać Ci będzie Twój mózg i jak mogą one wpłynąć na Twoje inwestowanie.
- Jakie metody i narzędzia mogą wesprzeć Cię w nauce lepszego inwestowania.
Powiązane wpisy
- Jak nie martwić się o swoje pieniądze? Finansowe zen
- Cała prawda o poduszce finansowej, czyli jak ułatwić sobie inwestowanie
- Czy giełda to obecnie bańka spekulacyjna?
- Jak ustalić wielkość bezpiecznej części portfela inwestycyjnego?
- Dlaczego Polacy nie inwestują? Fałszywe przekonania o inwestowaniu
- Inwestycyjny wstęp (1/6) – spekulacja, a inwestowanie
- Akcje (1/10) – Jak inwestować w akcje? Czy da się pokonać rynek?
- Czy szklana kula wygra z prostym inwestowaniem co miesiąc?
Trzy kategorie słabości inwestora
Słabości ludzkiej psychiki, które wychodzą przy inwestowaniu jest tak wiele, że zmuszony byłem podzielić ten wpis na trzy obszerne części. Choć jego tytuł mógłby brzmieć „10 sposobów na […]” to nie będzie to tekst z gatunku zupełnie lekkich. Zanim przejdziemy do konkretów, przedstawię Ci pokrótce zawartość, czyli to, czego możesz się spodziewać po każdym z rozdziałów:
- Problemy z dobieraniem akcji występują głównie u inwestorów początkujących i jeszcze mało (lub zbyt) pewnych siebie. Jeśli dopiero zaczynasz inwestować lub się nad tym zastanawiasz, to rozdział ten dedykowany jest właśnie Tobie.
- Problemy z zawieraniem transakcji na giełdzie dotyczą osób, które są już na giełdzie obecne. Poruszę tu tematy takie jak zbyt częste zawieranie transakcji lub „potrzeba odkucia się” po zanotowanej stracie. Dotyczy wszystkich po równo, ale głównie aktywnych inwestorów.
- Problemy z prowadzeniem portfela inwestycji dostrzeże jedynie doświadczony inwestor, który zarządza majątkiem przynajmniej od kilkunastu miesięcy. Przeczytasz tu przykładowo o „mentalnym księgowaniu”, które może nieświadomie ograniczać potencjał Twojego portfela oraz o planowaniu wyjścia z inwestycji, które tak wiele z nas pomija. To drugie – choć bagatelizowane przez ekspertów – corocznie pozbawia milionów inwestorów ich wypracowanego na papierze zysku, więc warto mieć to na uwadze, zawierając transakcje.
Wszystkie trzy rozdziały postaram się napisać w sposób ciekawy i dotykający codzienności każdego inwestora. Zaczniemy od pułapek związanych z selekcją instrumentów finansowych do swojego portfela.
Problemy z doborem akcji
Przełomowym momentem w moich wczesnych latach inwestowania, czyli latach 2011 i 2012 było zauważenie, że często kupuję akcje bez wystarczająco dobrego ku temu powodu. Ta pozornie prosta obserwacja sprawiła, że wręcz okopałem się książkami o analizie fundamentalnej i w ciągu roku przeprowadziłem swoje pierwsze 100 minianaliz spółek z GPW. Od tego momentu nigdy nie kupiłem już papierów wartościowych tylko dlatego, że ktoś mi je polecił, albo znany mi ekspert medialny (lub internetowy) o nich wspominał. Zacznijmy od tego, że giełda, a właściwie Pani Giełda bywa bardzo kapryśna.
Ignorowanie wycen spółek, Pani Giełda
Czy słyszałeś o hipotezie rynku efektywnego? Głosi ona, że wszystkie dostępne informacje są zawsze „w cenach akcji”, a więc nie da się pokonać indeksu poprzez własnoręczną selekcję spółek. Gdyby hipoteza rynku efektywnego była prawdziwa, to tysiące inwestorów profesjonalnych wyszłoby na „farciarzy”, którzy przypadkowo osiągają od nieraz dziesiątek lat ponadprzeciętne wyniki inwestycyjne. Jeśli już jesteś obecny na rynkach, to podskórnie możesz wyczuwać, że z tą hipotezą „jest coś nie tak”, a o wiele bliższy sercem jestem do analogii Benjamina Grahama, który przedstawia rynek jako kapryśną „Panią Giełdę”.
Nie musisz handlować z rozemocjonowaną "Panią Giełdą"
Jednym z moich momentów katharsis na rynkach akcji było spostrzeżenie, że jeśli nie chcę, nie muszę brać w nich w danym momencie udziału. Poprzez udział rozumiem zarówno kupowanie, jak i posiadanie lub sprzedawanie akcji. W swoim ponadczasowym dziele „Inteligentny Inwestor”.
Ben Graham wspomina o fikcyjnej postaci, która uosabia i steruje rynkami. „Pani Giełda”, bo o niej mowa, bywa bardzo emocjonalna i każdego dnia i tygodnia jej nastroje wahają się w pełnym zakresie, czyli od euforii do paniki. Niestety dla inwestora, to właśnie ona przychodzi z ofertami kupna i sprzedaży, pozwalając mu na zawieranie transakcji. Jej rolę świetnie wyjaśnił w samym „Inteligentnym Inwestorze” autor książki w swym świetnym i prostym do zrozumienia cytacie:
Gdy zaczynałem swoją przygodę z inwestowaniem, z jakiegoś powodu czułem potrzebę kupienia akcji za każdą posiadaną złotówkę (dosłownie), niezależnie od obecnej sytuacji na giełdzie czy w gospodarce. Benjamin Graham nauczył mnie tego, że to ode mnie zależy kiedy chcę brać udział w tym tańcu, a kiedy jedynie obserwować. „Pani Giełda” jest z natury mocno rozemocjonowana, a fakt, że jednego dnia prezentuje Ci cenę akcji danej spółki jako 100$, a tydzień później jako 200$ raczej nie świadczy o niej najlepiej. Za zabawną anegdotą stoi pewna ukryta prawda: rynkiem sterują emocje, ale nie trzeba się im zawsze poddawać, zarówno kupując, jak i sprzedając akcje. Mój znajomy, będący aktywnym inwestorem śmiał się kiedyś, że najlepsze wyniki osiągnąłby, zapominając na lata, że w ogóle posiada akcje i chyba coś w tym jest ;).
Kupowanie akcji, bo ich ceny rosną
Początkujący inwestorzy często interesują się głównie spółkami, których kurs cen rośnie ostatnio najbardziej. Chodzi o sprawdzanie zestawień dziennych w rodzaju tego dla GPW lub tego dla rynku NewConnect. Początkujący inwestor w końcu natrafi też na tzw. Ticker Rank, czyli ranking najczęściej wyszukiwanych walorów, sądząc, że warto inwestować w „najgorętsze” akcje. To prosta droga do zostania spekulantem w złym tego słowa znaczeniu (patrz: wpis „Inwestycyjny wstęp (1/6) – spekulacja, a inwestowanie„) i coś, co stanowczo odradzam zwłaszcza początkującym.
W mojej prywatnej drodze jako inwestora najlepszymi okazjami były zwykle spółki, o których nikt nie mówił, a które miały mocne fundamenty. Zapalnikiem mojej analizy były prawie zawsze prywatne spostrzeżenia lub wynik skanowania skanerem na Biznesradar.pl, a prawie nigdy ranking popularności spółek. Strzeż się zatem kupowania akcji jedynie dlatego, że ich ceny rosną, bo równie często na tym zarobisz, jak stracisz, a inwestowanie z trendem jest dobre tylko dopóki ten trwa.
Sprzedawanie akcji, bo ich ceny spadają
Choć może to dla Ciebie brzmieć absurdalnie, to uważam, że zysk lub stratę notuje się w rzeczywistości w momencie zakupu, a nie sprzedaży instrumentu finansowego. Księgowo jest to bzdura, logicznie też, ale takie podejście wymusza dokonywanie gruntownej analizy zarówno przed zakupem, jak i przed sprzedażą aktywów ze swojego portfela. Weźmy marzec 2020 roku, gdy większość znanych mi inwestorów panicznie wyprzedawała akcje tylko dlatego, że ich ceny dynamicznie spadały. Taka sprzedaż nie jest zła sama w sobie, pewnie czasem jest nawet dobrym posunięciem, ale zazwyczaj pokazuje, że inwestor sam nie wie dlaczego te akcje kiedyś w ogóle nabył. Dlatego moją metodą na bezwiedne kupowanie i sprzedawanie akcji będzie dokonanie gruntownej analizy instrumentu finansowego przed jego sprzedażą i każdorazowe zastanowienie się, czy te spadki są czymś więcej niż kaprysem „Pani Giełdy”.
[Metoda] Dokonuj gruntownej analizy zawsze przed zakupem i sprzedażą instrumentu finansowego
W całym wpisie nawiasami kwadratowymi zawierającymi tekst [Metoda] będę oznaczał moje wskazówki dotyczące zwalczania każdego z problemów psychologicznych związanych z inwestowaniem. W przypadku uzależnienia od kapryśnej „Pani Giełdy” zalecam wprowadzenie następujących środków:
- Koniecznie naucz się analizy fundamentalnej w stopniu przynajmniej początkującym. Dokonuj jej (choćby w skróconej wersji), zanim zakupisz oraz sprzedaż wybraną przez siebie spółkę. W ten sposób zachowasz spokój przy spadkach, bo jako jeden z nielicznych będziesz rozumiał dlaczego kupiłeś walory tej spółki i czy cena jej akcji spada przez emocje inwestorów, czy np. pogarszające się jej wyniki. W nauce analizy fundamentalnej pomogą Ci te trzy książki: 1, 2, 3.
- Oducz się sprawdzania rankingu popularności spółek i reagowania na plotki i tym podobne. W ten sposób zostaniesz spekulantem, który uzależni się od ciągłego odświeżania kursów swoich spółek i stracisz z zasięgu wzroku „większy obrazek” swojego planu finansowego.
Przesadna wiara w autorytety
To jeden z moich „ulubionych” problemów z psychiką inwestora, który wszechobecny jest zwłaszcza w naszych rodzimych social media. Eksperci rynkowi, pracownicy banków, blogerzy finansowi oraz Twoi znajomi, którzy wiedzą, że inwestujesz. Wszyscy oni w pewnym momencie mogą przemyć Ci świadomie lub mniej jakiś pomysł na inwestowanie Twoich pieniędzy. Chciałbym Cię o tym ostrzec, bo, mimo że czyjeś pomysły mogą brzmieć rozsądnie i logicznie to obracane przez Ciebie pieniądze są Twoje, a nie takiego „mądrali”. Zacznijmy od inwestora, który sam szuka podobnej porady, bo brakuje mu pewności siebie, by zawrzeć transakcji samemu.
Pytanie o opinię na forach dyskusyjnych i grupach na Facebooku
W jednym z moich wcześniejszych wpisów, a konkretnie w „Inwestycyjny wstęp (5/6) – Metody analizy papierów wartościowych” wspominałem już o czymś w rodzaju analizy sentymentu inwestorów. Jego ekstremalną wersją jest aktywne wypytywanie innych osób, zwykle nieznajomych internautów, o opinię dotyczącą spółki, która Cię zainteresowała. Przyznam, że w samym pytaniu nie ma jeszcze nic złego, ale podejmowanie decyzji inwestycyjnych bazując głównie na opiniach innych to czyste szaleństwo. Przykład takiego pytania zadanego w jednej z grup na Facebooku poniżej:
Polecam zastanowić się przed zadaniem podobnego pytania, by dojść do tego po co właściwie je zadajemy. Jesteś niepewny wobec spółki lub brakuje Ci umiejętności, by zrozumieć jej sprawozdanie finansowe? Poświęć więcej czasu na naukę analizy fundamentalnej. Wykonałeś analizę, ale nie jesteś pewien, czy nic Ci nie umknęło? W porządku, ale zawrzyj w pytaniu informacje, na których bazie chciałbyś dokonać transakcji (wybrane przez Ciebie wskaźniki, porównanie do innych spółek w segmencie itp.). Tym sposobem być może pomożesz innym, a oni pomogą Ci i nikt nie będzie Cię miał za spekulanta, który nie wie, co robi. Takie poinformowane pytania umieszczamy na niedawno utworzonej przeze mnie grupie inwestycyjnej na Facebooku.
Internetowi "guru" dający porady inwestycyjne
Istnieje coś jeszcze gorszego niż aktywne pytanie innych o zdanie na temat planowanej inwestycji. Chodzi mi o traktowanie wpisów na blogach czy postów w grupach facebookowych jako rekomendacji i działanie na ich podstawie, które może się dla Ciebie bardzo źle skończyć. Czasami nazywam to „naganianiem” internautów na inwestycje, w które się samemu weszło, co jest czynnością nielegalną według Ustawy o obrocie instrumentami finansowymi z dnia 29 lipca 2005 r. Zaraz przytoczę Ci jej fragment, ale póki co zobacz przykład „naganiania” dokonywanego przez jednego z uczestników jednej z grup inwestycyjnych na Facebooku:
Szczegóły dotyczące zakazu manipulacji kursem giełdowym znajdziesz w Artykule 39. 1. wcześniej wspomnianej ustawy. Jej fragment dotyczący tego, co nazywam „naganianiem” stanowi:
Zakazana jest manipulacja instrumentem finansowym, zwana dalej „manipulacją”. 2. Manipulację stanowi:
4) rozpowszechnianie za pomocą środków masowego przekazu, w tym internetu, lub w inny sposób fałszywych lub nierzetelnych informacji albo pogłosek, które wprowadzają lub mogą wprowadzać w błąd w zakresie instrumentów finansowych.
8) uzyskiwanie korzyści majątkowej z wpływu opinii dotyczących instrumentów finansowych lub ich emitentów wyrażanych w środkach masowego przekazu w sposób okazjonalny lub regularny, na cenę posiadanych instrumentów finansowych, jeśli nie został publicznie ujawniony w sposób pełny i rzetelny występujący konflikt interesu.
Pamiętaj, że do internetowych guru należą również dziennikarze i blogerzy, więc nie bierz wszystkiego, co piszą tego typu „eksperci” za pewnik. Pogrubiony fragment ustępu 8 ustawy co prawda zezwala na takie działanie, ale przy ujawnieniu, że osoba pisząca posiada akcje emitenta w chwili publikacji artykułu. Najważniejsze to przepuszczać wszystkie informacje przez filtry własnej logiki i analizy i nie pozwalać sobie działać pod wpływem zewnętrznych impulsów w postaci pomysłów innych ludzi. Tylko jak radzić sobie ze znajomymi, którzy mają „pewniaka”?
Znajomi inwestorzy posiadający "tajną informację" albo "pomysł na pewną inwestycję"
Nawet jeśli jesteś początkującym inwestorem to z czasem albo „zarazisz” obecnych znajomych swoją pasją, albo poznasz kogoś, kto również para się inwestowaniem. Z jednej strony jest to bardzo przydatne, bo w podobny sposób poznali się Warren Buffett i Charlie Munger, czyli słynny tandem amerykańskich inwestorów profesjonalnych. Ten duet od wielu dekad osiąga świetne wyniki inwestycyjne, wspólnie konsultując niemal każdą zawartą pozycję, co tylko wzmacnia ich siłę jako inwestorów indywidualnych. Problem w tym, że nie każdy inwestor ma wiedzę i talent tej dwójki, a (znając życie) Twój znajomy równie często podsunie Ci coś ciekawego, co takie „zgniłe jajo”, którego lepiej nie ruszać. Remedium na tego typu podprogowe rekomendacje jest, podobnie jak w poprzednich przypadkach, sprawdzanie każdej informacji samemu. Jak tego dokonać?
[Metoda] Sprawdzaj informacje w innych źródłach. Stań się finansowym nonkonformistą.
Oto co proponuję osobom, które czują, że wpływ innych na inwestowanie ich własnych pieniędzy jest zbyt wysoki:
- Zrób sobie „checklistę”, czyli listę punktów, pod których kątem będziesz oceniać każdą potencjalną inwestycję. Możesz bazować na generycznych kryteriach inwestycyjnych, które znajdziesz w internecie lub na własnej inwencji twórczej. Ważne byś wiedział, dlaczego kupujesz spółkę lub ETF-a, zanim dokonasz zakupu jednostek do swojego portfela.
- Jeśli nie możesz się powstrzymać od spontanicznego zakupu akcji, bazując jedynie na wypowiedzi charyzmatycznego eksperta (np. na YouTube), to przynajmniej odrób każdorazowo pracę domową. Bardzo ważne jest, byś poświęcił te kilkanaście minut na sprawdzenie w internecie źródeł i prawdziwości informacji (zwykle: plotek), na których bazie zaraz otworzysz pozycję.
- Spróbuj wyrobić sobie nawyk krytycznego spoglądania na wszystkie informacje, niezależnie od źródła ich pochodzenia. Jeśli Twój przyjaciel stale „zalewa” Cię rekomendacjami to zwyczajnie poproś go, by przestał to robić, bo przeszkadza Ci to w skupieniu się na tym, co naprawdę ważne. Z drugiej strony nie bój się otwarcie podważać i podawać w wątpliwość rekomendacji ludzi pozornie od Ciebie bardziej doświadczonych. Siłą grupy inwestorów jest właśnie owe „krytyczne oko”, które niejednego uchroniło przed utratą znacznej części majątku.
Czas na omówienie FOMO, czyli częstego wśród inwestorów „strachu przed przegapieniem okazji”. Jeśli na razie uważasz ten wpis za pomocny, zapraszam Cię do polubienia mojej strony na Facebooku (box poniżej), które sprawi, że nigdy nie przegapisz żadnych nowinek związanych z moim blogiem i podcastem.
Polub moją stronę na Facebooku!
Znajdziesz tam mnóstwo przydatnych informacji o finansach i inwestowaniu
FOMO czyli Fear of Missing Out
FOMO dotyczy wielu dziedzin życia, ale jego wariant inwestycyjny jest szczególnie kosztowny. FOMO, czyli z angielska „Fear Of Missing Out” oznacza strach przed przegapieniem lub przeoczeniem czegoś. W ujęciu giełdowym chodzi tu oczywiście o przegapienie tzw. górki lub trendu wzrostowego. Mówią, że obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, więc załączam moją interpretację FOMO opisaną na wykresie giełdowym:
Problemy z FOMO są następujące:
- Zwykle „aktywuje się” w mózgu inwestora za późno, czyli gdy trend wzrostowy jest już oczywisty od tygodni, jeśli nie miesięcy.
- Zazwyczaj dokonuje „nadpisania” logicznej analizy związanej z wyceną aktywa i popycha inwestora do emocjonalnej i szybkiej decyzji o zakupie spółki. „A co jeśli pociąg odjedzie?”, „co jeśli przegapię okazję życia?”. Podobne okazje zdarzają się nagminnie, więc zrelaksuj się, nie dokonuj szybkich transakcji i spróbuj poszukać „the next big thing”, albo przynajmniej czegoś „relatywnie taniego”, czego nie dostrzegli jeszcze inni inwestorzy.
- Inwestycyjne FOMO przyzwyczaja inwestora do reagowania na sytuację (najczęściej na ruchy innych inwestorów) w miejsce zdrowego, proaktywnego i rozsądnego inwestowania.
Niektórzy myślą, że rynek da się pobić poprzez unikanie kupowania na górkach, ale we wpisie „Strategia kupowania w dołkach, czyli po korektach i obsunięciach indeksu” udowodniłem już, że taka strategia ma marne szanse powodzenia i o wiele lepiej jest kupować akcje zgodnie z planem, np. co miesiąc. Jak zatem radzić sobie z tym bardzo naturalnym dla ludzi instynktem stadnym w jego wariancie giełdowym? Mam na to kilka metod.
[Metoda] Zrozum, że na giełdzie jest mnóstwo spółek, a okazje pojawiają się nieustannie
Przed chwilą o tym wspominałem, ale żeby nie być gołosłownym, pokażę Ci pewien bardzo przekonujący dowód. Za pomocą takiego filtra na Stooq uzyskałem listę spółek, których wartość giełdowa wzrosła od 5 lat najmocniej. Jeśli myślisz, że dana spółka była „jedną na milion” to zobacz, jak wiele spółek na GPW wzrosło o blisko 1000% (10-krotnie) w ciągu 5 lat:
Mimo że giełda polska nie radziła sobie najlepiej w ciągu ostatniej dekady to blisko 170 z 721 spółek, które były notowane na giełdzie w lipcu 2010 roku do dziś przynajmniej podwoiło swoją wartość rynkową. Sam policz prawdopodobieństwo, z jakim ktoś bez żadnej wiedzy, ani umiejętności przypadkowo wybrałby przynajmniej jedną taką perełkę ;). Zakładam, że prawdopodobnie jest ono wyższe, niż myślałeś, zanim ujrzałeś tę statystykę. Co jeszcze można zrobić, by zwalczyć w sobie strach przed przegapieniem okazji?
[Metoda] Przestań wierzyć w "życiowy trade" i to, że osiągniesz dzięki giełdzie w trzy lata niezależność finansową
Kluczem jest ustanowienie realistycznych oczekiwań co do możliwych do osiągnięcia stóp zwrotu z inwestycji. Psychologia inwestowania opiera się na zrozumieniu, że „wykręcenie” ponadprzeciętnego wyniku inwestycyjnego jest trudne. Tym bardziej że piszę te słowa w czasach, gdy aktywa uznawane powszechnie za bezpieczne, takie jak obligacje skarbowe państw rozwiniętych i lokaty bankowe oferują mniej niż 1% zysku brutto rocznie.
Przestań spodziewać się, że uda Ci się zyskiwać więcej niż 10% rocznie brutto każdego roku, gdyż jest to założenie wysoce nieprawdopodobne. Owszem, na świecie, a nawet w Polsce żyją setki inwestorów, którzy chwalą, a nawet szczycą się podobnymi wynikami publicznie, ale każdy z nich albo robi to od dekady lub dwóch, albo ma do tego naturalny talent. Skoro jesteś moim czytelnikiem, to prawdopodobnie nie inwestujesz na pełny etat, a więc polecam Ci wcześnie porzucić nierealistyczne założenia dotyczące astronomicznych stóp zwrotu. Gdy tego dokonasz, obiecuję, że Twoje życie jako inwestora stanie się od tego momentu o wiele prostsze… i szczęśliwsze!
Wiara w dokładną powtarzalność sytuacji
Ostatnim z problemów związanych z zawieraniem transakcji na giełdzie jest wiara, że historia zawsze się powtarza. Co ciekawe równie dużym problemem w psychologii inwestowania jest myślenie, że historia nigdy się nie powtarza, ale o tym będzie za chwilę. W kolejnym akapicie przedstawię Ci niebezpieczną wśród analityków tendencję do tzw. ekstrapolowania (nakładania) historycznych wykresów cen aktywów na te dzisiejsze.
Ekstrapolowanie historycznych wykresów na te dzisiejsze
Wykresy cen akcji, obligacji czy ETF-ów mają pewną ciekawą cechę. Bardzo często można bowiem nałożyć wyniki historyczne na te dzisiejsze i ujrzeć prawie dokładną ich powtarzalność. Nie trzeba szukać daleko, bo czegoś podobnego dokonali dość niedawno analitycy z Nautilus Investment Research na wykresie poniżej:
Przyznam, że na pierwszy rzut oka mnie to prawie przekonało i głównie dlatego ekstrapolowanie wykresów jest tak niebezpieczne. Przedstawiona na wykresie, trzymiesięczna dodatnia korelacja między latami 1929, a 2020 wynosi aż 91%! Niestety z tego powodu jest ona więcej niż kusząca dla naszych mózgów, by pozwolić im „pójść na skróty”. Problem w tym, że choć analitycy Nautilusa poprawnie odnaleźli wysoką korelację zmian cen indeksu S&P dzisiaj i prawie 100 lat temu to… nie ma żadnego powodu, by obecny kurs indeksu jedynie z powodu jej istnienia dalej szedł drogą z 1929 roku.
Wyjaśnię to bardzo prosto. Obydwa krachy na giełdzie wynikały z bardzo różnych przyczyn i spowodowały bardzo różne efekty w prawdziwej gospodarce. W indeksie SPX notowane były wtedy zupełnie inne spółki, prowadzące diametralnie inne działalności, a więc narażone na inne ryzyka niż te dzisiejsze. Nie piszę tu, że kryzys nie nadejdzie (we wpisie „Jak inwestować w trzecim kwartale 2020 roku? Mój portfel inwestycyjny” przeczytasz, że raczej spodziewam się dekoniunktury), ale nakładanie na siebie wykresów należy traktować jako zabieg humorystyczny, a nie solidną podstawę do podejmowania decyzji związanych z inwestowaniem.
Wiara, że "tym razem będzie zupełnie inaczej"
Równie częstym, co ekstrapolowanie historycznych wykresów na te obecne problemem z psychologią inwestowania jest wiara, że „tym razem będzie inaczej”. Polega to zazwyczaj na akceptowaniu absurdalnie wysokich wycen spółek giełdowych i tłumaczenie, że ich zyski i dywidendy przestały mieć znaczenie, a kursów ich akcji nie łapie już grawitacja. Spójrzmy na wykres historycznego wskaźnika Shiller PE, mówiącego o tym, czy akcje są obecnie tanie, czy drogie:
Im wyższy jest ten wskaźnik dla indeksu S&P, tym (obiektywnie) droższe są akcje spółek wobec ich dziesięcioletnich wyników finansowych. Jak widać (również po tym wskaźniku), historycznie zdarzały się okresy, w których wyceny spółek dynamicznie spadały. Nieprzypadkowo są to okresy przeszłych kryzysów, które zwykle przypominały inwestorom, że mimo pokusy gigantycznych zysków, zazwyczaj nie warto przepłacać za akcje.
Wiara, że „tym razem będzie inaczej” to nic innego jak przeświadczenie, że zmieniły się reguły gry i dla pewnych spółek wskaźnik C/Z powyżej 500 jest usprawiedliwiony, bo „czeka je eksponencjalny wzrost”. Być może to prawda, ale inwestując, nigdy nie zapominaj, że w czasie kryzysu zwykle najdroższe spółki spadają z drzewa najszybciej, niczym najcięższe jabłka, których ciężar od lat skłaniał jego gałęzie ku dołowi.
Problemy z dokonywaniem transakcji na giełdzie
Powiedzmy, że wybrałeś już interesującą Cię spółkę lub ETF-a i chcesz dokonać zakupu. Załóżmy, że dokonana przez Ciebie analiza była naprawdę gruntowna, ocenił ją znajomy i doświadczony inwestor i nie ma ona pozornie żadnych luk, ani braków. Naturalnie więc chcesz dokonać transakcji i otworzyć pozycję długą na wybranym walorze (czyli po ludzku „dokonać zakupu”). Jakie problemy tym razem może spłatać Ci ludzka psychika? W czym jeszcze może Ci pomóc gałąź nauki, jaką jest psychologia inwestowania?
Zbyt częste zawieranie transakcji
O częstym zawieraniu transakcji pisałem już na blogu wielokrotnie. Z jednej strony tzw. daytrading potrafi być całkiem dobrym i zyskownym sposobem na inwestowanie, będącym dla wielu profesją i pracą na pełen etat. Z drugiej, natomiast, zbyt częste zawieranie transakcji to jeden z wielu błędów nowicjusza, którego posiadane akcje „parzą w dłonie” i musi stale pozbywać się ich ze swojego rachunku maklerskiego. W dalszej części tego wpisu, która będzie dotyczyć prowadzenia portfela inwestycji, opiszę szerzej problem „gorącego kartofla”, a na razie zapraszam do zapoznania się z wykresem, na którym zaznaczyłem transakcje inwestora:
Kolorem zielonym oznaczyłem momenty kupna, a czerwonym momenty sprzedaży. Bystry inwestor zauważy, że omawiana osoba wyszła na swoich transakcjach mniej więcej tak samo, jak gdyby dokonała jednorazowego zakupu i przez cały okres trzymała instrument finansowy w portfelu. Na częstotliwości transakcji zyskał przede wszystkim jej makler, który na obrazku chwali się swoim znajomym, prywatnie wyśmiewając podejście inwestora, którego rachunkiem się opiekuje. Nie zrozum mnie źle, bo są momenty, w których warto „uciekać, gdzie pieprz rośnie”, ale ważne, by tych momentów nie widzieć co kwartał i zawsze mieć do owej ucieczki dobre powody (na przykład oderwanie wyceny spółki od jej fundamentów). Jakie sposoby na zbyt częste zawieranie transakcji mogę Ci polecić?
[Metoda] Utrudnij sobie zawieranie transakcji
To najzabawniejsza, ale i najprostsza rada, jaką dam Ci w tym wpisie. Im prostsze jest dla Ciebie zawieranie transakcji, tym częściej się do tego uciekniesz. Wynika to z natury ludzkiej i istoty strachu przed stratą. Spokojna głowa, bo możesz to u siebie przepracować za pomocą następujących „trików”:
- Zamiast korzystania z aplikacji do tradingu, zawsze używam, pełnej wersji webowej swojego biura maklerskiego. W ten sposób nie mogę zawrzeć transakcji w mgnieniu oka, a więc mam (w wymuszony sposób) trochę więcej czasu na zastanowienie.
- Poza powyższym mam niepisaną zasadę, że zanim dokonam transakcji, muszę ją wpisać do swoistego dziennika (prosty plik Excel) wraz z komentarzem, dlaczego jej dokonuję. Prowadzę takie coś od lat i wielokrotnie uratowało mnie to przed nierozsądnym zakupem lub sprzedażą posiadanego instrumentu finansowego.
Jest jeszcze „wyższy poziom” powyższego, który opiszę w kolejnym akapicie, jakim jest konieczność zgody drugiej osoby na transakcję w swoim portfelu.
[Metoda] Konsultuj z zaufaną osobą każdą transakcję zanim jej dokonasz
Zakładam, że konsultowanie każdej transakcji z drugim inwestorem może wydawać Ci się absurdalne, lub nawet godzić w Twoje poczucie wolności i prywatności. Na stronie o blogu i o mnie napisałem, że cenie sobie wolność ponad wszystko i nie kłamałem, ale podobna reguła wielokrotnie uratowała mnie przed utratą pieniędzy. Każdy Buffett musi mieć swojego Mungera, a więc sugeruję Ci znaleźć osobę o podobnym celu inwestycyjnym i sytuacji życiowej, z którą będziesz mógł konsultować swoje inwestycje. Najlepiej, jeśli będzie to ktoś na mniej więcej Twoim poziomie doświadczenia, ale z innym temperamentem. Ustalcie wspólnie, że, mimo że prowadzicie odrębne portfele, będziecie się ze sobą konsultować przed podjęciem każdej decyzji inwestycyjnej. Jestem niemal przekonany, że zyskacie na tym obydwaj.
Jeśli szukasz takiego inwestycyjnego „sparing partnera” to serdecznie zachęcam do wykorzystania grupy dyskusyjnej „Inwestomat” na Facebooku do znalezienia takiego korespondenta. Spokojnie, nie jest to grupa matrymonialna, choć przy dobrych wiatrach wasze portfele okażą Wam dużo wdzięczności za konstruktywną, ale wymaganą wzajemną krytykę swoich pomysłów. Mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach do mojej grupy dołączą wszyscy zainteresowani tematyką inwestowania czytelnicy bloga, a niektórzy z nich będą aktywnie uczestniczyć w jej życiu. Ta aktywność powinna pomóc Ci w znalezieniu wspomnianego „sparing partnera” o podobnym doświadczeniu i podejściu do ryzyka. Jeżeli preferujesz inwestowanie solo, to wróć do wcześniejszego akapitu i zwyczajnie „utrudnij sobie” zawieranie transakcji.
Odkupywanie akcji spółek, które rosną dalej
Powiedzmy, że posiadasz akcje dobrej spółki, która w parę miesięcy dała Ci nieźle zarobić. W pewnym momencie jej kurs zaczyna się mocno osuwać, więc ustawiasz zlecenie Stop Loss na poziomie – dajmy na to – 10% poniżej ceny zakupu. Zlecenie się aktywuje i sprzedajesz spółkę z lekką stratą, ciesząc się, gdy po kilku dniach spada do 70% oryginalnej ceny zakupu. Wszystko jest OK do momentu, gdy… kurs spółki ponownie przebije cenę, po której ją uprzednio sprzedałeś. W Twojej psychice zadzieje się w takim momencie coś dziwnego, co może zachęcić Cię do ponownego otwarcia pozycji, podobnie jak zachęciło bohatera wykresu poniżej:
W psychologii inwestowania takie zjawisko jest niezwykle częste i zwykle bardzo kosztowne. Dwa główne błędy, które inwestor tutaj popełnia to:
- Skoro spadki wywołują u niego emocje, to raczej nie wie, dlaczego w ogóle kupił papiery danej spółki. Tutaj trzeba wrócić do jednego z akapitów powyżej i dokonać porządnej analizy i wyceny spółki jeszcze przed jej zakupem.
- Odkupywanie, gdy cena aktywa rośnie to szczególnie skomplikowany rodzaj FOMO. Skoro na pierwszym miejscu spółka była dla Ciebie warta 100 zł to czemu pozbywasz się jej za 70 zł, a później chcesz odkupić za 105 zł? Rynek udowodnił, że nie miałeś racji, sprzedając ją? A może nie wiesz o spółce wystarczająco dużo i Twoja niepewność popycha Cię do niekoniecznie przemyślanych, emocjonalnych decyzji, których później żałujesz? Tylko jak temu zaradzić?
[Metoda] Usuń sprzedaną spółkę ze swoich notowań/radaru
Tak, napisałem to. Kto powiedział, że musisz dalej sprawdzać kurs ceny świeżo sprzedanej spółki? To rozwiązanie brzmi absurdalne, jest skrajnie prymitywne, ale do bólu skuteczne. Jeśli spodziewałeś się tutaj porad opartych o matematykę i skomplikowany model wyceny to mogłeś się nieco rozczarować, ale metoda musi być dopasowana to problemu. Odkupywanie wcześniej sprzedanych (najczęściej ze stratą) spółek to problem emocjonalny, który możesz zaadresować jedynie metodą brutalną i ostateczną, jaką jest ograniczenie sobie pola widzenia. Wiem, że może to być dla Ciebie zabawne, ale dla mnie działało przez całe lata naprawdę znakomicie i pozwalało mi się skupić na szukaniu kolejnych okazji.
Paniczna sprzedaż i odkuwanie się po stracie
O sprzedawaniu bez powodu lub tylko dlatego, że cena instrumentu spada, już w tym tekście wspomniałem, ale teraz chciałbym się problemowi bliżej przyjrzeć. Każdy świeży inwestor musi sobie odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie, a konkretnie „jaka jest maksymalna akceptowalna przeze mnie strata?”. Z angielska nazywa się to „drawdown„, czyli obsunięcie kapitału to nic innego jak lokalne minimum mierzone od poprzedniego szczytu wartości portfela. Bardzo dobrze tę poradę opisał Philip Fisher, autor legendarnej książki „Zwykłe akcje, niezwykłe zyski„, którą bardzo polecam (kup tutaj, a wesprzesz mój blog, za co serdecznie dziękuję):
Jeden z moich ulubionych autorów książek o inwestowaniu ma całkowitą rację: zaplanuj swoją inwestycję, zanim zaczniesz budować portfel, by zrozumieć jakie ryzyko podejmujesz. W innych wpisach na moim blogu, a zwłaszcza w „Czy w inwestowaniu trzeba mieć szczęście? Losowość stóp zwrotu” poruszyłem kwestię ryzyka inwestycji. Musisz zrozumieć, że inwestowanie w cokolwiek bardziej zyskownego od lokat wiąże się z pewnym, często sporym ryzykiem inwestycyjnym. Pomocny będzie tu cytat Vana K. Tharpa z książki „Giełda, wolność i pieniądze. Poradnik Spekulanta„, który głosi “Nie będziesz umieć zarobić pieniędzy, jeśli nie będziesz gotów ich tracić. To tak jak z oddychaniem: nie można wdychać, nie wydychając”. Pomocna przeciw panicznemu wyprzedawaniu akcji z portfela będzie metoda, którą teraz opiszę.
[Metoda] Nie ryzykuj nadmiernie, wykonując emocjonalne ruchy, nawet jeśli będziesz chwilowo na minus
Czy kojarzysz ankietę MiFID, o której pisałem we wpisie „Inwestycyjny wstęp (3/6) – Jak założyć rachunek maklerski?„? Jest duża szansa, że tak jak większość inwestorów ją zbagatelizowałeś, traktując ją jako kolejną fanaberię europejskiego regulatora, odpowiadając mniej lub bardziej na chybił trafił i nie czytając jej wyników. W tej łatwej do zignorowania ankiecie pojawia się kilka pytań o tolerancję na ryzyko, a najlepszym z nich jest według mnie pytanie piętnaste:
15. Zainwestowałem z myślą o 3-letnim horyzoncie inwestycyjnym, ale po pół roku moja inwestycja, podobnie jak rynek, zanotowała niespodziewany spadek wartości. Moim najbardziej prawdopodobnym ruchem będzie:
- chcąc uniknąć dalszych strat, sprzedam wszystkie instrumenty finansowe
- chcąc ograniczyć straty, sprzedam część instrumentów finansowych
- zaczekam ze sprzedażą do momentu, aż moje instrumenty finansowe odzyskają wartość początkową
- nie planuję sprzedaży przed końcem założonego horyzontu inwestycyjnego
- korzystając ze spadku cen, dokupię dodatkowe instrumenty finansowe
Jest to doskonałe pytanie, na które w teorii wszyscy odpowiadają odpowiedziami 3-5, a w praktyce większość początkujących wykonuje ruchy 1 lub 2. Nie zrozum mnie źle, bo nie jestem żadnym „inwestycyjnym kamikaze” i gdy się pomylę w analizie, to sam ucinam pozycję po pewnej stracie, ale ten przypadek jest inny. Kluczem jest sformułowanie „podobnie jak rynek„, które oznacza, że wartość indeksu spadła, a więc mamy do czynienia raczej z paniką na giełdzie, a nie z pogorszeniem sytuacji finansowej spółki z portfela inwestora. Przed zbudowaniem portfela inwestycji koniecznie odpowiedz sobie na pytanie „co jeśli?”, a później zweryfikuj w praktyce czy masz wystarczająco silną psychikę, by oprzeć się pokusie sprzedaży przecenionego aktywa.
[Metoda] Cenzura wyniku inwestycyjnego jako kwoty
To jedna z „metod atomowych”. Jest w naszej psychice coś, co sprawia, że łatwiej nam jest tolerować zmiany procentowe od zmian wyrażonych w liczbach całkowitych. Dla przykładu, który z poniższych zapisów łatwiej jest zaakceptować, a może nawet kiwnąć na niego ręką?
- Wynik na portfelu: – 13%
- Wynik na portfelu: – 182 000 złotych
Mnie zdecydowanie prościej jest zaakceptować ten pierwszy. Uważam, że warto, a wręcz należy znać nominalny wynik liczbowy swojego portfela, ale w momentach załamania rynku nic nie stoi na przeszkodzie, by ułatwić sobie ten ciężki okres poprzez tymczasowe sprawdzanie jedynie wyniku wyrażonego w procentach. To prosty trik, który sprawia, że inwestor przestaje traktować swoją inwestycję jako pieniądze, a jedynie jako „stopę zwrotu”. Jeśli jesteś sceptyczny i metoda ta wydaje Ci się nieprzydatna albo wręcz groteskowa, zapewniam Cię, że przez dekadę inwestowania wielokrotnie uchroniła mnie przed moimi własnymi emocjami i pozwoliła w końcu „wyjść na plus” z nawet najbardziej stratnej inwestycji.
[Metoda] Przestań traktować swoją stratę na jednej pozycji w sposób unikalny. Twój portfel nie wie o tym, że na niej straciłeś.
Wyobraź sobie, że masz w portfelu akcje pięciu spółek, z których cztery przynoszą zysk, a jedna stratę. Ta strata jest na tyle wysoka, że wręcz „ciąży” na wyniku całego portfela. Podejmujesz decyzję, by pozbyć się kłopotliwej pozycji, ale w Twoim umyśle rodzi się plan. „Nie mogę dopuścić, by te pieniądze na siebie nie zarobiły, muszę nimi teraz zaryzykować!” – myślisz, po czym lokujesz gotówkę z jej sprzedaży w akcje jeszcze bardziej ryzykownej spółki. I tu pojawia się problem, bo Twój portfel „nie wie” o tym, że miałeś stratną pozycję na wybranej spółce!
Metodą na to jest patrzenie na portfel całościowo. Pieniądze, które pochodzą z felernej spółki, na której straciłeś, wcale nie muszą teraz na siebie odrobić. Twoje pieniądze to po prostu Twoje pieniądze i nie ma znaczenia źródło ich pochodzenia. To zjawisko nazywa się mentalnym księgowaniem w kontekście oszczędzania, a rozwinę je w kolejnym rozdziale przy okazji opisywania problemów związanych z prowadzeniem portfela inwestycyjnego. Przejdźmy do najważniejszego rozdziału tego wpisu, który dotyka nieustannego problemu w dziedzinie psychologii inwestowania, jakim jest prowadzenie portfela inwestycji.
Problemy z prowadzeniem portfela inwestycji
O ile problemy z doborem składników portfela oraz kłopoty związane z transakcjami na giełdzie występują raz na jakiś czas, to problemy z prowadzeniem portfela inwestycji możesz napotkać dosłownie każdego dnia. Dziedzina, jaką jest psychologia inwestowania, adresuje je dosyć zdawkowo, ale dla mnie są one zdecydowanie najtrudniejsze do pokonania, a w związku z tym najpilniejsze do zaadresowania. Jeśli dziwi Cię to, że umieściłem je w ostatniej części tego tekstu, to pamiętaj, że zwykle najlepiej zapamiętujemy to, co znajdowało się na końcu tekstu. Zacznijmy od zauważenia, że nasza psychika odmiennie traktuje zyski i straty, tym drugim zwyczajowo przyznając większą wagę emocjonalną.
Odmienne traktowanie zysków i strat
Czy zauważyłeś kiedyś, jak odmiennie reagujesz na zyski i straty? Jeśli dotyczy Cię ten problem, to jesteś w jakichś 99% wszystkich inwestorów. Z natury 20% zysk cieszy nas mniej niż boli 20% strata, co świetnie obrazuje poniższy wykres, pokazujący relację emocji do wyniku z inwestycji:
Z pozoru są to podobne zależności, bo im wyższy zysk, tym większa radość, a im wyższa strata, tym większy ból. Z tym że dynamika zmian jest dużo wyższa dla wyników negatywnych. Samo zauważenie, że strata wzbudza w Tobie o wiele większe emocje, niż zysk to dobry początek do zwalczenia w sobie tej, bądź co bądź, naturalnej tendencji ludzkiej psychiki. Mam na to kilka metod, które powinny Ci pomóc w „przeżyciu straty” i „docenieniu zysku”.
[Metoda] Spróbuj odciąć swoje wyniki od jakichkolwiek emocji
To właściwie porada, a nie konkretna metoda, bo chodzi tu o znalezienie sposobu na odcięcie swoich inwestycji od całego układu generującego emocje. Brzmi ciężko lub mało możliwie, ale to wykonalne dzięki następującym metodom:
- Zanim zainwestujesz swoje pieniądze w pierwsze akcje lub ETF-y akcyjne, zapytaj siebie, czy przewidujesz wzrost, czy spadek PKB, czyli produktywności kraju, w którym będziesz inwestował. Jeśli jesteś przekonany o dobrych/wzrostowych latach, które czekają gospodarkę danego kraju to dlaczego miałbyś nie być przekonany o wzrostach cen akcji spółek giełdowych, które w nim operują? Pomaga, prawda?
- Drugą metodą jest przyjrzenie się stopom zwrotu z indeksu giełdowego, do którego należą spółki na Twoim celowniku. Oczywiście przeszłe wyniki nie gwarantują tych przyszłych, ale chodzi tu o coś zgoła odmiennego, czyli poznanie horyzontu długoterminowego. Co z tego, że chwilowo Twoje akcje lub ETF-y notują spadki, jeśli indeks S&P w ciągu ostatnich lat skorygowany o inflację na dolarze radził sobie następująco:
Teraz powinno być Ci łatwiej zachować spokój i zaakceptować nawet wysokie straty, które notujesz na swoim portfelu.
[Metoda] Rób kwartalny przegląd finansów swoich spółek, naucz się zmieniać zdanie
Gdy kilka lat temu kupowałem polską spółkę zajmującą się szeroko pojętą nową technologią i technikami automatyzacji procesów wydawała mi się „strzałem w dziesiątkę”. Przez lata trzymałem na rachunku jej akcje tylko po to, by patrzeć, jak tracą na wartości. Choć dalej wierzyłem w zarząd tej firmy, a jednego z jej pracowników nawet znałem osobiście to zarówno ich produkty, jak i sprawozdania finansowe świadczyły o tym, że zmierza donikąd.
W celu uniknięcia takich sytuacji w przyszłości wprowadziłem prosty proces cokwartalnego badania sprawozdań finansowych wszystkich spółek w moim portfelu. Pozwala mi to ocenić obecną sytuację pod kątem tego, czy dalej warto trzymać akcje danej spółki, czy może dokupić ich trochę lub oznaczyć je jako „do sprzedania”. To ostatnie robię dość rzadko, ale kontrolowanie finansów spółek w moim portfelu pozwoliło mi nauczyć się zmieniać zdanie, dzięki czemu nieraz obróciłem stratną pozycję w coś znacznie lepszego.
Mentalne księgowanie, które komplikuje prowadzenie portfela
Powracamy do mentalnego księgowania, ale tym razem w kontekście inwestowania na giełdzie. Przy budowie portfela często tworzymy sobie szufladki mentalne typu „portfel bezpieczny”, „portfel zwykły” i „portfel spekulacyjny”, nadając im różne proporcje i decydując się ich bezwzględnie trzymać. Problem w tym, że Twój majątek to dalej (całościowo) jedna liczba, a mentalne szufladki nie uratują Cię przed nadmierną stratą, a mogą znacznie ograniczyć Twój potencjał do zysku. Obrazowo można to pokazać za pomocą takich trzech świnek-skarbonek:
Wyobraź sobie, że jesteśmy po ogromnej obniżce cen akcji, a średnie C/Z spółek z warszawskiego parkietu wynosi 7 (obecnie około 12). Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią, że warto teraz podjąć trochę większe ryzyko i rozszerzyć część akcyjną portfela. W portfelu głównym masz 50%/50% akcje/obligacje, w portfelu spekulacyjnym same akcje, a w ten na wydatki to zwykła lokata bankowa. W tej sytuacji nie jest błędem decyzja o zwiększeniu alokacji akcyjnej z (obecnie) 50% do jakiś 70-80%, ale masz przed tym mentalną blokadę. Ustaliłeś sobie kiedyś, że portfel bezpieczny, czyli ten na wydatki musi być lokata bankowa i koniec, podczas gdy Twoje finanse na tym całościowo ucierpią.
Analogicznie będzie w przypadku bardzo wysokich cen akcji, gdy C/Z sięgnie 25, lub nawet 30, ale uprzesz się, że 20% Twojego portfela to „spekulacje i już”. Zarabiać będziesz do czasu, aż większość tej świnki-skarbonki zwyczajnie stracisz, bo okaże się, że wyceny tych spółek były irracjonalnie wysokie, a wzrosty wywoływane były przez euforię inwestorów i nic ponadto. Radzę Ci nauczyć się używać mentalnego księgowania do trzymania proporcji swojego portfela, ale nie trzymać się ich kurczowo, gdy zmieni się sytuacja na rynkach.
Dobrze jest mieć kilka wariantów portfela, do których będzie się dążyć w zależności od np. wskaźników wyceny (C/Z, C/WK, Shiller C/Z, CAPE) światowych indeksów giełdowych. O moim podejściu do tzw. poduszki finansowej, która wg mnie jest najczęściej obserwowanym w Polsce „objawem” mentalnego księgowania napisałem we wpisie „Cała prawda o poduszce finansowej, czyli jak ułatwić sobie inwestowanie„, do którego przeczytania chciałbym Cię również serdecznie zachęcić.
[Metoda] Zrozum, że pieniądz to pieniądz. Niezależnie od źródła, czy szuflady, w której go trzymasz (również mentalnie)
Choć o tym już wyżej pisałem, to warto to raz jeszcze powtórzyć. Jeśli planujesz poważny zakup (patrz jeden z moich pierwszych wpisów na blogu: „Jak zmotywować się do oszczędzania? Ustal właściwy cel„) to oczywiście warto mieć „bezpieczniejszą szufladkę” na środki pieniężne. W innych przypadkach takie „szufladkowanie” według mnie mija się z celem i może sprawić, że podejmiesz zbyt duże ryzyko lub ominie Cię oczywista okazja.
Osobiście traktuję swoje finanse jako jedną całość, ustalam sobie możliwy profil ryzyka i cel finansowy na lata. Jeśli statek płynie w złym kierunku, to koryguję kurs i płynę dalej, starając się nie nabrać zbytniej awersji do ryzyka i zrozumieć swoje przeszłe błędy. Omówmy teraz jeden z najczęstszych problemów psychiki inwestora związany z prowadzeniem portfela inwestycji, czyli częste sprawdzanie kursów swoich inwestycji.
Obserwuj mnie na Twitterze:
Subskrybuj mój kanał YouTube:
Ciągłe sprawdzanie kursów swoich spółek
Kupiłeś właśnie pierwsze papiery wartościowe. Mija dzień, a potem dwa i trzy, a Ciebie napawa duma z „wykręconego” wyniku +5%. „Ach, Ci frajerzy z pieniędzmi na lokatach” – myślisz. „Ale byłem głupi, przez lata omijając giełdy szerokim łukiem!” – mówisz znajomemu, a później zaczynasz odświeżać kursy cen swoich akcji coraz częściej. Codziennie, co godzinę, co kilka minut. W końcu tak wchodzi Ci to w krew, że musisz na bieżąco kontrolować ruchy cen swoich aktywów i przestajesz mieć czas na myślenie o kolejnych ruchach, czy chociażby na edukację. Brzmi znajomo? Jeśli nie to masz szczęście, bo większość inwestorów w pewnym momencie styka się z tym problemem.
Niepotrzebne nerwy, strata czasu oraz bodziec do mało przemyślanych transakcji. Takie efekty najprawdopodobniej odniesie częste sprawdzanie cen komponentów Twojego portfela. Jeśli czujesz się niekomfortowo w posiadaniu danego instrumentu, to może nigdy nie powinieneś był go kupować? Łatwo mówić, prawda? Bardzo leczniczym efektem będzie dla Ciebie oduczenie się takiego ciągłego sprawdzania, na co mam dwie bardzo skuteczne metody.
[Metoda] Zajmij się czymś innym, np. szukaniem nowych okazji lub edukacją
Prowadzisz portfel inwestycyjny z wieloma składnikami i jakoś bardzo Cię kusi, by stale sprawdzać wartość swojego majątku. Zamiast tego postaw sobie cel, by na przykład dokonać dokładnej analizy finansowej wszystkich spółek z indeksu WIG_NIERUCHOMOŚCI w celu znalezienia trzech najlepszych fundamentalnie firm z tego zbioru. Jeśli wolisz inne sektory, to wszystkie z nich znajdziesz pod tym linkiem, ale istotne jest postawienie sobie celu, a rozwój „watchlisty” jest równie dobry, jak cokolwiek innego. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że lepsze od ciągłego sprawdzania kursów swoich spółek jest niesprawdzanie ich wcale, pod czym jestem się w stanie podpisać.
[Metoda] Pozbądź się strony z aktualnymi kursami spółek z zakładek.
Nie mogło zabraknąć opcji atomowej. Jeśli mimo zajęcia się czymś innym nie możesz się oprzeć, by sprawdzić co kilka minut kurs cen swoich akcji lub ETF-ów to… usuń stronę z kursami z zakładek przeglądarki. Jeśli używasz aplikacji do notowań, to usuń aplikację. W kwestii zwalczania u siebie nawyku ciągłego sprawdzania stanu swojego portfela nie cofaj się przed niczym, bo na dłuższą metę naprawdę można w ten sposób zwariować (i stracić dużo pieniędzy!).
Jeśli psychologia inwestowania stałaby się bardziej popularną dziedziną to według mnie „leczyłaby” inwestorów głównie z tego bardzo niszczącego nawyku. Oczywiście są osoby (takie jak traderzy), które wręcz muszą ciągle „trzymać rękę na pulsie” i sprawdzać, w którą stronę idą ich inwestycje, ale zwyczajny, drobny inwestor wręcz nie powinien tego robić, jeśli chce zachować swoje zdrowie psychiczne.
Brak planu wyjścia z inwestycji
Plan wyjścia z inwestycji może Ci się kojarzyć z funduszami Venture Capital, które inwestują w Startupy, pomagając im rosnąć, a później sprzedają z zyskiem ich udziały innym inwestorom. W inwestowaniu indywidualnym często dziwię się, gdy osoby selekcjonujące spółki nie zastanawiają się nad momentem wyjścia z inwestycji. Spadek przychodów? Malejące dywidendy lub zaprzestanie ich wypłat w ogóle? Sygnały, że branża, w której działa spółka się kurczy, a zarząd nie potrafi się dostosować do nowych realiów? Każda z tych rzeczy może być dobrym bodźcem do wyjścia z inwestycji i nie należy się wahać przed sprzedażą aktywa, gdy przestanie ono spełniać pewne warunki, które przed inwestycją zakładałeś.
I nie chodzi mi o zakładanie zlecenia Stop Profit, będącego odwrotnością Stop Lossa, czyli zleceniem sprzedaży, gdy cena osiągnie (od góry) wybrany pułap. Stop Profit bywa ekstremalny i często pozbawia inwestora możliwości dalszego zarobku, ale brak planu wyjścia z inwestycji potrafi skrzywdzić inwestora indywidualnego równie mocno. Zdziwisz się, że pisze to zadeklarowany inwestor długoterminowy i defensywny? Jestem nim, ale gdy po latach moja spółka portfelowa zaczyna radzić sobie o wiele gorzej, to przeprowadzam analizę, by zrozumieć czy to słabość wewnętrzna, czy zewnętrzna firmy i aby sprawdzić, czy zarząd ma dobry plan na wyjście z tej sytuacji. Jak konkretnie to robię? Dość prosto.
[Metoda] Bazując na wskaźnikach finansowych lub cenie ustal sobie moment wyjścia z inwestycji
Podam Ci teraz przykłady moich sposobów wychodzenia z inwestycji:
- Po pierwsze: gdy kupuję papiery wartościowe, to w 90% przypadków planuję nigdy nie wychodzić z inwestycji. Jestem inwestorem skrajnie długoterminowym i ogromną część otwartych pozycji na akcjach, które otworzyłem w latach 2012-2016 dalej posiadam w swoim portfelu.
- Po drugie: pozwalam sobie się mylić. Kilkukrotnie zmieniałem zdanie o spółce, bazując na spadku jej marży zysku, zwiększeniu ogólnego zadłużenia, albo zwyczajnie zbyt wysokiej wycenie na giełdzie. Gdy spółka płacąca 7% dywidendy brutto podwaja swoją wartość giełdową, stając się spółką płacącą 3,5% dywidendy brutto rocznie, to pozwalam sobie ją sprzedać i wymienić na lepszą i bardziej perspektywiczną „dywidendówkę”.
- Po trzecie: kiedy spekuluję (czyli względnie rzadko), upewniam się, że rozumiem, kiedy taką pozycję zamknąć i od czego owo zamknięcie zależy. Nigdy nie spekuluję na akcjach, czy obligacjach bez „wizji wyjścia” z takiej inwestycji. Przykład: ograniczenie „od góry” typu Stop Profit (częściej), czy bardzo ruchomy Stop Loss (rzadziej). Nigdy nie zdarzyło się jeszcze, że moja inwestycja spekulacyjna stała się dobrą inwestycją długoterminową, więc staram się w swoim inwestowaniu rozgraniczać te dwie rzeczy.
Warto ustalić strategię wychodzenia z inwestycji, by nie skończyć jak inwestorzy, którzy wierzą w to, że będą umieć przewidzieć górki i dołki na giełdzie. We wpisie „Czy szklana kula wygra z prostym inwestowaniem co miesiąc?” udowadniam zresztą, że nawet znając przyszłość, czasami przegrywa się z inwestorami, którzy po prostu kupują co miesiąc. Skoro już przy prowadzeniu portfela jesteśmy, to pomówmy trochę o jego dywersyfikacji.
Zbyt małe lub zbyt jednorodne portfolio
Dywersyfikacja, czyli rozkładanie ryzyka między wieloma klasami aktywów, walut i między krajami bardzo zyskała w ostatnich latach na popularności. Poprzez popularyzację ETF-ów, którą opisałem kolejno we wpisach „Inwestycyjny wstęp (2/6) – inwestowanie aktywne i pasywne„, a później w „ETF (1/6) – Co to są fundusze ETF i dlaczego warto w nie inwestować?” i całej reszcie tej serii, dywersyfikacja stała się niemal „gwarantem sukcesu” drobnego inwestora. Warto tutaj wspomnieć o tym, że dywersyfikację bardzo łatwo jest „zepsuć”, wprowadzając na przykład „naiwną dywersyfikację”, jak zwykłem nazywać zjawisko pokazane na diagramie poniżej:
„Kupiłem ETF-a, więc mam sporą dywersyfikację” – pomyślał inwestor, nie zauważając, że z tym ETF-em ma tak naprawdę łączną ekspozycję po ok. 28% na trzy spółki. Co gorsza, pozostałe 13% portfela to inne, głównie amerykańskie firmy technologiczne. W praktyce taki inwestor posiada same akcje typu „growth” z jednej branży i jednego kraju. Ten portfel może przynieść ogromne stopy zwrotu w kolejnych 20 latach i absolutnie tego nie neguję, ale jeśli ten inwestor sądzi, że zdywersyfikował ryzyko, to może się grubo przeliczyć. Co może zrobić, by zrozumieć, na co jest wystawiony?
[Metoda] Dokonaj stress testu swojego portfela
Na pewno warto zacząć od tzw. stress testu swojego portfela inwestycji. Pomocne w tym mogą być głównie przeszłe wykresy cen akcji wybranych spółek lub indeksów branżowych dla branż, w które się inwestuje. Najprościej założyć jakiś punkt w przeszłości (im dawniej, tym lepiej) i prześledzić notowania spółki/całej branży w danym kraju, by zidentyfikować tzw. drawdowny, czyli maksymalne obsunięcia kursu takich aktywów. Jeżeli pomnożysz ich amplitudę przez 2 i jesteś w stanie spać spokojnie z myślą, że Twój portfel pewnego dnia straci taki odsetek swojej obecnej wartości, to jesteś na dobrej drodze ;).
[Metoda] Dokonaj Wprowadź dywersyfikację sektorową, geograficzną i walutową do swojego portfela
W tym wpisie usiłuję nie rzucać truizmami i nie dawać rad „zbyt prostych, by były prawdziwe”, ale Twojego portfela inwestycji z pewnością nie zaboli wprowadzenie dywersyfikacji sektorowej, geograficznej i walutowej. Choćbyś chciał wybrać po 2-3 spółki „best in class” dla każdego rynku czy sektora i skończyć na 12 spółkach w portfelu to raczej warto upewnić się, że przynajmniej jedna, dwie są amerykańskie, a kilka innych działa np. w Azji, czy Europie. Stale sugeruję „specjalizować się” i uważam, że nie ma sensu dywersyfikować po wszystkich branżach, a raczej wybrać 2-3 „ulubione”, na których będziemy się skupiać przez kolejne lata. Niemniej jednak warto „rozsmarować” swój portfel inwestycyjny po kilku kromkach, by potem nie żałować wpływu kolejnego czarnego łabędzia na nasze wyniki inwestycyjne. Z dywersyfikacją łatwo przesadzić, o czym napiszę w kolejnym akapicie.
Zbyt duże portfolio, które ciężko się kontroluje
Coś dla tych, którzy wzięli zbyt serio radę, by „nie trzymać wszystkich jaj w jednym koszyku”. Z dywersyfikacją bardzo łatwo „przegiąć”, gdy nieroztropnie się rozwija swój portfel, ciągle dodając coraz to nowe papiery, nigdy nie rewidując już otwartych pozycji. Inwestor, który znajdzie się w sytuacji, w której bezpośrednio posiada papiery 100 różnych spółek, może ocknąć się, że zbudował właśnie swój własny „fundusz inwestycyjny”. Kłopot w tym, że zarządzanie takim portfelem może być kosztowne, toporne i zwyczajnie niemożliwe dla zwykłego śmiertelnika, który inwestowaniem zajmuje się jedynie amatorsko. Oto jak wizualnie prezentuje się portfel 100 spółek:
Paradoksalnie, taki portfel posiada też kilka mocnych stron. Są nimi m.in. trudność zawierania transakcji, która wspiera podejście długoterminowe oraz zwiększona szansa trafienia na „inwestycyjną perełkę”. Z drugiej strony, nawet jeśli inwestor trafi taką perełkę, to jej wpływ na jego portfel będzie znikomy, chyba że owa spółka urośnie o 1000% lub więcej, ale to raczej nieczęsty widok na rynkach finansowych. Jeśli naprawdę nie możesz znieść ryzyka wiążącego się z doborem i posiadaniem pojedynczych spółek w portfelu to może… czas zacząć inwestować w fundusze ETF?
[Metoda] Znajdź i kup ETF-a na wybrany rynek
ETF, czyli fundusz pasywny zwykle naśladuje zachowanie konkretnego indeksu giełdowego. Jako inwestor indywidualny, który uwielbia dywersyfikację, równie dobrze możesz zainteresować się tego typu funduszami. We wpisie „ETF (3/6) – Jak kupić ETF? Porównanie ofert, kont i możliwości” dość kompleksowo opisałem wszystkie możliwości zakupu funduszy ETF, jakie ma polski inwestor. Ten artykuł powinien pomóc Ci odnaleźć się w dosyć złożonym świecie inwestowania w fundusze pasywne, a reszta serii o ETF-ach podpowie Ci o konkretach doboru, rozliczania i budowania portfela ETF-ów. Nie odkrywaj koła na nowo i użyj sprawdzonych, tanich i popularnych rozwiązań na zwiększenie dywersyfikacji swojego portfela.
Szukasz taniego konta maklerskiego do akcji i ETF-ów?
Nota XTB: Inwestowanie jest ryzykowne. Inwestuj odpowiedzialnie.
Chcesz założyć IKE/IKZE z bogatą ofertą ETF-ów?
Mój link obniża prowizję na rynkach zagranicznych z 0,29% do 0,24%.
Szukasz zagranicznego konta maklerskiego?
Pełen ranking kont maklerskich do akcji i ETF-ów znajdziesz tutaj.
Podsumowanie
Doszliśmy wspólnie do końca wpisu, w którym zamieściłem opis szeregu problemów związanych z mentalnością inwestora indywidualnego. Dziedzina, jaką jest psychologia inwestowania może znacznie polepszyć Twoje wyniki inwestycyjne, jeśli tylko uświadomisz sobie, które z opisanych problemów Ciebie dotyczą. Jako amator inwestowania, a zarazem autor tego bloga sam nie jestem żadnym „inwestycyjnym guru” i zdarza mi się popełnić jeden z kilkunastu opisanych w tym artykule błędów. Najważniejsze jest spokojne przyjrzenie się swoim poczynaniom i zidentyfikowanie problemów związanych ze swoim podejściem do inwestowania.
Mam nadzieję, że ten wpis był dla Ciebie przydatny i pomoże Ci uniknąć w przyszłości wielu z inwestycyjnych błędów. Jeśli masz jakiekolwiek komentarze uzupełniające, czy pytania związane z wpisem to serdecznie zachęcam do zostawienia komentarza poniżej. Moje przemyślenia na temat inwestowania w Polsce zawarłem we wpisie „Dlaczego Polacy nie inwestują? Fałszywe przekonania o inwestowaniu„, w którym próbuję dociec tego, dlaczego inwestowanie jest w Polsce mało popularne i co możemy zrobić, aby tę czynność wspólnie odczarować.
Jeśli podobają Ci się moje treści, to serdecznie zachęcam także do polubienia mojej strony na Facebooku oraz do dołączenia do grupy dyskusyjnej o inwestowaniu pod patronatem mojego bloga. Jeśli jeszcze nie jesteś członkiem newslettera, to zapraszam do dopisania się poprzez wypełnienie dwóch pól zaraz pod wpisem. Dziękuję Ci za uczestniczenie w życiu bloga i do następnego!
Zapisz się do mojego newslettera:
Wyraziłeś/-aś chęć zapisu do mojego newslettera. Teraz sprawdź swoją skrzynkę E-mail i potwierdź chęć zapisania się.
Zastrzeżenie
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autora i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715). Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam umieszczanych na blogu.